CAN YOU STOLE MY HEART. - Polecam tego bloga! Jest świetny! Mam nadzieję, że się wam spodoba :D !
Do ostatniej chwili zastanawiałam się, czy tam wejść, czy nie, lecz z dużym wahaniem przekroczyłam próg jego pokoju, czując kłopoty i podniecenie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Juhuu, powrót czerwonej czcionki to jest TO!
W ty rozdziale występują treści o podtekście erotycznym. Jeśli nie lubisz takich scen, omiń :) Chociaż i tak wiem, że to przeczytać, ZBOCZUCHY :* <3
Do ostatniej chwili zastanawiałam się, czy tam wejść, czy nie, lecz z dużym wahaniem przekroczyłam próg jego pokoju, czując kłopoty i podniecenie.
- Lily? –
Louis od razu oderwał wzrok od instrumentu i przeniósł go na mnie. Jego
spojrzenie było smutne i pełne bólu. Nie wiedziałam, co to oznacza. Byłam
zdezorientowana. – Co ty tu robisz?
- Nie
wiedziałam, że grasz – podeszłam do niego pewniej i oparłam się delikatnie
łokciami o klapę pianina.
- Nie ma się
czym chwalić – Lou wzruszył obojętnie ramionami, marszcząc czoło.
- To było
piękne, Lou – powiedziałam szczerze. – Kojarzę tą melodię, lecz nie wiem skąd –
dodałam po chwili.
- To Almost ist Never Enough – Louis
uśmiechnął się lekko.
- Serio? Ty i
Ariana Grande? Nie spodziewałam się tego po Tobie – również się uśmiechnęłam,
siadając obok niego na ławeczce.
- Ava lubi tą
piosenkę – wytłumaczył cicho, patrząc na mnie kątem oka. – Nadal nie
powiedziałaś mi, po co tu przyszłaś.
- Usłyszałam
jak grasz, a mi się nudziło… Jeśli Ci przeszkadzam, mogę wyjść – gdy
zamierzałam się podnieść, Lou chwycił mnie za nadgarstek.
- Nie –
pokręcił głową. Posłusznie usiadłam z powrotem przy nim. – Chcę byś została ze
mną. Tutaj – mówi niepewnie.
- W porządku –
odpowiadam skrępowana, próbując utrzymać naszą rozmowę. – Od kiedy grasz?
- Nie
pamiętam… Może miałem z pięć, sześć lat, gdy mama nauczyła mnie na tym grać.
- Jak się
teraz ma? – spytałam, choć domyślałam się, co zamierza mi powiedzieć. Louis
zbladł.
- Nie żyje. 15
lat po mojej przemianie dowiedziałem się, że miała wypadek samochodowy razem z
moimi siostrami.
O cholera.
- Louis… Tak
mi przykro – szepnęłam, czując nieprzyjemny ucisk w sercu. Już rozumiałam
dlaczego był taki oschły, gdy pytałam o jego życie. Miał powód. – Przepraszam,
że zapytałam…
- Nie…
Musiałaś się w końcu dowiedzieć, zbyt wiele razy o to pytałaś – mruknął, grając
cichą melodię. Było w niej mnóstwo cierpienia i bólu, przez co łzy same
wylatywały z moich oczu. Gdyby nie to, że z ust wyrwał mi się szloch, Lou nie
zauważyłby, że płaczę. – Och, Lily, proszę Cię, nie płacz… - Louis przestał
grać i przytulił mnie do siebie mocno. – Nie chcę, byś mi współczuła, a tym
bardziej płakała z mojego powodu. Nie mogę na to patrzeć.
- Musiało Ci
być tak trudno po ich stracie… - wychlipałam, tuląc się do niego jak mała dziewczynka.
Lubiłam go przytulać, bo zawsze był do tego chętny. Lecz nie był szczęśliwy,
tylko smutny, a wtedy nie był sobą.
- Było, ale
minęło sporo lat – Lou westchnął.
- Nie tęsknisz
za nimi? – zapytałam zaskoczona.
- Ależ
tęsknie, i to bardzo, Lily. Został mi wtedy tylko ojczym, w dodatku bez uczuć i
wsparcia… To przez niego nie potrafię kochać, Lily…
- Jak kto? –
popatrzyłam na niego ze znakiem zapytania. Słysząc te słowa wiedziałam, że ktoś
mi je już kiedyś powiedział, ale nie mogłam sobie tego przypomnieć. Gdy
próbowałam przywołać sobie ten obraz, miałam czarną dziurę przed oczami.
- No tak… Nie
pamiętasz… - szepnął ledwie słyszalnie, lecz moje wampirze zdolności wyłapały
te słowa.
- Co? Louis,
coś się stało wczoraj, co powinnam zapamiętać? – pytam go, a on robi
zaskakującą rzecz. Louis chwyta mnie w żelaznym uścisk, wstając z ławeczki i
przygwoździł mnie do ściany. Wstrzymałam oddech i popatrzyłam na niego szeroko
otwartymi oczyma.
- Stało się
bardzo dużo, Panno Anderson i popełniłem ogromny błąd, że pozwoliłem Ci o tym
zapomnieć – odparł niskim, groźnym tonem, a jego oczy były czarne i pełne
namiętności.
- To mi
przypomnij – mruknęłam wstydliwe, rumieniąc się.
- Obiecałem Ci
pierw, że wytłumaczę, co zrobiłaś i choć tego nie pamiętasz, jestem cholernie
wściekły, że to właśnie ty, wpadłaś na tak chory i poroniony pomysł – rzekł,
głaszcząc mój zaróżowiony policzek dłonią. Jego skóra była delikatna jak
aksamit.
- Wytłumacz mi
więc – mówię, przylegając do niego, a jego bliskość trochę mnie przytłaczała.
- Wczoraj…
całowaliśmy się, chciałaś tego, tak samo jak ja… po wszystkim… kazałaś… - Lou
co chwile urywał.
- Hej, hej,
spokojnie – podniosłam jego podbródek do góry tak, że jego usta były
niebezpiecznie blisko moich. Moje serce biło nadzwyczajnie szybko, nigdy tak na
nikogo nie reagowało… Lecz to był Louis – zabawny, złośliwy, drażniący się ze
mną, wkurzający na maksa, opiekuńczy… kochany i uroczy. – Powiedz mi, bez nerwów.
Tylko ja ponoszę konsekwencje za moje głupie decyzje, tak, Louis? – pokiwał
głową.
- Kazałaś mi
sobie skręcić kark, bo chciałaś zapomnieć – odparł poważnie, obserwując moją
reakcję. Zamknęłam oczy i z pomiędzy moich warg, wydobył się jęk rozpaczy.
Skręcić kark? Czy ja naprawdę ochujałam do końca?
- Zrobiłeś to?
– spytałam go cichym, lecz mocnym głosem.
- Tak –
spuścił wzrok, jakby się wstydził swojego czynu. – Nie odpuszczałaś, tak jak
zawsze zresztą… ty nigdy nie odpuszczasz… zrobiłem to, mimo tego, że nie
chciałem, byś zapominała.
- Byłam
kurewsko głupia, że tak powiedziałam – zaśmiałam się ponuro, aby rozładować
napiętą atmosferę. Udało mi się, bo Louis uśmiechnął się lekko.
- Tak, byłaś
mega kurewsko głupia, idiotko – zaśmialiśmy się głośno, a potem go przytuliłam.
Nie wiem dlaczego… Mój mózg w tej chwili potrzebował jego bliskości. – Lily?
- Hm? –
zerknęłam na niego.
- Poszłabyś gdzieś
ze mną? Tylko ty i ja – moje serce na te słowa się uradowało. Tylko my sami?
Bez wścibskiego Stylesa i dociekliwej Avy? Zawsze. Potrząsnęłam głową na tak.
***
- Gdzie mnie prowadzisz? – zapytałam Louisa, który szedł
przodem i ciągnął mnie za rękę. Dotyk jego dłoni na mojej był naprawdę
przyjemny i uwielbiałam go, choć bałam się mu to powiedzieć. Louis był porywczy
i powiedzenie mu czegokolwiek mogło dać odwrotny skutek do oczekiwanego.
- Zobaczysz – uśmiechnął się do mnie tajemniczo i uroczo
jednocześnie.
- Pamiętasz, że nie lubię niespodzianek?
- Trudno się mówi, czas się przyzwyczaić – odparł
bezpłciowo. – Poza tym, mamy chyba do uczczenia Twoje urodziny.
- Co?
Louis raptownie się zatrzymał i przyciągnął mnie do siebie.
Zesztywniałam cała i bałam się na niego spojrzeć.
- Może i nie masz ochoty spędzić ze mną czasu po nagłym
ataku wampów i po tym, co się wczoraj… wydarzyło, ale ja jako człowiek
zachłanny chcę, byś była dzisiaj przy mnie, dobrze? Chcę Ci jakoś poprawić
humor i spędzić te urodziny tak, abyś zapamiętała ten dzień do końca życia.
Zgodzisz się?
- Jak mogłabym Ci odmówić, Panie Tomlinson? – uśmiechnęłam
się delikatnie i w końcu odważyłam się podnieść wzrok na jego twarz. Oczy
szatyna aż za bardzo błyszczały spokojem. To było do Louisa nie podobne.
- Świetnie – uśmiech Louisa się powiększył. – Chodźmy. Mam
nadzieję, że Ci się to miejsce spodoba.
***
- Co… to jest? – spytałam go zakłopotana, rozglądając się po
pomieszczeniu pełnego roślin.
- Wygląda to mi na szklarnię, ale nie wiem jak Tobie. Może
McDonald? – puścił mi oczko.
- Nie no… tu jest pięknie – stwierdziłam. Miałam ogromne
zamiłowanie do roślin, ponieważ mama miała ich wiele w domu i nie widziała
świata poza nimi.
- Rozejrzyj się trochę, zaraz wrócę – szepnął mi na ucho
Louis, a jego oddech owiał moją szyję. Zadrżałam delikatnie i przystosowałam
się do jego prośby. Wolnymi krokami przemierzałam szklarnię, dokładnie
oglądając każdy kwiat. Kilka gatunków rozpoznałam : orchidea, aloes, agawę,
filodendron, róże i tulipany w kolorach tęczy. Zauważyłam też kilka stawków,
gdzie pływały lilie wodne i białe grzebienie. Nad moją głową latały motyle, pozostawiające
za sobą błyszczącą poświatę i piękny zapach cytryny pomieszany w delikatną
lawendą. Z przyjemność wdychałam go do swoich płuc. Ten widok był nieziemski.
Gdybym mogła, zostałabym tu i zapomniała o mieście śmierci raz na zawsze.
Ktoś za moimi plecami odchrząknął. Z uśmiechem odwróciłam
się twarzą do Lou, który w prawej dłoni trzymał babeczkę ze świeczką, a u jego
nóg stał koszyk z różnymi smakołykami i kocykiem. Louis z zawadiackim uśmiechem
pstryknął palcami i świeczka zapaliła się.
- To nie tort, ale liczą się chęci, prawda, Panno Anderson?
– Louis wręczył mi babeczkę, a ja ją przyjęłam i zdmuchnęłam świeczkę.
- Prawda. Dziękuję – powiedziałam wesoło.
- Cała uprzejmość po mojej stronie – ukłonił się delikatnie
i wziął koszyk. – Ale co to za urodziny bez spóźnionego, bez hamburgerów
obiadu? – chłopak chwycił moją rękę i poszliśmy w głąb szklarni. Nie
spodziewałam się tutaj i małej łączki, ale najwidoczniej jeszcze wielu rzeczy w
świecie łowców nie widziałam. Łąka ta była obsypana kwiatami polnymi, na
których siedziało kilka motylów.
- Nie wiedziałam, że macie takie miejsce w krypcie –
odezwałam się, gdy pomagałam Louisowi rozłożyć koc.
- To był pomysł Grace. Uwielbia kwiaty i stworzyła razem z
Avą tą szklarnię. Szczerze mówiąc chyba z drugi raz tu jestem.
- Dlaczego? – zaciekawił mnie.
- Bo nigdy nie mam konkretnego powodu, aby tu przychodzić –
rzekł. Och… Czyli ja byłam tym „ powodem „ , dla którego tu przyszedł?
- Ehm… Mam nadzieję, że te jedzenie nie jest zatrute przez
czary, bo inaczej nic nie tknę – zmieniłam temat, bo atmosfera zaczęła się
powoli zagęszczać. Louis uśmiechnął się ponuro.
- Nie, spokojnie. Czarów używam w ostateczność, a w
zwyczaju… - Louis spojrzał na mnie spod swoich rzęs. – Ich nie potrzebuję –
szepnął, ponownie biorąc moją dłoń i usiedliśmy razem na kocu. – Poza tym,
jedzenie robił Niall, więc jeśli się otrujemy wszystko pójdzie na niego –
zaśmialiśmy się cicho i zaczęliśmy wypakowywać nasz ekwipunek. W koszyku było
mnóstwo jedzenia : truskawki, czekolada, kanapki, sok, a znalazł się nawet
kawior. – Niall dobrze to zaplanował.
- To znaczy?
- Zrobił tyle jedzenia z myślą, że tego wszystkiego nie
zjemy i cała reszta będzie dla niego. Co za chytry skurczybyk z tego Horana.
- Ach ten nasz przebiegły Niall – parsknęłam śmiechem i jako
pierwsza zaczęłam jeść. Na pierwszy rzut poszły truskawki. Były przepyszne. –
Nie, nie są zatrute, bo smakują zbyt zajebiście, żeby je jeść – mruknęłam,
rozkoszując się smakiem owocu.
- Cieszę się, że Ci smakuje – Louis się uśmiechnął i wziął łyk
soku pomarańczowego.
- Skąd wiedziałeś o moich urodzinach? – zapytałam szatyna po
zjedzeniu wszystkich truskawek.
- Shalley dokładnie przestudiowała Twój życiorys, a ja
pozwoliłem sobie zerknąć, kim jest nasz wyjątkowy mieszaniec Anderson – różowe
wargi Louis wygięły się w pół uśmiechu.
- Miło, że pamiętałeś – stwierdziłam.
- Tak, tak. Miły Louis, tylko nikomu nie mów, bo zepsujesz
mi reputację – zaśmiałam się cicho i po prostu odpłynęłam w jego oczach.
Kochałam się w nie patrzeć i nie raz Lou mnie na tym przyłapał. Szatyn odrobinę
spoważniał, lecz stał się pewniejszy siebie. Lou zaczął pochylać się delikatnie
w moją stronę, a ja w jego. Tuż przed samym finałem, Louis zatrzymał się i
przygryzł dolną wargę. – Chcesz trochę rozrywki? – pokiwałam głową, ale w
środku byłam trochę sfrustrowana.
Pocałuj mnie wreszcie,
idioto!
– Poczekaj – Louis poderwał się z koca i na chwilę znikł mi
z oczu, lecz po chwili wrócił z główką czerwonej róży i usiadł jeszcze bliżej
mnie, niż poprzednio. – Któregoś dnia przeglądałem sobie księgę czarów
Aldaberta i natrafiłem się na coś, co pewnie Cię zainteresuje – odparł. – Patrz
uważnie – Louis wystawił rękę przed siebie. Chwilę później zaczął do siebie
szeptać wyrazy w język Adalberta i róża zeschła na moich oczach. Lekko zaskoczona
spojrzałam na Louisa, który był bardzo skupiony. Następnie silne palce chłopaka
rozkruszyły różę w drobny mak, a potem przykryły one kwiat. Ponownie usłyszałam
głos chłopaka, który po minucie monologu otworzył swoją dłonią i wydarzyło się
coś… niewyobrażalnego dla ludzkiego umysłu.
Z róży wydobył się jasny snop światła, które potem
wystrzeliło ponad nas i zamieniło się w mini fajerwerki. Patrzyłam na to jak
zaczarowana.
- To jest niesamowite, Louis! – odparłam z podekscytowaniem,
szeroko się uśmiechając. – Jak to zrobiłeś?
- Kilka dni praktyki i nauczyłem się tego i owego z tej
popieprzonej księgi – Louis westchnął i strzepnął ze swojej ręki różę na trawę.
– Ten język nie jest zbyt prosty, ale jednak coś udało mi się z tego
zapamiętać.
- Liczą się chęci, prawda? – zacytowałam go z lekkim
uśmiechem.
- Prawda – zgodził się ze mną i po raz kolejny zaczarował
mnie swoim spojrzeniem. Nie wiem dlaczego, ale tym razem ja to przerwałam. Mój
wewnętrzy wampir tego chciał, a nocny łowca nie. Cholerny impas.
Ale był też powód, dla którego musiałam się odsunąć.
Niedaleko nas, na jednym z maleńkich pagórków siedział
napasiony kot Shalley i nas obserwował tymi swoimi dużymi, zielonymi oczami.
- Chyba mamy podglądacza – szepnęłam, kątem oka patrząc się
na zwierzę. Louis również się tam spojrzał.
- Kot Grace…
- Zwierzęta Shalley mają koszmarne wyczucie czasu –
westchnąwszy, podniosłam się do góry z zamiarem wstania, lecz ręka Louisa
wystrzeliła po moją i pociągnął w swoją stronę w efekcie czego spadłam na jego
ciało i zamortyzował mój upadek. W jednej chwili przewrócił mnie tak, abym to
ja była pod nim. Otworzyłam szerzej oczy na ten widok. Jego ciało było
przyciśnięte ściśle do mojego. Czułam każdą jego część na sobie i to było
podniecające. Rodziło się we mnie coś więcej, niż chęć pocałowania Louisa w te
jego pełne usta i to było niedobre.
- A co z moim wyczuciem czasu, maluchu? – zapytał cicho,
dotykając opuszkami palców mój zaróżowiony policzek od emocji i narastającego
ciepła we mnie. Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo jego wargi przycisnęły się do
moich, odbierając mi zdolność jakiegokolwiek mówienia. Na początku nie
odpowiedziałam na jego pocałunek, bo to było dla mnie duże zaskoczenie. Lou
popatrzył na mnie spod przymkniętych powiek z lekko otwartymi ustami.
- Dlaczego przerwałeś? – wyszeptałam, oblizując dolną wargę.
Louis wyszczerzył się i ponownie mnie pocałował, tym razem namiętniej, niż
minutę wcześniej. Moje dłonie wkradły się pod jego obcisły T-Shirt i badały
topografię ciała szatyna, natomiast on owinął moje nogi wokół swojego tułowia i
naparł na mnie, na co zareagowałam stłumionym jękiem i przygryzłam niechcący
jego malinową wargę. Lou syknął i po tym, jak objął mnie w talii, podniósł do
góry i sam jakimś cudem wstał z kocyka. Wyjęłam swoje ręce spod jego koszulki i
zawiesiłam je na szyi, a palce wplątałam w jego miękkie włosy. Jego usta nie
dawały mi nawet chwili wytchnienia. Gdy zamierzałam sobie odpuścić choćby na
sekundę, ponownie mnie atakowały z co raz to większą zawziętością.
Żądza.
Namiętność.
Pożądanie.
Przyjemność.
To właśnie dawał mi Louis podczas tego pocałunku.
Jego usta opuściły moją twarz, na co jęknęłam zawiedziona,
lecz chwilę później ssały mój czuły punkt na szyi. Sapnęłam drobiazgowo i
uśmiechnęłam się rozkosznie.
- Louis… - odezwałam się w końcu, ale prędzej wyszło z tego
jęknięcie.
- Hmm? – wymruczał w moją szyję i ugryzł ją delikatnie. Z
trudem powstrzymałam się od głośnego jęknięcia, choć pewnie Louis chciałby to
ode mnie usłyszeć. Lou opuścił moją szyję i popatrzył na mnie wzrokiem
wygłodniałego wilka.
- Czy nocni łowcy uprawiają seks? – zapytałam niskim tonem,
a swoją dłoń położyłam na jego klatce piersiowej. Wyczułam pod nią mocne bicie
serce chłopaka i gorąco, które od niego biło. Louis zaśmiał się na moje pytanie
i odpowiedział mi na nie seksowną chrypką, jednocześnie kierując się do wyjścia
ze szklarni.
- To nasze ulubione zajęcie – odparł ze złowrogim
uśmieszkiem.
***
Na co komu były
jakiekolwiek słowa, gdy dotyk naszych rozgrzanych do czerwoności ciał w
zupełności nam wystarczał? Po co mówić, jeśli porozumiewamy się za pomocą
ruchów swoich podnieconych ciał, roznamiętnionych ust i łapczywych dłoni?
Louis otworzył drzwi od swojego pokoju mocnym kopniakiem i
zrobił to samo, przymykając je, po czym rzucił mnie na łóżko. Zachichotałam
cicho i gdy ponownie znalazł się nade mną, chwyciłam jego szyję i zasmakowałam
jego ust po raz tysięczny w ciągu tych wszystkich minut. Drżącymi rękoma
chwyciłam końce koszulki Lou i na chwilę odrywając się od niego, zdjęłam mu ją
i rzuciłam na stół, który stał daleko od nas. Z dokładnością oglądałam jego
umięśniony i opalony tors, a on w tym czasie pozbył się również mojej górnej
odzieży i z lubieżnością patrzył na moje ciało. Przerwałam mu tą czynność i
złączyłam jego i swoje wargi w jedność. Nasze nogi związały się w supeł, a
rękoma uczepiłam się jego pleców drapiąc je, gdy za każdym razem doprowadzał
mnie do przyjemności.
- Louis, rozbierz mnie w końcu – poprosiłam go jęcząc, gdy z
ogromnym zapamiętaniem pieścił moje piersi. – Chcę Cię.
- Dziewica, a taka napalona – wymruczał, szczypiąc jeden z
moich sutków palcem. Gwałtownie podniosłam się i znalazłam nad nim, siedząc mu
na tułowiu.
- Kto tak powiedział? – zapytałam go zmysłowym tonem, robiąc
małe kółko swoimi biodrami. Louisowi rozbłysły oczy jak dziecku na widok masy
słodyczy.
- Przynajmniej nie będę musiał bawić się z Tobą w ckliwe
gierki – Louis ponownie powalił mnie na plecy i jednym, szybkim pociągnięciem
ściągnął moje rurki.
- Nienawidzę ckliwych rzeczy – przyznałam, rozpinając jego
spodnie i zsunęłam je odrobinę, a potem wyręczył mnie Lou.
- Tym lepiej – uśmiechnął się dziko i pochyliwszy się nad
moim brzuchem cmoknął go delikatnie, a potem wziął w zęby gumkę moich fig i
powoli, aż wręcz denerwująco ślamazarnie pozbył się ich i rzucił gdzieś za
siebie. – Na pewno tego chcesz?
- Gdybym nie chciała… - podniosłam się odrobinę i ściągnęłam
jego bokserki. – Nie rozbierałabym Cię, Tomlinson.
- Mmm – Louis parsknął śmiechem i całując mnie, jednocześnie
wyjmując prezerwatywę z szuflady, stojącej obok łóżka. W tempie ekspresowym
rozerwał srebrne opakowanie i założył kondoma na swoją długość, która była
imponująca. – A teraz dosyć romantyczności – Louis dominując nade mną, rozłożył
moje nogi szeroko i wszedł we mnie za pierwszym razem. Z moich ust uciekł
zduszony krzyk, a głowa opadła na puchową poduszkę. – Czas na zabawę.
~ Ava’s P.O.V ~
- Kochanie, słyszysz to? – zapytałam Zayna, który całował
moją szyję, a ja mu to bez szczelnie przerwałam.
- Co niby? – Zayn z frustracją oderwał się ode mnie i chwilę
tkwiliśmy bez ruchu, by nie robić hałasu. Coś mocno uderzało w ścianę, zza
której też można było się dosłyszeć cichych sapnięć i jęków. – Czyj pokój jest
obok?
- Louisa, Zayn – wyszczerzyłam się jak głupia.
- Chyba nie myślisz, że Louis i Lily… - pokiwałam głową i
poderwałam się z łóżka i po cichu wyszłam z pokoju. Drzwi od sypialni Lou były
lekko otwarte, jakby specjalnie ich nie domknęli i ich jęki były jeszcze
donośniejsze.
- Nie wierze – powiedziałam pod nosem, patrząc na Zayna,
który stanął obok mnie. – Kto by pomyślał, że Louis zdobędzie Lily? I że pójdą
od razu do łóżka?
- Najwidoczniej mieszkamy z napaleńcami – wzruszył ramionami
Zayn.
- Ale Lily… wygląda tak niepozornie! – stwierdziłam.
- Nie powiedziałbym – odparł Zayn, sprzeciwiając się mi.
- Zayn – ostrzegłam go.
- Spokojnie, ja już mam swojego jednego napaleńca. Drugiego
mi nie potrzeba – uśmiechnął się zawadiacko Zayn i przyciągnął mnie do siebie.
- Louis… O mój Boże… - do moich uszu dotarł jęk Lily, na co
się uśmiechnęłam jeszcze szerzej.
- Brawo, Tomlinson. W końcu zaliczyłeś kogoś godnego sobie!
– pogratulowałam mu, choć tego nie słyszał, a szkoda…
Bo by mi jeszcze piątkę przybił.
****************************
No to witam was ponownie! Jak się podobał rozdział? :D Co jak co, ale lubię pisać te sceny XD Angry było ostre i bardzo szczegółowe, a to bardziej delikatne :D
Kochani, sprawa wygląda w następujący sposób : Do jutra jeśli będzie 20 komów, bez wahania wstawiam rozdział! :D
20 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3
Komentujcie <3
K.
Braaaak słów! Boski!
OdpowiedzUsuńTak tak nowy rozdzial trzeba sie postarac !!
OdpowiedzUsuńAle Louuu jaki sweet i te teksy Avy mnie rozwalaja od dzis jest moją bohaterką ♥♥♥
Czekam na nn :*
No co tu dużo mówić..
OdpowiedzUsuńZajebiste to, no! <3
Następny szybko :)
OdpowiedzUsuńJak ja to kocham :D <3
OdpowiedzUsuńLou wrescie doczekal sie tego czego chcial :DD
Czekam na nn ;**
cudowny cudowny i jeszcze raz cudnowny dawaj wiecej takich haha
OdpowiedzUsuńNiesamowity rozdział! *o* czekam na następny ^^
OdpowiedzUsuń~Lenchi♥
czekam na nexta <3
OdpowiedzUsuńO ty mały zboczuszku! HAHAHAHAHHAHHHAHAHAH! A ten Zen i Ava!Podglądają złośliwcy!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział jak zawsze ♥ Masz rację masz czytelniczki zboczuszki :)
OdpowiedzUsuńLou jest taki Sweet , a zarazem taki sexy ;) Ava i ta jej dociekliwość i teksty ♥
Kocham ją ♥ Ale nie tak jak Lili i Louisa :D
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ♥♥♥
ten rozdział jest taki fkjsfuhrhtuseyhlkhgfahdjhfagtrbfy *_*
OdpowiedzUsuńStrasznie się wciągnęłam w to ff <33
Świetne jest :))
Jedno z moich ulubionych!
Jest na bazie "Dary Anioła.." jest w nim 1d i Lily Awwww <33
Tak przy okazji zapraszam do mnie. :)
Usuń(Główną bohaterką też jest Lily ahahha xD)
http://unconditional-ff-5sos.blogspot.com/
Świetny!
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńO M G ! Jakie cudo *.* chcę więcej :P
OdpowiedzUsuńZajebisty !
OdpowiedzUsuńNext :*
OdpowiedzUsuńbomba! :D
OdpowiedzUsuńNN <33
Następny jak najszybciej :3
OdpowiedzUsuńKocham twojego bloga <3 po prostu świetny ;*
OdpowiedzUsuńzajebisteeee <333 *.* az sama sie podniecilam czytajac to XD kocham <3333
OdpowiedzUsuń