środa, 10 września 2014

2 Generation - Two.

Całkowicie zdyszana i pełna namiętność, objęta ściśle przez Louisa, wpadliśmy do jego sypialni, niezdarnie pozbywając się swoich ubrań. Szarpnięciami zerwałam z chłopaka marynarkę i koszulę, zostawiając go nagiego od pasa w górę. Uśmiechnęłam się szeroko na widok jego klaty i obmacując ją, przy okazji namiętnie całując usta. Louis, tak jak i ja, jęczał z rokoszy, nie pozwalając moim wargom odpocząć nawet na chwilę.
- Kocham Cię… tak bardzo… - wysapałam z trudem, drapiąc jego skórę swoimi dłońmi. Louis zasyczał podniecony i delikatnie odpiął moją suknię, uważnie obserwując moją twarz.
- Jestem tak bardzo ciekaw co się kryje pod spodem… - szepnął niskim tonem, chwytając materiał kreacji i zsunął ją z ramion, przez co ta osunęła się samoistnie na ziemię. W jednej sekundzie oczy Louisa zapłonęły żywym ogniem, skanując wzrokiem moje ciało. Opuszkami palców dotknął koronki, która zakrywała moją skórę i jeździł nimi po całym ciele. 

Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i uklękłam przed nim na kolanach, przez co Louis spojrzał na mnie zaskoczony, lecz prawą rękę wplątał w moje włosy i palcami masował czaszkę. Odpięłam zębami guzik jego spodni i rozporek, a rękoma zsunęłam jego spodnie, odsłaniając spore wybrzuszenie pod białymi bokserkami, które miał na sobie. Pogłaskałam go żartobliwie po czułym miejscu, a mięśnie nóg Louisa się napięły. – Lily…
- Cśś… - uciszyłam go, wkładając dłoń pod nogawkę bokserek i od razu natrafiłam na jego nabrzmiałego członka. Louis stęknął cicho, lecz stanowczo podniósł mnie z kolan i przyciągnął moje usta do swoich. Zaśmiałam się cicho z jego niecierpliwości i zarzuciłam ręce na szyję.
- Wyglądasz tak smakowicie, że to ja dzisiaj chcę Cię kąsić… - mruknął w moje usta, dłońmi ugniatając pośladki i miętosząc je, sprawiając mi tym samym przyjemność.
- O Boże, Louis, chcę Cię, teraz zaraz… - ugryzłam go w dolną wargą, a on wręcz brutalnie rzucił mnie na sam środek łóżka, doskakując od razu do mnie i przygniatając swoim ciałem.
- Zgaduję, że ta bielizna jest moim genialnym prezentem świątecznym? – spytał, zajęty całowaniem mojego biustu, z którego pozbył się koronkowego stanika. Skinęłam głową, wyginając się w łuk, gdy jego usta objęły mój sutek. Louis spojrzał na mnie z uśmiechem. – Podejrzewałem to, wiesz?
- Ava nie umie trzymać języka za zębami – wysapałam.
- Nie, po prostu nie dałaś mi żadnego prezentu – jego wargi wygięły się w kpiącym uśmieszku i zajęły się drugą piersią, traktując ją brutalniej, niż poprzednią.
- Ale chyba nie narzekasz, co? – mówię z trudem, a on się śmieje.
- Mój najlepszy prezent w życiu – szepcze w moją pierś i następnie ją opuszcza i całuje mnie namiętnie. W między czasie pozbywam się jego obcisłych bokserek, uwalniając gotowego i naprężonego członka. Uśmiecham się na ten widok. Louis nie dając mi wytchnienia, zdejmuje moje koronkowe majtki i strzela z nich jak z procy, przez co zakończyły swój lot na lampie. Zaśmialiśmy się cicho, spleceni w objęciu i ocierając się o siebie, podniecaliśmy. Strasznie mi się to podobało, a dotyk jego obu dłoni na moim ciele był bóstwem, którego nawet pozazdrościłaby mi zakonnica.

Niech sobie kurwa wraca do klasztoru, tu się dzieje magia.

- Wiesz, jak ja bardzo kocham muskać to piękne i idealne ciało? – mówi, składając pocałunek między moimi piersiami, a następnie koniuszkiem języka malował gwiezdną ścieżkę wzdłuż mojego brzusza. Zadrżałam głęboko, odchylając głowę, przygryzając dolną wargę jednocześnie. – Teraz trochę się zabawimy… - Louis puścił mi filuternie oczko i dochodząc do mojego pępka, rozszerzył delikatnie nogi, ukazując mu moją świętość. Na widok tego jak badawczo się jej przyglądał, zarumieniłam się cholernie mocno. – Spróbujemy trochę? – uśmiechnął się dziko i musnął lekko mój wzgórek. Zadrżałam. Jego pocałunki zjechały niżej, wprost na moją łechtaczkę. Jęknęłam cicho czując jak językiem śmiga wokół niej, przez co się nabrzmiewa i robię się mokra od jego pieszczot. Zacisnęłam zęby na dolnej wardze, chwytając dłońmi jego włosy i przyciągając głowę jeszcze bliżej.
- Louis, tak… właśnie tak… - jęknęłam ponownie. Pobudziłam Louisa do dalszej pracy i jego język powoli zaczął się we mnie zagłębiać, co było bezbłędnym uczuciem. Takim o to sposobem prowadził mnie do samego szczytu, a przed nim samym, oderwał się ode mnie, oblizując ochoczo wargi. Czemu zawsze przerywał w takim momencie, gdy byłam najbardziej podniecona?! Byłam tak blisko orgazmu!
- Jesteś pyszna – mówi, jednak ułaskawiając mnie i jego wskazujący palec śmignął wzdłuż mojej kobiecości. Zachłysnęłam się powietrzem, wyginając pod wpływem rosnącego spazmu. Louis w trakcie rozprowadzania wilgoci po mojej świętości, doprowadził mnie na krawędź, z której spadłam nagle i mocno. Z cichym krzykiem przeżyłam swój szczyt, wołając też imię mojego chłopaka.
- Chcę więcej – oświadczyłam, uśmiechając się zmęczona po orgazmie, a Louis tylko się wyszczerzył. Używając wampirzej siły, zdarłam z chłopaka bokserki i przewróciłam go na plecy. Jednak on protestując, przygwoździł mnie z powrotem plecami do łóżka i rozszerzył ręce oraz nogi szeroko.
- Będzie więcej – powiedział i schylił się, wyjmując coś z pod łóżka. Była to lina, którą po chwili związał mi obie ręce do ramy łóżka. Moje podniecenie znowu odezwało się we mnie od niechcenia ruszając rękoma. Były twardo zawiązane i nawet na chwilę liny się nie poluzowały.
- Czyżbym odkryła w Panu inne wcielenie? – spojrzałam na niego zachęcając, obwiązując nogami pas chłopaka i przyciągam go do siebie znacznie bliżej, że jego naprężony członek stoi tuż przed moim mokrym wejściem.
- Jeszcze wiele przed Tobą – mruknął w tempie ekspresowym znajdując w szafce prezerwatywę i założył ją na penisa. Musiałam w końcu pomyśleć o tabletkach, bo ciągle uprawianie seksu z gumą było wkurzające.

Louis opierając się rękoma o ramę, pchnął swoimi biodrami i znalazł się we mnie za pierwszym razem, wypełniając całą po brzegi. Głośno stęknęłam, ruszając biodrami, prosząc w myślach o więcej. Moje prośby zostały wysłuchane. Jego tułów ruszył w szaleńczą pogoń, męcząc moje ciało kolejną dawką niesamowitej przyjemności. Nasze ciężkie oddechy łączyły się z jękami rozkoszy, co było strasznie podniecające. Louis w końcu mnie pocałował i wbijał się we mnie o wiele zdecydowanie, masując palcem obolałą łechtaczkę. Moje biodra same podnosiły się do góry i prosiły o więcej i więcej. Byłam bezduszną latawicą.

W końcu poczułam jak drugi z rzędu orgazm przejmuje moje ciało, przeżywając ogromną sensację. Louis również doszedł, wyginając twarz w grymasie. Oglądanie go szczytującego było rzadkim zdarzeniem, więc napawałam się tym widokiem i zapamiętywałam go. Jego usta wymawiały moje imię, prowadząc nas oboje przez orgazm. Miałam ochotę mocno go objąć i nigdy nie puszczać, ale pieprzony związał mi ręce. Szarpnęłam nimi jednak, ale Louis tylko się uśmiechnął szeroko, całując mnie delikatnie i z uwielbieniem.
- Kocham Cię, maleńka – mruczy w moje usta, rękoma rozwiązując moje dłonie, nie przestając mnie całować.
- Ja Ciebie też, Lou… - mówię, z trudem łapiąc oddech, a gdy uwolnił moje ręce, oplotłam go w pasie i przycisnęłam do siebie. – Mój… jesteś mój…
- Tylko Twój – potwierdził z mocą w głosie, kładąc się tuż obok mnie, przekładając prawą nogę przez swoje biodro. Opatuliłam go ściśle i pocałowałam ostatni raz krótko, lecz bardzo namiętnie. To był bardzo intymny i osobisty całus, który należał wyłącznie do nas. – Nigdy nie kochałem kogoś równie mocno jak Ciebie… jesteś tak wyjątkowa… Proszę, obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz, mimo wszystko – popatrzyłam na niego lekko osłupiona.
- Czyżbyś chciał mnie rzucić? – zapytałam ze śmiechem. On uśmiechnął się lekko.
- Jesteś moja i nikogo innego. Powiedz mi proszę, że będziemy razem długo… bardzo długo – powiedział, głaszcząc czule mój policzek. Jego oczy błyszczały lekko czymś, czego nie mogłam rozpoznać, lecz na pewno było to pozytywne.
- Obiecuję Ci Louisie, że nigdy Cię nie zostawię – rzekłam, a on wyraźnie odetchnął z ulgą. Czy naprawdę sądził, że po tym wszystkim co razem przeżyliśmy, mogłam go od tak z dnia na dzień zostawić? Nie mogłabym. Kochałam go zbyt bardzo, a nawet nasze krótkie rozstania mnie bolały. Ba! Louis myślał tak samo jak ja. Gdyby nie moja szkoła, a jego praca, nie wychodzilibyśmy z łóżka i za pewne skończyli jako seksoholicy.
- I to właśnie pragnąłem usłyszeć, moje słońce – cmoknął mnie w czoło i opierając się czołem o moje czoło, tkwiliśmy w takiej pozycji przez następne minuty nie robiąc nic innego, niż wymieniając się szczęśliwymi spojrzeniami i cnotliwymi całusami.
Jednak wiedziałam, że to szczęście nie potrwa długo. To nie mogło trwać wiecznie.
Jeśli tym bardziej w mieście kręcił się Arren i co gorsza :

Eleanor.

***
Obudziłam się w środku nocy, ponownie. Znowu śniła mi się Eleanor, zabijającą mnie kołkiem. Nie chcąc budzić Louisa, który pogrążony był w głębokim śnie, narzuciłam na siebie jego pierwszą lepszą koszulkę jaką miał na wierzchu i po cichu podreptałam do łazienki, nie zamykając za sobą drzwi. Stanęłam przed ogromnym lustrem, oglądając dokładnie swoją twarz. Była ona lekko spocona i mocno zarumieniona. Odetchnęłam kilka razy, przeczesując palcami swoje włosy, doprowadzając je przy okazji do początku. Następnie obmyłam twarz chłodną wodą i ponownie spojrzałam na siebie. Tym razem stała za mną postać, a tak właściwiej Louis, a na jego widok podskoczyłam ze strachu.
- Louis, cholera… - przeklęłam, odwracając się i mu przyglądając. Był mocno zaspany. – Dlaczego wstałeś?
- Nie było Cię – ziewa, przyciągając mnie do siebie i przytulając. Uśmiechnęłam się lekko.
- Obudziłam się i tyle. Miałam koszmar – wyznaje mu, na co się spina i zapewne przypomina sobie o sytuację, która miała miejsce kilkanaście tygodni temu i darłam się podczas snu i płacząc gorzej niż na koncercie Justina Biebera.
- Znowu ten o Eleanor? – pokiwałam głową. – Nie martw się nią, nie ma takiej potrzeby.
- Wiem, ale nie mam na to wpływu, Louis.
- Wiem – westchnął głośno, głaszcząc mnie włosach. Naprawdę, odkąd go poznałam, nigdy nie widziałam go tak opiekuńczego od momentu, gdy jesteśmy razem. Był tak troskliwy, tak uroczy, gdy to robił, że normalnie go takiego ubóstwiałam.

Ale nie, nie narzekam na to, jak czasami mocniej mnie pocałuje albo dogłębnie spenetruje.

- Wracajmy do łóżka, nie jest mi zbyt ciepło w tym wdzianku – wskazałam na jego koszulkę i Lou lekko się uśmiechnął.
- Ale jakże seksownie wyglądasz, maleńka – musnął wargami moje usta i poprowadził nas do łóżka, wskakując niemal od razu pod kołdrę.
- Przepraszam, że Cię obudziłam – mruczę w jego tors, gdy wtuleni w siebie ponownie próbowaliśmy zasnąć.
- Nie, po prostu poczułem, że Cię nie ma – mówi szeptem.
- Przecież nie zniknęłam – śmieję się cicho, lecz on jemu nie udzielał mu się mój humor. Natomiast wziął moją twarz w swoje dłonie i przez krótką chwilę głęboko patrzył w oczy.
- Kiedyś miałem sen… - zaczął sennym tonem. – To był dzień, w którym odkryłaś prawdę o sobie. Kochaliśmy się, wszystko było idealnie… A potem zniknęłaś, tak raptem. To była kwestia kilku sekund… mrugnięcie okiem. Szczerze? Przeraziłem się, że Cię obok mnie nie było. Wtedy naprawdę zdałem sobie sprawę, że Cię kocham, bo wcześniej to do mnie nie docierało, choć to wiedziałem. Eleanor nigdy nie była taka jak ty… Ty jesteś delikatna, czuła, słodka… Jesteś moim aniołem stróżem, który uratował mnie nad wiecznym użalaniem się nad sobą. Strzeżesz mnie, chronisz… A ja Cię kocham. Nie wiem co przyniesie nam przyszłość, ale wiem, że chcę ją dzielić z Tobą. Jesteś moją przyszłością… sensem życia – nie wiem dlaczego, lecz do moich oczu napłynęły łzy. Łzy szczęścia. – Płaczesz? – zapytał ze śmiechem, a ja tylko się uśmiechnęłam i otarłam słony płyn dłonią.
- Oj, bądź cicho, nim Ci przyłożę – warczę i chłopak śmieje się ponownie.
- Och, ty mój kochany mieszańcu – parska, muskając moja skroń ustami.
- Mój ty kochany łowco – mruknęłam, chichocząc. – Louis?
- Hmm?
- Jak widzisz naszą przyszłość? – podnoszę się na jednej ręce i patrzę na niego z zaciekawieniem.
- Co masz na myśli? – odpowiada pytaniem, też zainteresowany.
- No jak wyobrażasz sobie nas za… dwa lata? Lub pięć?
- Ach, to… - kiwa w zamyśleniu głową. – Nigdy nie snułem planów na przyszłość, ale tu muszę się przyznać i powiem Ci, że chcę by było między nami idealnie – uśmiecha się, ja również. – Chcę w końcu pozbyć się tych parszywych demonów z miasta, zabić Arrena, Eleanor skosić biczem przy okazji… Pieprzyć się z Tobą dzień w dzień, dopóki nie powiesz stop – zarumieniłam się lekko. – No i chciałbym, abyś stała się stu procentowym łowcą, to wtedy przeszedłbym do następnego kroku.
- Jakiego? – uśmiecham się szerzej.
- No nie wiem, na przykład zaręczenie się lub coś – moje serce na chwilę zamarło. O cholera… czy ja naprawdę to usłyszałam, czy mój pojebany mózg jakoś pomieszał te słowa, żeby wyszło takie, a nie inne zdanie? – Pragnę byś czuła się przy mnie szczęśliwa. Bez żadnych ogródek… Zaręczyłbym się z Tobą, ułożył cudowne życie, a potem… - dyskretnie dotknął mojego brzucha, na co otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. – Dzidzia, mały Tomlinson lub mała Lily.
- Chciałbyś mieć dziecko? – pytam ze zdziwieniem. Czy Louis wyglądał na odpowiedzialnego rodzica? Sory, ale nawet ja nie mogłam w to na razie uwierzyć, choć ostatnio dawał mi do tego wiele wątpliwości.
- Tak, uwielbiam je. Moje siostry zawsze za mną łaziły, to może też dlatego mam taki, a nie inny stosunek do kobiet. Nie traktuję ich jak szmaty, tylko tak, jak powinno dbać się o dziewczyny.
- A chłopca czy dziewczynkę? – dopytywałam dalej, z co raz to większym uśmiechem. Aż policzki mnie zabolały od szczerzenia się.
- Dziewczynkę, bo chciałbym mieć drugą maleńką Lily, którą mógłbym kochać – mówi szczerze z uśmiechem.
- A ja? – udałam, że się chmurzę.
- Ty zawsze będziesz Lily, którą poznałem wtedy na ulicy z walizką i mapą.
- Wtedy nienawidziłam tego miasta i to naprawdę… Teraz szczerze przyznając jest całkiem znośne, gdyby nie Twoja szalona ex nie krążyła po mieście z moim popieprzonym, nowym ojcem.
- Wszystko będzie dobrze obiecuję Ci to. Niedługo zniknie, a ona razem z nim – powiedział.
- Wierzę Ci – mruczę, całując go czule. Pierw nasze wargi stykały się delikatnie, były niczym muśnięcia płatków róży, potem narodził się w nas na nowo ogień.

I to byłby koniec naszej rozmowy o przyszłości.


Żyjemy chwilą. 



***********************************

No to jest kolejny rozdział! :D Kochacie namiętnych Louisa i Lily? Bo ja uwielbiaaaam *_* :D Ale w następnych rozdziałach nie będzie tak kolorowo :D

Następny rozdział w weekend!! :D I komentujcie, inaczej łby pourywam! XD Tylko ze względu na wiele próśb nadal tu piszę, bo ten rozdział pisałam i pisałam... aż w końcu napisałam xD



26 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ!!! :D <3



Komentujcie <3


K.


27 komentarzy:

  1. super hiper extra on sa naprwade slodcy i wgl awwww

    OdpowiedzUsuń
  2. supeeeraśny
    Następny plizz

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietny czekam na nn ♡ ♥ ♡ ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Omg !! Super Extra i nie wiem co Czekam na następny♥♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Omg jak świetnie!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Yeah. Czyżby cisza przed burzą? XD

    OdpowiedzUsuń
  7. HAHHAHAHAHAHAHHHAHAHAHAHAHHAHHACHOLERAHAHAHAHAHHAHAJAPIERDZIELĘHAHAAHAHAHHAHAHAA

    OdpowiedzUsuń
  8. cudo nad cudami czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  9. Wowow ten gif! Czekam na next ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział wspaniały jak zwykle :)
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak zwykle super. Z niecierpliwością czekam na następne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  12. ekstra, jestem ciekawa co będzie później ;d

    OdpowiedzUsuń
  13. Super dawaj next <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Boże *.* najlepszy rozdział ever <3 ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Dawaj next to jest najlepsze ff opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałam pisz dalej ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  16. ZAJEBISTE !!
    Kocham Kocham !
    Te rozdziały z +18
    I chyba będzie nowy rozdział bo 26 kom mineło ;) <3

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to zachęta do dalszego pisania! :D <3