piątek, 20 marca 2015

3 Generation - Seven.

Boże, tego ranka naprawdę nie chciałam wstawać z łóżka.

Minęło kilka dnia od feralnego ataku Mike’a na mnie i pojawienia się moich „tajemniczych” magicznych zdolności. W między czasie powróciłam do swojego starego życia. Naprawdę trudno było się odzwyczaić od trybu życia wampira. Wszystko się zmieniło : jedzenie, poruszanie się… Teraz patrzyłam na świat swoimi dawnymi oczyma. Ponownie nabrało ono kolorów. I za tym najbardziej tęskniłam.

Z wielką niechęcią otworzyłam oczy i mój wzrok od razu powędrował na wpół śpiącą twarz Louis’a. Z lekkim uśmiechem wpatrywał się we mnie.

- Jakie plany na dziś?
- Chcę wrócić na uniwersytet – oznajmił, a on w jednej chwili się rozbudził i spojrzał na mnie zdziwiony.
- Dlaczego? – zmarszczył brwi w konsternacji.
- Ponieważ jakby nie patrzeć, przyjechałam tutaj aby się uczyć i zamierzam skończyć ten semestr – wywróciłam oczami i z trudem podniosłam się z łóżka.
- Jesteś nocnym łowcą, pieprzyć to – Louis prychnął i opadł na poduszki obserwując, jak szukam w swojej szafie ubrań na dziś. Gdy chciałam sięgnąć po spodnie stanowczy głos Louis’a powstrzymał mnie od wykonania tej czynności. – Załóż sukienkę – spojrzałam w jego stronę z uniesionymi brwiami w udawanym zdziwieniu, a on głupio się uśmiechnął. – Ale nie za krótką, inaczej zabiję tych napalonych studentów, jeśli choć raz zerkną na Twój tyłek.
- Faceci – ponownie wzniosłam oczy ku niebu i wyciągnęłam z szafy jasnobrązową tunikę do kolan wraz z czarnymi trampkami.
- Nie mogę się doczekać, aż zdejmę to z Ciebie – mruknął Louis, sunąc wzrokiem po moim ciele, gdy już miałam wszystkie owe ubrania na sobie. Tym razem to ja się uśmiechnęłam.
- Kto powiedział, że dzisiaj mam ochotę na seks? – na widok jego miny zaśmiałam się głośno i wpakowałam potrzebne książki do swojej torby, jednocześnie studiując swój plan lekcji na nowo.
- Ty zawsze tego chcesz – nawet nie spostrzegłam gdy znalazł się tuż obok mnie i mocno przyciągnął do siebie. Wstrzymałam oddech i spojrzałam na jego twarz, na której było wymalowane rosnące podniecenie. Musiałam wyglądać podobnie, bo i tak zaczynałam się czuć. Moje podbrzusze wariowało od jego bliskości. To chyba nigdy nie miało się zmienić. – I Twoje serce przyśpieszyło, czuję to – to była prawda. Moje serce niemal wyskakiwało z klatki piersiowej przez częstotliwość narastającego napięcia seksualnego między nami. – Ale jeśli ty chcesz iść na wykłady… nie zatrzymuję Cię… - odparł ze wzruszeniem ramion i oderwał się ode mnie, by założyć na siebie dresy i czarną koszulkę. Westchnęłam cicho, naprawdę przez chwilę żałując swojej decyzji.
- Odwdzięczę się później – zarzuciłam ręce na jego szyję i pocałowałam czule. Z figlarnym uśmiechem odwzajemnił pocałunek, przyciągając mnie z powrotem do siebie na kilka minut.
- Później nie będzie taryfy ulgowej – powiedział cicho, gdy się ode mnie oderwał.
- Liczę na to.

***

Po prawie miesięcznej przerwie od szkoły ponownie stanęłam przed nią i po raz kolejny stawałam się normalną studentką uniwersytetu. Przycisnęłam do siebie torbę i z takim stresem jak podczas pierwszego dnia w tym miejscu weszłam na teren placówki, mijając się ze znajomymi twarzami. Niektórzy uśmiechali się do mnie w miły sposób, ale osoby, które były bliżej związane z Rosalie Hunington – miejscową zdzirą i pseudo królową uniwerku – już nie były dla mnie tak uprzejme.

Cholera, przypomnijcie mi czemu nie zostałam z Louisem w łóżku?

Wzięłam głęboki wdech zimnego powietrza do swoich płuc i w krótkim czasie pokonałam drogę prowadzącą do budynku. Nawet nie zauważyłam, że szkoła była prawie pusta, gdyż wszyscy siedzieli na dworze. Mimo tego, że był styczeń, temperatura była naprawdę wysoka.
- Panna Anderson, jak miło Panią ponownie widzieć w szkole – za swoimi plecami usłyszałam męski głos. Cała się spięłam i odwróciłam w stronę Pana Downson’a, mojego wykładowcę od matematyki.
- Dzień dobry, Panie Downson – uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Czemu tak długo Cię nie było? – zapytał, nie ukrywając swojej ciekawości. Zauważyłam też, że kilku uczniów zatrzymało się, by podsłuchać naszą rozmowę. No tak, życie Lily Anderson było tak interesujące!
- Miałam konkretne powody – odparłam z obojętnością. – Ważne, że jestem z powrotem.
- Świetnie. Będziesz musiała zaliczyć wszystkie zaległe prace, wiesz o tym?
- Ależ oczywiście, zrobię to nawet dzisiaj na pańskiej lekcji – ta odpowiedź wywołała na jego twarzy uśmiech. Od początku uważał mnie za wyjątkowo uzdolnioną uczennicę. Wiele lat pracowałam, by skończyć z liceum z wyróżnieniem i odbiegałam na przód z materiałem od reszty, by dostać się na wymarzone studia.

A skończyłam na uniwersytecie w Mieście Śmierci, cóż za ironia, co nie?

- No to do zobaczenia za kilka godzin – rzekł i ruszył korytarzem do swojej Sali.
- Lily! – ponownie ktoś mnie zawołał, lecz ten głos doskonale znałam.
- Czy ja Cię znam, pokręcona gotko? – posłałam Avie krzywy uśmiech, gdy tylko ta stanęła przede mną.
- Dlaczego nie poczekałaś na mnie? Mogłyśmy pojechać razem – odparła zdesperowana.
- Chciałam się przejść – wzruszyłam ramionami.
- Dziwak – prychnęła. – Patrz co ja tutaj mam! – pisnęła podekscytowana, wciskając w moją dłoń różową. Spojrzałam na nią i po przeczytaniu jej treści, głośno się zaśmiałam.
- Bal Potępionych? Powiedz mi, że to nie jest Twój pomysł, a znowu Cię wyśmieję – parsknęłam, dając Avie kartkę z powrotem i powoli zaczęłam kierować się do swojej Sali, w której lekcje miała i Ava.
- Och, Lily proszę Cię! Bal Potępionych to wieloletnia tradycja Miasta Śmierci! To coś podobnego do studniówki, ale tutaj jest więcej picia i… picia – uśmiechnęła się szeroko.
- Dopiero co wróciłam do żywych i mam iść na jakiś bal?
- Tak! – krzyknęła.
- Ava, muszę nadrobić szkołę i rozwiązać sprawę swoich magicznych zdolności. Nigdy nie wiadomo, kiedy ponownie to się może wydarzyć – powiedziałam szeptem, by przypadkiem żaden z uczniów tego nie usłyszał. Choć plotki na mój temat pewnie już krążyły po szkole. Nie byłabym tym zaskoczona.
- Spokojnie Pani były mieszańcu, magia nie ujawnia się tak szybko. To może nawet trwać latami, a za kilka lat ty już będziesz mężatką, ja też i nie będzie czasu na imprezy!
- Nie impreza, a bal – poprawiłam ją, wchodząc do Sali od angielskiego i razem z Avą zajęłyśmy tylne miejsca na auli.
- Jedno i to samo – warknęła zdesperowana. – No proszę Cię, Lily! Zobaczysz, spodoba Ci się.
- Zastanowię się – westchnęłam, wyjmując swój zeszyt do angielskiego.
- No dziękuję! Musiałam Cię tyle męczyć?!
- Lubię Cię oglądać, gdy się wściekasz – uśmiechnęłam się do niej zawadiacko.
- Suka!

***

- Jestem pod wrażeniem, Panno Anderson. Nie było Pani na zajęciach, a zdałaś cały materiał na pięć. Jak to jest możliwe? – zaśmiał się, spoglądając to na mnie, to na moje sprawdziany, które napisałam w ciągu dziesięciu minut.
- To się nazywa talent – odparłam cicho, zabierając swoją torbę z krzesła. Inni pocili nad jakimiś równaniami, gdy on pozwolił mi po napisaniu wszystkiego wyjść wcześniej. Bycie mądrym czasami się opłaca. – Do widzenia, Panie Downson.
- Miłego dnia, Lily – odparł i szybkim krokiem opuściłam salę, kierując się do wyjścia ze szkoły.

Kilka minut później byłam już na zewnątrz i ciepłe promienie słońca ogrzewały moją skórę. Z lekkim uśmiechem pokierowałam się do Groov, gdzie miała czekać już na mnie Ava. Miasto jak zwykle podczas godzin szczytu było dosyć oblegane przez mieszkańców i nastolatków w moim wieku. Większość znałam z uniwersytetu, lecz jakoś nie byłam nimi specjalnie zainteresowana. Wtedy miałam ważniejsze sprawy na głowie, niż zdobywanie przyjaciół.
- Gdzie Lou? – spytałam Avę, gdy ta popijała swoją czarną kawę siedząc przy naszym stałym stoliku. Dosiadłam się do niej od razu i wzięłam do rąk kubek swojej Latee, która już na mnie czekała.
- Na zapleczu rozładowuje towar z Zayn’em – szepnęła, patrząc na mnie. – To kiedy idziemy szukać sukienek na bal?
- Kto powiedział, że idę? – parsknęłam śmiechem.
- Myślałam, że tę kwestię mamy już za sobą! – jęknęła sfrustrowana.
- Kiedy to ma niby być?
- Za kilka tygodni… Lily, musimy tam pójść! Bal Potępionych można nazwać coś w swego rodzaju chrztem nowych w Mieście Śmierci... Chcę abyś tam poszła i ja jako dobra przyjaciółka wierzę, że się zgodzisz – odparła, uśmiechając się do mnie delikatnie.
- Zobaczymy – puściłam jej oczko i wypiłam trochę kawy.
- A jak nie, to poproszę Louis’a by wykorzystał te swoje magiczne sztuczki, by mógł Cię przekonać, a podejrzewam, że jego zdolności przemówią Ci do rozumu.
- Ava… - zaśmiałam się cicho i chwilę później poczułam, jak czyjeś usta muskają moją szyję. Mój uśmiech się powiększył, odstawiłam kawę na stolik i odwróciłam się by pocałować Louis’a na powitanie.
- Hej maleńka – szepnął w moje usta, delikatnie je całując. – Jak minął dzień?
- Chcę do domu – przygryzłam dolną wargę, a on wiedząc co mam na myśli, zaśmiał się gardłowo.
- Uwierz mi, ja też – ponownie mnie pocałował, znacznie namiętniej.
- Halo, jesteście w miejscu publicznym! – na ziemie sprowadziła nas Ava, która ze śmiechem również wtulała się w tors Zayn’a, przytulającego ją od tyłu.
- Wali mnie to – mruknęłam, przez co ja i Louis się zaśmialiśmy, po czym oderwaliśmy od siebie. Louis usiadł z Zayn’em na krzesłach tuż obok nas.
- A wy nie powinniście pracować? – prychnęła Ava, gromiąc ich matczynym spojrzeniem.
- Mamy przerwę i… mamy dla was niespodziankę – odparł Zayn, wyjmując ze swojej kieszeni karteczkę. W dodatku różową…
- No nie! – jęknęłam, a Ava głośno się zaśmiała.
- Teraz jesteś zmuszona by z nami pójść! – odparła między wybuchami śmiechu.
- Bal Potępionych to nasza tradycja, musimy iść – rzekł Zayn. – Nigdy żadnego nie opuściliśmy.
- Nie wiem czy…
- Nie ma nie wiem, Lily! Idziesz i koniec kropka! – pisnęła Ava. Wywróciłam oczami, opierając głowę o ramię Louis’a.
- Okay, poddaję się – szepnęłam naburmuszona.
- Nie dąsaj się, skarbie, będzie dobrze – Louis chwycił moją dłoń i dyskretnie przejechał kciukiem po moim pierścionku zaręczynowym. Uśmiechnęłam się lekko. – Co powiesz, że dzisiaj zabieram Cię na randkę?
- Randka? Ty bawisz się w randki? – spytałam, patrząc na niego zdziwiona.
- Na jednej byliśmy, ale…
- Kompletnie się schlaliśmy – zaśmiałam się.
- To jak? Idziemy? – uniósł pytająco brwi do góry, oblizując dolną wargę językiem. Pokiwałam głową mając ochotę przygryźć tę wargę. – Świetnie.
- Gdzie konkretnie?
- Tutaj.
- Tutaj? – powtórzyłam parskając śmiechem.
- Wieczorami nikogo tutaj nie ma, więc cały lokal mamy tylko dla siebie – odparł. – I możemy go wykorzystać w niecny sposób… - jego głos stał się niższy i poczułam, jak jego druga dłoń sunie po moim udzie. Napięłam się, zerkając ukradkiem na Zayn’a  i Avę. Na szczęście byli pogrążeni w rozmowie i nic nie zauważyli.
- Lou – spojrzałam na niego, lekko się rumieniąc.

- W porządku – oderwał ode mnie swoje ręce. – Ale poczekaj aż zostaniemy sami. 


***************************
Halo halo :3 Witam po... prawie miesięcznej przerwie :/ wiem, że obiecywałam, że wstawię rozdział wcześniej, ale nadzwyczajnie w świecie nie miałam na to czasu :/ Szkoła i nadchodzący wybór liceum mnie już powoli dobija :/ 

Ale cóż... Jestem z powrotem :3 Bal Potępionych? To się nie może skończyć dobrze :3


45 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ!!! :* <3


Komentujcie <3


K.