piątek, 5 września 2014

2 Generation - One.

- Nie, to niemożliwe – powiedziałam, niemal warcząc na widok Eleanor. Ona była… żywa. Stała przed nami, a jej serce nie biło, ani nie oddychała. Ona była wampirem. Spoglądając w stronę Louisa zauważyłam, jak zaciska mocno dłoń w pięść. Aż pobielały mu kłykcie. – Ona nie może być moją siostrą, ja nie mam rodzeństwa…
- Czekałam na to spotkanie trzydzieści lat… - odezwała się Eleanor, podchodząc do mnie bliżej, a Louis odrobinę zasłonił moje ciało. – Och, prawie bym zapomniała o Twojej obecności, Louisie… Nic, a nic się nie zmieniłeś… Tak samo zaborczy i nadopiekuńczy – Eleanor wywróciła oczami. – Już wiem dlaczego Louis się w Tobie zakochał, jesteś ładna – przyznała szczere, ale w jej głosie wyczułam niechęć. – Już Cię zaliczył? Czy nadal nad Tobą lamentuje?
- Chyba nie powinno Cię to obchodzić – parsknęłam, uśmiechając się krzywo.
- Nie powinno – zgodziła się ze mną, stając obok Arrena. – Kto by pomyślał, że moją siostrą będzie dziewczyna mojego ex.
- Najwyraźniej woli bardziej żywe – prychnęłam, a z jej twarzy zniknęło rozbawienie. Usłyszałam jak Louis zaśmiał się cicho, głaszcząc mnie po plecach. – Widzisz, ja różnię się od Ciebie tym, że moje serce bije i mam uczucia, a ty… jesteś martwa, bez krzty człowieczeństwa.
- Kiedyś podobało się to Lou… przynajmniej tak myślałam… - w jej oczach zauważyłam ukłucie bólu, lecz tylko przez chwilę. Nie chciała pokazać, że tak naprawdę jest jej przykro. Ona nie ma uczuć, ale jeśli jakieś już w sobie posiada, tłamsi je. – Ale jego nabrać jest trudno. Próbowałam wszystkich sztuczek, aby go w sobie rozkochać, a gdy zostałam wampirem, byłam już na stratnej pozycji…
- Po co tu w ogóle jesteście? – zapytał rozdrażniony gadką Eleanor, Louis. – Psujecie bankiet.
- Ten bankiet tyle mnie obchodzi, co zeszłoroczny śnieg, Louisie – rzekła Eleanor, gorzko się śmiejąc. – Przyszłam tu tylko po to, aby powiedzieć swojej siostrze, by jak najlepiej wiodło się jej w tym mieście. Bo wkrótce może ono się obrócić w… popiół – mówiąc to, posyłając mi całusa, odwróciła się i wyszła. Arren jednak nie ruszył się z miejsca.
- Co tu jeszcze robisz? – pytam go, mierząc wzrokiem.
- Moja córko… - Arren znalazł się z prędkością wampira tuż przede mną. Nawet nie drgnęłam. Ręka Arrena powoli podniosła się do góry, a dłoń delikatnie musnęła mój policzek. Spoglądałam na to ze skrytym obrzydzeniem. – Dołącz do mnie i reszty mieszańców, gdzie jest Twoje miejsce. Pomogę Ci to przetrwać, bez boleśnie.
- Przepraszam, ale już ktoś się tym zajął – szepnęłam, odsuwając się od niego i lekko wtuliłam się w bok Louisa.
- Nie wolisz żyć w otoczeniu swoich pobratymców? Oni by Ci pokazali prawdziwe życie mieszańców.
- Ona jest już nasza, Arren – zabrał głos Louis, nim zrobiłam to ja. – Przeszła jedną drugą przemiany. Nie jest już Twoja, lecz należy do Grace.
- Jeszcze zobaczymy – uśmiechnął się figlarnie i zniknął. Nagle. Pomrugałam zszokowana oczami i odważyłam się spojrzeć na Louisa. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć i był wgapiony we mnie.

Mój ojciec z LA nie był moim ojcem… dowiedziałam się, że mam siostrę, ex mojego chłopaka… Czy mogło być gorzej?

- Wszystko w porządku? – zapytałam, obejmując jego twarz dłońmi. Chodź wczoraj się ogolił, czułam pod swoją skórą lekkie ukłucia. Louis ledwo zauważalnie pokiwał głową. – Może dołączymy do reszty, nim zauważą naszą nieobecność?
- Znając Grace, już połowa gości wie co tu się wydarzyło i nie wątpię w to, że przyjęli to na luzie.
- Nie pokarzę im się teraz na oczy, Louisie. Nie mogę – powiedziałam zduszonym głosem ze łzami w oczach.
- Musimy, to jest tradycja, której akurat nie możemy złamać. Dasz radę – na zachętę jego wargi połączyły się ze mną na krótką chwilę, lecz łapczywie.
- Nie… - kręcę głową.
- Posłuchaj – Louis tym razem chwycił moja twarz. – Poradzimy sobie. Dla mnie to też jest głęboki szok, ale musimy iść dalej.
- Ale, Louis… Eleanor żyje.
- I co z związku z tym? – spytał, marszcząc brwi.
- No bo myślałam, że… - spróbowałam skonstruować jakieś porządne zdanie, ale emocje robiły swoje.
- Liliano Anderson, czy ty właśnie pomyślałaś, że zostawię Cię dla Eleanor? – Louis prychnął. Nie odpowiedziałam mu, tylko spuściłam wzrok. – Boże, ty naprawdę tak pomyślałaś – odparł z przekonaniem.
- W końcu byłeś z nią jakiś czas i…
- Kocham tylko Ciebie – przerwał mi, delikatnie całując. Chłonęłam jego dotyk warg najbardziej, jak tylko mogłam. – Możesz sobie i być córką Arrena, ojca się nie wybiera, ale to nie znaczy, że nie kocham mojej księżniczki najbardziej na świecie – uśmiechnęłam się smutno. – Zobaczenie jej potwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że nic, a nic, już mnie z nią nie łączy. Nienawidzę jej, ona mnie zresztą też. A nawet mnie to nie obchodzi – wzniósł oczy ku niebu. – Liczysz się tylko ty i wyłącznie ty. Jesteś moim aniołem stróżem, pamiętasz? – pokiwałam głową, uśmiechając odrobinę szerzej. – No właśnie – Louis przytulił mnie do siebie opiekuńczo, kładąc dłoń na moich włosach i je głaszcząc. – Chcę by między nami było idealnie, tak jak powinno być między kobietą, a mężczyzną, Lily. Pragnę byś czuła się przy mnie jak najlepiej.
- Jest tak – wyszeptałam w jego tors.
- Cieszę się – wyczułam, że się uśmiecha i mnie od siebie odsunął, zdecydowanie zbyt szybko. – Mam coś dla Ciebie – oznajmił.
- Dla mnie? Po co?
- Chyba nadal mamy Wigilię, prawda? – Lou parsknął śmiechem i wyjął małe pudełko ze swojej marynarki. Przez moment stanęło mi serca, ale tylko do momentu, gdy wyjął z niego mój prezent. Był to srebrny naszyjnik z małym brylantowym serduszkiem. Na tani to on mi nie wyglądał.
- Jest piękny – przyznałam szczerze.
- Należał do mojej matki – powiedział, smutniejąc na jej wspomnienie. – Dała mi ona go, gdy… umierała w szpitalu. Kazała mi go podarować mojej przyszłej, wartej mnie dziewczynie. I właśnie chcę to zrobić.
- Louis… ja… - brakowało mi słów, choć miałam ich mnóstwo na języku. – Nie mogę tego przyjąć, to jest Twoja pamiątka rodzinna.
- Ależ możesz, bo poniekąd należysz do niej – mruknął, mimo moich protestów odwracając mnie do siebie tyłem i odgarnął moje włosy na bok, zakładając zwinnie naszyjnik. Serduszko, które chwilę później spoczywało na mojej klatce, rozgrzewało na swój sposób. To była cząstka Louisa, która miała być przy mnie. Może i nawet na zawsze. Dotknęłam go opuszkami palców swojej prawej dłoni, jednocześnie będąc już twarzą do Louisa.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się do niego promiennie, a on to odwzajemnił.
- Czy naprawdę można tak mocno kochać, jak ja kocham Ciebie? 
- Chyba tak – śmieję się cicho, stając na palcach i całując go namiętnie. – Są Twoje urodziny, a ty mi sprawiasz prezenty.
- Nie, swój najcenniejszy prezent trzymam właśnie w ramionach, całuję i próbuję nie zedrzeć z niego tej seksownej sukienki.
- Och, czyżby? A gdzie Pana maniery? – podniosłam zagadkowo brwi.
- Pieprzyć maniery, Panno Anderson – szepnął uwodzicielskim tonem, przygryzając moją dolną wargę.
- Może za nim, obrócimy ten plan pieprzenia manier w życiu, wrócimy na jakąś godzinkę na przyjęcie, poudajemy zainteresowanych i mykniemy na górę?
- Świetny pomysł, maleńka – trąciliśmy się nosami przy kolejnym pocałunku i powoli ruszyliśmy ku głównej Sali. Spodziewałam się ataku spojrzeń na siebie, lecz każdy był zajęty rozmową. Jakby nie wiedzieli, co się wydarzyło kilka minut temu poza główną salą.

A może po prostu Grace ukryła przed nimi ten fakt?

Spojrzałam speszona na Louisa, a ten posłał mi uspokajający, szczery uśmiech i chwycił za rękę, prowadząc do reszty, która nadal jakby nigdy nic, siedziała przy barze i śmiała się do rozpuku, pijąc  alkohol. No tak… mogłam się tego spodziewać.

- Gdzie wy byliście?! Szukaliśmy was! – pisnęła Ava, gdy podeszliśmy do nich. – Wypijecie z nami po jednym drinku?
- Nie, dzięki, dzisiaj chcę zostać trzeźwa – zaśmiałam się i poczułam jak Louis się rozluźnia. Wiedziałam, że nie lubił mnie pijanej, bo wtedy stawałam się nie obliczalna.
- No tak, zapomniałam – Ava do mnie mrugnęła, a ja wiedziałam od razu wiedziałam o czym mówi. Zarumieniłam się lekko, nawet nie mając odwagi tym razem spoglądnąć na Louisa, bo by odkrył co za niespodziankę dla niego szykuję. Avie już chyba było wszystko jedno, bo chichotała i mówiła bez ładu i składu. Przez kilka minut z Louisem dotrzymaliśmy im towarzystwa, dopóki szatyn nie zaczął ciągnąć mnie w stronę parkietu.
- Nie, Louis… - chłopak tylko się uśmiechnął i pociągnął moją rękę mocniej, nie dając mi wyboru. Staliśmy na środku głównej Sali, gdzie do jakiegoś utworu granego na pianinie kołysały się różne pary.
- Pozwoli Pani… - Louis ucałował moją rękę, po czym objął mnie ściśle w talii i tańczyliśmy tak jak pozostali. – Widzisz? Tańczysz na bankiecie nocnych łowców.
- Super – powiedziałam z udawaną ekscytacją, wtulając głowę w jego ramię.
- Nadal trapi Cię ta sprawa? – nie musiał mi wyjaśniać o co chodzi. Pokiwałam głową.
- Nie mogę i nie chcę w to uwierzyć, Lou. Serce mówi mi co innego – mówię mu na ucho.
- Rozumiem Cię. Tak samo miałem po śmierci mamy i sióstr. Żadne słowa do mnie nie docierały.
- Ty przynajmniej masz ojca, który może to niechętnie pokazuje, ale naprawdę Cię kocha i o Ciebie się troszczy.
- Troska to przesadzone słowo – prychnął cicho. – Po prostu był przy mnie, bo i jego też zabolała strata mamy
- W końcu była jego żoną… Louis?
- Tak?
- A Twoja matka nie była nocnym łowcą? – zapytałam, patrząc na niego z ciekawością.
- Nie – odpowiedział mi po chwili namysłu. – Była zwykłym, kruchym człowiekiem. Tato ją za to właśnie pokochał.
- Musiała być wspaniałą kobietą – pogłaskałam go po policzku, przez co się rozchmurzył.
- Tak, była wspaniała – uśmiechnął się i spojrzał prosto w moje oczy. – Przypominasz mi ją. Jesteś tak samo… delikatna. Czasami mam wrażenie, że jeśli dotknę Cię za mocno, zrobię Ci krzywdę.
- Chyba zapominasz, kto tu jest pół wampirem – przyciągnęłam go do siebie mocniej, przez co jego wargi wygięły się w dużym uśmiechu.
- Chciałbym tego pół wampirka zobaczyć u siebie w łóżku – stwierdził, a jego oczy pociemniały.
- Wedle życzenia, Panie Tomlinson – zaśmialiśmy się głośno.
- Nie wydaje mi się, żebym wytrzymał godzinę w tym towarzystwie, może… uciekniemy nie zauważeni na górę i się tam Tobą zajmę? – poruszał zabawnie brwiami.
- A obiad Wigilijny? Nie jesteś głodny?
- Mam na Ciebie ochotę, a nie na jakieś głupie jedzenie. Jeszcze przytyję – udał zmartwionego.
- Tak, bo ty strasznie gruby jesteś – kręciłam głową ze śmiechem.
- Nie drocz się ze mną – ostrzegł z warknięciem, które zamiast mnie przestraszyć, tylko podnieciło.
- Tańcz – mówię i ponownie się kołysaliśmy. – Od kiedy z Ciebie taki tancerz?
- Chyba też kiedyś chodziłem do szkoły i miałem bale, a że ja byłem bardzo popularny…
- Dojdź do sedna – wywróciłam oczami.
- Dużo dziewczyn męczyło mnie na balach i takim sposobem nauczyłem się tańczyć chociażby wolnego.
- A jak Ci się tańczy ze mną? – uśmiechnęłam się zawadiacko. Louis w odpowiedzi precyzyjnie mnie obrócił w miejscu, po czym gwałtownie przyciągnął do siebie.
- Najlepiej – mruknął w moje usta, całując je z uwielbieniem. Czy ja wspominałam, jak bardzo kochałam tego idiotę?

***
Godzina zamieniła się niestety w dwie. Grace ciągle coś od nas chciała i miała na oku. Kompletnie jej nie rozumiałam. Owszem, Arren był w pobliżu, ale był przy mnie Louis, który nie pozwoliłby na to, aby stała mi się krzywda. Więc, o co chodziło Grace?

Wieczór, mimo tego fatalnego spotkania z Arrenem, które nadal siedziało mi w głowie, był całkiem przyzwoity. Obiad Wigilijny minął bardzo szybko, rozmowy przy stole również, a potem było rozdawanie prezentów. To chyba sprawiło Avie największą radochę, ale Ava… to Ava. 
- Chodźmy już – jęczę do Louisa, wiercąc się na krześle z nudów. Jakoś nie interesowały mnie rozmowy na temat „Jak było na Barbadosie”…
- Poczekajmy jeszcze chwilę, bo za bardzo rzucimy się w oczy jeśli raptem znikniemy.
- Wali mnie to – Louis się zaśmiał cicho.
- Wiem o tym – szepnął, cmokając mój policzek, po czym przybliżył usta do mojego ucha. – Bądź cierpliwa, a zostaniesz sowicie nagrodzona i Ci to gwarantuję – zadrżałam, na co Louis ponownie się zaśmiał.
- Czy tylko ja mam wrażenie, że coś się tego dnia jeszcze wydarzy? – odezwała się Ava, zajadając sałatką. Ugryzłam się w język, nim powiedziałam, że sporo ją już ciekawych momentów ominęło.
- Tak, chyba tylko ty – spojrzałam ukradkiem na Louisa, który dyskretnie ścisnął moją dłoń pod stołem, którą trzymał w uścisku.
- Będziemy się zbierać, co nie Ava? – zabrał głos Zayn, patrząc na swoją dziewczynę z zawadiackim uśmiechem. Ava go odwzajemniła, wstając od stołu.
- My też – Louis wykorzystał okazję, szybko podrywając się z miejsca. Zrobiłam to samo i z prędkością wampira pociągnęłam Louisa z dala od głównej Sali. Szatyn spojrzał na mnie zaskoczony, ale i z szerokim uśmiechem przyparł mnie do okna, napierając przy tym całym ciałem. Nie mogąc się powstrzymać od szelmowskiego uśmiechu, rozerwałam jego koszulę, odsłaniając przy tym opalony i wytatuowany tors, a guziki od odzienia spadły na ziemię. Nigdy nie czułam się bardziej roznamiętniona, niż w tamtej chwili. – Teraz jesteś tylko do mojej dyspozycji – wyszeptał głębokim głosem, wodząc nosem po mojej szyi, a usta ją całowały. – Nic nam nie przeszkodzi – dodał po chwili, dryfując dłońmi po moim ciele. – Choćby i nagły atak demonów.
- Cśś, bo jeszcze wykraczysz – uciszyłam go pocałunkiem, badając jego topografię ciała.
- No dalej, wampirku, pokaż mi coś, czego jeszcze nie widziałem – to brzmiało jak wyzwanie. Popatrzyłam w jego oczy.
- Zobaczymy, czy będziesz taki pewny, gdy przywiążę Cię do łóżka – zawarczałam podnieconym głosem.

- Nie, bo ja mam to w planach, maleńka. 



*****************************

No to witam was 2 części COD! Przepraszam, że musieliście tyle czekać na rozdział, ale... zaczął się rok szkolny xD 

Info! I to nawet dosyć ważne! :D Jutro na sto procent pojawi się rozdział na Dearly Angel, to na pewno, bo wiele osób mnie o to pyta...
A drugie info jest do obu blogów...
Kochani, jestem w 3 gimnazjum i jednym słowem mam mały zapierdol. Więc, rozdziały na COD i DA będą pojawiały się tylko DWA RAZY W TYGODNIU! Konkretnie w poniedziałek i środę, ewentualnie w sobotę lub w niedzielę. W tym czasie będę starała się pisać rozdziały na przód, ale nie jestem tego też tak pewna, bo ciągle muszę coś robić do szkoły xD 

Więc to tyle! :D



25 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3

Komentujcie <3

K.


25 komentarzy:

  1. Kocham Cię !
    Wspaniały ! Zajebisty ! Cudowny !
    Kocham Cię !
    :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny czekam na next :D
    Oraz powodzenia w szkole

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział wspaniały jak zwykle :)
    Szkoda że będzie teraz mniej rozdziałów :(
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. SWIETNY JEJU ♥♡♡♥♡♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  5. cudowny. kocham to opowiadanie jest jedyne w swoim rodzaju :***
    weny i powodzenia w szkole :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapowiada się naprawdę zajebiście :3

    OdpowiedzUsuń
  7. super. rozumiem i będę czekać na rozdziały z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie pozwalam Ci zawiesić bloga !! ROZUMIESZ ? Jest zbyt świetny by to zrobić. Kocham go czytać i czekam niecierpliwie na next ♥♥
    PS.Pozdrawiam ♥ I Cb tez kocham że masz taką twórczość ♥ ask.fm/PaulinaBartosik246

    OdpowiedzUsuń
  9. Zarombisty!!! ♥♥♥ Kocham tego Bloga!!!<3 Czekam na next♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to zachęta do dalszego pisania! :D <3