niedziela, 28 grudnia 2014

3 Generation - Four.

Rano obudziłam się przez zimno, które owiało moje plecy. Przekręciłam się lekko zamroczona i zdałam sobie sprawę, że leżałam na podłodze, obok wypalonego kominka. Podniosłam się na łokciu i zakryłam kocykiem, który spadł z mojego ciała. Z uśmiechem obróciłam się w przeciwną stronę, gdzie na wpół przytomny Louis wpatrywał się we mnie, obejmując jedną ręką w talii.
- Dzień dobry – szepnął, składając na moich ustach czułego całusa. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, wtulając w ciepły tors Lou.
- Dzień dobry – odpowiedziałam, zwijając się w kłębek. – Jakim cudem tutaj zasnęliśmy?
- Wiesz, że nie pamiętam? – zaśmialiśmy się cicho i ponownie zamilkliśmy. Cisza w tej chwili mi nie przeszkadzała. Objęłam dłoń Louis’a swoją lewą i z dumą oglądałam diamentowany tkwiący na moich palcu.
- Nie mogę uwierzyć, że się zaręczyliśmy – mruknęłam, spoglądając na niego. Louis uśmiechał się do mnie lekko.
- Od początku wiedziałem, że coś między nami będzie – powiedziawszy to, cmoknął mnie w skroń, a potem w usta. Byłam naprawdę pierwszy raz szczęśliwa, odkąd wróciłam do żywych. Czułam się… przede wszystkim żywa. W głębi ducha już na zawsze miałam pozostać mieszańcem, lecz od tego momentu zaczynałam nowy rozdział z kimś kogo kochałam ponad życie. – Teraz już nikt mi Cię nie zabierze.
- Wiesz, że muszę się spotkać z Mikiem, prawda? – spytałam go, na co zmarszczył brwi. No tak, już włączał problemator.
- Lily…
- Louis, on powiedział, że mnie kocha – przerwałam mu i nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam mówiąc mu to, ale spłynęło to po nim, przynajmniej tak to odebrałam. – Muszę z nim na ten temat porozmawiać.
- Czy to konieczne? – zapytał z kwaśną miną. Pokiwałam niepewnie głową. – Chciałbym przy tym być – odparł.
- Louis – jęknęłam zdesperowana.
- Jesteś moją narzeczoną – tutaj uśmiechnął się i ja też nie mogłam go powstrzymać. Brzmiało to tak… inaczej, ale podobało mi się. – I chcę byś miała jak najlepiej, ale… nie toleruję tego dupka. Gdy go widzę mam ochotę porządnie mu zajebać, rozumiesz?
- Nie musisz się bać – pocałowałam go lekko, przez co się rozchmurzył. – Jestem przecież Twoją narzeczoną.
- I to bardzo seksowną. Wielu mężczyzn w tym mieście Cię pragnie.
- A ja wybrałam popieprzonego nocnego łowcę, zadowolony? – pogłaskałam go po policzku, a jego chropowata część szczęki obtarła moją wewnętrzną część dłoni. – Ogol się, co? Drapiesz!
- Według kobiet nieogoleni są bardziej męscy i pociągający – stwierdził, znajdując się raptownie nade mną.
- Ja Cię lubię gładkiego, bo wtedy jesteś jeszcze bardziej męski – odparłam, dryfując dłońmi po jego torsie. – A z zarostem.. taki bad.
- Lubisz bad boyów.
- Może troszkę – parsknęłam śmiechem. – Ale za to właśnie Cię kocham.
- Lubisz mnie jako złego chłopca? – poruszał zabawnie brwiami. Ponownie się zaśmiałam.
- Bardzo – złączyłam nasze wargi w chwilowym, lecz namiętnym pocałunku. Potem przypomniała mi się osoba, która nadal krążyła w mieście i zadrżałam. Louis oderwał się ode mnie zdezorientowany.
- Co się stało? – spytał.
- Arren… Co z nim?
- Ukrywa się. Grace wciąż go szuka, ale ślad po nim zaginął. Póki co mamy związane ręce… znowu – westchnął.
- Musi być jakieś rozwiązanie by go znaleźć.
- Adalbert pewnie by wiedział, ale… ja się nie znam na magii i tych sprawach.
- Więc, chyba czas przeczytać księgi czarów, Panie Tomlinson.

***
- Nie wierzę, że wolisz czytać to badziewie, zamiast pieprzyć się ze mną – warknął rozdrażniony, przeglądając każdą księgę po kolei.
- Czasami trzeba sobie odmówić przyjemności – westchnęłam, również zawiedziona faktem, że nie mogłam wrócić z Louisem do łóżka i czcić dalej naszych zaręczyn. – Ale im szybciej się z tym uporamy, to może wrócimy jeszcze do ciepłej kołdry.
- Wiesz, że najlepiej jest ogrzewać się bez ubrań? – spojrzał na mnie, uśmiechając szelmowsko.
- Sprawdzimy to później – pocałowałam go krótko, ale ten specjalnie odwzajemnił pieszczotę i wiedział, że mu nie odmówię. Uśmiechnęłam się lekko odkładając jedną z ksiąg na biurko i objęłam twarz Louis’a dłońmi, oddając się mu na kilka dobrych chwil.

***
- Jak myślisz, zauważą? – spojrzałam na Lou, gdy powoli szliśmy przez korytarz krypty, trzymając się za rękę. Czułam się tak… beztrosko. Dostałam drugą szansę od losu bym mogła normalnie żyć i zamierzałam w pełni ją wykorzystać. Wieczność teraz tak pięknie brzmiała…
- Ava na pewno – zaśmiał się krótko, rysując kółeczka kciukiem na diamencie mojego pierścionka. – Chłopacy nawet nie zauważyli, gdybyś miała jedno oko, bo tylko patrzyli na Twój tyłek.
- Serio? – zachichotałam.
- A co ty myślałaś? Że nie zwracasz na siebie uwagi? – uśmiechnął się, przygryzając dolną wargę i przyparł mnie do ściany. Wzięłam głębszy wdech. – Teraz jesteś tylko moja – odparł, muskając ustami mój nos.
- Tylko Twoja – szepnęłam, stykając się z nim czołem. – Ale nawet nie waż mi się zmieniać, Tomlinson.
- Co masz na myśli? Nie chcesz słodkości, potulności…
- Fu – skrzywiłam się, a on ponownie się zaśmiał.
- Okay, czyli bawimy się tak? – Louis gwałtownie poderwał mnie z ziemi, chwytając za nogi i położył na miękkim dywanie. Pisnęłam zaskoczona, ale gdy na mnie naparł, nie miałam nic przeciwko temu. Otworzyłam lekko usta, patrząc w jego oczy, które ściemniały. Cholera, podnieciłam go.
- Louis, tu ktoś może w każdej chwili przechodzić..
- Wstydzisz się, że ktoś nas przyłapie? – uśmiechnął się dziko biorąc moją nogę i przełożył ją sobie przez biodro.
- Nie lubię dzielić – mruknęłam, przebiegając dłonią po jego torsie wzdłuż i wszerz.
- Też Cię nikomu nie oddam – warknął, nacierając na mnie biodrami. Jęknęłam cicho, na co jego uśmiech się powiększył. – Podoba się? Chciałabyś, bym wziął Cię teraz do pokoju?
- Louis?! Ty ją gwałcisz?! – pisk Avy dotarł do moich uszu, nim chciałam odpowiedzieć „tak”.
- Te jej wyczucie czasu – warknęłam pod nosem. Louis zaśmiał się i pomógł mi wstać.
- Dlaczego ją molestujesz, ty palancie?! – Ava uderzyła go z pięści w ramię i wzięła mnie w ramiona, odsuwając od niego. Zaśmiałam się, również do niego tuląc.
- Molestuję za jej zgodą – zarumieniłam się lekko, pokazując mu język.
- To później, teraz zabieram Lily na zakupy! – klasnęła w dłonie.
- O nie – jęknęłam.
- O tak! – krzyknęła.

***
- Głośno u was w nocy było, wiesz? – Ava spojrzała na mnie rozbawiona, przymierzając czerwone glany, a ja siedziałam na miękkim fotelu i obserwowałam jak zakłada i zdejmuje kolejne buty. Po co ja jej w ogóle byłam?!
- Co? – udałam, że nie słyszę i głupio uśmiecham.
- Musiał Cię długo pieprzyć, jeśli słyszałam was po drugiej w nocy – uśmiechnęła się krzywo, powracając do oglądania obuwia. – Ładniutkie co?
- Jak dla fanki The Walking Dead idealne – puściłam jej oczko.
- Oj no weź! Nie pomagasz! – pisnęła zdesperowana. Uwielbiałam ją denerwować. Wyglądała wtedy tak zabawnie!
- Weź je, są ładniutkie – naśladuję jej ton głosu i dostaję kopniaka w piszczel. – Ava! – stęknęłam, masując obolałe miejsce. Ava raptownie zastygła w miejscu, patrząc się w jeden, konkretny punkt.

W moją dłoń.

Cholera, zapomniałam zdjąć pierścionka!  

- Lily, ale powiesz mi to, o co czym myślę, czy ja dostaję cholernego rozdwojenia jaźni! – krzyknęła, a ja kobiety będące w sklepie posłały Avie karcące spojrzenie.
- Ciszej, idiotko – warknęłam.
- Lily, czy Louis się Tobie oświadczył?! – na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Nie, to pierścień dziewictwa, nie zauważyłaś?! – parsknęłam śmiechem.
- Mój Boże! On to naprawdę zrobił! Pokaż mi do to cholery! – Ava podbiegła do mnie i chwyciła za dłoń odzianą w pierścionek zaręczynowy. Ava zagwizdała z wrażenia. – Jest cudowny! Ile to ma karatów, mój diable ty!?
- Nie pytam się o takie szczegóły, wystarczy gest – wyrwałam dłoń z jej uścisku.
- Cholera, będziesz Panią Tomlinson! – krzyknęła.
- Ava, ścisz się! Nie mam ochotę zostać wyrzuconą ze sklepu! – syknęłam.
- Musimy to uczcić!
- Zero picia – od razu jej powiedziałam, na co zrobiła smutną minkę. – Ava, nie, dopiero co wybudziłam się po czterodniowej śpiączce, chcę odpocząć!
- Pod Louisem czy nad? – poruszała zabawnie brwiami.
- Chodźmy na kawę, nim rozwalę ten sklep.

***
- Dlaczego. Ja. Nic. Nie. Wiem. O. Zaręczynach?! – po wejściu do DeathGroov, Ava zaczęła okładać pięściami tors Lou, który śmiał się w niebogłosy.
- Właśnie dlatego – powiedział roześmiany, odciągając od siebie, ale ta nawet nie myślała o zaprzestaniu swojej czynności. – Ava, ja zarabiam, więc daj mi pracować!
- Zrób jej kawę, od razu się uspokoi – odparłam chichocząc, biorąc ją pod łokieć i poszłyśmy zająć wolny stolik. Tego dnia Groov był bardzo zatłoczony, co równało się z tym, że na Louis’a mogłam patrzeć tylko ukradkiem. W pracy był w ogóle inny, lecz nadal seksowny i pociągający. Gdyby nie taka ilość klientów, zaciągnęłabym go na zaplecze. Na zbyt długo los nas rozdzielił. Moja każda część ciała do niego lgnęła, jak pszczoła do miodu. Pragnęłam go. Czy to było normalne?
- Ej, słuchasz mnie?! – krzyknęła do mojego ucha Ava, a ja wróciłam na ziemię.
- Co? – spojrzałam na nią strapiona.
- Tak właśnie myślałam – zaśmiała się, oczywiście wiedząc, co mi chodziło po głowie. Uśmiechnęła się szeroko i wstała od stolika.
- Co ty robisz? – zapytałam ją, marszcząc brwi.
- Idź do pokoju socjalnego i to… - Ava wcisnęła mi do rąk nasze zakupy. – Tam zostaw. Dzisiaj będę Twoim ukochanym misiaczkiem i sprawię Ci prezent z okazji zaręczyn.
- Ale Ava…
- Idź, nim zmienię zdanie! – wstałam otępiała z krzesła i poszłam prawie niezauważona na zaplecze. Rozpoznałam kilak dziewczyn z uniwerku. Tęskniłam za studenckim życiem. Moim początkowym planem, gdy przyjechałam do Miasta Śmierci miały być dzikie imprezy i trochę nauki. A jak skończyłam? Dowiedziałam się, że jestem/byłam mieszańcem, zabiłam kilku ludzi przez swoje ogromne pragnienie, poznałam swojego narzeczonego, umarłam na cztery dni, moim ojcem okazał się zupełnie ktoś inny, niż myślałam przez całe życie… Nic już nie miało być normalne, choćbym bardzo chciała.

Ale uczucia pomiędzy mną, a Lou były jak najbardziej prawdziwe.

Zamknęłam się na zapleczu i położyłam torby obok stolika na kawę. Zdjęłam z siebie płaszcz, który dostałam od Avy na wigilię i nim minęła chwila, do pomieszczenia wszedł Louis z zatroskaną miną. Ava musiała mu wcisnąć niezły kit, by tak szybko przyszedł.
- Wszystko w porządku? Ava… - nie dałam mu dokończyć, bo przycisnęłam go do drzwi, namiętnie go całując i wolną dłonią zamknęłam drzwi na klucz. Louis z lekkim, lecz dzikim uśmiechem poderwał mnie do góry i ponownie wpił się w moje usta, wpraszając się językiem pomiędzy wargi. Ubrania latały wokół nas niczym w erotycznej scenie w jakiejś dennej amerykańskiej komedii, ale to i tak było podniecające. Uczepiłam się go jak małe szympansiątko i powoli osunęliśmy się po drzwiach na podłogę. – Wiedziałem, że Ava ściemnia, bo rano czułaś się zbyt dobrze – wysapał w pośpiechu zdejmując z nas resztę bielizny.
- Jak widać, uwierzyłeś jej – szepnęłam wplątując palce w jego miękkie włosy. – Przez Twoje pieprzone pieszczoty cały dzień chodzę podniecona. Powinieneś się wstydzić.
- O to mi chodziło, skarbie. Nie spodziewałem się, że zrobimy to w miejscu publicznym – Lou ugryzł mnie w dolną wargę, pozbywając się swoich bokserek. Po chwili czułam jak jego penis ślizga się między moimi udami, twardy i całkowicie gotowy. – Cholera, to będzie szybkie, masz być cicho – warknął, chwytając mnie za biodra i podniósł do góry, bym następnie spadła prosto na jego członek. Krzyknęłam cicho, wyginając w łuk. To ułatwiło mu sprawę i objął ustami mój prawy sutek, a lewy masował palcami wolnej ręki, a drugą ściskał mój pośladek, zmuszając mnie tym samym do poruszania się. Podskakiwałam na nim z początku lekko, przyzwyczajając się do jego wielkości. Położyłam ręce na jego udach i mocno ściskałam z każdym kolejnym pchnięciem. Poruszałam się w przód i w tył najmocniej jak potrafiłam. – Lily – jęknął gardłowo, gryząc czubek mojego sutka. Stęknęłam pod nosem, skupiając się na swoich ruchach. Uczucie było błogie i rozpierające. Dźwięk mlasków zderzającej się mokrej skóry i naszych ciężkich oddechów tylko dodawał wszystkiemu ognia.
- O mój Boże… - wydyszałam z trudem, czując duże skurcze w podbrzuszu. Zwolniłam swoje tempo, ale brałam go tak samo głęboko, jak minutę wcześniej.
- Kurwa – przeklął Lou, biorąc mnie za pośladki i podrzucał do góry, przez co opadałam w dół dwukrotnie mocniej. Nie mogąc jęknąć, wbiłam się zębami w jego bark, a gdy dobiłam do szczytu odchyliłam mocno do tyłu, biorąc płytkie oddechy, przez które ulatniały się jęki rozkoszy. Louis mocno wbijając palce w moją talię wlał we mnie całe moje nasienie, szepcząc drżącym głosem moje imię.
- Jak ja tego potrzebowałam – mruknęłam z uśmiechem, lecz zszedł od mi z ust, gdy sobie coś uświadomiłam. Louis to zauważył.
- Lily, co się stało? – spytał, głęboko oddychając.
- Nie użyliśmy gumki. 




******************************
Przepraszam, przepraszam, przepraszam! 
Wiem, że długo czekaliście, ale byłam od dobrego miesiąca niedysponowana, w między czasie dopadła mnie choroba, a teraz były święta :/ Przepraszam, że nic nie wstawiałam, obiecuję poprawę! :)

40 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ!! :* <3

Komentujcie <3

Katie.

niedziela, 30 listopada 2014

3 Generation - Three.

- Wyjdź za mnie, Liliano.

Mimo tego, że wiedziałam o wszystkich jego planach, i tak moje serce stanęło, słysząc te trzy słowa. Otworzyłam usta ze zdziwienia, nie mając zielonego pojęcia, co mu odpowiedzieć.
- Tak bez pierścionka, Panie Tomlinson? – obróciłam wszystko w żart, na co lekko się uśmiechnął.
- Czasami warto łamać tradycję, Panno Anderson – wymamrotał, składając na moim zaróżowionym policzku lekki jak piórko pocałunek.
- Po prostu masz świetne wyczucie czasu – pochwaliłam go, na co się zaśmiał. – Za każdym razem zaskakujesz mnie co raz bardziej.
- Ty również, moja maleńka – powiedział, muskając moje usta swoimi, gdzie zatrzymał się na dłużej, gdy nie pozwoliłam mu się ode mnie oddalić.
- Tak za Tobą tęskniłam, Lou – wyszeptałam między pocałunkami. – Jestem tu z Tobą… Jako pieprzony człowiek.
- Nareszcie – uśmiechnął się szeroko, całując mnie jeszcze namiętniej, niż chwilę temu.

Wiedziałam, że tej nocy na tym tylko się nie skończy.

***
Obudziłam się wczesnym rankiem, odczuwając duży głód. W końcu dopiero poprzedniego dnia coś udało mi się zjeść, ale i tak nie było tego wiele, bo byłam zbyt zajęta… Louis’em. Wstałam zaspana zakładając na siebie bieliznę i za dużą koszulkę Louis’a i z trudem wygramoliłam się z łóżka, gdyż ręka Louisa trzymała mnie w żelaznym uścisku.

- Gdzie idziesz? – spytał sennie, otwierając lekko oczy. Gdy był śpiący, wyglądał naprawdę uroczo.
- Coś zjeść. Potrzebuję trochę mięsa i białka na wzmocnienie – odparłam cicho, całując go w usta. Louis automatycznie się rozbudził i przyciągnął mnie do siebie tak, że leżałam na nim. Zachichotałam głośno, oddając pocałunek.
- Ja potrzebuję Ciebie – jęknął w moje usta, kładąc dłonie na moich pośladkach i przyciskając do siebie mocniej. Stęknęłam czując, jak bardzo był podniecony.
- Czyżby poranna erekcja, Panie Tomlinson? – przeniosłam swoją dłoń na jego czułe miejsce i żartobliwie go po nim pogłaskałam. Louis napiął się delikatnie.
- Lily, nie pogrywaj ze mną – syknął, mocniej zaciskając palce na moich/swojej koszulce. Uśmiechnęłam się zawadiacko.
- Myślę, że coś można na to poradzić.

~ Louis P.O.V ~ 

Czy wspominałem, że ta dziewczyna jest najlepsza w robieniu mi dobrze?

Lily z dzikim uśmiechem strzepnęła moje ręce ze swojego ciała i zwinnie weszła pod kołdrę, zakrywając się nią.

- Lily… - urwałem, gdy poczułem jak jej usta zamknęły się na moim członku, mocno ssąc. – O kurwa – przekląłem obserwując miejsce, w którym jej głowa podnosiła się i unosiła. Wargami nie zaniedbywała ani jednego miejsca, dokładnie je pieszcząc. To uczucie było rozrywające na strzępy. Wsunąłem ręce pod kołdrę i palce wplątałem je w jej włosy. Jęki zadowolenia, które się z niej wydobywały były… kurwa, mega seksowne. Tylko ona potrafiła doprowadzić mnie do takiego stanu w jakim się znajdowałem. Moje biodra co chwilę podnosiły się, wbijając się w Lily prawie po ścianę jej gardła. – Cholera, cholera, cholera! – wydyszałem, czując jak jestem u samego szczytu. W tym samym momencie jej usta zassały moją końcówkę i nie mogłem już tego znieść. Doszedłem, na co mruknęła z aprobatą i po kilku chwilach wyszła spod kołdry z takim samym uśmiechem, gdy pod nią wchodziła.
- Zaspokojony jest Pan? – spytała niskim, pociągającym głosem.
- W pełni – odetchnąłem głęboko, cmokając ją w czubek nosa.
- Więc mogę iść na śniadanie bez wyrzutów sumienia?
- Tak, pozwalam Ci – zaśmiałem się i pozwoliłem, by wstała ze mnie. Nim odeszła udało mi się ją klepnąć w jeden z jej jędrnych pośladków. Lily podskoczyła i spojrzała na mnie karcąco, ale zauważyłem też, że spodobało jej się to. – Też Cię kocham maleńka – powiedziałem, nim opuściła pokój, zostawiając mnie samego i po chwili już pogrążonego we śnie.

~ Lily’s P.O.V ~

- Nie wiem co robić, Ava… - to były moje pierwsze słowa, gdy wkroczyłam do kuchni i zobaczyłam moją przyjaciółkę, siedzącą przy stole i jedzącą jajka i bekon.
- Co się stało, misiaczku? Co Cię trapi? – spytała, patrząc na mnie swoimi nie pomalowanymi oczami. Widząc ją bez makijażu, to jak zobaczenie Liam’a bez ubrań : duży szok i niedowierzanie. – Jak się w ogóle czujesz?
- Lepiej… dużo lepiej – stwierdziłam, podkradając plaster bekonu i od razu go zjadając.
- Tak, słyszałam – uśmiechnęła się szelmowsko, gdy ja tylko wywróciłam oczami. – Wiem, wiem, potrzebowaliście tego. Kminię, bo na przykład mam takiego Zayn’a.
- Z niego to już w ogóle prawdziwy dzikus – parsknęłyśmy śmiechem.
- O czym chciałaś ze mną pogadać?
- Czy wiedziałaś coś na temat tego, że Louis ma mi się oświadczyć? – słysząc to, Ava zrobiła wielkie oczy i zakrztusiła się swoim jedzeniem. Postukałam ją delikatnie po plecach, cicho się śmiejąc z jej reakcji.
- Nie mów, że Cię poprosił o rękę?! – pisnęła zduszonym głosem.
- No właśnie…
- Mój Boże! On to naprawdę zrobił! – zawołała. – I jak, zgodziłaś się?!
- No właśnie w tym rzecz… Co ja mam robić?
- No proste, że się zgódź! Louis mówił nam, że ma takie plany, ale żeby tak szybko?! Szatanie mój, będziesz Panią Tomlinson!
- Ale ja mu jeszcze nic nie odpowiedziałam! – przekrzyczałam ją, na co zrzedła jej mina.
- Że co? – pyta poważnym głosem. – Czy ty naprawdę nie przyjęłaś jego oświadczyn?
- Nie dostał ode mnie odpowiedzi. Ja… nie jestem pewna.
- Czego?
- Ava, mój pseudo ojciec połączył mnie więzią z ex Lou, potem zabiłam ją i siebie przy okazji, by uwolnić się od więzi z nią i od problemów, które temu towarzyszyły. Przez cztery dni byłam w cholernym piekle, którego nie da się opisać. Jak mam na to patrzeć, Ava? Z uśmiechem?
- To jest już wszystko za Tobą! Teraz powinnaś cieszyć się tym, że jesteś jedną z nas, żyjesz normalnie funkcjonując jak kiedyś no i masz szansę wyjść za najbardziej rozchwytywanego nocnego łowcę w mieście. Czego chcieć więcej?! – powiedziała podniesionym tonem.
- A Arren?
- To jest już sprawa Grace. Od kiedy Tobie już nie groziło niebezpieczeństwo, zaczęła go szukać. Daleko nie mógł zwiać, to nie w jego stylu. I… Twoja matka o Ciebie pytała.
Przez chwilę między nami zapadła grobowa cisza.
- Raptem troszczy się o mnie? – warknęłam, wbijając swój wściekły wzrok w blat stołu.
- Martwiła się o Ciebie – powiedziała Ava skruszonym tonem.
- I niech martwi się dalej. To ona wyrządziła mi takie, a nie inne piekło. Nigdy jej tego nie wybaczę, to oczywiste! – prychnęłam. Jak miałam traktować swoją matkę, gdy nie powiedziała mi nic o moim prawdziwym życiu? Cały czas żyłam w niewiedzy.
- Lily… Nie będę Ci matkować, bo to nie w moim stylu, ale… powinnaś z nią porozmawiać – stwierdziła, uśmiechając się lekko i pokrzepiająco. – Z moimi też miałam problemy, gdy dowiedziałam się, kim jestem. W dodatku też nie akceptowali tego, jak wyglądam i w domu miałam wieczną wojnę… ale z czasem pogodziliśmy się, bo jesteśmy rodziną.
- Nie wiem, Ava. Dopiero co wróciłam do żywych, chcę… zacząć wszystko od nowa z wami i Louisem przy boku. To jest teraz mój dom – wskazałam na kuchnię i resztę domu. – A wy jesteście moją rodziną. Kto wie, może kiedyś albo ja, albo ona zabierze głos w tej sprawie, ale teraz… nie mam na to siły.
- Rozumiem Cię… Masz większe zmartwienie, Panno Tomlinson.
- Och, Ava, przestań! – wywróciłam oczami.

***
- Wiesz, że chcę wrócić na uniwerek od przyszłego semestru?
- Po co? – prychnął Lou, otulając mnie swoim ramieniem. Nic lepszego nie mogło być : leżenie przy kominku z gorącą czekoladą i gorącym Louisem obok w grudniowy dzień.
- Jeśli już zaczęłam ten rok, dobrze byłoby go skończyć – stwierdziłam.
- I bez nauki go skończysz, bo Grace…
- Chcę coś zrobić sama – weszłam mu w słowo. – Jestem dużą dziewczynką, prawda? Wcześniej jakoś sobie radziłam…
- Ale wcześniej nie byłaś nocnym łowcą, Lily – tym razem on mi przerwał. – Teraz jesteśmy już drużyną i musimy być gotowi na wszystko.
- Lou, przyjechałam do Miasta Śmierci tak naprawdę, by skończysz studia! To jedyna ludzka rzecz, jaka mi pozostała!
- Też nie skończyłem studiów i można z tym żyć! – zauważyłam, że robił się zirytowany.
- Och, naprawdę?! Nie wiedziałam! – wywróciłam oczami wstając i zrobiłam kilka kroków, by siąść na kanapie, ściskając z całej siły kubek z czekoladą. Gdybym była wampirem, pewnie już dawno by się rozpadł na małe kawałeczki.
- Lily… - Louis stanął nade mną. – Nie złość się na mnie, chcę dobrze.
- Nie złoszczę się na Ciebie, tylko na to, że nie mam ani grama samodzielności! Jestem dorosła i chyba mogę decydować o wszystkim sama!
- Masz do tego prawo – zgodził się ze mną Lou.
- Świetnie, nareszcie zrozumiałeś! – prychnęłam, pijąc czekoladę.
- Nie gadajmy o tym dzisiaj, bo jest za wspaniały dzień, by go psuć – Louis zabrał mi kubek, stawiając go na stoliku, a potem przygwoździł mnie swoim ciałem. – Jesteś słodka gdy się złościsz – dodał po chwili, muskając moje usta swoimi.
- To chyba częściej muszę to robić – parsknęłam śmiechem, obejmując go ramionami.
- Chcę z Tobą wyjechać na kilka tygodni po nowym roku – powiedział.
- To wiem, ale gdzie? – zapytałam, doskonale wiedząc, gdzie, lecz nie chciałam psuć jego niespodzianki.
- Zobaczysz – ponownie mnie pocałował, tym razem namiętniej i bardziej wymagająco, niż chwilę temu. Z moich ust wyrwało się ciche westchnięcie rozkoszy, a on to wykorzystał i wkradł się językiem do moich ust. Poruszyłam się pod nim, czując jak seksualne napięcie rośnie między nami w szybkim tempie. Przeniosłam swoje ręce na jego szyję i przyciągnęłam go do siebie jeszcze mocniej, a nogami objęłam jego tułów, by móc ocierać się o niego swoją miednicą. Oboje jęknęliśmy w tym samym czasie i gdy próbowałam pozbyć się koszulki Louis’a, on przerwał pocałunek. Spojrzałam na niego strapiona.
- Co się stało, Lou?
- Nic, ja… chciałbym Cię o coś poprosić – szepnął, podnosząc się z kanapy. Ja również to zrobiłam, tylko w tempie żółwia, w duchu czując co się święci.
- Co może być ważniejszego od naszego wieczornego seksu przy kominku? – musiało to zabrzmieć śmiesznie, bo Louis się zaśmiał.
- Fakt – pokiwał głową rozbawiony. – Ale nie w tym rzecz.
- Możesz mi wszystko powiedzieć, wiesz o tym?
- Wiem… Cholera, nie wiem jak zacząć.
- Hm, na przykład od Lily…?
- W porządku – Louis zaśmiał się nerwowo. Lou i podenerwowanie? Coś tu nie grało. – Lily, być może i nie znamy się zbyt długo, tak jak Ava i Zayn, ale… Wiem, że ty jesteś tą jedyną, którą chcę mieć przy swoim boku do końca, który tak na dobrą sprawę nigdy nie nastąpi. Odkąd pierwszy raz Cię zobaczyłem wiedziałem, że nie jesteś zwykłą dziewczyną. Przeszliśmy razem naprawdę wiele i spędzenie z Tobą wieczności, to byłby dla mnie zaszczyt.
- Lou… - brakowało mi słów.
- Straciłem swoją rodzinę zbyt szybko, Lily. Nie mogę stracić i Ciebie, jesteś dla mnie zbyt wyjątkowa. Omal nie zginęłaś i tego co czułem przez ten okres, nikt nie chciał by poczuć…  – Lou wziął mnie za rękę. – Kocham Cię jak nikogo innego na tym popieprzonym świecie… - Louis sięgnął wolną ręką do kieszeni swoich spodni i wyjął z niego coś… małego i pięknego. Oddech ugrzązł mi  w gardle, gdy ujrzałam diamentowy pierścionek. – Chciałbym, abyś go przyjęła – Louis ukląkł na jedno kolano, a ja poczułam jak moje oczy wilgotnieją. – Liliano Anderson, czy dasz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?
Uśmiechnęłam się przez łzy, które strumieniami spływały po moich policzkach. Czy właśnie doczekałam się tej chwili, o której tak wielokrotnie marzyłam?
- Ttaak… - wychlipałam, potrząsając głową. Louis uśmiechnął się szeroko w mgnieniu oka zakładając pierścionek na mój serdeczny palec lewej dłoni i porwał w ramiona, okręcając nas w miejscu. Przytuliłam go mocno, jak najszybciej łącząc nasze wargi w jedność.
- Teraz wszystko się zmieni, maleńka – wyszeptałam, całując mnie z czcią i namiętnością.


Też miałam taką nadzieję, ale wiedziałam, że nic nie kończy się happy end’em. 



*****************************

No to oficjalnie Liliana jest zajęta i nawet Mike tego nie zmieni XD :D Witam was z nowym rozdziale! Trochę wam potrwało by nabić limit komentarzy, ale na szczęście mam taką cierpliwość, że doczekałam się XD :D 

Kochani! Nowy Blog w drodze, tylko tyle mogę wam zdradzić! Na głównej stronie jest ANKIETA, w której możecie zdecydować, jak będzie nazywał się blog! :D Macie czas do Wigilii choć wiem, że potrwa to krócej :D 


36 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ!!! :* <3


Komentujcie <3

Katie.

czwartek, 20 listopada 2014

3 Generation - Two.

~ Lily’s P.O.V ~

Wrócić do żywych to było coś.

Gdyby nie krwawa jatka w krypcie i jakiś wampir, buszujący na oddziale szpitalnym na pewno pospałabym jeszcze z kilka godzin!

Czułam się… zdecydowanie inaczej. Wszystko było dla mnie jak nowość, co było też trochę frustrujące. Moje dotychczasowe życie, zakończyło się. Nie byłam już wampirem.

A prawowitym nocnym łowcą.

Uprzedzano mnie, że przemiana do najprzyjemniejszych należeć nie miała, ale moment, w którym znalazłam się po tej drugiej stronie… był potwornie przerażający. Nawet Ava kochająca takie coś, dostałaby dreszczy. Nie byłam w stanie tego opisać. Koszmar przez duże K!

Ale wróciłam. W samą porę. Mój Louis był w niebezpieczeństwie. Zawsze pokonywał wampiry z łatwością, tego dnia jakby uszło z niego jakiekolwiek życie. I to przeze mnie. Słyszałam każde słowo, które mówił. Bardzo chciałam na nie odpowiedzieć, lecz… jakby czułam się tak, jakby ktoś zaszył mi usta. Każde drgnięcie, a nawet myśl o bólu powodowała, że moje cierpienie stawało się co raz gorsze i gorsze. Ostatnie minuty mojego bycia wampirem, przypominały mi trochę jego początki. Było ono trudne, cholernie bolesne i robiłam coś, czego nie chciałam. Wspomnienie z przemiany na pewno nie będzie należało do dziesiątki najbardziej mi lubianych.
- Lily… Ty… - Louis nie był w stanie się wypowiedzieć. No tak, to mógł być dla niego szok. Tak jak dla mnie usłyszeć od niego to, że zamierza mi się oświadczyć. I nie : nie zamierzałam mu o tym powiedzieć. Niech Tomlinson wysili się trochę z tym romantyzmem i mi go pokaże! – Ty jesteś – powiedział w końcu, niezdarnie wstając z ziemi i obleciał wzrokiem wampira, którego przed chwilą zabiłam. Rzuciłam broń na ziemię, którą miałam w dłoniach i uśmiechnęłam się.
- Tak, jestem – odparłam, odczuwając ulgę i wszystkie uczucia, które się we mnie kłębiły od tych kilku dni : złość, szczęścia, smutek, ból, radość, tęsknota… Było tego wiele. W moich oczach zebrały się łzy, które mocno cisnęły mi się na oczy, odkąd się wybudziłam. – Mój Boże, ja tu jestem, Louis… - wydukałam, idąc w jego stronę w… ludzkim tempie. To było dziwne, lecz… przyjemne. Nim rzuciłam się Louisowi w ramiona zauważyłam, że jego oczy były szkliste, a na twarzy malowała się troska. Gdy wpadłam na niego, jego ramiona oplotły mnie tak mocno, jakby już nigdy nie miały mnie puścić. Wtuliłam głowę w jego masywną pierś, wybuchając płaczem. Czułam się tak prawdziwie... tak ludzko.
- Cii… Nie płacz, maleńka – szepnął w moje włosy, gładząc mnie uspokajająco po barkach. – Teraz wszystko będzie dobrze, już po krzyku – dodał po chwili, cmokając każdy możliwy skrawek mojej głowy. – Tak za Tobą tęskniłem, Lily… Nareszcie mogę Cię dotknąć, przytulić, poczuć Twoją ciepłą i delikatną skórę… Nie rób nigdy tak więcej – jego głos był napięty, ale przynajmniej ciałem był rozluźniony. Mógł być na mnie zły. W ramach pożegnania zostawiłam mu tylko durny liścik. O czym ja myślałam, gdy wpadłam na ten głupi pomysł?!
- Przepraszam – powiedziałam tylko, bo nic innego nie byłam w stanie z siebie wykrztusić. – Naprawdę przepraszam.
- Nie masz za co… - Louis odsunął się ode mnie odrobinkę, by tylko chwycić mój podbródek i podnieść go do góry. Louis trochę się zmienił od pory, gdy ostatni raz go widziałam. Był nieogolony, mocno pokiereszowany, ale nadal przystojny. To się nie zmieniło. – Postąpiłaś bardzo odważnie… ale i lekkomyślnie. Podziwiam Cię za to i dobrze o tym wiesz. Zrobiłaś to by uwolnić się od Eleanor… Zrobiłaś to dla nas. I za to Cię właśnie kocham – uśmiechnęłam się szeroko i nie mogąc dłużej czekać, wpiłam się w jego malinowe wargi, których smaku nie zaznałam od bardzo dawna.

Louis odpowiedział mi cichym jękiem, na co w moich żyłach zawrzało podniecenie. Oddałam pocałunek mocniej, chwytając się rękoma jego szerokich ramion i przybliżając ciałem do jego torsu. Louis zaśmiał się cicho pod nosem, z łatwością dominując pocałunek, wplatając palce w moje włosy, a wargi nie dawały mi nawet wziąć tchu.
- Kocham Cię, Loui… Na zabój – mruknęłam między pocałunkami. Nie odrywaliśmy się od siebie przez kilka dobrych minut. Oboje odczuliśmy tą rozłąkę, teraz…

Czas na jej odrobienie.

***
- Poczekaj tu, zrobimy im niespodziankę – Louis zatrzymał mnie przed wejściem do salonu.
- Przestań, Lou. Ava i tak pewnie wychodzi z siebie… - szepnęłam, ale on uciszył mnie słodkim pocałunkiem, za szybko go kończąc. Louis zauważył moje rozczarowanie. – Spokojnie, mamy dla siebie cały wieczór… i drugą niespodziankę.
- Czyżby? – wiedziałam o czym mówił. Wyjazd do LA. Cudowny gest z jego strony. – Powiedz mi.
- Wszystko w swoim czasie – Louis cmoknął mnie w czubek nosa, potem potarł go czubkiem swojego. Zaśmiałam się cicho z jego słodkości, którą w nim uwielbiałam.
- Wiesz, że chcę się stąd ulotnić – szepnęłam do niego, dłońmi chwytając jego koszulkę.
- Wiem, moja maleńka – cmoknął pojedynczo moje usta. – Pierw chodźmy się przywitać, potem porozmawiamy na osobności – uśmiechnął się szelmowsko.

Oj, ja już wiedziałam, na czym ta rozmowa miała polegać!

- Czekam na to z niecierpliwością – mruknęłam, biorąc go za rękę i wplątałam w nią swoje palce. – Kocham Cię, Lou, tak bardzo – jeszcze na moment wtuliłam się w pierś Louisa, nie mogąc nacieszyć się jego widokiem i dotykiem.
- Nie tak mocno, jak ja Ciebie – odparł i wyczułam, że uśmiechał się jeszcze szerzej.
- Jak długo byłam nieprzytomna.
- Prawie 4 dni – rzekł, a jego mięśnie się napięły.
- Naprawdę? – skinął ledwie zauważalnie głową. – Myślałam, że przynajmniej z tydzień… Ból odebrał mi jasność myślenia.
- Nie myśl już o tym, skarbie.
- Ale ja… nie potrafię. W żyłach nadal czuję to buzowanie, pieczenie... – głos łamał mi się na nawet najmniejsze wspomnienie z tych dni.
- Cii… - uciszył mnie, mocniej tuląc do siebie. W takich chwilach właśnie go potrzebowałam. Czułam się kochana przez niego. – Jesteś już wśród i nas i nic Ci nie grozi.
- Oprócz Arrena – przypomniałam mu, a on lekko się skrzywił.
- Prędzej zginie z moich rąk, niż Cię dotknie – warknął niskim głosem. – Drugi raz nie zamierzam Cię stracić. Zrobię wszystko, by ten demoniczny chuj wkrótce zdechł – powiedział, a mnie w dziwny sposób te słowa podniosły na duchu. Byłam pewna, że dotrzyma danego sobie i mi słowa.
- Louis?! Gdzie jesteś, ty mały… - zza rogu raptownie wyskoczyła Ava. Na mój widok jej oczy zamieniły się w ogromne spodki i głośno krzyknęła. – Lily?!
- Nie, kurwa, duch – parsknęłam śmiechem.
- Boże, Lily! Ty żyjesz! – Ava wyrwała mnie z ramion Louisa i zamknęła mnie w niedźwiedzim uścisku. Brakowało mi powietrza, lecz ukrywałam to, bo strasznie stęskniłam się za moim ukochanym misiaczkiem.
- Tak, żyję – odparłam, wtulając twarz w jej czarne włosy.
- Wiesz jakiego stracha mi napędziłaś mi stracha, misiaczku? Gdybym nie przypomniała sobie, że nie przeszłaś drugiego etapu przemiany, zeszłabym na zawał.
- Przynajmniej teraz mogę mówić, że zmartwychwstałam – zaśmiałyśmy się krótko.
- Kocham Cię i nigdy więcej mi tego nie rób, zrozumiałaś? – wyszeptała drżącym głosem.
- Drugi raz się tam nie wybieram – pokręciłam głową. – Pieprzę to.
- Mój misiaczek wrócił! Musimy to oblać! – krzyknęła. Skrzywiłam się. Tak, ostatnią rzeczą o jakiej marzyłam było upicie się w trupa.
- Tak szczerze, chcę tylko coś zjeść i pójść spać – powiedziałam szczerze, co nie mijało się z prawdą. Z głodu skręcało mnie w środku i pilne potrzebowałam czegoś do jedzenia.
- Coś wątpię, by Louis pozwolił Ci tej nocy spać – uśmiechnęła się szelmowsko, a na moją twarz wyciekł rumieniec. Dyskretnie spojrzałam na Louisa. Posyłał Avie groźne spojrzenie, ale gdy zauważył, że się na niego patrzę, puścił mi oczko co utwierdziło mnie w słowach Avy.

Tej nocy z pewnością nie pośpię.

***
Chłopacy powitali mnie wśród żywych jak swoją siostrę. Może tuż przed swoją „śmiercią” nie miałam z nimi perfekcyjnych relacji, ale teraz się to zmieniło.

Mniejsza z tym. Tego wieczoru liczył się Lou, i wyłącznie on. Moja uwaga była skupiona wyłącznie na nim.

Gdy wszyscy prócz nas poszli na patrol, jak na zawołanie rzuciliśmy się na siebie, namiętnie całując. Jęknęliśmy oboje z uznaniem, chwiejnym krokiem wchodząc po schodach. Z moją wampirzą szybkością ( której już nie posiadałam od kilku godzin ) znaleźlibyśmy się w jego pokoju w ciągu kilku sekund. Z ludzkim tempem zajęło nam to dobre pięć minut, ale… taka postać rzeczy odpowiadała mi. Przed tym nim dowiedziałam się, że byłam mieszańcem, żyłam tak przez wiele lat i nigdy mi to nie przeszkadzało.

Ale w tej chwili? Zatęskniłam za tymi swoimi wampirzymi sztuczkami.

Wparowaliśmy do pokoju, nigdy nie przestając się całować. Moje dłonie spoczęły na jego umięśnionych barkach, a jego na dole moich pleców, tuż nad pośladkami. Wprowadziłam swój język do ust Louisa, który przywitał mnie z otwartymi ramionami po długiej nieobecności. Przylgnęłam do jego ciała, zniżając dłonie na jego tors, który badałam przez koszulkę, a chwilę później i pod nią. Miał takie piękne ciało. Każdy mięsień był na swoim miejscu. Jedyną wadą były jego rany po bitwach, które pozostawiły na jego ciele jasno różowe szramy. Dyskretnie pogłaskałam je, lecz Louis i tak się napiął, w zamian czego pocałował moje usta jeszcze mocniej, pozbywając się swojej koszulki. Pomogłam mu ją zdjąć przez głowę, po czym z uwielbieniem obejrzałam jego masywną klatkę piersiową. Uśmiechnęłam się lekko, spoglądając na Louisa, jednocześnie zginając kolana, chcąc zniżyć się do jego najświętszej części ciała. Louis lecz pokręcił głową i postawił mnie do pionu.
- Dzisiaj chcę Cię kochać, a nie wykorzystywać dla swojej przyjemności – szepnął, odgarniając moje rudawe włosy na drugą stronę i cmoknął ustami miejsce tuż pod moim uchem, przysysając się do niego jednocześnie. Stęknęłam, bezwstydnie ocierając się biodrami o jego podnieconą męskość. Louis ugryzł mnie delikatnie w to miejsce, chwilę później zrywając ze mnie koszulkę.
- Nie wykorzystujesz. Przeze mnie przeszedłeś piekło, Louisie – rzekłam z trudem, odrywając się od niego. Jego oczy błyszczały pożądaniem i… jeszcze większym pożądaniem. Pragnął mnie tak mocno, tak jak ja pragnęłam jego. I to było piękne.
- Największe piekło przeżyłem, gdy nie było Cię obok mnie. Chce móc Cię wielbić, bo jesteś już na zawsze moja – powiedział z nieukrywaną mocą w głosie, przez którą przeszły mnie dreszcze, a podbrzusze wywinęło koziołka.
- Na zawsze, ale teraz… - przybliżyłam usta do jego dolnej wargi i przygryzłam ją z zawadiackim uśmiechem. – Kochajmy się, proszę.
- Dwa razy nie musisz powtarzać – warknął groźnie i pchnął mnie na łóżko. Opadłam na nie, od razu lądując na plecach. Szybko pozbyłam się swoich butów i popatrzyłam na Louisa, który przyglądał się mi niczym zwierzyna swojej ofierze na polowaniu. – Zdajesz sobie sprawę, jak jesteś piękna, maleńka? – powoli wszedł na łóżko, znajdując nade mną, między nogami. Biła od niego pewność siebie. Widzieć go takiego jest mega seksowne i na samą myśl robię się wilgotna i mokra. – Twoje ciało nadal tak samo idealne, jak przed czterema dniami… Piersi wciąż są jędrne i miękkie – dłońmi ścisnął mój biust pojedynczo, na co z moich ust wyleciał jęk rozkoszy. – Tęskniłaś za tym, prawda? Jak moje dłonie sprowadzają Cię na skraj orgazmu? – spytał, a ja jęknęłam tym razem głośniej przez jego zboczone słowa.
- Proszę, Louis…
- O co mnie prosisz, Lily? Powiedz mi czego pragniesz – mruknął z tajemniczym błyskiem pochylając się nad moim rowkiem między piersiami i językiem przebiegł aż do krawędzi moich czarnych leginsów, pozostawiając na mojej skórze ślady jego śliny. Zawiłam się pod nim, a biodra same podnosiły się do góry i ocierały o jego męskość. – Moja Lily jest spragniona mojego dotyku… - Louis cmoknął skórę tuż nad materiałem leginsów, który sekundę później chwycił w zęby i naigrywał się ze mną, próbując go zdjąć.
- Louis, szybciej… Pragnę Cię – odparłam drżącym głosem, którego już kompletnie nie panowałam. Byłam odurzona Louisem.
- Jak sobie życzysz – uśmiechnął się szeroko i chwycił moje biodra, podnosząc je jeszcze wyżej i pozbył się dolnej odzieży wraz z bielizną, a chwilę później dołączył do nich też mój stanik. Brakowało mi jego spojrzenia mówiącego mi, jak bardzo kocha moje ciało. Brakowało mi jego dotyku na nim, jego pieszczotliwych pocałunków pieszczących moją kobiecość i zręcznych dłoni, masujących moich piersi. Potrzebowałam jego dotyku jak tlenu : dwadzieścia cztery godzinę na dobę. Wcześniej nigdy nie reagowałam takim podnieceniem na osobę płci przeciwnej. Nawet uprawianie seksu z moim pierwszym chłopakiem nie było w połowie tak przyjemne, jak właśnie z Louisem. Dzika nuta w nim i we mnie pozwalała nam obojgu wyszaleć się. Potrzebowaliśmy tego, szczególnie po tak długiej rozłące. Dzięki niemu czułam się spełniona. – Jesteś taka piękna… - oświadczył szeptem, całując mnie krótko, jednocześnie przejeżdżając dłońmi przez całe moje ciało, jakby robił to pierwszy raz. – Bądź moja na zawsze, Lily.
- Jestem i nigdzie się nie wybieram – rzekłam, przyciągając jego twarz do swojej, a rękoma zręcznie pozbyłam się spodni i bokserek, które były tylko przeszkodą w tym momencie. Nic już nie stało nam na drodze. Prócz jednego. – Louis, gumki.
- Po co? – uśmiechnął się figlarnie.
- Nie biorę tabletek, zapomniałeś? – zapytałam go, sięgając dłonią do szafki. Otworzyłam szafkę i zajęta całowaniem go, na oślep wyciągnęłam małą paczuszkę i położyłam obok nas.
- Wiesz jak ich nie lubię, Lily – powiedział, a w jego głosie słyszałam irytację. – Od jutra znowu tabletki – oświadczył, podnosząc się do góry i wziąwszy do rąk prezerwatywę, rozerwał jej opakowanie, po czym założył ją na swoją sterczącą długość. – Gotowa, mała? – Louis chwycił moje nogi i obwiązał je sobie wokół pasa. Czułam jak jego czubek penisa błądzi przed moim wejściem do kobiecości. – Ugh, czuję jak mokra jesteś… - mruknął i oboje patrzyliśmy się, jak zatapia się w moim ciasnym środku. Nie poczułam żadnego bólu, a ogromną przyjemność rozpierającą mnie po całym ciele.
- Mój Boże, Louis… - wydyszałam, powoli poruszając biodrami, wychodząc mu naprzeciw. Louis jęknął cicho, mocno trzymając mnie za ręce i pożerając moje usta. Uczucie było obłędne. Warto było czekać tyle dni na coś tak fantastycznego. – Szybciej, proszę… chcę szybciej – poprosiłam go błagalnym tonem, otwierając lekko usta czując kiełkowanie mojego orgazmu.
- Kocham to, jak mnie błagasz, skarbie… Trudno jest mi Tobie czegokolwiek odmówić – odparł, pchając płynnie swoją miednicą, a jego penis perfekcyjnie uderzał w mój czuły punkt, a fale podniecenia przechodziły przez całe ciało z potężną siłą.
- Louis! – krzyknęłam cicho, gdy wbił się we mnie mocniej, uderzając w szyjkę macicy. – Cholera!
- Nie wyrażaj się – warknął niczym zwierz, przyśpieszając swoje ruchy do maksimum. W końcu moje mięśnie zacisnęły się wokół jego twardej męskości i czekały na decydujący cios, przez który zostaną one uwolnione. Lou z desperacją przeniósł ręce na ramę łóżka nad nami i jego pchnięcia stały się mocne i niedokładne, co świadczyło o tym, że również był blisko. Wtuliłam twarz w jego szyję, zlizując słony pot, który otoczył nasze ciała i kątem oka zerknęłam w miejsce i natychmiast zostałam wręcz oczarowana tym erotycznym widokiem. Louis również tam spojrzał. – To piękne prawda? To jak mój penis pracuje w Tobie, a ty szalejesz z rozkoszy – niemal każde słowo podkreślił natarczywym pchnięciem, a ja przy którymś z nich osiągnęłam szczyt, głośno krzycząc z przyjemności. – Lily, kurwa! – ryknął Louis, spuszczając się kondoma, padając na moje mokre piersi. Z ciężkim oddechem zdobyłam się na uśmiech pełen zadowolenia. – Bądź moja na zawsze – powtórzył się, spoglądając na mnie na wpół zmęczonym wzrokiem. Ta druga połowa wciąż była pełna pożądania.
- Jestem.

- Wyjdź za mnie, Liliano.


*****************************
Czy tylko mi brakowało tych pikantnych momentów Louisa i Lily? :D I urocza końcówka... :D Piszcie swoje wrażenia w komentarzach :D Peace i do następnego razu :D

35 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ!! :* <3


Komentujcie <3

Katie.

poniedziałek, 10 listopada 2014

3 Generation - One.

- Louis! – moje słowa przerwał pisk Avy, która wpadła do Sali, niemal potykając się o swoje czarne glany.
- Co jest? – spytałem ją smutnym tonem, spoglądając to na nią, to na Lily. Zdziwiło mnie to, że Ava była w dobrym humorze. Pytanie tylko : Dlaczego?
- Lily… Ona będzie żyła – sapnęła z szerokim uśmiechem.

~ Louis P.O.V ~

Słysząc te słowa, spojrzałem zdezorientowany na dziewczynę. Wstałem i podszedłem do niej z konsternacją wypisaną na twarzy.

Czy ona robiła mnie w chuja, czy jak?!

- O czym ty mówisz?
- Lily będzie żyła, zapomniałeś?! Przecież ona jest mieszańcem, pół wampirem, pół nocnym łowcą. Lily przeszła jedną drugą przemiany, a żeby stać się stu procentowym łowcą…
- Trzeba było zabić jej wewnętrznego wampira… - szepnąłem do siebie, a moje serce przyśpieszyło, gdy wszystko do mnie dotarło. Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia. – Boże, nie wierzę…
- Ona przeżyje! – krzyknęła Ava, mocno się we mnie wtulając. Również to robię, czując ogromną ulgę. Moja Lily będzie żyła… Będzie żyła!
- Dlaczego tak długo się regeneruje? Minęło już sporo godzin – odsunąłem się od Avy.
- Louis, czasami zaskakujesz mnie swoją pieprzoną tępotą! – wymachuje rękoma. – Mieszańce przemieniają się wolniej, ale to też zależy ile ma się w sobie łowcy, a ile wampira. W dodatku Lily była… zresztą jeszcze jest też demonem, ale to kurwa nie jest ważne! Jak mogliśmy zapomnieć, że jest w połowie przemiany? Jesteśmy idiotami! Lily wiedziała co robi od samego początku i kryła się przed nami!
- Nie dość, że piękna, to i mądra – uśmiechnąłem się do siebie, pierwszy raz od wielu dni.
- Zostawmy ją samą, Grace zamówiła nam sporo jedzenia z Lusso, bo stwierdziła, że musimy być bardziej napakowani – wywróciła oczami i biorąc moją rękę, wyprowadziła ze szpitalnego skrzydła, nim zdążyłem odmówić, bo chciałem trwać przy Lily, mimo tego, że byłem potwornie głodny.

***
- Podjąłem decyzję – oznajmiłem wszystkim, gdy najadłem się za dziesięciu. Podczas tej czynności, myślałem intensywnie nad decyzją, którą za kilka chwil miałem powiedzieć. Wcześniej rozmówiłem się o tym już z Grace i przystała na moją propozycję. Musiało się udać.
- Jaką? – zapytała Ava, jedząc kurczaka tak, jakby widziała go pierwszy raz na oczy. No tak, siedzieć w klatce bez jedzenia przez kilka dni, to bym tak samo zareagował. Tym bardziej, że ja kochałem wpierdalać masę jedzenia.
- Wyjadę z Lily na jakiś czas do Los Angeles – mówię, a Ava opluła się jedzeniem ze zdziwienia.
- Co? I nie zabieracie mnie ze sobą? – jej ton głosu mnie rozbawia.
- Ktoś musi robić na złość reszcie – uśmiechnąłem się złośliwie.
- Ha ha, zabawny jesteś – parsknęła, kręcąc oczami. Jej popierdolony humorek wracał.
– Chcę by odpoczęła od miasta. Wybrałem dom z dala od ludzi… jak będzie chciała wrócić, to wrócę, jak nie… to z nią zostanę, póki sama mnie nie wyrzuci na zbity pysk.
- Nie chcecie wrócić do Miasta Śmierci? – spytał zdumiony Harry.
- Póki co nie. Zbyt wiele się wydarzyło, zrozumcie. Chcę by na razie wróciła do normy i na nowo nauczyła się funkcjonować jak człowiek…
- Podejrzewam, że ty nie tylko jej pomożesz… Potrzebuje każdego z nas, Louis – stwierdził Zayn, odkładając talerz na stół. – Nie możesz jej odizolować od wszystkich i wszystkiego. Jesteśmy jej potrzebni.
- Człowiek, który wraca do swojego poprzedniego wcielenia może być zdezorientowany i nie wiedzieć… co zrobić w niektórych momentach.
- Postaram się o to – zapewniłem ich.
- Nie wydaje mi się, ty do takich rzeczy cierpliwości akurat nie masz – odparł Niall, parskając śmiechem.
- Wyszkoliłem Lily nocnego łowcę? Wyszkoliłem – powiedziałem z lekka oburzony. Lily na pewno będzie chciała wyjechać. Znałem ją na tyle, by to stwierdzić.
- Grace tez musi ją mieć pod okiem. Nocni łowcy też mają swoje momenty, w których dostają bzika, a nie wiadomo, jak to będzie z Lily – ciągnął dalej Niall.
- Grace zgodziła się na wyjazd, więc ufa mi na tyle, że poradzę sobie z Lily i może ją ze mną zostawić. Nie pamiętacie jak była na skraju załamania swoją wampirzą egzystencją? Daliśmy sobie radę, szczególnie ja z Avą, bo ciągle przy niej byliśmy i nie pozwalaliśmy się jej poddawać. Minie pewnie kilka tygodni nim przyzwyczai się do normalnego funkcjonowania, ale… ona jest silna. Silniejsza od nas wszystkich…
- Louis, od kiedy tak filozofujesz? Kto Cię tego nauczył!? Nie wierzę, że ty masz taki dobór słów! – zaśmiała się Ava. Chciałem powstrzymać ironiczny uśmiech i wywrócenie oczami, lecz mi się nie udało. – No nareszcie się uśmiechnął! Koniec żałoby! – krzyknęła roześmiana. Podziwiałem ją za to, że mimo tych całych okoliczności, potrafiła każdego rozbawić.

Tylko gdyby dołączyła do nas Lily… Byłoby niesamowicie.

***

Minęły kolejne dwa dni, a Lily nie dawała znaku życia. Wiedziałem, że ta cała przemiana to długi i bolesny okres, ale żeby tak to się przeciągało?! Strasznie martwiłem się o to, że to mogły być jakieś komplikacje… Poprzedniego dnia tak było, bo Lily dostała lekkiego krwotoku, lecz Grace mówiła mi, że to normalne i oznaczała to, że organizm wraca do prawidłowego funkcjonowania i drugi etap przemiany jest już bliski końca. Nie mniej, nie odetchnąłem z ulgą.

Mało spałem. Ciągle trwałem przy Lily, w dzień i w nocy. Czasami przysnąłem, jeśli byłem już naprawdę padnięty. Nawet nie chodziłem jeść, bo Ava przynosiła mi obiad lub kolację i od czasu do czasu jakiś alkohol. Gdy byłem już na serio zdesperowany, musiałem wypić. Inni mogli brać za alkoholika, ale chuj : moja dziewczyna walczyła o normalne życie! Gdybym mógł zamienić się z nią miejscami, zrobiłbym to bez wahania. Zbyt mocno ją kochałem i nie chciałem, by przechodziła przez ostatni etap przemiany. Nie potrafiłem patrzeć na ludzi cierpiących, szczególnie Lily.

- Kiedy się Pani obudzi, co? – spytałem ją cicho, bawiąc palcami jej dłoni. Oczywiście odpowiedziała mi głucha cisza. Tęskniłem za jej głosem i powoli zapominałem, jak on brzmiał. – Tak myślałem… - westchnąłem głośno, podniosłem jej dłoń do swoich ust i musnąłem kilka razy. – Powinienem Cię przeprosić za to, jak zachowałem się wobec Ciebie, gdy Harry był pijany, wiesz? Styles mi wszystko wyjaśnił… Cholera, jestem idiotą, by Ci nie wierzyć – w moim głosie można było dosłyszeć się desperacji. – Nim drugi raz Cię ocenię, sprawdzę czy winna osoba jest trzeźwa – parsknąłem śmiechem i wtuliłem twarz w jej ramię. Stąd mogłem usłyszeć jak wyraźnie biło jej serce. Walczyła. Mimo woli na moją twarz wyszedł uśmiech. – Nie żebym był niecierpliwy, ale chciałbym, abyś w końcu wróciła do żywych, wiesz? Chyba nadszedł już czas abyś otworzyła te piękne oczy? – spojrzałem na jej twarz i zamarłem.

Dosłownie kilka minut wcześniej jej twarz była sina, teraz… Jej cera była taka jak kiedyś : blada i nieskazitelna. Podniosłem się oparzony z krzesła i obejrzałem ją całą. Z jej rąk fioletowe sińce wchłaniały się w skórę Lily w dla mnie niewyjaśniony sposób, ale po pięciu sekundach ich już nie było.

- Lily, słyszysz mnie? – pogłaskałem ją po policzku, a moja dłoń niewyobrażalnie drżała. – Lily?!
- Lou, co się dzieje? – w drzwiach skrzydła szpitalnego pojawił się Harry.
- Nie wiem – odpowiedziałem szczerze, pochylając się nad nią. Jej klatka piersiowa zaczęła unosić się niewyobrażalnie szybko, a na czole pojawiły się kropelki potu. – Dzwoń po Grace! – krzyknąłem do Harrego, który od razu wykonał moje polecenie. – Lily, skarbie, spokojnie… - pogłaskałem ją po włosach i twarzy. Była gorąca. – Cholera – przekląłem pod nosem, biegnąc po zimny okład, który tkwił w małej chłodziarce, stojącej obok szafki z lekami. Szybko wróciłem na miejsce i zacząłem okładać lodem jej twarz, dekolt i ramiona. Zobaczyłem jak na jej skórze pojawia się gęsia skórka. Lily odbierała bodźce. Była poniekąd z nami.
- Grace zaraz tu będzie, bo właśnie szła do nas – oznajmił Harry, pojawiając się obok mnie. – Co z nią?
- Ma piekielną gorączkę, stary. Ona aż parzy – powiedziałem z przejęciem, nie wiedząc co robić. Nie byłem Grace, która miała rozwiązanie na każdą sytuację.
- Już jestem – nasza szefowa wpadła do Sali, lekko zdyszana i stanęła po drugiej stronie łóżka, na którym leżała Lily i dokładnie ja ją opatrzyła. – No, to już prawie koniec – powiedziała z lekkim uśmiechem, a ja zdębiałem.
- Koniec? Ona do cholery ma z dobre czterdzieści jeden stopni gorączki! – niemal krzyknąłem.
- To normalne wśród przemiany mieszańców. Za góra godzinę się wybudzi, Louisie, możesz być spokojny – odparła spokojnie, kierując się w stronę. Nim opuściła skrzydło, obróciła się twarzą do mnie i Harrego. – Powinniście wyjść i zostawić ją samą. Podejrzewam, że wyczuwa waszą obecność i przez to trudniej jest jej się wybudzić.
- Sugerujesz, że jestem wrzodem na jej dupie? – prychnąłem.
- Można tak powiedzieć – zaśmiała się krótko i wyszła.

Z Harrym również to uczyniliśmy, tylko ja nie z nieukrywaną niechęcią.

***
- Stary, wyluzuj, wszystko będzie z nią okay – Liam siadł koło mnie w salonie, gdy już wszyscy spali. Lily nadal się nie wybudziła, a czas jej przemiany wydłużał się w nieskończoność. Nie mogłem tego znieść. Frustracja i strach rozpierały mnie od środka.
- Boję się o nią, Liam – szepnąłem, zerkając na niego kątem oka.
- Ty ją na serio kochasz, Louis – mruknął pewnie.
- Nie na niby – prychnąłem pod nosem.
- Dlaczego chcesz z nią wyjechać? Tylko po to, by wróciła do normalności, czy kryje się w tym jakiś podtekst? – obróciłem głowę i spojrzałem na niego. Na jego twarzy malował się pół uśmiech.
- O co Ci chodzi? – zapytałem z konsternacją.
- Ty już wiesz, kolego. Chcesz o tym pogadać?
- Nie, chcę zostać sam i wszystko…
- Przemyśleć, kminie – odparł, klepiąc mnie po ramieniu i wyszedł powoli z salonu. Już chciałem krzyknąć, żeby wrócił, ale powstrzymałem się od tego planu. Nie chciałem by inni oglądali mnie w takim stanie. Lily cierpiała, a ja nie mogłem tego znieść. Im dłużej się nie wybudzała, tym bardziej martwiłem się o to, czy kiedykolwiek jeszcze otworzy oczy i czy dane będzie mi usłyszeć jej głos. Nie poradziłbym sobie, gdyby odeszła bez słowa pożegnania. Żadne kurewskie liściki się nie liczyły. Chciałem by żyła i zrobiłbym wszystko, by wróciła do żywych.

***
Nastał i ranek. Lily nie dawała żadnych znaków życia, prócz chwilowych ataków drgawek i gorączki. Mimo, że po jej twarzy nie było śladu cierpienia wiedziałem, że w środku dział się istny horror.
- Dasz radę skarbie, wierzę w Ciebie – szepnąłem po raz kolejny, mocno trzymając jej dłoń, która nabrała już normalnego koloru.
- Louis?! – do Sali zajrzała zaniepokojona Ava. O dziwo miała przy sobie broń.
- Co się dzieje? – zapytałem, wstając ze stołka, na którym siedziałem, nigdy nie puszczając dłoni Lily.
- Mamy atak kilku wampirów na wschodnią część. Musisz tam być.
- Nie poradzicie sobie sami?
- Louis, nic jej nie będzie, zamkniemy oddział szpitalny. Będzie bezpieczna – powiedziała pewnie. Widziałem po jej minie, że nie rwała się do tego z taką ekscytacją, jak kiedyś. Eleanor musiała porządnie wyprać jej mózg przez te dni, gdy była zamknięta w klatce.
- W porządku, załatwmy ich.

***
- Czuje obecność jeszcze jednego wampa, ukrywa się przed nami sukinsyn – warknąłem, czyszcząc broń wierzchem swojej koszulki i rozglądając się po podwórzu. Pięciu z nich już leżało i paliło się. – Skurwiel pewnie dostał się do środka krypty.
- Z pewnością to wampiry Arrena, tylko on i jego sprzymierzeńcy mogą wejść do krypty – uświadomiła sobie Ava, oddychając szybko po przebytej walce z jakimś nafaszerowanym sterydami wampirem. – Cholera, jebany zmęczył mnie bardziej, niż Zayn podczas seksu.
- Słyszałem! – krzyknął Zayn, który stał z trzy metry od nas. Ava zaśmiała się głośno.
- To miała być mobilizacja do działania, stary – odparłem, posyłając mu krzywy uśmiech.
- Poradzę sobie, Tommo. Może zapytam się Lily jak ty ją zadowalasz?
- Nie udawaj, że nie ich słyszysz, Zaza! – parsknął śmiechem Niall, ciągnąc za sobą nieżywego wampira. – Przecież to trzeba by było zrobić ściany dźwiękoszczelne, by normalnie spać.
- Oj skończ pierdolić – dałem mu sójkę w bok, na co syknął.
- Chodźmy do krypty po tego wampira, zapomnieliście? – przypomniała nam Ava, a mi zaświtało w głowie. Lily była w środku. Już jako człowiek, z bijącym sercem i płynącą w żyłach krwią.

Była dla niego przekąską, która leżała bezbronnie w szpitalnym dziale.

- Cholera! – przekląłem, rzucając wszystko i puściłem się biegiem do krypty. Panowała w niej kompletna cisza i to mnie najbardziej martwiło. Pokonałem schody prowadzące na piętro w kilka sekund, ładując pistolet nabojami z płynnym srebrem i przyśpieszając tempo swojego chodu jeszcze bardziej. Gdy dotarłem na miejsce, oddech ugrzązł mi w gardle.

Drzwi od skrzydła szpitalnego były wyważone.

- Lily?! – krzyknąłem, wbiegając do Sali. Po Lily ślad zaginał. – Lily?! – powtórzyłem, a za sobą usłyszałem charknięcie. Obróciłem się i od razu zaatakowałem. Wampir okazał się silniejszy, niż to podejrzewałem. Po tym, jak dostał ode mnie w twarz, z kopniaka oberwałem od niego w prawy korpus i gdy zwijałem się z bólu, wyrzucił mnie na ścianę pięć metrów dalej. Uderzyłem w nią plecami i runąłem na ziemię. Mimo bólu w plecach, podniosłem się i ponownie oberwałem, nim zdążyłem oddać cios. Znowu wylądowałem na ziemi, czując krew cieknącą mi ciurkiem z nosa wzdłuż twarzy. W dodatku w trakcie lotu broń wypadła mi z rąk i wzrokiem jej nie odszukałem. – Kurwa mać – zacisnąłem zęby i czekałem, aż wampir znowu zada cios.

Rozległ się strzał, a kula trafiła wampira między oczy. Ryknął po raz ostatni i upadł na ziemię, siniejąc. Podniosłem wzrok i moje oczy nie dowierzały.

Tam stała Lily z zadziornym uśmieszkiem.


- Że niby taka zabawa ma dziać się beze mnie?



***************************

Lily Come Back! Yay! :D

Więc, witam już was... w 3 Generacji COD? XD Wow, za nami już dwie części tej historii :D Jak myślicie, czy dorówna wrażeniami jak pierwszy i druga? I co według was może się w niej zdarzyć? Mam kilka pomysłów, zobaczymy czy zgadniecie :D

Kochani, zapraszam na tego fantastycznego bloga naszej czytelniczki i mojej przyjaciółki, w którym gra realna ja :D 


35 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ!! :* <3


Komentujcie <3

Katie.