- Nie, to niemożliwe – powiedziałam, niemal warcząc na widok
Eleanor. Ona była… żywa. Stała przed nami, a jej serce nie biło, ani nie
oddychała. Ona była wampirem. Spoglądając w stronę Louisa zauważyłam, jak
zaciska mocno dłoń w pięść. Aż pobielały mu kłykcie. – Ona nie może być moją
siostrą, ja nie mam rodzeństwa…
- Czekałam na to spotkanie trzydzieści lat… - odezwała się
Eleanor, podchodząc do mnie bliżej, a Louis odrobinę zasłonił moje ciało. –
Och, prawie bym zapomniała o Twojej obecności, Louisie… Nic, a nic się nie
zmieniłeś… Tak samo zaborczy i nadopiekuńczy – Eleanor wywróciła oczami. – Już
wiem dlaczego Louis się w Tobie zakochał, jesteś ładna – przyznała szczere, ale
w jej głosie wyczułam niechęć. – Już Cię zaliczył? Czy nadal nad Tobą lamentuje?
- Chyba nie powinno Cię to obchodzić – parsknęłam,
uśmiechając się krzywo.
- Nie powinno – zgodziła się ze mną, stając obok Arrena. –
Kto by pomyślał, że moją siostrą będzie dziewczyna mojego ex.
- Najwyraźniej woli bardziej żywe – prychnęłam, a z jej
twarzy zniknęło rozbawienie. Usłyszałam jak Louis zaśmiał się cicho, głaszcząc
mnie po plecach. – Widzisz, ja różnię się od Ciebie tym, że moje serce bije i
mam uczucia, a ty… jesteś martwa, bez krzty człowieczeństwa.
- Kiedyś podobało się to Lou… przynajmniej tak myślałam… - w
jej oczach zauważyłam ukłucie bólu, lecz tylko przez chwilę. Nie chciała
pokazać, że tak naprawdę jest jej przykro. Ona nie ma uczuć, ale jeśli jakieś
już w sobie posiada, tłamsi je. – Ale jego nabrać jest trudno. Próbowałam wszystkich
sztuczek, aby go w sobie rozkochać, a gdy zostałam wampirem, byłam już na
stratnej pozycji…
- Po co tu w ogóle jesteście? – zapytał rozdrażniony gadką
Eleanor, Louis. – Psujecie bankiet.
- Ten bankiet tyle mnie obchodzi, co zeszłoroczny śnieg, Louisie
– rzekła Eleanor, gorzko się śmiejąc. – Przyszłam tu tylko po to, aby
powiedzieć swojej siostrze, by jak najlepiej wiodło się jej w tym mieście. Bo
wkrótce może ono się obrócić w… popiół – mówiąc to, posyłając mi całusa,
odwróciła się i wyszła. Arren jednak nie ruszył się z miejsca.
- Co tu jeszcze robisz? – pytam go, mierząc wzrokiem.
- Moja córko… - Arren znalazł się z prędkością wampira tuż
przede mną. Nawet nie drgnęłam. Ręka Arrena powoli podniosła się do góry, a
dłoń delikatnie musnęła mój policzek. Spoglądałam na to ze skrytym
obrzydzeniem. – Dołącz do mnie i reszty mieszańców, gdzie jest Twoje miejsce.
Pomogę Ci to przetrwać, bez boleśnie.
- Przepraszam, ale już ktoś się tym zajął – szepnęłam,
odsuwając się od niego i lekko wtuliłam się w bok Louisa.
- Nie wolisz żyć w otoczeniu swoich pobratymców? Oni by Ci
pokazali prawdziwe życie mieszańców.
- Ona jest już nasza, Arren – zabrał głos Louis, nim
zrobiłam to ja. – Przeszła jedną drugą przemiany. Nie jest już Twoja, lecz
należy do Grace.
- Jeszcze zobaczymy – uśmiechnął się figlarnie i zniknął.
Nagle. Pomrugałam zszokowana oczami i odważyłam się spojrzeć na Louisa. Jego
twarz nie wyrażała żadnych uczuć i był wgapiony we mnie.
Mój ojciec z LA nie był moim ojcem… dowiedziałam się, że mam
siostrę, ex mojego chłopaka… Czy mogło być gorzej?
- Wszystko w porządku? – zapytałam, obejmując jego twarz
dłońmi. Chodź wczoraj się ogolił, czułam pod swoją skórą lekkie ukłucia. Louis
ledwo zauważalnie pokiwał głową. – Może dołączymy do reszty, nim zauważą naszą
nieobecność?
- Znając Grace, już połowa gości wie co tu się wydarzyło i
nie wątpię w to, że przyjęli to na luzie.
- Nie pokarzę im się teraz na oczy, Louisie. Nie mogę –
powiedziałam zduszonym głosem ze łzami w oczach.
- Musimy, to jest tradycja, której akurat nie możemy złamać.
Dasz radę – na zachętę jego wargi połączyły się ze mną na krótką chwilę, lecz
łapczywie.
- Nie… - kręcę głową.
- Posłuchaj – Louis tym razem chwycił moja twarz. –
Poradzimy sobie. Dla mnie to też jest głęboki szok, ale musimy iść dalej.
- Ale, Louis… Eleanor żyje.
- I co z związku z tym? – spytał, marszcząc brwi.
- No bo myślałam, że… - spróbowałam skonstruować jakieś
porządne zdanie, ale emocje robiły swoje.
- Liliano Anderson, czy ty właśnie pomyślałaś, że zostawię
Cię dla Eleanor? – Louis prychnął. Nie odpowiedziałam mu, tylko spuściłam
wzrok. – Boże, ty naprawdę tak pomyślałaś – odparł z przekonaniem.
- W końcu byłeś z nią jakiś czas i…
- Kocham tylko Ciebie – przerwał mi, delikatnie całując.
Chłonęłam jego dotyk warg najbardziej, jak tylko mogłam. – Możesz sobie i być
córką Arrena, ojca się nie wybiera, ale to nie znaczy, że nie kocham mojej
księżniczki najbardziej na świecie – uśmiechnęłam się smutno. – Zobaczenie jej
potwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że nic, a nic, już mnie z nią nie łączy.
Nienawidzę jej, ona mnie zresztą też. A nawet mnie to nie obchodzi – wzniósł
oczy ku niebu. – Liczysz się tylko ty i wyłącznie ty. Jesteś moim aniołem
stróżem, pamiętasz? – pokiwałam głową, uśmiechając odrobinę szerzej. – No właśnie
– Louis przytulił mnie do siebie opiekuńczo, kładąc dłoń na moich włosach i je
głaszcząc. – Chcę by między nami było idealnie, tak jak powinno być między
kobietą, a mężczyzną, Lily. Pragnę byś czuła się przy mnie jak najlepiej.
- Jest tak – wyszeptałam w jego tors.
- Cieszę się – wyczułam, że się uśmiecha i mnie od siebie
odsunął, zdecydowanie zbyt szybko. – Mam coś dla Ciebie – oznajmił.
- Dla mnie? Po co?
- Chyba nadal mamy Wigilię, prawda? – Lou parsknął śmiechem
i wyjął małe pudełko ze swojej marynarki. Przez moment stanęło mi serca, ale
tylko do momentu, gdy wyjął z niego mój prezent. Był to srebrny naszyjnik z
małym brylantowym serduszkiem. Na tani to on mi nie wyglądał.
- Jest piękny – przyznałam szczerze.
- Należał do mojej matki – powiedział, smutniejąc na jej
wspomnienie. – Dała mi ona go, gdy… umierała w szpitalu. Kazała mi go podarować
mojej przyszłej, wartej mnie dziewczynie. I właśnie chcę to zrobić.
- Louis… ja… - brakowało mi słów, choć miałam ich mnóstwo na
języku. – Nie mogę tego przyjąć, to jest Twoja pamiątka rodzinna.
- Ależ możesz, bo poniekąd należysz do niej – mruknął, mimo
moich protestów odwracając mnie do siebie tyłem i odgarnął moje włosy na bok,
zakładając zwinnie naszyjnik. Serduszko, które chwilę później spoczywało na
mojej klatce, rozgrzewało na swój sposób. To była cząstka Louisa, która miała
być przy mnie. Może i nawet na zawsze. Dotknęłam go opuszkami palców swojej
prawej dłoni, jednocześnie będąc już twarzą do Louisa.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się do niego promiennie, a on to
odwzajemnił.
- Czy naprawdę można tak mocno kochać, jak ja kocham
Ciebie?
- Chyba tak – śmieję się cicho, stając na palcach i całując
go namiętnie. – Są Twoje urodziny, a ty mi sprawiasz prezenty.
- Nie, swój najcenniejszy prezent trzymam właśnie w
ramionach, całuję i próbuję nie zedrzeć z niego tej seksownej sukienki.
- Och, czyżby? A gdzie Pana maniery? – podniosłam zagadkowo
brwi.
- Pieprzyć maniery, Panno Anderson – szepnął uwodzicielskim
tonem, przygryzając moją dolną wargę.
- Może za nim, obrócimy ten plan pieprzenia manier w życiu,
wrócimy na jakąś godzinkę na przyjęcie, poudajemy zainteresowanych i mykniemy
na górę?
- Świetny pomysł, maleńka – trąciliśmy się nosami przy
kolejnym pocałunku i powoli ruszyliśmy ku głównej Sali. Spodziewałam się ataku
spojrzeń na siebie, lecz każdy był zajęty rozmową. Jakby nie wiedzieli, co się
wydarzyło kilka minut temu poza główną salą.
A może po prostu Grace ukryła przed nimi ten fakt?
Spojrzałam speszona na Louisa, a ten posłał mi uspokajający,
szczery uśmiech i chwycił za rękę, prowadząc do reszty, która nadal jakby nigdy
nic, siedziała przy barze i śmiała się do rozpuku, pijąc alkohol. No tak… mogłam się tego spodziewać.
- Gdzie wy byliście?! Szukaliśmy was! – pisnęła Ava, gdy
podeszliśmy do nich. – Wypijecie z nami po jednym drinku?
- Nie, dzięki, dzisiaj chcę zostać trzeźwa – zaśmiałam się i
poczułam jak Louis się rozluźnia. Wiedziałam, że nie lubił mnie pijanej, bo
wtedy stawałam się nie obliczalna.
- No tak, zapomniałam – Ava do mnie mrugnęła, a ja
wiedziałam od razu wiedziałam o czym mówi. Zarumieniłam się lekko, nawet nie
mając odwagi tym razem spoglądnąć na Louisa, bo by odkrył co za niespodziankę
dla niego szykuję. Avie już chyba było wszystko jedno, bo chichotała i
mówiła bez ładu i składu. Przez kilka minut z Louisem dotrzymaliśmy im
towarzystwa, dopóki szatyn nie zaczął ciągnąć mnie w stronę parkietu.
- Nie, Louis… - chłopak tylko się uśmiechnął i pociągnął
moją rękę mocniej, nie dając mi wyboru. Staliśmy na środku głównej Sali, gdzie
do jakiegoś utworu granego na pianinie kołysały się różne pary.
- Pozwoli Pani… - Louis ucałował moją rękę, po czym objął
mnie ściśle w talii i tańczyliśmy tak jak pozostali. – Widzisz? Tańczysz na
bankiecie nocnych łowców.
- Super – powiedziałam z udawaną ekscytacją, wtulając głowę
w jego ramię.
- Nadal trapi Cię ta sprawa? – nie musiał mi wyjaśniać o co
chodzi. Pokiwałam głową.
- Nie mogę i nie chcę w to uwierzyć, Lou. Serce mówi mi co
innego – mówię mu na ucho.
- Rozumiem Cię. Tak samo miałem po śmierci mamy i sióstr.
Żadne słowa do mnie nie docierały.
- Ty przynajmniej masz ojca, który może to niechętnie
pokazuje, ale naprawdę Cię kocha i o Ciebie się troszczy.
- Troska to przesadzone słowo – prychnął cicho. – Po prostu
był przy mnie, bo i jego też zabolała strata mamy
- W końcu była jego żoną… Louis?
- Tak?
- A Twoja matka nie była nocnym łowcą? – zapytałam, patrząc
na niego z ciekawością.
- Nie – odpowiedział mi po chwili namysłu. – Była zwykłym,
kruchym człowiekiem. Tato ją za to właśnie pokochał.
- Musiała być wspaniałą kobietą – pogłaskałam go po
policzku, przez co się rozchmurzył.
- Tak, była wspaniała – uśmiechnął się i spojrzał prosto w
moje oczy. – Przypominasz mi ją. Jesteś tak samo… delikatna. Czasami mam
wrażenie, że jeśli dotknę Cię za mocno, zrobię Ci krzywdę.
- Chyba zapominasz, kto tu jest pół wampirem – przyciągnęłam
go do siebie mocniej, przez co jego wargi wygięły się w dużym uśmiechu.
- Chciałbym tego pół wampirka zobaczyć u siebie w łóżku –
stwierdził, a jego oczy pociemniały.
- Wedle życzenia, Panie Tomlinson – zaśmialiśmy się głośno.
- Nie wydaje mi się, żebym wytrzymał godzinę w tym
towarzystwie, może… uciekniemy nie zauważeni na górę i się tam Tobą zajmę? –
poruszał zabawnie brwiami.
- A obiad Wigilijny? Nie jesteś głodny?
- Mam na Ciebie ochotę, a nie na jakieś głupie jedzenie.
Jeszcze przytyję – udał zmartwionego.
- Tak, bo ty strasznie gruby jesteś – kręciłam głową ze
śmiechem.
- Nie drocz się ze mną – ostrzegł z warknięciem, które
zamiast mnie przestraszyć, tylko podnieciło.
- Tańcz – mówię i ponownie się kołysaliśmy. – Od kiedy z
Ciebie taki tancerz?
- Chyba też kiedyś chodziłem do szkoły i miałem bale, a że ja
byłem bardzo popularny…
- Dojdź do sedna – wywróciłam oczami.
- Dużo dziewczyn męczyło mnie na balach i takim sposobem
nauczyłem się tańczyć chociażby wolnego.
- A jak Ci się tańczy ze mną? – uśmiechnęłam się zawadiacko.
Louis w odpowiedzi precyzyjnie mnie obrócił w miejscu, po czym gwałtownie
przyciągnął do siebie.
- Najlepiej – mruknął w moje usta, całując je z
uwielbieniem. Czy ja wspominałam, jak bardzo kochałam tego idiotę?
***
Godzina zamieniła się niestety w dwie. Grace ciągle coś od
nas chciała i miała na oku. Kompletnie jej nie rozumiałam. Owszem, Arren był w
pobliżu, ale był przy mnie Louis, który nie pozwoliłby na to, aby stała mi się
krzywda. Więc, o co chodziło Grace?
Wieczór, mimo tego fatalnego spotkania z Arrenem, które
nadal siedziało mi w głowie, był całkiem przyzwoity. Obiad Wigilijny minął
bardzo szybko, rozmowy przy stole również, a potem było rozdawanie prezentów.
To chyba sprawiło Avie największą radochę, ale Ava… to Ava.
- Chodźmy już – jęczę do Louisa, wiercąc się na krześle z
nudów. Jakoś nie interesowały mnie rozmowy na temat „Jak było na Barbadosie”…
- Poczekajmy jeszcze chwilę, bo za bardzo rzucimy się w oczy
jeśli raptem znikniemy.
- Wali mnie to – Louis się zaśmiał cicho.
- Wiem o tym – szepnął, cmokając mój policzek, po czym
przybliżył usta do mojego ucha. – Bądź cierpliwa, a zostaniesz sowicie
nagrodzona i Ci to gwarantuję – zadrżałam, na co Louis ponownie się zaśmiał.
- Czy tylko ja mam wrażenie, że coś się tego dnia jeszcze
wydarzy? – odezwała się Ava, zajadając sałatką. Ugryzłam się w język, nim
powiedziałam, że sporo ją już ciekawych momentów ominęło.
- Tak, chyba tylko ty – spojrzałam ukradkiem na Louisa,
który dyskretnie ścisnął moją dłoń pod stołem, którą trzymał w uścisku.
- Będziemy się zbierać, co nie Ava? – zabrał głos Zayn,
patrząc na swoją dziewczynę z zawadiackim uśmiechem. Ava go odwzajemniła,
wstając od stołu.
- My też – Louis wykorzystał okazję, szybko podrywając się z
miejsca. Zrobiłam to samo i z prędkością wampira pociągnęłam Louisa z dala od
głównej Sali. Szatyn spojrzał na mnie zaskoczony, ale i z szerokim uśmiechem
przyparł mnie do okna, napierając przy tym całym ciałem. Nie mogąc się
powstrzymać od szelmowskiego uśmiechu, rozerwałam jego koszulę, odsłaniając
przy tym opalony i wytatuowany tors, a guziki od odzienia spadły na ziemię.
Nigdy nie czułam się bardziej roznamiętniona, niż w tamtej chwili. – Teraz
jesteś tylko do mojej dyspozycji – wyszeptał głębokim głosem, wodząc nosem po
mojej szyi, a usta ją całowały. – Nic nam nie przeszkodzi – dodał po chwili,
dryfując dłońmi po moim ciele. – Choćby i nagły atak demonów.
- Cśś, bo jeszcze wykraczysz – uciszyłam go pocałunkiem,
badając jego topografię ciała.
- No dalej, wampirku, pokaż mi coś, czego jeszcze nie
widziałem – to brzmiało jak wyzwanie. Popatrzyłam w jego oczy.
- Zobaczymy, czy będziesz taki pewny, gdy przywiążę Cię do
łóżka – zawarczałam podnieconym głosem.
- Nie, bo ja mam to w planach, maleńka.
*****************************
No to witam was 2 części COD! Przepraszam, że musieliście tyle czekać na rozdział, ale... zaczął się rok szkolny xD
Info! I to nawet dosyć ważne! :D Jutro na sto procent pojawi się rozdział na Dearly Angel, to na pewno, bo wiele osób mnie o to pyta...
A drugie info jest do obu blogów...
Kochani, jestem w 3 gimnazjum i jednym słowem mam mały zapierdol. Więc, rozdziały na COD i DA będą pojawiały się tylko DWA RAZY W TYGODNIU! Konkretnie w poniedziałek i środę, ewentualnie w sobotę lub w niedzielę. W tym czasie będę starała się pisać rozdziały na przód, ale nie jestem tego też tak pewna, bo ciągle muszę coś robić do szkoły xD
Więc to tyle! :D
25 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3
Komentujcie <3
K.
Kocham Cię !
OdpowiedzUsuńWspaniały ! Zajebisty ! Cudowny !
Kocham Cię !
:D
Rozdział świetny czekam na next :D
OdpowiedzUsuńOraz powodzenia w szkole
Rozdział wspaniały jak zwykle :)
OdpowiedzUsuńSzkoda że będzie teraz mniej rozdziałów :(
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ♥
Ekstra <3 ♥.♥
OdpowiedzUsuńZajebisty
OdpowiedzUsuńSWIETNY JEJU ♥♡♡♥♡♥♡♥
OdpowiedzUsuńŚwietny! Jak najszybciej nn
OdpowiedzUsuńcudo <3
OdpowiedzUsuńsupcio <3
OdpowiedzUsuńmiłej nauki xD
cudowny. kocham to opowiadanie jest jedyne w swoim rodzaju :***
OdpowiedzUsuńweny i powodzenia w szkole :*
super :))
OdpowiedzUsuńAww...
OdpowiedzUsuńSuper czekaaam *_*
OdpowiedzUsuńZapowiada się naprawdę zajebiście :3
OdpowiedzUsuńsuper
OdpowiedzUsuńsuper. rozumiem i będę czekać na rozdziały z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńNext
OdpowiedzUsuńŚwietne ♥
OdpowiedzUsuńSUPER ♥
OdpowiedzUsuńNie pozwalam Ci zawiesić bloga !! ROZUMIESZ ? Jest zbyt świetny by to zrobić. Kocham go czytać i czekam niecierpliwie na next ♥♥
OdpowiedzUsuńPS.Pozdrawiam ♥ I Cb tez kocham że masz taką twórczość ♥ ask.fm/PaulinaBartosik246
Zarombisty!!! ♥♥♥ Kocham tego Bloga!!!<3 Czekam na next♥
OdpowiedzUsuńKocham<3
OdpowiedzUsuńŚwietny!
OdpowiedzUsuńZajebisty.! *.*
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta
OdpowiedzUsuń