- Co, co? Jak to Arren tu był?! – krzyknęła Ava, gdy podczas
śniadania Grace zaszczyciła nas swoją obecnością. Nie byłam z tego zadowolona,
bo zbyt dużo wydarzyło się w ciągu tych dwóch dni i przede wszystkim :
pokazałam przy niej swojego wampira i o mało nie zabiłam własnej matki. Póki co
jeszcze o tym nie wspomniałam, ale wiedziałam, że to wkrótce miało się to stać.
– I Eleanor?! Przecież ona powinna być zakopana głęboko w ziemi i gnić, do jasnej cholery!
- Arren ją wskrzesił, nic nie mogłam na to poradzić – mówi
poważnie Grace, stojąc nad nami, gdy wszyscy siedzieli przy stole i jedli
płatki. Jedzenie łowców : płatki z mlekiem i drożdżówką.
- Nie no, znowu muszę znosić tą sukę! Grace, wypierdol ją
jakoś z tego miasta, masz do tego pieprzone prawo! – powiedziała oponując,
wymachując rękami, by podkreślić swoje wzburzenie.
- Nie wyrażaj się – Grace kręci oczami. – Arren to jeden z
trzech najsilniejszych łowców na świecie, nie mogę tego zlekceważyć.
- Ty też nim jesteś!
- Oprócz mnie i
Adalberta, by pokonać Arrena, trzeba jeszcze jednego najsilniejszego maga na
świecie, a nie wiadomo, czy on jeszcze istnieje!
- To zepnijcie dupska i się tym zajmijcie!
- Ava! – zganił ją Zayn.
- No co? Mówię to co myślę! – pisnęła.
- Czasami się ugryź w język, kochanie. Bo wkrótce to nam
wszystkim zaszkodzi – mówi, a pozostali się śmieją, włączając w to Grace.
- Pozwólcie, że was opuszczę, ale chciałabym porozmawiać z
Lily, na osobności – spojrzała na mnie.
Cholera, o tym właśnie
mówiłam.
- O czym? – po raz kolejny zapytała Ava, patrząc tym razem i
na mnie, gdy wstałam od stołu.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – uprzedza mnie w
odpowiedzi Louis, ale ja kręcę głową.
- Powiedz im, Louis. Muszą wiedzieć – uśmiecham się słabo i
dreptam Grace po piętach, opuszczając kuchnię.
- Wiesz, jak bardzo możesz mieć przechlapane, Anderson? –
zapytała mnie kobieta, gdy znalazłyśmy się w jej gabinecie. Usiadłam w brązowym
fotelu, a ona naprzeciwko mnie za dębowym biurkiem. – Za próbę zabójstwa
nocnego łowcy powinnam zamknąć Cię na tydzień w izolatce… - zadrżałam. – Ale z
tego powodu, że Cię lubię i jesteś nowonarodzoną, zrezygnuję z tego pomysłu bo
wiem, że to by Cię skrzywdziło jeszcze bardziej.
- Zgadzam się – przełykam ślinę w zdenerwowaniu.
- Musisz się nauczyć panować. To podstawa do tego, by normalnie
przetrwać w postaci mieszańca. Są one bardzo narwane, dzikie i rzadko można nad
nimi zapanować. Jesteś moja zagadką, Lily. Ogromną zagadką.
- To też nie jest dla mnie łatwe, ale sobie radzę. Grace, to
z moją mamą… zdarzyło mi się takie coś pierwszy raz…
- I te porzucone, martwe zwłoki znalezione w spalonym domu
na przedmieściach to też nie Twoja sprawka? – spuściłam wzrok na swoje dłonie,
lekko rumieniąc się ze wstydu. – No właśnie…
- Nie – kręcę głową. – To z kobietą owszem, to byłam ja, ale
od tamtego czasu nawet nie piłam krwi, gdyż po przemianie na chwilę odeszła mi
na nią ochota. Czasami to uczucie wraca z potrojoną mocą, ale ignoruje je.
- Doskonale, jestem z Ciebie dumna – uśmiecha się sztucznie.
– I myślę, że powinnaś zrezygnować z wielu rzeczy od teraz, gdy Arren i Eleanor
są w mieście.
- Ale jak? Mam nie chodzić na zajęcia? – skinęła głową. –
Poniekąd dlatego tu przyjechałam, Grace. Nie mogę z tego zrezygnować.
- Nie każę Ci tego robić, po prostu skróć swoje zajęcia do
minimum. Listę przynieść mi po nowym roku do mojego gabinetu i od razu Cię z
nich wypiszę. Musisz być bezpieczna, gdyż jesteś dla nas bardzo wartościowa.
- Jestem przecież tylko mieszańcem – wzdycham.
- Jesteś mieszańcem wampira i nocnego łowcy. Są
najsilniejszymi stworzeniami na ziemi. I to tym nazywasz „tylko”? – podnosi
pytająco brwi. Nie odpowiadam jej. – Zrozum, że tylko z nami jesteś bezpieczna.
- Grace, proszę, nie rób ze mnie idiotki i kogoś, komu
ucięli ręce. Umiem sobie radzić w walce wręcz, tylko z magią…
- Magia Ciebie nie dotyczy – przerwała mi oschle.
- A powinna!
- Och, Lily, Lily… jeszcze wiele nie wiesz, co jest dla
Ciebie odpowiednie.
- Wiem, tylko ty tego nie rozumiesz – warczę.
- Odbiegamy od temu – ponownie wzdycha. – Ograniczysz
zajęcia na jakiś czas, dopóki nie uda nam się pozbyć Arrena i Eleanor z miasta.
Byłoby świetnie, gdybyśmy przynajmniej pozbyli się tej wampirzycy, bo mnie
również nie kręci spotkanie bliższego stopnia z kimś, kogo zabiłam.
- Siała mord – przypomniałam sobie.
- Ogromny. Nie mogłam patrzeć na to przychylnym okiem. Jak
dla mnie kara śmierci dla wampirów jest o wiele za niska, na jaką rzeczywiście
zasługują.
- A Arren?
- A z Arrenem… muszę porozmawiać. Jedyne wyjście z tej całej
sytuacji na razie.
- Myślisz, że spokojna rozmowa przyniesie efekty? Czy ty z
choinki się urwałaś? – parskam śmiechem.
- A czyja ja mówię o zwyczajniej rozmowie, panno Anderson? –
spojrzałam na mnie z zabawnym błyskiem w oku. – Wiesz, że matka chciałaby
zamienić z Tobą kilka słów…?
- Nie, nie chcę z nią rozmawiać – pokręciłam przecząco
głową. – Poradzę sobie sama bez niej, do tej pory szło mi całkiem nieźle.
Okłamywała mnie przez całe życie i teraz mam jej ulec? Zabawne – prycham.
- Jak tam chcesz, nie mogę Cię do niczego zmusić – wzrusza
ramionami.
- Czy naprawdę Arren jest moim ojcem? – kiwa głową. – Ale…
jak? Dlaczego go nie pamiętam?
- Adalbert kiedyś wymyślił czar. Polegał on na wymazywaniu
wspomnień i zastąpienie go nieprawdziwymi, fikcyjnymi. Twoja matka to z Toba
zrobiła. Adalbert okazał jej łaskę i raz do roku wyczyszczał, jeśli tak to
ująć, Twój umysł z wspomnień, o których Twoja matka chciała, byś nie wiedziała.
Jednym z nich było poznanie nieprawdziwego ojca.
- Czyli… Jestem tak naprawdę Lily Honses?
- Lily Apolla Honses – poprawiła mnie.
- Super, dobrze wiedzieć, że mam drugie imię! – jęczę z
poirytowaniem.
- Jest mi przykro, że dowiedziałaś się o tym dopiero teraz –
mówi szczerze.
- Wszystko mi jedno, teraz muszę pilnować swojego chłopaka,
aby przypadkiem jakaś chytra, wampirzyca o brąz włosach nie ukradła mi
chłopaka.
- Jesteście szczęśliwi? – pyta raptem. Przez chwilę mnie
zatyka, lecz później jej odpowiadam.
- Tak, bardzo – potwierdzam.
- Nie wiem dlaczego odradzałam Ci, żebyś trzymała się od
Tomlinsona z daleka… Zmienił się, gdy się pojawiłaś w mieście.
- Louis się nie zmienił, lecz zawsze taki był, ale nie
okazywano mu troski, której potrzebował od swojego ojca. Widzę, że próbuje
naprawić z nim relacje, ale trzymają się mocno na dystans.
- Taak… To prawda – zgadza się ze mną Grace. – Wszyscy, całą
siódemką musicie się trzymać razem. Nie wiadomo co się wydarzy w następnych
dniach. Jeśli będzie trzeba, zagonię Louisa z Tobą na zajęcia.
- Tak, on na to chętnie przystanie, w to na pewno uwierzę –
parskam.
- Gdzie ty, on także – mówi.
- Nie do przesady. My… kochamy się, ale nie jesteśmy od
siebie w pełni zależni – odpowiadam jej lekko zawstydzona. Czyżby doszłam do
tego momentu, że mówię Grace o moim związku z Louisem?
Nagle poczułam ogromny ból w podbrzuszu i w klatce
piersiowej, który był paraliżujący. Zacisnęłam mocno ręce na biurku Grace,
próbując nie spaść z fotela. Czułam, jak żyły wyłażą mi na dłoniach i za pewno
też i na reszcie ciała, a kły wysuwają się boleśnie z pomiędzy zębów. Jęknęłam
głośno, słysząc chrzęst drewna. Pod wpływem siły, jaką w sobie zebrałam,
oderwałam skrawek biurka Grace. Kobieta patrzyła się na mnie oszołomiona.
- Co się dzieje? – pyta zaniepokojona.
- Nie wiem, ale to boli! – krzyczę na całe gardło, gdy na
moje ciało spada kolejna fala bólu, która staje się nie do zniesienia. Podrywam
z krzesła z wampirzą prędkością i przylegam chwilę później do ściany, osuwając
się po niej na ziemię z głośnym płaczem. Byłam cała napięta, a kończyny same
wyginały się nienaturalnie w inną stronę, niż powinny. Wrzeszczę i nie docierają
do mnie słowa Grace. Mój umysł wariuje, serce płonęło żywym ogniem i co chwila
stawało mi serce, w sensie dosłownym.
- Co tu kurwa… Lily! – krzyk Louisa sprowadził mnie na
ziemię, a ból zwiększył się dwukrotnie. – Grace, cholera rób coś! – zauważyłam w
jego oczach strach, gdy trzymał mnie w ramionach, szamoczącą się i wyrywającą z
jego silnego uścisku. – Lily, spokojnie… - chłopak przycisnął mnie mocno do
siebie. Nim zauważyłam zbiegli się wszyscy, obserwując nas z przejęciem.
- To Arren – mówi poważnie Grace, podchodząc do mnie i
chwytając ręke ze znamieniem, który był mocno uwydatniony.
- Co? – Louis spogląda na nią z dużym zaskoczeniem. – Co on
robi!?
- Łączy ją z Eleanor w jedną więź – głos się jej łamie pod
koniec i wiedziałam, że jest bardzo źle. Oczy Louisa prawie wypadały na
wierzch, a reszcie odebrało mowę.
- Powstrzymaj go! – krzyknął Louis przez zaciśnięte gardło.
– Ona cierpi!
- Wiesz, że z nim nie wygram…
- Gówno mnie to obchodzi… - ale wtedy było już po wszystkim.
Ból zniknął z mojego ciała. Jakby ktoś zrzucił ze mnie
ogromny, ciężki głaz, który tkwił w na moim ciele. Czułam się obolała,
zdezorientowana i jeszcze raz obolała. Nie byłam w stanie ruszyć choćby
kończynami.
- Mamy przekichane – rzekłam z trudem.
- I to po całości. Twoja siostrzyczka naprawdę Cię kocha –
słyszę głos Avy.
Byłam połączona
cholerną więzią z Eleanor.
Było po prostu
idealnie!
***
- Teraz zabicie Eleanor wydaje się trudniejsze, niż to sobie
wyobrażałem… - mówi ponuro Louis, będąc wgapiony w kominek, w którym płonął
ogień. Reszta robiła to samo, siedząc w małym kółku. Ja jako jedyna stałam,
będąc przygotowana na wszystko : na nagły atak lub... na cokolwiek. – Co
proponujecie? – Louis popatrzył na pozostałych.
- A co my możemy zrobić, bro? Mamy uwiązane ręce – wzrusza
Liam ramionami, głośno wzdychając.
- I mamy pozwolić Calder na krzywdzenie Lily? Oszalałeś?! –
spojrzał na niego jak na idiotę. – Nie pozwolę na to.
- My też tego nie chcemy, Louis… ale nie damy rady z mocą
Arrena – odzywa się Niall. – Musimy przy tym zostać do momentu, gdy czegoś nie
wymyślimy. Będzie trudno, szczególnie dla Lily, ale poradzimy sobie.
- Nie, Niall – zabieram głos, przez co wszystkie spojrzenia
lądują na mnie. – Wręcz przeciwnie : wszystko się pieprzy. Jestem córką Arrena,
siostrą Eleanor… Naprawdę nazywam się Liliana Apolla Honses… Nawet do tej pory
nie wiedziałam, jak mam na imię… A teraz jestem ciałem i duchem z Eleanor… To
koniec. Możemy zrobić tylko jedno… - spojrzałam kątem oka na kołek, który leżał
na stoliku w kącie pokoju.
- Co masz na myśli? – pyta Louis, uważnie mi się
przyglądając. – Nie ma żadnego końca, rozumiesz? Nie możemy się poddać.
- Tak, wy nie musicie, ale ja właśnie mam zamiar to
skończyć… - szybkim ruchem znalazłam się tuż przy stoliku i chwyciłam kołek i
tuż przed samym wbiciem go sobie prosto w serce, powstrzymała mnie czyjaś
lodowata ręka. Nie była to dłoń ani Avy, ani Louisa, ani nikogo innego.
- Myślałaś, że Ci pozwolę to tak szybko skończyć, co? –
dziewczęcy głos dobiegł moich uszu. Podniosłam głowę i warknęłam na brunetkę.
- Co ty tu robisz? – pytam Eleanor, burcząc.
- Wiedziałam, że będziesz chciała spróbować się zabić. Uwierz
mi, to Ci nie pomoże – mówi z szyderczym uśmiechem, a ja wyrywam się z jej
uścisku.
- Nie dotykaj mnie – fukam, nadal ściskając mocno kolek w
swojej dłoni.
- A co, ugryziesz mnie mieszańcu? – parska ironicznym
śmiechem i odwraca się w stronę pozostałych. – Miło mi was znowu widzieć,
kochani.
- Kto Cię w ogóle wpuścił do krypty, wampirza szmato? – pyta
ją Ava, wywiercając wzrokiem jej ciało. Dziewczyna miała na sobie czarne rurki
z wyższym stanem, niebieski, obcisły podkoszulek, brązowe kozaki przed kolano i
czarny płaszcz.
- Och, Ava… Nic się nie zmieniłaś – Eleanor udaje, że się
wzrusza. – Nadal jesteś tak samo wkurwiająca.
- Uważaj na słowa. Nie zapominaj, że mogę Cię w każdej
chwili sprzątnąć – syczy, a Eleanor śmieje się.
- Nie możesz, mój gotycki kociaku. Chyba, że chcesz stracić
swoją najlepszą przyjaciółeczkę – wywraca oczami i patrzy na mnie. – Moja
siostro… Jeśli jeszcze raz spróbujesz nas zabić, dorwę Cię w tym drugim
świecie.
- Możesz mi jedynie skoczyć – ze złośliwym uśmiechem,
podniosłam kołek do góry i ostrą częścią przejechałam sobie po ręce, raniąc ją.
Krzywię się z bólu i zauważyłam, że Eleanor robi to samo, jęcząc cicho.
- Przestań – rozkazuje, ale mój uśmiech się powiększa i
zatapiam drewno w swojej dłoni. Z trudem powstrzymuję się od krzyku, ale Calder
tego nie robi. Może myślała, że wzbudzi w innych współczucie… ale chyba
zapomniała, że to ja tu jestem pokrzywdzona nie ona. – Powiedziałam Ci coś,
suko! – Eleanor doskakuje do mnie i przygważdża do ściany, trzymając ściśle za
szyję. Reszta automatycznie zareagowała. Cała szóstka poderwała się z fotela i
wyciągnęła w jej stronę naładowane pistolety ze srebrem. Eleanor zastyga w
miejscu, parskając ironicznym śmiechem. – Więc to tak? Szóstka przeciwko jednej
wampirzycy? Niezbyt fair.
- Puść ją – żąda Louis niskim tonem, podchodząc do nas
bliżej.
- Nie skrzywdzisz mnie, Louisie – Eleanor mnie puszcza i
odwraca się twarzą do mojego chłopaka. Louis uważnie się jej przypatruje.
- Nie znasz mnie.
- Oj znam Cię, Louisie… Poznałam Cię na wylot – Eleanor robi
kółko wokół niego, nie spuszczając z niego wzroku. – Czyżbyś zapomniał, jak
dobrze było nam razem? – palcem bez szczelnie przejechała po jego torsie, na co
cała się napięłam.
Dziwko, rączki z dala
od Louisa.
- Nigdy nie było i nie będzie – mówi bezpłciowo chłopak,
patrząc z obrzydzeniem na nią.
- A może jeszcze być… wszystko zależy od Ciebie… - jej ręka
zbyt długo tkwiła na jego torsie. Wkurzyłam się. W odwecie z charknięciem w
wampirzym tempie chwytam ją, odsuwam od niego i walę głową o ścianę. Jej ból
był moim bólem, ale lekceważyłam go i mocno walnęłam z pięści w twarz. Eleanor
patrzyła na mnie zaskoczona, ale w większości była rozbawiona. Prowokowała
mnie, to było wiadome. – Chyba komuś puściły nerwy.
- Nie chcesz, żeby te nerwy wylądowały na Tobie, ty głupia
szmato – warczę przez zaciśnięte zęby. – Albo inaczej zabiję się, rozumiesz?
Wtedy po Tobie zostanie tylko proch.
- Jesteś taka sama jak Arren, jak bliźniacy. Widać, że demon
długo się w Tobie uchował…
- Co? – pytam, zdziwiona.
- Myślałaś, że jesteś tylko biedną pół wampirzycą i nocnym
łowcą? Skąd niby masz te wszystkie ataki nagłego głodu i wściekłości? To demon,
nie wampir. Masz w sobie demona, ale ty pewnie mi nie uwierzysz – odparła
cicho i beznamiętnie.
Zastygłam w miejscu.
Byłam pieprzonym
demonem i połączona więzią z kimś, kogo szczerze nienawidziłam… Jedynym
rozwiązaniem na pozbycie się jej było…
Zabicie mnie.
********************************
No to zaczyna się dziać :D Oznajmiam wam, że ta część będzie i może trochę krótsza, ale akcje będą na okrągło :D A i niedługo wkroczy do naszej małej gry Mike i... Harry :D
27 komentarzy = Nowy rozdział!! :* <3
Komentujcie <3
K.
Aaaa pierwsza super rozdziak next
OdpowiedzUsuńCudo 😍😍😍pisz następny
OdpowiedzUsuńomg *-* cudowny rozdział
OdpowiedzUsuńSuper next
OdpowiedzUsuńAle akcja! Rozdział super! :) czekam na nn :D
OdpowiedzUsuńo kurdełe! jest moc!!! ;o
OdpowiedzUsuńwow co za akcja. Arren je połączył... ciekawe co z Hazzą, niech tylko nie będzie tym zlym ;(
kocham <3 czekam na NN ;*
Zajebisty!
OdpowiedzUsuńBoże tyle emocji!
OdpowiedzUsuńsuper :))
OdpowiedzUsuńZajebiaszczy!
OdpowiedzUsuńWow!
OdpowiedzUsuńZajebiste !
OdpowiedzUsuńZarąbiste !!
OdpowiedzUsuńWow czekam na szybki next
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do LA. Więcej informacji na http://mila28415.blogspot.com/2014/09/liebster-award.html
OdpowiedzUsuńSuper <3
OdpowiedzUsuńZajebisty *.*
OdpowiedzUsuńDawajjjjjjjjjjjj nexxxxxtttttaaaaaaa!!!!!!""!!!!!!!!!!!!!!!!!!¡!!!!!!!!!!!*!*!!*!*!!**!!**!!**!!*!*%7-%"-%+%-%d ukr gdduuufufdufjfudufuuffuffuffu
OdpowiedzUsuńAle akcja ja pierdziele kurna co tu się dzieje ja po prostu nie wyrabiam <3
OdpowiedzUsuńNext
OdpowiedzUsuńsuper rozdzial napfawde super hiper super
OdpowiedzUsuńZajebiste !!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPisz szybko następny <3
OdpowiedzUsuńRobi się ciekawie hehe xd
OdpowiedzUsuńPo prostu djfhhfdjxxdhdjjcdjdufhejdxhdjsxhfheshdhdu *.*
OdpowiedzUsuńDawaj nexta bo jak nie to niewi, ale na serio dawaj bo to jest super hiper extra *.*
OdpowiedzUsuńSzybko nn! <3
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Libster Awards ;)
OdpowiedzUsuńhttp://kochamy-one-direction-jak-ja-ciebie.blogspot.com/2014/09/nominacja-do-libster-awards.html