poniedziałek, 23 lutego 2015

3 Generation - Six.

- Co się dzieje z Mikiem? – spytałam, gdy tylko moja stopa przekroczyła próg gabinetu Grace. Zamartwiałam się tym całą noc. Może Mike i chciał zrobić mi krzywdę, ale… był moim przyjacielem. Teraz już przyjacielem wampirem.
- Adaptuje się – odparła poważnie Grace, zakładając nogę na nogę. – Nie może się pogodzić, że teraz jest jednym z nich. Ktoś potraktował tego chłopaka bardzo brutalnie.
- Gdzie go trzymasz?
- W izolatce – zadrżałam. - Póki co to dla niego odpowiednie miejsce.
- Będę mogła się z nim zobaczyć?
- Wykluczone! – powiedziała oburzona. – O mało Cię nie zabił!
- Nie wiedział co się dzieje! Rozumiem go, bo byłam w identycznej sytuacji, Grace – westchnęłam.
- Zapomnij o spotkaniu z nim – burknęła niezbyt miłym tonem. – Nasz cel rozmowy był inny, Lily.
- Wiem – pokiwałam głową, siadając powoli w fotelu, który stał naprzeciwko jej biurka.
- Co się wczoraj wydarzyło? – zapytała, uważnie mnie obserwując. Przez moc jej spojrzenia speszona przeniosłam swój wzrok na dłonie.
- Nie wiem… tak dokładnie – rzekłam.
- Ava mówiła mi, że udało Ci się unieszkodliwić Mike’a za pomocą magii, a potem zemdlałaś.
- Tego też nie pamiętam – wzruszyłam ramionami.
- Zapytam inaczej : czy pamiętasz cokolwiek?
- Ogromną wściekłość, potem mam w umyśle czarną dziurę… dziwne prawda?
- Bardzo dziwne – zgodziła się ze mną. – Masz jakieś podejrzenia? 
- Louis ma… Choć to dla mnie czyste brednie – parsknęłam śmiechem.
- Powiedz mi, Lily. W każdej bredni jest choć namiastka prawdy – stwierdziła.
- Louis twierdzi, że jestem trzecim nieodkrytym magiem – zaśmiałam się cicho, lecz Grace siedziała z miną pełną powagi, intensywnie nad czymś myśląc. Moje rozbawienie znikło. – Chyba nie bierzesz tego pod uwagę, prawda? To mogą być komplikacje po przemianie…
- Co jeszcze pamiętasz przed straceniem świadomości, Lily? – spojrzała na mnie pytająco.
- Mike cisnął mną przez pokój niczym szmacianą lalką i rozbiłam stolik.
- Jak się wtedy czułaś? – dopytywała się.
- Byłam… wściekła i cholernie zła.
- Wiesz, że taka złość jest głównym powodem do uaktywnienia magicznych zdolności wśród nocnych łowców? – pokręciłam powoli głową na nie. – I musi być za to odpowiedzialny również gen. Za pewne nie wiesz nic o tym, by ktoś z Twoich członków rodziny był magiem?
- Mogę się już spodziewać wszystkiego, Grace. Nawet tego, że mogę w każdej chwili stać się King Kongiem – prychnęłam.
- Na szczęście kilkunastometrowe małpy nie istnieją – uśmiechnęła się kwaśno. – Póki co nie mogę nic z tym zrobić. Dopóki nie zobaczę tego na własne oczy mam związane ręce.
- Chyba nie prosisz mnie o to bym się ostro wkurzyła? – parsknęłam.
- Wyjdzie samo z czasem… Masz wybuchowy temperament – powiedziała.
- Hm, podziękuj temu miastu.

***
Louis był bardzo nie w humorze tego dnia. Nadal był wściekły na Mike’a. Nawet z samego rana słyszałam jak zacięcie trenował w Sali ćwiczeń. W dodatku musiał iść do pracy na dziewiątą.

Biedaczek.

A ja nie mogłam wyjść z krypty. Życie w ukryciu. Jak ten pieprzony kret.
- Muszę się napić – westchnęłam rozdrażniona, idąc szybkim krokiem do barku mieszczącego się w salonie. Wyjęłam z niego butelkę Bourbonu i nie zdążyłam się napić, bo usłyszałam za swoimi plecami wymowne chrząknięcie. Odwróciłam się w tamtą stronę ze słodkim uśmiechem.
- Wróciłaś do żywych kilka dni temu, a ty już chcesz się schlać? – parsknął ironicznie Harry, krzyżując ręce na klatce.
- Jak widać – wzruszyłam ramionami.
- Jesteś w okresie rekonwalescencji. Louis kazał mi Cię pilnować i nie chcę byś na mojej zmianie ledwo trzymała się na nogach – odparł ojcowskim tonem.
- A ugryź się! – fuknęłam.
- Nie dąsaj się, dziecino.
- Dziecino! – krzyknęłam.
- Gdyby nie patrząc, jesteś z nas najmłodsza – puścił mi oko.
- Nie zapominaj o tym, że niektóre wampirze zdolności mi jeszcze zostały, loczku – pokazałam mu środkowy i w końcu odłożyłam alkohol na miejsce z westchnięciem. – Nienawidzę Cię Styles.
- I tak mnie kochasz – po czym wyszedł z salonu z uśmiechem.
- Pieprzony dupek – syknęłam.
- Słyszałem!
- O to chodziło! – odkrzyknęłam.

***
Cały dzień wylegiwałam się na kanapie. To nie było w moim stylu. Byłam sama w krypcie z Harrym, Zaynem i Avą, ale ta dwójka… była zbyt mocno zajęta sobą. Z Harrym nie wiedziałam na czym stoję. Przez jego imprezowe ego o mało co nie rozstałam się Louisem.
- Hej maleńka – poczułam, jak usta Louis’a czule całują moje. Automatycznie się rozbudziłam i pogłębiłam pocałunek, przyciągając go do siebie. – Mm… też tęskniłem – zaśmiałam się cicho, przygryzając jego dolną wargę.
- Jak Ci minął dzień? – spytałam pomiędzy całusami.
- Teraz staje się o wiele lepszy – odparł, a ja mimo woli się uśmiechnęłam. – Jak rozmowa z Grace?
- Musimy czekać do mojego ponownego wybuchu, póki co mam siedzieć w krypcie i nigdzie się nie ruszać – jęknęłam pod koniec. Usta Loui’sa wygięły się w szelmowskim uśmiechu. – Co się tak śmiejesz?! To nie fair!
- Gdy tylko dostaniemy znak, że Arren wyjechał od razu wyjeżdżamy, obiecuję.
- Arren się na mnie czai i dobrze o tym wiesz… póki co myśli, że nie żyje, ale… co będzie potem?
- Dlatego musimy teraz nadzwyczajnie uważać. Nie wybaczę sobie, jeśli Tobie znowu stanie się krzywda – powiedział, poważniejąc.
- Tym razem tak szybko się mnie nie pozbędziesz – pogłaskałam dłonią jego lekko chropowaty policzek. – Też mam dosyć umierania.
- Teraz już nie powstaniesz… tylko odejdziesz – jego ton głosu stał się niemal grobowy.
- Nie mówmy o tym – pokręciłam głową. – Zamiast tego powinniśmy oficjalnie oznajmić wszystkim, że się zaręczyliśmy – na moje szczęście, na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech.
- Tak, powinniśmy – jego wargi musnęły czubek mojego nosa. – Zaczęłaś coś planować?
- Myślałam, że ożenimy się dopiero po tym wszystkim – rzekłam zdziwiona.
- To się może ciągnąć latami, Lily. Chcę byś była moją żoną jak najszybciej, lecz jeśli potrzebujesz czasu…
- Potrzebuję Ciebie – przerwałam mu, patrząc w jego cudowne oczy. Hipnotyzowały mnie. Louis uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Kocham Cię, Lily – szepnął. – Jestem cholernym szczęściarzem, że Cię mam.
- Mogę to samo powiedzieć o sobie – mruknęłam, wtulając się w niego mocniej. – Czasami mam wrażenie, że trafiłam w dziesiątkę poznając Ciebie… nawet nie chcę myśleć, gdzie bym teraz była jako wampir.
- Byłabyś na liście poszukiwanych zabójców w Mieście Śmierci, kochanie – parsknął śmiechem. – Gdybym w miarę szybko nie stwierdził, że jesteś nocnym łowcą… Zginęłabyś z moich rąk.
- Myślisz, że dałabym się tak łatwo? – uniosłam pytająco brwi.
- Nie śmiem w to wątpić – uśmiechnął się ironicznie.
- Ale z Ciebie cham! – pisnęłam, spychając ze swojego ciała i usiadłam na jego tułowiu. W tym czasie Louis pozbył się swojej kurtki i butów, które z łoskotem spadły na podłogę.
- Który Cię kocha – powiedział zawadiacko. – Zrobiłaś test? – zapytał znienacka. Zmarszczyłam czoło.
- Jaki test?
- Ciążowy – zamarłam.

Faktycznie. Miałam go zrobić. Obiecałam to Louis’owi od razu po tym, jak wzięło nas na nagły atak namiętności na zapleczu w kawiarni.

- To chyba za szybko na test – odparłam niepewnie.
- Wiesz, że gdyby się to stało, musimy dowiedzieć się o tym jak najprędzej. Wtedy i nasze maleństwo byłoby narażone – uwielbiałam słuchać o tym, jak Louis wyraża się na temat naszego przyszłego/bądź już w moim brzuchu dziecka. To wywoływało na mojej twarzy uśmiech.
- Widzę, że jesteś bardzo podekscytowany na samą myśl o dziecku – zauważyłam.
- Zawsze byłem opiekuńczy wobec dzieci.
- To duży obowiązek jak na nocnych łowców – stwierdziłam.
- Jestem na to gotowy – Louis podniósł się do pozycji siedzącej. Jego twarz była zaledwie kilka centymetrów przed moją. – Widzę, że się wahasz, ale chce byś wiedziała, że nie będziesz sama. Może wyglądam na chuja, ale gdy widzę maluchy mięknie mi serce – zaśmialiśmy się. – Zawsze będę przy Tobie, Pani Tomlinson.
- Jeszcze nie Tomlinson. Może zostanę przy swoim nazwisku?
- Nie ma nawet takiej mowy – odparł lekko oburzony. – Będę miał pewność, że żaden kutas do Ciebie nie podejdzie i nie będzie chciał od Ciebie Twojego numeru.
- Zazdrośnik – skwitowałam, całując go krótko.
- Widzisz co ze mną robisz? Nawet nie byłem tak zazdrosny o Eleanor, tak jak o Ciebie.
- Nie wspominajmy o tej suce – warknęłam zirytowana.
- Zazdrośnica – mruknął, przyciągając mnie do siebie mocniej.
- Ale ta Twoja zazdrośnica Cię zaspokaja tak, jak nikt inny – przygryzłam dolną wargę, wkładając ręce po jego obcisłą czarną koszulkę. Zamruczałam z aprobatą czując jego mięśnie pod swoimi dłońmi.
- Nie narzekam na to – powiedział niskim głosem, napierając na mnie biodrami. Jęknęłam cicho czując jego erekcje między swoimi udami. – Podoba Ci się?
- Louis… - sapnęłam, wyginając się w delikatny łuk.
- Każdego dnia pragnę Cię co raz mocniej, Lily – rzekł i poderwał się z kanapy, idąc do swojego pokoju.

Ja również mocno go pragnęłam. Intensywność naszej miłości była na najwyższym poziomie. Nigdy bym nie powiedziała, że akurat on : ten przystojny nocny łowca, z magnetycznym spojrzeniem, cudownie wyrzeźbionym ciałem i ogromnym sercem będzie moim narzeczonym. Miałam spędzić z nim resztę życia, które… nigdy nie dobiegnie końca.

Czy mogło być coś bardziej piękniejszego?

***
- Ślub tutaj? – spytałam Louis’a zaskoczona, spoglądając na niego z zaciekawieniem. Planowanie uroczystości z Louisem było… dziwne. Wielu mężczyzn zrzuca całą gorączkę ślubną swojej przyszłej żonie.
- Chyba, że masz inny pomysł – powiedział, głaszcząc moje nagie plecy swoją dłonią.
- Nie, pasuje mi to – uśmiechnęłam się ciepło, całując jego skrawek skóry brzucha. – A w szklarni byłoby magicznie.
- Pogadam o tym z Grace, powinno na to przystać – stwierdził.
- A Ava będzie zachwycona – parsknęłam śmiechem wyobrażając sobie Avę, rozbrykaną wokół naszego ślubu. Wiedziałam, że byłaby tym zachwycona.
- Żeby tylko, będzie opijać to cały tydzień – Louis uśmiechnął się głupkowato i dłużej zatrzymał wzrok na mojej twarzy. – Cholernie Cię kocham, maleńka. Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że to właśnie ja uczynię Cię swoją żoną.
- Myślałeś kiedyś o przyszłości z Eleanor? – zapytałam. Poczułam jak się spina. – Przepraszam, ja…
- Nie – pokręcił głową. – Nigdy nie przyszło mi to do głowy. Może i ją kochałem, ale nie na tyle, by to ona została wybranką mojego życia. Zbyt wiele kłamstw było w naszym związku i potem jej śmierć…
- Ona też Cię kochała, choć może tego nie pokazywała – szepnęłam.
- Nie obchodzi mnie to już Lily, jesteś tylko ty i wyłącznie ty – rzekł, uśmiechając się delikatnie. Uczyniłam to samo.
- Wiem i za to Cię właśnie kocham – mówię, jednocześnie podnosząc się i obdarowując Louis’a namiętnym pocałunkiem.
- Och, Lily…



*****************************
Rozdział taki słodziutki i BAARDZO przyszłościowy :D No, ale sielanka nigdy nie będzie trwać wiecznie, niedługo demony powrócą nad Miasto Śmierci :3


36 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ!! :* <3


Komentujcie <3

K.