niedziela, 28 grudnia 2014

3 Generation - Four.

Rano obudziłam się przez zimno, które owiało moje plecy. Przekręciłam się lekko zamroczona i zdałam sobie sprawę, że leżałam na podłodze, obok wypalonego kominka. Podniosłam się na łokciu i zakryłam kocykiem, który spadł z mojego ciała. Z uśmiechem obróciłam się w przeciwną stronę, gdzie na wpół przytomny Louis wpatrywał się we mnie, obejmując jedną ręką w talii.
- Dzień dobry – szepnął, składając na moich ustach czułego całusa. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, wtulając w ciepły tors Lou.
- Dzień dobry – odpowiedziałam, zwijając się w kłębek. – Jakim cudem tutaj zasnęliśmy?
- Wiesz, że nie pamiętam? – zaśmialiśmy się cicho i ponownie zamilkliśmy. Cisza w tej chwili mi nie przeszkadzała. Objęłam dłoń Louis’a swoją lewą i z dumą oglądałam diamentowany tkwiący na moich palcu.
- Nie mogę uwierzyć, że się zaręczyliśmy – mruknęłam, spoglądając na niego. Louis uśmiechał się do mnie lekko.
- Od początku wiedziałem, że coś między nami będzie – powiedziawszy to, cmoknął mnie w skroń, a potem w usta. Byłam naprawdę pierwszy raz szczęśliwa, odkąd wróciłam do żywych. Czułam się… przede wszystkim żywa. W głębi ducha już na zawsze miałam pozostać mieszańcem, lecz od tego momentu zaczynałam nowy rozdział z kimś kogo kochałam ponad życie. – Teraz już nikt mi Cię nie zabierze.
- Wiesz, że muszę się spotkać z Mikiem, prawda? – spytałam go, na co zmarszczył brwi. No tak, już włączał problemator.
- Lily…
- Louis, on powiedział, że mnie kocha – przerwałam mu i nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam mówiąc mu to, ale spłynęło to po nim, przynajmniej tak to odebrałam. – Muszę z nim na ten temat porozmawiać.
- Czy to konieczne? – zapytał z kwaśną miną. Pokiwałam niepewnie głową. – Chciałbym przy tym być – odparł.
- Louis – jęknęłam zdesperowana.
- Jesteś moją narzeczoną – tutaj uśmiechnął się i ja też nie mogłam go powstrzymać. Brzmiało to tak… inaczej, ale podobało mi się. – I chcę byś miała jak najlepiej, ale… nie toleruję tego dupka. Gdy go widzę mam ochotę porządnie mu zajebać, rozumiesz?
- Nie musisz się bać – pocałowałam go lekko, przez co się rozchmurzył. – Jestem przecież Twoją narzeczoną.
- I to bardzo seksowną. Wielu mężczyzn w tym mieście Cię pragnie.
- A ja wybrałam popieprzonego nocnego łowcę, zadowolony? – pogłaskałam go po policzku, a jego chropowata część szczęki obtarła moją wewnętrzną część dłoni. – Ogol się, co? Drapiesz!
- Według kobiet nieogoleni są bardziej męscy i pociągający – stwierdził, znajdując się raptownie nade mną.
- Ja Cię lubię gładkiego, bo wtedy jesteś jeszcze bardziej męski – odparłam, dryfując dłońmi po jego torsie. – A z zarostem.. taki bad.
- Lubisz bad boyów.
- Może troszkę – parsknęłam śmiechem. – Ale za to właśnie Cię kocham.
- Lubisz mnie jako złego chłopca? – poruszał zabawnie brwiami. Ponownie się zaśmiałam.
- Bardzo – złączyłam nasze wargi w chwilowym, lecz namiętnym pocałunku. Potem przypomniała mi się osoba, która nadal krążyła w mieście i zadrżałam. Louis oderwał się ode mnie zdezorientowany.
- Co się stało? – spytał.
- Arren… Co z nim?
- Ukrywa się. Grace wciąż go szuka, ale ślad po nim zaginął. Póki co mamy związane ręce… znowu – westchnął.
- Musi być jakieś rozwiązanie by go znaleźć.
- Adalbert pewnie by wiedział, ale… ja się nie znam na magii i tych sprawach.
- Więc, chyba czas przeczytać księgi czarów, Panie Tomlinson.

***
- Nie wierzę, że wolisz czytać to badziewie, zamiast pieprzyć się ze mną – warknął rozdrażniony, przeglądając każdą księgę po kolei.
- Czasami trzeba sobie odmówić przyjemności – westchnęłam, również zawiedziona faktem, że nie mogłam wrócić z Louisem do łóżka i czcić dalej naszych zaręczyn. – Ale im szybciej się z tym uporamy, to może wrócimy jeszcze do ciepłej kołdry.
- Wiesz, że najlepiej jest ogrzewać się bez ubrań? – spojrzał na mnie, uśmiechając szelmowsko.
- Sprawdzimy to później – pocałowałam go krótko, ale ten specjalnie odwzajemnił pieszczotę i wiedział, że mu nie odmówię. Uśmiechnęłam się lekko odkładając jedną z ksiąg na biurko i objęłam twarz Louis’a dłońmi, oddając się mu na kilka dobrych chwil.

***
- Jak myślisz, zauważą? – spojrzałam na Lou, gdy powoli szliśmy przez korytarz krypty, trzymając się za rękę. Czułam się tak… beztrosko. Dostałam drugą szansę od losu bym mogła normalnie żyć i zamierzałam w pełni ją wykorzystać. Wieczność teraz tak pięknie brzmiała…
- Ava na pewno – zaśmiał się krótko, rysując kółeczka kciukiem na diamencie mojego pierścionka. – Chłopacy nawet nie zauważyli, gdybyś miała jedno oko, bo tylko patrzyli na Twój tyłek.
- Serio? – zachichotałam.
- A co ty myślałaś? Że nie zwracasz na siebie uwagi? – uśmiechnął się, przygryzając dolną wargę i przyparł mnie do ściany. Wzięłam głębszy wdech. – Teraz jesteś tylko moja – odparł, muskając ustami mój nos.
- Tylko Twoja – szepnęłam, stykając się z nim czołem. – Ale nawet nie waż mi się zmieniać, Tomlinson.
- Co masz na myśli? Nie chcesz słodkości, potulności…
- Fu – skrzywiłam się, a on ponownie się zaśmiał.
- Okay, czyli bawimy się tak? – Louis gwałtownie poderwał mnie z ziemi, chwytając za nogi i położył na miękkim dywanie. Pisnęłam zaskoczona, ale gdy na mnie naparł, nie miałam nic przeciwko temu. Otworzyłam lekko usta, patrząc w jego oczy, które ściemniały. Cholera, podnieciłam go.
- Louis, tu ktoś może w każdej chwili przechodzić..
- Wstydzisz się, że ktoś nas przyłapie? – uśmiechnął się dziko biorąc moją nogę i przełożył ją sobie przez biodro.
- Nie lubię dzielić – mruknęłam, przebiegając dłonią po jego torsie wzdłuż i wszerz.
- Też Cię nikomu nie oddam – warknął, nacierając na mnie biodrami. Jęknęłam cicho, na co jego uśmiech się powiększył. – Podoba się? Chciałabyś, bym wziął Cię teraz do pokoju?
- Louis?! Ty ją gwałcisz?! – pisk Avy dotarł do moich uszu, nim chciałam odpowiedzieć „tak”.
- Te jej wyczucie czasu – warknęłam pod nosem. Louis zaśmiał się i pomógł mi wstać.
- Dlaczego ją molestujesz, ty palancie?! – Ava uderzyła go z pięści w ramię i wzięła mnie w ramiona, odsuwając od niego. Zaśmiałam się, również do niego tuląc.
- Molestuję za jej zgodą – zarumieniłam się lekko, pokazując mu język.
- To później, teraz zabieram Lily na zakupy! – klasnęła w dłonie.
- O nie – jęknęłam.
- O tak! – krzyknęła.

***
- Głośno u was w nocy było, wiesz? – Ava spojrzała na mnie rozbawiona, przymierzając czerwone glany, a ja siedziałam na miękkim fotelu i obserwowałam jak zakłada i zdejmuje kolejne buty. Po co ja jej w ogóle byłam?!
- Co? – udałam, że nie słyszę i głupio uśmiecham.
- Musiał Cię długo pieprzyć, jeśli słyszałam was po drugiej w nocy – uśmiechnęła się krzywo, powracając do oglądania obuwia. – Ładniutkie co?
- Jak dla fanki The Walking Dead idealne – puściłam jej oczko.
- Oj no weź! Nie pomagasz! – pisnęła zdesperowana. Uwielbiałam ją denerwować. Wyglądała wtedy tak zabawnie!
- Weź je, są ładniutkie – naśladuję jej ton głosu i dostaję kopniaka w piszczel. – Ava! – stęknęłam, masując obolałe miejsce. Ava raptownie zastygła w miejscu, patrząc się w jeden, konkretny punkt.

W moją dłoń.

Cholera, zapomniałam zdjąć pierścionka!  

- Lily, ale powiesz mi to, o co czym myślę, czy ja dostaję cholernego rozdwojenia jaźni! – krzyknęła, a ja kobiety będące w sklepie posłały Avie karcące spojrzenie.
- Ciszej, idiotko – warknęłam.
- Lily, czy Louis się Tobie oświadczył?! – na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Nie, to pierścień dziewictwa, nie zauważyłaś?! – parsknęłam śmiechem.
- Mój Boże! On to naprawdę zrobił! Pokaż mi do to cholery! – Ava podbiegła do mnie i chwyciła za dłoń odzianą w pierścionek zaręczynowy. Ava zagwizdała z wrażenia. – Jest cudowny! Ile to ma karatów, mój diable ty!?
- Nie pytam się o takie szczegóły, wystarczy gest – wyrwałam dłoń z jej uścisku.
- Cholera, będziesz Panią Tomlinson! – krzyknęła.
- Ava, ścisz się! Nie mam ochotę zostać wyrzuconą ze sklepu! – syknęłam.
- Musimy to uczcić!
- Zero picia – od razu jej powiedziałam, na co zrobiła smutną minkę. – Ava, nie, dopiero co wybudziłam się po czterodniowej śpiączce, chcę odpocząć!
- Pod Louisem czy nad? – poruszała zabawnie brwiami.
- Chodźmy na kawę, nim rozwalę ten sklep.

***
- Dlaczego. Ja. Nic. Nie. Wiem. O. Zaręczynach?! – po wejściu do DeathGroov, Ava zaczęła okładać pięściami tors Lou, który śmiał się w niebogłosy.
- Właśnie dlatego – powiedział roześmiany, odciągając od siebie, ale ta nawet nie myślała o zaprzestaniu swojej czynności. – Ava, ja zarabiam, więc daj mi pracować!
- Zrób jej kawę, od razu się uspokoi – odparłam chichocząc, biorąc ją pod łokieć i poszłyśmy zająć wolny stolik. Tego dnia Groov był bardzo zatłoczony, co równało się z tym, że na Louis’a mogłam patrzeć tylko ukradkiem. W pracy był w ogóle inny, lecz nadal seksowny i pociągający. Gdyby nie taka ilość klientów, zaciągnęłabym go na zaplecze. Na zbyt długo los nas rozdzielił. Moja każda część ciała do niego lgnęła, jak pszczoła do miodu. Pragnęłam go. Czy to było normalne?
- Ej, słuchasz mnie?! – krzyknęła do mojego ucha Ava, a ja wróciłam na ziemię.
- Co? – spojrzałam na nią strapiona.
- Tak właśnie myślałam – zaśmiała się, oczywiście wiedząc, co mi chodziło po głowie. Uśmiechnęła się szeroko i wstała od stolika.
- Co ty robisz? – zapytałam ją, marszcząc brwi.
- Idź do pokoju socjalnego i to… - Ava wcisnęła mi do rąk nasze zakupy. – Tam zostaw. Dzisiaj będę Twoim ukochanym misiaczkiem i sprawię Ci prezent z okazji zaręczyn.
- Ale Ava…
- Idź, nim zmienię zdanie! – wstałam otępiała z krzesła i poszłam prawie niezauważona na zaplecze. Rozpoznałam kilak dziewczyn z uniwerku. Tęskniłam za studenckim życiem. Moim początkowym planem, gdy przyjechałam do Miasta Śmierci miały być dzikie imprezy i trochę nauki. A jak skończyłam? Dowiedziałam się, że jestem/byłam mieszańcem, zabiłam kilku ludzi przez swoje ogromne pragnienie, poznałam swojego narzeczonego, umarłam na cztery dni, moim ojcem okazał się zupełnie ktoś inny, niż myślałam przez całe życie… Nic już nie miało być normalne, choćbym bardzo chciała.

Ale uczucia pomiędzy mną, a Lou były jak najbardziej prawdziwe.

Zamknęłam się na zapleczu i położyłam torby obok stolika na kawę. Zdjęłam z siebie płaszcz, który dostałam od Avy na wigilię i nim minęła chwila, do pomieszczenia wszedł Louis z zatroskaną miną. Ava musiała mu wcisnąć niezły kit, by tak szybko przyszedł.
- Wszystko w porządku? Ava… - nie dałam mu dokończyć, bo przycisnęłam go do drzwi, namiętnie go całując i wolną dłonią zamknęłam drzwi na klucz. Louis z lekkim, lecz dzikim uśmiechem poderwał mnie do góry i ponownie wpił się w moje usta, wpraszając się językiem pomiędzy wargi. Ubrania latały wokół nas niczym w erotycznej scenie w jakiejś dennej amerykańskiej komedii, ale to i tak było podniecające. Uczepiłam się go jak małe szympansiątko i powoli osunęliśmy się po drzwiach na podłogę. – Wiedziałem, że Ava ściemnia, bo rano czułaś się zbyt dobrze – wysapał w pośpiechu zdejmując z nas resztę bielizny.
- Jak widać, uwierzyłeś jej – szepnęłam wplątując palce w jego miękkie włosy. – Przez Twoje pieprzone pieszczoty cały dzień chodzę podniecona. Powinieneś się wstydzić.
- O to mi chodziło, skarbie. Nie spodziewałem się, że zrobimy to w miejscu publicznym – Lou ugryzł mnie w dolną wargę, pozbywając się swoich bokserek. Po chwili czułam jak jego penis ślizga się między moimi udami, twardy i całkowicie gotowy. – Cholera, to będzie szybkie, masz być cicho – warknął, chwytając mnie za biodra i podniósł do góry, bym następnie spadła prosto na jego członek. Krzyknęłam cicho, wyginając w łuk. To ułatwiło mu sprawę i objął ustami mój prawy sutek, a lewy masował palcami wolnej ręki, a drugą ściskał mój pośladek, zmuszając mnie tym samym do poruszania się. Podskakiwałam na nim z początku lekko, przyzwyczajając się do jego wielkości. Położyłam ręce na jego udach i mocno ściskałam z każdym kolejnym pchnięciem. Poruszałam się w przód i w tył najmocniej jak potrafiłam. – Lily – jęknął gardłowo, gryząc czubek mojego sutka. Stęknęłam pod nosem, skupiając się na swoich ruchach. Uczucie było błogie i rozpierające. Dźwięk mlasków zderzającej się mokrej skóry i naszych ciężkich oddechów tylko dodawał wszystkiemu ognia.
- O mój Boże… - wydyszałam z trudem, czując duże skurcze w podbrzuszu. Zwolniłam swoje tempo, ale brałam go tak samo głęboko, jak minutę wcześniej.
- Kurwa – przeklął Lou, biorąc mnie za pośladki i podrzucał do góry, przez co opadałam w dół dwukrotnie mocniej. Nie mogąc jęknąć, wbiłam się zębami w jego bark, a gdy dobiłam do szczytu odchyliłam mocno do tyłu, biorąc płytkie oddechy, przez które ulatniały się jęki rozkoszy. Louis mocno wbijając palce w moją talię wlał we mnie całe moje nasienie, szepcząc drżącym głosem moje imię.
- Jak ja tego potrzebowałam – mruknęłam z uśmiechem, lecz zszedł od mi z ust, gdy sobie coś uświadomiłam. Louis to zauważył.
- Lily, co się stało? – spytał, głęboko oddychając.
- Nie użyliśmy gumki. 




******************************
Przepraszam, przepraszam, przepraszam! 
Wiem, że długo czekaliście, ale byłam od dobrego miesiąca niedysponowana, w między czasie dopadła mnie choroba, a teraz były święta :/ Przepraszam, że nic nie wstawiałam, obiecuję poprawę! :)

40 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ!! :* <3

Komentujcie <3

Katie.