sobota, 30 sierpnia 2014

Twenty Two.

- Louis, wyjdźmy stąd – powiedziałam , niskim głosem, wstając z krzesła i zbierając swoje rzeczy.
- Lily – cichy głos matki obił mi się po uszach i prawdopodobnie ruszyła w moją stronę, z Grace u boku.
- Louis – warknęłam ponownie, czując jak powoli rozpiera mnie gniew. Szatyn również nie podzielał zachwytu mojej matki i wykonał moją prośbę. Ubraliśmy się w szybkim tempie i idąc za rękę chcieliśmy opuścić lokal.
- Lily, poczekaj… - dłoń matki zacisnęła się na moim płaszczu. Po moim ciele przeszły dreszcze i spojrzałam w jej oczy, pierwszy raz od ponad trzech miesięcy. Myślałam, że gdy to zrobię, poczuję do niej jakąkolwiek tęsknotę, ale nic. Żadnej reakcji.
- Nie dotykaj mnie – syknęłam, wyrywając rękę z jej uścisku. Matka patrzyła na mnie zaskoczona.
- Myślałam, że cieplej mnie przywitasz – odparła niepewnie. – I nie zobaczę Cię w towarzystwie łowców – spoglądnęła na Louisa z pogardą, marszcząc brwi.
- Jak śmiesz oceniać to, co robię, gdy ty nawet nie potrafiłaś mi powiedzieć prawdy? – zapytałam ją, parskając ironicznym śmiechem, zaciskając drugą, wolną dłoń w pięść. Grace tylko stała z boku i obserwowała mnie uważnie. Wiedziała, że jestem młodym wampirem i mogę w każdej chwili stracić kontrolę. A byłam tego stanu naprawdę blisko.
- Mogę, bo jestem Twoją matką – odpowiedziała nadzwyczajnie spokojnie.
- Skąd mam to wiedzieć? – mama zbladła.
- Hayley, Lily, może pojedźmy do krypty, tam spokojnie porozmawiamy – do rozmowy wtrąciła się Grace, wskazując na wyjście z lokalu, w którym byliśmy niemałą sensacją.
- Nie mam zamiaru z nią być w jednym pomieszczeniu, szczególnie dzisiaj – pokręciłam głową.
- Powinniście porozmawiać – nalegała Grace, z poważną miną. Przeniosłam na nią swój pełen wściekłości wzrok, tracąc cierpliwość. Poczułam jak kły wyłaniają się z pomiędzy moich stałych zębów, a sińce kalkulują się pod moimi oczami razem z żyłami. Mamie rozszerzyły się oczy, a dłoń powędrowała do ust.
- Powiedziałam coś, Grace – syknęłam. Louis przypominając mi o swojej obecność, mocniej ścisnął moją rękę.
- Mnie nie tym nie przestraszysz, Lily, co najwyżej zamknę Cię w izolatce na cały tydzień, byś nauczyła się panować nad sobą – odparła, mrużąc oczy.
- To ją stąd zabierz, z dala ode mnie – fukając, opuściłam lokal z niską spuszczoną głową by nikt nie zauważył, co się ze mną działo.
- Lily! – słysząc swoją matkę, zawarczałam cicho, już kompletnie nie panując nad sobą. Miałam ochotę rozszarpać jej gardło w drobny mak.
- Nie radzę Ci teraz do niej podchodzić, Hayley, bo zrobi Ci krzywdę – ostrzegła ją Grace, lekko przejęta.
- Od kiedy ona nim jest? – w jej pytaniu usłyszałam wściekłość.
- Nie udawaj, że nie wiesz – tym razem i w tonie Grace usłyszałam ironię. Moja matka nie odpowiedziała jej, a po chwili poczułam na sobie jej obie ręce.

W tym momencie, od wielu dni coś we mnie pękło.

Z wampirzą siłą i szybkość przyparłam matkę do ściany restauracji za szyję i podniosłam do góry, ściskając mocno jej szyję, dusząc. Tym razem w jej oczach zauważyłam strach. Ja natomiast cała drżałam i władała mną żądza mordu.

- Lily, zostaw ją! – na ziemię przywrócił mnie głos Louisa, ale mój wewnętrzny wampir nie chciał tego słuchać. Nadal wpatrywałam się wściekle w swoją matkę, przyciskając ją jeszcze mocniej do muru.
- Opuść to miasto i nigdy już mnie nie na chodź – wycharczałam w jej stronę.
- Lily, puść ją – Louis nie dawał za wygraną. – Nie chcesz zrobić jej krzywdy i dobrze o tym wiesz. Nie daj się rządzić swojemu wampirowi, Lily.
- Zrozumiałaś? – zignorowałam swojego chłopaka, nadal gapiąc się na swoją matkę. Otępiała pokiwała głową, wierzgając nogami. Z prychnięciem puściłam ją i spadła z hukiem na ziemię pokrytą odrobiną lodu. Odwróciłam się w stronę Louisa. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale i widziałam, że patrzył na moją matkę z niechęcią. Przynajmniej wiedziałam, że nie byłam jedyną osobą, która nie żywiła już do niej jakichkolwiek uczuć. Louis nawet jej nie znał.
- Lily? – jego ręce opiekuńczo objęły mnie w talii, uważnie obserwując moją twarz. – Wdech i wydech, ćwiczyliśmy to – mruknął, biorąc zimne powietrze do swoich płuc. Powtórzyłam to po nim, a następnie wypuściliśmy razem dwutlenek z ust. Z sekundy na sekundę czułam, jak się odprężam. – Świetnie, maleńka – Louis uśmiechnął się lekko, głaszcząc po policzku.
- Zabierz ją do krypty i się nią zajmij, Tomlinson. Porozmawiamy o tym kiedy indziej – do moich uszu dotarł niby do rozbawiony, niby to poważny głos Grace. Nie chciałam jej patrzeć w oczy po tym, co się stało. Mogłam zostać surowo ukarana za napaść na nocnego łowcę.
Louis nie odpowiadając jej, trzymając mnie mocno za rękę, zaprowadził do auta.
- Wszystko w porządku? – zapytał mnie, odpalając samochód.
- Nie wiem… - powiedziałam z wahaniem, patrząc się w swoje blade dłonie. – Przepraszam, Louis, ten wieczór nie powinien się tak skończyć…
- Jeszcze się nie skończył, długa noc przed nami – uśmiechnęłam się pod nosem. Do końca drogi nie odezwaliśmy się do siebie i spędziliśmy ją w ciszy. Byłam dziwnie spokojna… O mało co nie udusiłam własnej matki, a ja siedzę całkiem opanowana! To było strasznie dziwne! 

Czyżbym już naprawdę nie miała z mamą nic wspólnego? Czy więź, która była między nami, została trwale zerwana?

***
- Louis… - jęknęłam głośno, wypychając biodra w jego stronę, by był we mnie głębiej, a przyjemność jeszcze większa. Louis stękając dobił do szczytu, całując mnie namiętnie i przyciskając mocno do siebie. Schowałam twarz w jego opalonej i wytatuowanej piersi, a rękoma ślizgałam się po jego mokrych barkach. Uwielbiałam kochać się z Louisem. Nie wiem dlaczego kilka miesięcy temu brałam go kobieciarza i totalnego dupka. Otworzył przede mną swoje serce, z którego mogłam wyczytać niemal wszystko. Byłam ciekawa, czy był taki sam dla Eleanor, jak i dla mnie? Bo jeśli ona była taka sama jak z mojego snu, to mu szczerze współczułam.
- Coś ty taka zamyślona? – zapytał, podnosząc mój podbródek do góry i wychodząc ze mnie powoli, by nie sprawić mi bólu, po naszym gwałtownym i ostrym seksie.
- Ja? Nie, zdaje Ci się – mruknęłam wymijająco, uśmiechając się lekko.
- Myślisz o tej akcji z mamą?
- Nie, nie mówmy o tym – pokręciłam głową, krótko go całując. – Dziękuję za kolację, było pysznie i cudownie.
- Cieszę się, że Ci się podobało – kąciki ust Lou wykrzywiły się w szerokim uśmiechu. – Kocham Cię, wiesz?
- A ty wiesz, że ja Cię kocham? – parsknęłam śmiechem.
- Wiem, słyszałem przed chwilą – zaśmialiśmy się cicho, ocierając się przy tym nosami jak Eskimosi. – Słodka jesteś, gdy to robisz.
- Ty też – musnęłam jego gładką szczękę ustami.
- Jestem słodki? – zapytał lekko zaskoczony.
- Nie wiedziałeś tego? Najsłodszy jesteś szczególnie wtedy, gdy się uśmiechasz – odparłam cicho, patrząc w jego oczy.
- Nie wiedziałem, że ktoś spostrzega mnie jako słodkiego – powiedział zmieszany.
- To wiedz, że ja Cię jako takiego właśnie spostrzegam.
- Trzeba to zmienić – uśmiechnął się pobłażliwie.
- Nie, nie – pokręciłam głową, szczerząc się. – Taki jesteś… idealny.
- Nie, ty jesteś idealna – poprawił mnie, wywołując rumieniec na twarzy. – Powiedziałem kiedyś do Avy, że anioły nie istnieją, choć poniekąd nimi jesteśmy, ale w to nie wierzyłem, dopóki nie zetknąłem się z Tobą. Jesteś moim aniołem z kiełkami – zaśmiałam się, a słysząc te słowa, moje podbrzusze wywinęło koziołka. Nigdy Louis nie mówił do mnie tak… ckliwie i z głębi serca. Kolejny pierwszy raz. – Moje chronienie Ciebie wychodzi mi kiepsko, więc ty może zostaniesz moim aniołem stróżem?
- Już nim jestem – zachichotałam, cmokając go w czubek nosa. – Jak myślisz, Grace ukarze mnie za ten incydent?
- Nie wiem, Lily – tutaj Louis głośno westchnął, opadając na miejsce obok mnie. Ułożył mnie do swojego wyrzeźbionego boku i okrył nas kołdrą. Od razu zachciało mi się spać, czując wokół siebie tyle ciepła i troski. – Grace wydawała się być tym wszystkim bardziej rozbawiona, niż podenerwowana. Myślę, że Ci odpuści.
- Mówisz? – popatrzyłam na niego. Pokiwał głową. – Powiedzmy, że Ci wierzę.
- To na co dzień mi nie wierzysz? No wiesz co? Czuję się urażony! – powiedział zduszonym głosem, przez co się zaśmiałam głośno.
- Też Cię kocham, Louis – położyłam głowę na jego klatce, a ręką opatuliłam tułów.
- Nie tak bardzo, jak ja Ciebie – szepnął, cmokając mnie w czubek głowy, a oczy same mi się zamykały, a z pomiędzy ust wyrwało się ziewnięcie. – Śpij, jutro czeka nas wielki dzień.
- Jeśli tym wielkim dniem, można nazwać pijacką sielankę nocnych łowców, to chcę więcej takich dni – rzekłam, a Louis parsknął śmiechem.
- Kto by nie chciał! Ale nawet jutro mamy godzinny obchód po zmroku, więc widzisz, nasze święta nie są zbyt okazałe.
- Coś mi się wydaje, że w tym roku będzie inaczej, niż zwykle.
- Taak… mi się tez tak wydaje – zgodził się ze mną i na tym nasza rozmowa się zakończyła. 

Po kilkunastu minutach, ja z Louisem spaliśmy jak zabici, wtuleni w siebie.

***
Ze snu wyrwało mnie uginanie się materaca i szelest kołdry. Z cichym jękiem się przewróciłam na drugi bok i otwierając lekko oczy zauważyłam nagiego Louisa, który nakładał na siebie dres i poprawiał swoje włosy szybkimi ruchami swoich dłoni. Oglądanie go zaspanego i szalenie seksownego, przyprawiało mnie o dreszcze. O tej godzinie był wyjątkowo boski i przystojny.
- Gapisz się na mnie, prawda? – jakby mnie wyczuł i zapytał, odwracając głowę lekko w moją stronę. Uśmiechnęłam się szeroko na dzień dobry i chwytając go za rękę, wciągnęłam z powrotem do łóżka.
- Pozwoliłam Ci wstawać? Chciałeś mnie zostawić taką… nagą i bezbronną? – spojrzałam na niego, a jego oczy pociemniały w jednej chwili.
- Nie podjudzaj mnie, Anderson. Wiesz, że z rana wyjątkowo mnie podniecasz.
- To czemu tego nie wykorzystasz? – spytałam z dzikim uśmiechem, kładąc dłoń na jego lekkim wybrzuszeniu, kryjącym się pod dresami. Louis z niechęcią zabrał moją rękę i położył ją sobie na piersi.
- Nie teraz. Są już rodziny, a ja nie chcę by ktoś inny, prócz mnie, Cię słyszał i co gorsza wszedł do tego pokoju – szepnął, składając namiętny pocałunek na moich spuchniętych wargach, po naszych wczorajszych igraszkach.
- To mamy łazienkę… - spojrzałam na niego zachęcająco, wchodząc mu na kolana.
- Nawet gdy chcę Ci odmówić, to nie mogę – mruknął z pożądaniem i złączył nasze usta w wymagającym pocałunku, biorąc mnie na ręce i zamykając nas oboje w łazience.

***
- Dziewczyno, co z Tobą Louis zrobił, że chodzisz ciągle z bananem na twarzy, co? – zapytała mnie Ava, gdy ubierałam się do bankietu Wigilijnego. Była jedenasta, a ja ciągle nie gotowa. Louis zresztą pewnie też. Znów mimo woli się uśmiechnęłam, czując się jak się rumienię. – Muszę Louisowi pogratulować!
- Czemu?
- Że Cię zmienił! Nareszcie będę mogła z kimś gadać otwarcie o seksie, a nie tylko z Zaynem!
- No tak, już biegnę – wywróciłam oczami poprawiając swoją niezbyt skromną bieliznę, czyli prezent dla Louisa. Cała bielizna była czarna i z dużą ilością koronki. Przy okazji odsłaniała sporą ilość mojej kremowej skóry. Odsłaniała ona niemal wszystko, nawet miejsca zakazane, które musiałam „uporządkować”. Następnym razem nie pozwolę Avie decydować o prezentach świątecznych, a chuj! – Jak myślisz, ojciec Louisa mnie polubi?
- Szczerze? Po nim można się wszystkiego spodziewać – Ava wzruszyła ramionami.
- Nienawidzi wampirów – przypomniałam jej.
- To może mam Ci przygotować mogiłę? Widziałam kilka…
- Ava! – zaśmiałam się głośno. – To był tylko żart!
- Ale w razie czego wiesz gdzie mnie szukać – puściła mi oczko. – Dobra, zostawiam Cię samą, idę się ubrać. Masz ubrać tą miętową sukienkę, inaczej sama zadźgam Cię kołkiem, jasne?
- To była groźba, Panno Fray?
- Owszem, Anderson i wzięłabym ją na Twoim miejscu do serca – uśmiechnęła się szeroko, wychodząc z mojego pokoju w pośpiechu. Skrzywiłam się w stronę mojej kreacji, która wisiała na wieszaku na drzwiach szafy, a na podłodze stały wysokie szpilki. Wzięłam głęboki wdech i sięgnęłam po cały zestaw.

***
Pół godziny zajęło mi przygotowanie się do bankietu, włączając w to umalowanie się i uczesanie. Nie wiem dlaczego, ale czułam zdenerwowanie przed zobaczeniem bliskich reszty moich przyjaciół. Szczególnie czułam presję przed spotkaniem z ojcem Louisa. Jeśli miał tak wybuchowy charakter jak Louis, mogłam pomarzyć sobie o tym, że zniesie towarzystwa mieszańca w jednym pomieszczeniu.

Ostatni raz oglądając swoje odbicie w lustrze, poprawiłam zwiewną, miętową sukienkę w biodrach i włosy, które pozostawiłam rozpuszczone. Dzisiaj wyjątkowo układały się tak, jak chciałam i wyglądały dosyć ładnie.

- Jesteś gotowa? – zza drzwi dobiegł do mnie głos Louisa i jego pukanie.
- Tak, już wychodzę! – odkrzyknęłam, biorąc już chyba milionowy wdech tego dnia, chwyciłam rąbek swojej długiej sukni i ruszyłam ku drzwiom i z lekkim wahaniem je otworzyłam na oścież.

Widok Louisa w garniaku powalił mnie na kolana. Nigdy nie go takiego eleganckiego i to bardzo mnie zszokowało. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Louis chyba też, bo na jego twarzy malowało się ogromne zdziwienie, ale i aprobatą.

- Wyglądasz… obłędnie – powiedział, uśmiechając się lekko i przyciągając do siebie.
- Jak bardzo obłędnie? – zaśmiałam się cicho, obejmując go ramionami w tułowiu.
- Tak bardzo, że zdarłbym z Ciebie tą sukienkę, rzucił na łóżko i wypieprzył – zadrżałam głęboko pod wpływem tych słów i pocałowałam go z taką samą intensywnością. – Znowu mnie podjudzasz… - mruknął w moje wargi pożądliwie i położył dłonie na moich pośladkach, mocno je ściskając. Zaśmiałam się cicho, cmokając go ostatni raz w usta.
- To Ci musi na razie wystarczyć, solenizancie – uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, na widok jego miny. – No co? Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że masz urodziny w Wigilię?
- Nie obchodzę urodzin od dobrych kilku lat, nie było takiej potrzeby – odparł obojętnie.
- Ale ja obchodzę każde urodziny, a ty ze mną również – powiedziałam wesoło.
- Widzę, że humor Ci dopisuje – mówi Lou takim samym tonem.
- Ciekawe czemu? – zapytałam go retorycznie, podnosząc zabawnie jedną brew do góry, przez co się uśmiechnął. – Wszystkiego najlepszego, Loui.
- Dzięki – Lou przytulił mnie na chwilę, a potem wplątał palce w moją prawą dłoń. – Chodźmy, wszyscy już na nas czekają.

- Czas zacząć bal – zaśmialiśmy się cicho. 



*************************

No to witam was w 22 rozdziale! Ten czas szybko leci, zaraz będzie koniec 1 części, kminicie to!? :D Jak myślicie, co się zdarzy na bankiecie? Bo wiecie, że ja nudy nie cierpię i zawsze coś napiszę :D Strzelajcie, piszcie w komach! :D I wielkie dzięki za 20 obserwatorów! :D Kocham mocno <3



24 komentarze
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3

Komentujcie <3

K.

24 komentarze:

  1. Jeeej mam motylki w brzuchu kiedy to czytam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bombowy ! :D
    Zastanawiam się czy w 2 części może pojawi się ktoś kto wejdzie między Louis'a a Lily: może to Eleanor a może ktoś nowy? :)
    I jestem ciekawa jak zachowa się ojciec Lou, i czy ta kolacja zmieni coś. Ciągle myślę że pojawi się na niej ten pierwszy mieszaniec (jie pamiętam się się nazywa)

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietne!
    Ojeju mam ndzieje ze tata Lou polubi Lily ♡
    Ciekawi mnie czy ta 2 czesc bedzie na tym blogu czy zrobisz nowy ale wiem że ty lubisz nas zadziwiac wiec nwm czego moge sie spodziewać. ..
    I mam nadzieje ze nikt pomedzy nimi nie stanie :)))
    Czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział <3 ciekawe czy matka Lily pojawi się na bankiecie

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział zajebis*y
    Nwm co może się stać
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  6. wow, zaatakowała swoją mamę! ;o
    ale kurde oni są ostrzy xD
    uwielbiam ;3
    ten rozdział to pełna perfekcja i zakładam,że kolejny to będzie obłęd <33
    czekam na NN ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratulacje!
    Zostałaś nominowana do Libster Avard! więcej tu- http://angels-love-1d.blogspot.com/p/nominacje-bloga.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Bombowy rozdział ;3 Kocham Cię ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. zajebisty
    a co do nastepnego rozdzialu to mysle ze albo Eleounor albo tata Louisa cos zrobi
    czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Maggie - ale przeciez Eleounor nie zyje !!! Świetny i czekam na na neeextt

    OdpowiedzUsuń
  11. Awwwwwwwww cudo dgjugvddgvfdddvbbff aż brak słów szybko dawaj nn :***

    OdpowiedzUsuń
  12. Pewnie pojawi się tam ten 1 mieszaniec. Czekam na NN

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem ciekawa czy Lily wyjaśni to wszystko ze swoją matką. Na pewno na bankiecie pojawi się ten demon. Też tak mi wpadło do głowy że on może być jej ojcem a jej matka wiele przed nią ukrywa.

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny rozdział, nie mogę doczekać się bankietu

    OdpowiedzUsuń
  15. Super rozdział <3 czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to zachęta do dalszego pisania! :D <3