poniedziałek, 1 września 2014

Twenty Three.

- Nareszcie jesteście! Wszyscy na was czekali! – znikąd pojawiła się podekscytowana Ava, w kolczastej sukience i krwistych szpilkach.

Taak… bardzo świątecznie.

- Przybyliśmy, spokojnie Ava – uspokoił ją Lou, kręcąc oczami.
- Pozwól, że zabiorę Twoją Panią Tomlinson na kilka chwil, ale kilka osób chce ją poznać – Ava wzięła mnie pod rękę i ruszyła w głąb pięknie ozdobionej Sali, gdzie roiło się koło 60 osób. Nie wiedziałam, że tylu łowców stawiało swoje pierwsze kroki właśnie w Mieście Śmierci. Owszem, Philadelphia była ogromna, ale to miasto należało do jednych z mniejszych w tym stanie.

Ava podeszła ze mną do jakieś niewysokiej kobiety i postawnego mężczyzny. Oboje byli urodziwi i od razu zgadłam, że byli to rodzice Avy. Jej matka miała identyczne rysy twarzy, co moja przyjaciółka, a ojciec ten sam kolor włosów. Ubrani byli dostojnie i elegancko, jak na „weteranów” nocnych łowców przystało. On miał smoking a la z lat dziewięćdziesiątych, a ona dopasowaną czerwoną kreację do ziemi od Chanel. Już bałam się pomyśleć, ile ona musiała kosztować!

- Mamo, tato, to jest właśnie Lily Anderson – oświadczyła Ava z szerokim uśmiechem. Jej ojciec pierwszy wyciągnął do mnie rękę, a na jego twarzy nie widziałam ani grama nienawiści do mnie. Ujęłam jego dłoń, a on ucałował jej wierzch jak prawdziwy gentleman.
- Witaj w klanie łowców, Lily. Miło w końcu zobaczyć, że ktoś świeży rozbudzi tą grupę – odparł niskim tonem ojciec Avy, uśmiechając się przy tym szelmowsko. – Jestem James, a moja żona to Becky.
- Jesteśmy zaszczyceni, że Cię w końcu poznaliśmy – powiedziała entuzjastycznie matka Avy.
- Ja również – odpowiedziałam i byłam w lekkim szoku słysząc ich słowa? Oni są zaszczyceni? Kim ja do cholery byłam?
- Kiedyś powinnaś nas odwiedzić z Avą na Ibizie, mamy tam dom letniskowy i kiedyś mogłybyście wpaść, by odpocząć od tego miejsca – zaproponowała Becky, a mnie zbiło z nóg. Dom na Ibizie? Czy oni nie byli Kardashianami?
- Państwo przylecieli aż z Ibizy?
- Tak, dla Avy zrobimy wszystko – James objął opiekuńczo w pasie i pocałował w czubek głowy. Nie tak sobie wyobrażałam rodziców Avy. Myślałam, że są fanami hard rocka, a nie bogaczami z Ibizy.
- Naprawdę, aż trudno mi uwierzyć, że jesteś mieszańcem, Liliano. Nie przypominasz mi go. Zazwyczaj ta połowa wampira mocno się w mieszańcu odzywa, a u Ciebie… nie widzę go – rzekła Becky zaintrygowana.
- Ciężko pracowałam nad tym, aby przypadkowo się na kogoś nie rzucić. Ava i chłopacy mi w tym pomagali, za co jestem im nie wziernie wdzięczna – mówię cicho, a mój dobór słów mnie zaskoczył. Nigdy nie mówiłam tak… dorosłym językiem, bo sama mam dopiero osiemnaście lat!
- Rozumiem Cię i życzę Ci powodzenia i łap wiatr w żagle – matka Avy uśmiechnęła się promiennie.
- Nie dziękuję – odwzajemniłam uśmiech i chwilę później porwał mnie Harry, przedstawiając mnie swojej matce i siostrze.

I tak wyglądała pierwsza godzina. W kółko z kimś rozmawiałam, nie mając czasu dla siebie i Louisa, którego od czasu, gdy zabrała mnie Ava, nie widziałam. Nigdy nie byłam w takim kręgu zainteresowania i poniekąd mi to schlebiało, lecz nie lubiłam zwracać na siebie uwagi. Co chwilę padały w moją stronę pozytywne wypowiedzi na temat stroju, fryzury, odwagi, że zupełnie sama przyjechałam do Miasta Śmierci i takie pieprzenie bez ładu i składu. 

Najbardziej pragnęłam tego, aby znaleźć się przy Louisie i go nie opuszczać. No i nie poznałam jeszcze jego ojca. To była jedyna osoba, która do tej pory nie zamieniła ze mną ani jednego słowa. Czułam dziwną ulgę, bo nadal bałam się konfrontacji z ojcem Louisa. Może Lou specjalnie go przede mną ukrywał? Nie… nie mógłby tego zrobić. Poniekąd jego ojciec tu też przyjechał : by poznać dziewczynę swojego jedynego syna.
- Co ty się tak ciągle rozglądasz? – zapytała Ava, dosiadając się koło mnie przy barze, w którym tkwiłam samotnie od dobrych dwudziestu minut.
- Szukam Louisa i nie mogę go znaleźć – powiedziałam, nadal wzrokiem przeczesując salę.
- Pewnie gdzieś rozmawia ze swoim ojcem. Co roku gdzieś znikają.
- Dlaczego? – spojrzałam na nią.
- Oni ze sobą nie rozmawiają, tak jak ty kiedyś z matką. Louis nie lubi z nim gadać, ale jest do tego zmuszony.
- Rozumiem – skinęłam głową.
- Właśnie, co to była za wczorajsza akcja w Lusso? Wszyscy coś wiedzą, tylko nie ja! – mówi z desperacją.
- Nic takiego, po prostu miałam atak wściekłości na swoją matkę.
- Co? – zauważyłam w jej oczach zdezorientowanie. – Ona jest tu, w Mieście Śmierci?
- Czujesz ten entuzjazm? – parsknęłam ironicznie.
- Nie wiedziałam, że ona tutaj… Boże, co za szok – mruknęłam.
- Tak. Zaczęła prawić mi wykłady, że chodzę z nocnym łowcą, a ja kilka minut później rzuciłam się jej do gardła – Ava mając wodę w ustach, którą zamierzała połknąć, zamiast tego wypluła na blat i zmierzyła mnie srogim spojrzeniem.
- W dosłownym sensie?
- Tak – wzruszyłam ramionami.
- Oszalałaś?! Jak mogłaś się nie opanować w miejscu publicznym?! – pytała wkurzona.
- Akurat to, było na zewnątrz Lusso, nie w środku – poprawiłam ją z drwiącym uśmieszkiem.
- Nie uśmiechaj mi się tu! Chciałaś zabić własną matkę, to nie jest normalne!
- Chciałam tego, a nie mój wewnętrzny wampir. Byłam na nią cholernie zła i pragnęłam, wbić się jej w szyję i odpłacić za te wszystkie lata w kłamstwie.
- Pomyśl racjonalnie, Lily… - jej ton wyraźnie się zaostrzył. – Może robiła to tylko dlatego, byś nie musiała tego wszystkiego przeżywać? Robiła to po to, by Cię chronić?
- Ale po co by miała tak postępować? – zapytałam ją, próbując nie wyjść z siebie. Ostatnio zbyt często to robiłam. – Czym prędzej czy później poznałabym prawdę, bo mój wampir chciałby krwi!
- Ale to nie oznacza, że od razu musisz wypić krew ze swojej matki! – krzyknęła, lecz po chwili się opanowała, widząc, że niektórzy patrzyli na nas z ciekawością. – Słuchaj, teraz to szczerze mnie przeraziłaś tą swoją obojętnością co do zgonu swojej matki, więc pójdę gdzieś indziej, bo to… nie mieści mi się w głowie. Też nie żywię do swojej matki jakiegoś specjalnego uczucia, ale nie zabijam jej od razu Serafickim nożem! – prychając, Ava odeszła ode mnie, nawet nie oglądając się za siebie. Jęknęłam zdesperowana, chowając twarz w dłoniach. Dlaczego nie żałowałam, że to zrobiłam? Wręcz przeciwnie : byłam na swój sposób zadowolona z siebie.

To było kompletnie nie do zniesienia…

- Ej, co się stało? – w końcu usłyszałam jego głos. Odwróciłam się i zobaczyłam zatroskaną twarz Louisa. Uśmiechnęłam się wymuszenie i pokręciłam głową, wtulając w jego ciepły tors odziany koszulą. – Powiesz mi?
- Może później – odparłam, wdychając zapach jego perfum.
- Chodź, mój ojciec chce Cię poznać – powiedział, nie powstrzymując się od prychnięcia i obejmując mnie w talii prowadził przez salę. Czułam na sobie wiele spojrzeń, ale i Louis nie czuł się odrzucony. Spora damska i zdecydowanie młodsza od niego część tej Sali, pożerała go wzrokiem, przez co mnie trafiał szlag. Tak… Byłam zazdrosna! Louis był strasznie przystojny, a gdy się uśmiechał to już w ogóle byłam w niebie. Jak go tu nie kochać. Gdy przechodziliśmy obok tej grupki, posłałam im wszystkim morderczy wzrok, na co od razu spojrzały w inną stronę. Nie powstrzymałam śmiechu, przez co Louis popatrzył na mnie rozbawiony. – Co za żart ominąłem?
- Żaden ciekawy. Po prostu kilka młodych dziewczyn bardzo się Tobą interesuje – Boże, czy ja to naprawdę powiedziałam na głos?
- Zazdrosna? – Louis zatrzymał się na środku Sali wśród wirujących par rytm jakiegoś powolnego kawałka.
- Nie o tyle zazdrosna, co zła. W końcu ty jesteś moim chłopakiem i jesteś mój.
- To się nazywa zazdrość, kochanie – Louis pieszczotliwie pogłaskał mnie po policzku. – Jestem tylko Twój, a ono – Louis przyłożył delikatnie moją dłoń do jego lewej piersi. Czułam pod nią mocne i dobitne bicie serca. – Żyje tylko dla Ciebie, żadnej innej. Odżywiłaś je, a wraz z nim mnie. Odkąd tu przybyłaś, wszystko się zmieniło… ty się zmieniłaś. Boże, gdybym Cię wtedy zabił podczas patrolu, nie znając prawdy…
- Cśś, nie psuj romantycznej chwili – uśmiechnęłam się szeroko stając na palcach, mimo wysokich szpilek i pocałowałam go namiętnie. Louis zaśmiał się cicho, odwzajemniając pieszczotę tylko na chwilę. Byliśmy w końcu wśród ludzi, a nie wydaje mi się, że każdego pociągało spoglądanie na całujące się pary. No chyba, że miał taki fetysz, niektórzy potrafili być naprawdę dziwni.
- Nie teraz, skarbie – mruknął Louis w moje usta, które ostatni raz podarował czułym pocałunkiem. – Mój ojciec czeka, a on tego nie lubi.
- W porządku – oderwałam się od niego i Louis zaprowadził nas w ustronne miejsce, z dala od całej reszty. Przy jednym ze stolików siedział on.
Ojca Louisa poznałam od razu, tak samo jak i rodziców Avy. On był mężczyzną poważnym, wysokim i dobrze zbudowanym, tak jak Louis. Oczy miał tylko innego koloru, a on bardziej szerszy. Ubrany był tak jak Louis na co dzień, w strój nocnego łowcy. Zauważając nas, mężczyzna wstał i bez szczelnie przejechał po mnie wzrokiem. Nie lubiłam tego, ale był w końcu mężczyzną, Louis też wiele razy to robił, szczególnie wtedy, gdy byłam naga.
- Tato… to jest właśnie Lily – oświadczył z dumą, uśmiechając się do mnie pokrzepiająco. Zebrałam się więc na odwagę i wyciągnęłam pierwsza rękę w jego stronę.
- Miło mi jest Pana poznać, wiele mi Louis o Panu opowiadał – odparłam pewnie, a on z lekkim opóźnieniem ujął moją dłoń i uścisnął, po chwili puszczając.
- Pewnie nagadał Ci jakiś bredni o swoim staruszku – rzekł z chrypą, śmiejąc się cicho.
- Wręcz przeciwnie, same pozytywy – powiedziałam szczerze, choć tak naprawdę nic, a nic o nim nie wiedziałam. Tylko z opowiadań Avy mogłam wywnioskować, że to najprzyjemniejszych ludzi nie należał.
- Jesteś wyjątkowo młoda jak na mieszańca, ile masz lat, Lily?
- Osiemnaście, proszę Pana.
- Jestem Jay, na Pana jestem jeszcze za młody – usłyszałam jak Louis cicho prycha, więc dyskretnie trzepnęłam go w tył pleców. – Więc, osiemnastka? Co tak młoda osóbka robi w Mieście Śmierci?
- Studia – mówię lakonicznie.
- W tej dziurze?
- Czysty przypadek – stwierdzam zgodnie z prawdą.
- Cóż, może w końcu wygonisz Tommo do szkoły. Co studiujesz?
- Nauki ścisłe.
- Więc, Einstein. Podoba mi się – tata Louisa uśmiechnął się tajemniczo i wziąwszy kieliszek szampana ze stolika, wziął jednego łyka.
- Coś jeszcze tato? Chciałbym pobyć z Lily sam na sam – spytał Louis ojca z niecierpliwością.
- Spokojnie, synu, macie przecież cały dzień przed sobą. Gdzie Ci się tak spieszy?
- Nie dałem jeszcze Lily prezentu i chciałbym to zrobić teraz, póki nie zacznie się obiad – odparł przez zaciśnięte zęby. Pogłaskałam go w to samo miejsce, co uderzyłam kilka minut wcześniej i poczułam, jak się rozluźnia.
- Rozumiem, wy i te wasze prezenty. Bawcie się dobrze, moi młodzi – mówiąc to, odszedł od stolika kierując się do innych. Odetchnęłam z ulgą.
- I jak mi poszło? – zapytałam, stając do niego przodem.
- Świetnie, jeśli ani razu nie przeklął, to jesteś już w stu procentach moja – szepcze w moje usta, które potem całuje. Mrucząc z przyjemności, zatracam się kompletnie w tym pocałunku. – Kocham Cię, maleńka.
- Wiem o tym – uśmiecham się szeroko. – Czemu jesteś taki oschły w stosunku do swojego ojca? Wydaje się być całkiem znośny.
- Na dłuższą metę byś nie dała z nim rady. Jest strasznie wymagający i szczerze się zdziwiłem, że mu się spodobałaś.
- Ej, urażasz mnie, do trędowatych nie należę – śmieję się głośno, a on razem ze mną.
- Wiesz, że nie miałem tego na myśli – powiedział ze skruchą.
- Wiem, wiem. Tylko się dro… - moją wypowiedź przerwało jakieś małe zamieszanie. Louis nie mógł tego usłyszeć, lecz ja tak, bo moje wampirze zdolności były co raz mocniejsze.
- Co się… - Louis zauważył moją reakcję, ale położyłam palec na jego ustach i wytężyłam słuch.

- Gdzie ona jest, Grace? – spytał czyiś głos, męski. Był dobitny i głośny. – Chcę się z nią zobaczyć – nie miałam wątpliwości, że mówią właśnie o mnie.
- Ale ja Ci na to nie pozwalam, Arrenie – moje serce się zatrzymało i cała zesztywniała.

Arren tu był… On tu był… O Mój Boże...

- Wiesz, że Twoje nikczemny ton już na mnie nie działa, Grace. Chcę ją zobaczyć, a jeśli nie, rozwalę to przyjęcie w drobny mak – zagroził.
- Jest tutaj blisko 60 nocnych łowców, w tym kilku Twoich dawnych sprzymierzeńców, zrobiłbyś to tylko po to, aby zobaczyć się z Lilianą?
- Mam do tego takie prawo i mi tego nie zabronisz – warknął ostrzegawczo.
- A ty mi nie będziesz groził, tym bardziej w moim Mieście, Arren. Albo zrobisz to co Ci każę, albo Adalbert złoży Ci wizytę – syknięcia Grace były bardzo niepokojące. Grace broniąca mnie? Tak, to było bardzo dziwne.
- Masz takiego mieszańca i nie chcesz się nim chwalić? To obłęd – odezwał się kobiecy poirytowany głos. Skądś go kojarzyłam, ale nie mogłam rozpoznać. Kolejna dziwna rzecz.
- Nic to Tobie do tego – przymknął ją Arren. – Przyprowadź ją, albo sam po nią pójdę i zabawa się z jej ukrywaniem skończy.
- A ja jako założycielka tego miasta, każę Ci opuścić to miasto w ciągu dnia, inaczej moja anielska cierpliwość co do Ciebie się skończy, Arrenie.
- Nie pozwolisz mi porozmawiać z własną córką, Grace?

Świat zatrzymał mi się przed oczami. Spojrzałam na Louisa otępiała, z trudem powstrzymując od płaczu. Już nie słuchałam ich rozmowy, nie wierząc w ani jego słowo. Nie… nie mogłam być jego córką! To niemożliwe! Mój ojciec za pewne jeszcze siedział w swoim warsztacie i naprawiał samochody! Arren nie mógł nim być… Nie, nie, nie…
- Lily, co się dzieje? – Louis chwycił mnie za ramiona, zaniepokojony.
- Zabierz mnie stąd, jak najszybciej – powiedziałam na bezdechu.
- Powiedz mi pierw! Muszę wiedzieć – zażądał Louis. – Zrobiłaś się blada…
- Proszę, chodźmy na górę nim on…
- On co? – za swoimi plecami usłyszałam ten mrożący krew w żyłach głos. Poczułam jak Louisa mięśnie napinają się, a ja omal nie wychodzę z siebie ze strachu, tym razem nie z gniewu.
- Louis, chodźmy – syknęłam, biorąc go za rękę, ale Arren znowu mnie powstrzymał.
- Nie porozmawiasz ze mną? – wydawał się rozbawiony.
- Co najwyżej możesz mnie pocałować w gdzieś! – krzyknęłam, nie mogąc się powstrzymać i odwróciłam się.
Tak dokładnie wyobrażałam sobie Shaun’a Ralf’a Honses’a. Był niewysokim, ciemnowłosym mężczyzną, o gęstym zaroście, lecz nie wyglądał jak święty Mikołaj. Ten zarost dodawał mu diabolicznego wizerunku. Jego oczy były czarne jak węgiel i malinowe duże usta. Miał masywną szyję, a jego mięśnie zakryte były czarnym T-Shirtem i obcisłą skórzaną kurtką. Chyba tak samo jak ojciec Louisa, nie podzielał świątecznego nastroju, który dla mnie runął kilka chwil wcześniej.
- Lily, idź do głównej Sali, natychmiast – mówi Louis, mierząc zabójczym wzrokiem Arrena.
- Nie, nie. Ona tu zostaje – fuknął w jego stronę Arren.
- Nie każ mi nawet rozkazywać – wysyczał Louis, pochylając się delikatnie do przodu.
- Czego chcesz? – zapytałam go równie wrogo.
- Wyrosłaś, Liliano – rzekł spokojniej, przyglądając mi się. Louis posłał mi pytające spojrzenie, lecz nie zwróciłam na niego uwagi. – Minęło 18 lat…
- O czym on mówi? – odezwał się skonsternowany Louis.
- Twoja matka bała się mnie. Pierw wskoczyła mi do łóżka, a potem uciekła, gdy była… z Tobą w ciąży. Miała ze mną jak w niebie, a wolała się szwendać po różnych Amerykańskich stanach.
- Lily wiesz coś o tym? – wycedził Louis. Pokręciłam natychmiast głową.
- Nie możesz być moim ojcem – mówię z przekonaniem, kręcąc głową. – Nie jesteśmy nawet do siebie podobni.
- Masz w sobie moją krew, Liliano – Arren podszedł do mnie i chwycił za rękę. Wzdrygnęłam mocno pod wpływem jego dotyku. – Mnie nie musisz się bać, jestem Twoim ojcem, jesteś Liliana Honses.
- Nie! – wyrwałam dłoń z jego uścisku. – Jestem Lily Anderson, moim ojcem jest Barney Anderson, nie Ty – podkreśliłam jadowicie „ty”, spluwając.
- Jak myślisz, dlaczego matka ukrywała przed Tobą prawdę całe życie? Bała Ci powiedzieć, że Twoim ojcem jest legendarny założyciel rasy mieszanej i najsilniejszy nocny łowca na świecie.
- Z tym najsilniejszym to ty trochę przesadziłeś – prychnął Louis lekceważąco.
- Pozwoliłem Ci się odezwać, Tomlinson? Czy ty przypadkiem nie miałeś dziewczyny, Eleanor? – Louis stężał. – Och, zapomniałem, Grace ją zabiła, bo była wampirem, których tak nienawidzisz. Jaki cudem jesteś z Lilianą, jeśli w połowie nim jest?
- Właśnie, Arren, w połowie – rzekł poważnie Louis. – Do Eleanor nic nie czułem, była dla mnie nikim i wiem, że ona też była przy mnie, by być chronioną. Niech się smaży w piekle.
- Ale, żeby brać się za mieszańca, nocny łowco?
- Zazdrościsz, szmaciarzu? – Arren zaśmiał się drwiąco.
- Wy Tomlinsonowie zawsze tacy byliście. Jak palniecie, to potem żałujecie tych słów.
- Jestem inny, niż to sobie wyobrażasz.
- Może i tak, ale ja wiem, jaka jest moja córka – Arren spojrzał na mnie niby czule.
- Nie nazywaj mnie nią. Moja matka musiała mieć powód, by od Ciebie uciec.
- Prawda jest taka, że ze mną, miała o wiele lepsze życie, niż kiedykolwiek wcześniej. Miała przy mnie wszystko, a zostawiając mnie, straciła na zawsze moje serce, które ją kochało.
- Chciała mnie chronić – warknęłam.
- Może i tak, ale prędzej czy później i tak bym Cię znalazł.
- I znalazłeś, coś jeszcze? Mógłbyś odlecieć już na swoim demonie z stamtąd, skąd przyleciałeś?
- Musisz pierw jeszcze kogoś poznać.
- Kogo? – parsknęłam, zakładając ramiona na piersiach.
- Swoją siostrę – zamarłam. Louis również podzielił ze mną mój szok. – Córko… - Jego ręka wysunęła się w lewą stronę, która była nieoświetlona, lecz ja wszystko doskonale widziałam. Z ciemności wyłoniła się wysoka, zgrabna postać o ciemnych, falowanych włosach i znajomym, złowieszczym uśmiechu.

- Eleanor.



*************************

No to jest koniec 1 części! :D Spodziewaliście się takiego zakończenia? :D Jak myślicie, co przyniesie nam druga część? :D



24 komentarze
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3

Komentujcie <3

Katie. 

29 komentarzy:

  1. awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww *.* boski <3 już nie mogę się doczekać nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. O jprdl *-* ale akcja <3 czekam na cz.2 <3333

    OdpowiedzUsuń
  3. O boże! Brak słów! *~*

    OdpowiedzUsuń
  4. JASNA DUPA :o
    niech mnie ktoś bytem w mordę robnie, bo nie wierzę ;o
    moje zdziwienie 10/10!
    Elka jej siostrą...
    przecież ona nie żyła?!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przecież ona nie żyła!
    Zajebisty :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Siemka wkońcu wróciłam i przeczytałam hehe :D
    A tak wgl to ZAJEBISTE !
    szok na maksa.
    Elanor siostro Lily, nadal w to nie wieże

    OdpowiedzUsuń
  7. OMG jezu no chuba noe, ja sie nie zgadzam

    OdpowiedzUsuń
  8. Co k*rwa ?!
    Elka jej siostrą ?!
    To jest pomylka ! Żądam zwrotu kasy!!
    Nie no ale to jest super niespodziewalam sie takiego obrotu wydarzeń :*
    Mam nadzieje ze 2 część bedzie tak samo interesujaca jak ta, a moze nawet lepsza ?

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie no końcówka mnie rozwaliła nie mogę do czekać się 2 częsci
    Rozdział super mega fajny

    OdpowiedzUsuń
  10. BOŻE JA PO PROSTU UMARŁAM !!! JEJKU NIE WIERZE !!! NIE SPODZIEWAŁABYM SIĘ TEGO !!! NEEEEXT !!!

    OdpowiedzUsuń
  11. To jest najlepsze opowiadanie
    Czekam na jest =D :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Omg, omg, OMG! Kocham <3 czekam na next *.*

    OdpowiedzUsuń
  13. Super <3 Czekam na Next :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Kochama ;) Next

    OdpowiedzUsuń
  15. Super, wiedziałam haha, czekam nn :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie mogę doczekać się następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Super pisz szybko next!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  18. Myślałam, że Eleanor nie żyje :/

    OdpowiedzUsuń
  19. Po prostu zajebisty nie spodziewalam się że Eleanor żyje

    OdpowiedzUsuń
  20. Eleanor jest jej SIOSTRĄ!!! To nie może być prawda!!!
    Miała zginąć !
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ♥I na następną część ♥

    OdpowiedzUsuń
  21. Bleee Eleanor jej siostrą fuuu. A ten cały ich ojciec nie będzie kochał Lily, bo będzie wolał Eleanor i tego najbardziej się boję hahahaha

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to zachęta do dalszego pisania! :D <3