- Boisz się? – zapytałam Ave, gdy siedziałyśmy już dobre
kilkanaście minut w gabinecie Grace. Kobiety nie było, przez co, te
pomieszczenie wydawało mi się… puste.
- Nie o siebie, tylko o Zayna – powiedziała szczerze,
patrząc w księgę czarów Adalberta. Louis zapoznał mnie z nią któregoś dnia i
przeraziłam się ilością czarów, jaką w sobie posiadała. Niby miałam to wszystko
umieć, ale… jebać to, ledwo sobie radziłam z podniesieniem noża do walki. Wolę
zostać tym, co podgryza nałogowo ludzi. – On… Podejmuje szybkie i pochopne
decyzje, które często kosztuje go złamaniem kości albo wstrząs mózgu.
- Wstrząs mózgu? Serio? – spojrzałam na nią lekko zmartwiona
i rozbawiona o dziwo.
Niestety Zayn wyglądał na takiego, co ciągle wpakowuje
się w jakieś bagno i często za to dostaje po swojej przystojnej twarzy.
Uff, dobrze, że nie powiedziałam tego na głos.
- No… Zayn jest porywczy, tak jak Louis. Ta dwójka chyba
najbardziej daje nam się we znaki na akcjach.
- Dlaczego?
- Bo udają tych najlepszych. Jak to mężczyźni, próbują nam
kobietom imponować siłą, zręcznością i odwagą. Ta dwójka jest zdecydowanie w
tej grupie. Harry, Niall i Liam też lubią się popisywać, ale wisi im to, czy
ktoś to zobaczy, czy nie.
- Od razu gdy zobaczyłam Louisa uznałam, że jest bardzo
pewny siebie – odparłam, bawiąc się długopisem Grace, obracając go między
palcami swojej prawej dłoni.
- Nie jest taki – Ava pokręciła głową i oderwała wzrok od
księgi, przenosząc go na mnie. – Wręcz przeciwnie... zachowuje się bardzo
dorośle, jest odpowiedzialny i zawsze robi za dobrego ojca naszej grupy.
Owszem, zmieniono go w wieku dwudziestu lat, ale wie i umie najwięcej z nas.
- Właśnie widziałam to w Frenzy – parsknęłam ironicznie
śmiechem, a Ava krzywo się uśmiechnęła.
- Nadal o tym pamiętasz?
- W końcu zabiliście człowieka! – powiedziałam lekko
oburzona.
- Lily, to nie był człowiek, tylko potępiony! Demon, czy jak
to tam się nazywa! Oni są naszym najgorszym wrogiem, oczywiście tuż za
wampirami, bo one też są cholernie parszywe – stwierdziła Ava. Na chwilę
ucichłyśmy. – Naprawdę, przepraszam Cię, że musiałaś to widzieć… Nie
chcieliśmy, aby to tak się stało…
- Jakoś to przełknę, Ava. Bardziej martwi mnie fakt, że i ja
niedługo będę musiała to robić… A ja nienawidzę cierpienia kogoś.
- Demony nie mają uczuć, Lily. Nie myślą, nie czują, nie
panują nad sobą. Z łatwością jeden z nich wyssał by z Ciebie duszę i skazał na
wieczne potępienie! – Znieruchomiałam. Wtedy miałam czystą ochotę się…
rozpłakać. Tak, właśnie rozpłakać. Poczułam się słaba emocjonalnie, jak i
fizycznie. Nie czułam się wampirem, lecz słabym, nic nie wartym człowiekiem.
Ava zauważyła szybko moją nagłą zmianę nastroju.
- Lily? Wszystko w porządku? – zapytała, podchodząc do mnie
powoli. Zachowywała między nami dystans. Rozumiałam ją. Moje wampirze ego
ostatnimi czasy nie dawało mi się we znaki, ale gdy w końcu to robiło, to z
ogromną siłą. W odpowiedzi pokiwałam głową i padłam na zimną posadzkę,
rozklejając się. – Lily! – Ava doskoczyła do mnie jednym dużym susem i uklękła
obok mnie, biorąc w ramiona. W tym uścisku było coś… bliskiego. Nikt mnie tak
nie przytulał prócz mamy i… Louisa. – Proszę Cię, nie płacz… Nie chciałam tak
tego ująć, przepraszam…
- Tu już nie chodzi o to, Ava. Mam kompletnie dosyć tego
świata… ono mnie męczy, nie mam na to siły – wychlipałam, będąc na skraju
załamania. – Mam dosyć życia, w którym jestem pieprzonym mieszańcem i w każdej
chwili mogę kogoś z was zabić! Nie wyobrażałam sobie tak tego wszystkiego!
- Wiem o tym, wiem, Lily… - Ava uścisnęła mnie mocniej. –
Wiem co czujesz… Moja siostra też nim była i musiałam to znosić na co dzień –
gdy wspominała o swojej siostrze, jej ton głosu stał się bardziej surowy i
napięty. Podejrzewałam, że niezbyt mile ją wspomina. – Ale proszę Cię, nie
płacz… Za dużo razy już widziałam, jak płaczesz.
- Co? – spojrzałam na nią pod zasłoną łez.
- Myślisz, że nie słyszę jak prawie co noc płaczesz, Lily
Anderson? Możesz być twarda na zewnątrz, ale Twoje wnętrze pokazuje mi zupełnie
co innego – umilkłam. – Tylko przy Louisie i przy mnie zachowujesz się w miarę
normalnie. Wydajesz się być… szczęśliwa.
- Ale tak nie jest. Ja cierpię – odparłam, łamiącym się
głosem.
- Wiem i próbujemy to z Lou wspólnie naprawić. Nawet nie
wkręcamy Cię w akcje tylko po to, abyś nie musiała patrzeć na coś, na co nie
chcesz, Lily.
- Ale po części jestem nocnym łowcą, Ava. Moi przeznaczeniem
jest to, aby zabijać tak jak ja.
- Wkrótce, ale na pewno jeszcze nie w tej chwili. Żebyś
zobaczyła siebie w tej chwili, wiedziałabyś czemu boimy się Ciebie z Louisem
puszczać na misje.
- Domyślam się – zaśmiałam się smutno, a potem na powrót
spoważniałam. – Jak myślisz, jak im idzie?
- Myślę, że jest już
po wszystkim. Słyszałam rzucany sprzęt na półkę, nie słyszałaś?
- Owszem, słyszałam, ale myślałam…
- Właśnie za dużo myślisz, Lily. Skończ to robić!
- Oj nie chciałabyś widzieć mnie lekkomyślnej – westchnęłam
cicho, przypominając sobie dawne lata, gdy byłam głupiutką nastolatką
zauroczoną w alkoholu, szczególnie w bour bonie i limoncello.
- Uwierz mi, zobaczyć Cię wersji very bad, to moje marzenie – parsknęłyśmy obie śmiechem i w tym
samym momencie do pomieszczenia wszedł Louis, sam. Na jego widok odetchnęłam z
ulgą, ale jednocześnie mnie przeraził. Z jego wargi ciekła krew, tak samo jak i
z łuku brwiowego. Widać było, że ją ścierał, bo na jego policzkach widniała
zaschnięta czerwona maź.
A mnie momentalnie zaschło w gardle.
Lily, opanuj się… To
jest Louis, nie możesz mu zrobić krzywdy… szeptał mi tajemniczy głos w
głowie, próbujący mi pomóc opanować szaleńcze pragnienie. Zamknęłam oczy,
wzięłam kilka głębokich wdechów i ponownie powoli otworzyłam oczy, już z
powrotem będąc sobą.
- Lily… ty się opanowałaś… - powiedział z niedowierzaniem
Lou, podchodząc do nas. W końcu dostrzegając moją zapłakaną twarz, zbladł. –
Płakałaś? – milczę. – Lily, coś się stało?
- Louis, myślę, że przydałby się jej jeden dzień luzu –
zabrała za mnie głos Ava. – Wezmę ją jutro na zakupy, napijemy się jakiegoś
drinka i sobie wszystko obgadamy. Co ty na to? – Ava tu również spojrzała na
mnie. Lekko pokiwałam głową, patrząc smutno na Louisa.
- Zgadzam się, ale chciałbym
porozmawiać na osobności z Lily, bo nie każdy płacze bez powodu – mruknął
spokojnie, patrząc na mnie wyczekująco, a ja ponownie poczułam łzy w oczach, a
chwilę później na policzkach. – Lily, mała! – Louis podbiegł do mnie, biorąc w
ramiona, odrywając od Avy. Niemal od razu do moich nozdrzy dotarł mocny zapach
jego krwi. Pachniała tak pysznie…
Nie! Opanowanie, ty tępa wampirza szmato!
Odetchnęłam głęboko, trzęsąc od
płaczu. Louis próbując mnie uspokoić, ku mojemu zdziwieniu składał małe
pocałunki na moich włosach i czole. Przy tym drugim zatrzymał się na dłużej.
- Jesteś rozpalona – stwierdził z
sensacją, biorąc mnie na ręce. Fakt, przez cały dzień czułam się dziwnie
osłabiona, ale na chorą już nie. – Ava idź po jakiś zimny kompres do kuchni, ja
ją wezmę do swojego pokoju.
- Poradzę sobie – szepnęłam
chrapliwie, czepiając się jego szyi rękoma.
- Właśnie widzę – Louis wzniósł
oczy ku niebu. Czy on właśnie wywrócił oczami?
Nim zdążyłam jakoś odpowiedzieć
wyszedł z gabinetu Grace i zwinnym krokiem przedostaliśmy się do jego pokoju.
Lou z delikatnością położył mnie na swoim łóżku obitym w ciemną kołdrę i po
pozbyciu się moich ubrań, zostawiając mnie jedynie w cienkiej bluzeczce na
ramiączka i leginsach, okrył mnie kołdrą, po chwili kładąc się obok mnie, przez
co mogłam wtulić się w jego zimnego torsu. Dzisiaj był wyjątkowo lodowaty.
Zazwyczaj był ciepły i z chęcią spałam z głową na jego klatce piersiowej. Teraz
jego temperatura dawała ukojenie memu rozpalonemu ciału.
- Przyjemnie? – pyta cicho, na co
przytakuję. Minutę później zdyszana Ava wbiega do pokoju Lou i wręcza mu zimny
kompres i wychodzi. Louis z niepewnością przykłada go do moich nagrzanych
ramion, na co syczę. – Cśś… Już dobrze, zaraz będzie po wszystkim… - jego ręka
z kompresem śmigała po moich ciele, przynosząc mi jednoznaczną ulgę. O to mi
właśnie chodziło. – Powiedz mi Lily… dlaczego płakałaś?
- Chwilowe załamanie nerwowe –
odparłam wstydliwie. Dlaczego raptem poczułam się przy nim nieśmiało?
- Załamanie nerwowe? Dlaczego?
- Louis…
- Lily, proszę, rozmawiaj ze mną
– Louis chwycił mój podbródek i zmusił bym na niego spojrzała. W jego oczach
widziałam troskę. – Możesz powiedzieć mi wszystko. Myślałem, że mi ufasz.
- Ufam, ale…
- Nie ma żadnych, ale. Mów mi, co
się dzieje, natychmiast – prosi, a w jego głosie usłyszałam nutkę żądania.
- Po prostu… - podniosłam się i
oparłam na łokciu. – Nie pasuję do tego świata, Louisie. Czuję się tu
kompletnie obco. Czuję się słabo przy was, choć jestem wampirem i nocnym łowcą.
Nie radzę sobie, Louis, nie radzę – ponownie szlocham. Lou kręci głową i
przytula mnie do siebie, przez co mogę wdychać jego waniliowy zapach wody
kolońskiej. Słyszałam również… jego tętno. Wstrzymałam oddech i lekko
zadrżałam.
- Wiem, że to nie jest takie
proste, na jakie to wygląda… ale doskonale sobie radzisz – mruknął do mojego
ucha, przez co jego oddech owiał moją gorącą szyję. Po moim ciele przeszedł
przyjemny dreszczyk. – Odkąd się tu pojawiłaś, Twoje postępy mnie zadziwiają.
Kontrolujesz się, umiesz hamować swój gniew. Szczerze mówiąc, jestem z Ciebie
dumny, że dążysz tak szybko do bycia normalną – popatrzyłam na niego zdziwiona.
– widziałem wiele wampirów, które uczyły się samokontroli i nigdy w tak krótkim
czasie tego nie przyswoiły. Możesz czuć się zaszczycona – mówił z lekkim
uśmiechem. – A każdemu wampirowi, który nie żywi się regularnie zdarza się
odczuć pragnienie i w pełni rozumiem, co czujesz. I uwierz mi, pasujesz do nas
w stu procentach. Mieć pół wampira, pół nocnego łowcę to cud, bo takich jak ty,
jest już na tym świecie bardzo nie wiele, można ich zliczyć na palcach. Poza
tym… - przerwał na chwilę, by zwilżyć swoje suche wargi językiem. Och, to było
seksowne… A nawet bardzo… Bardzo bardzo. – Gdybyś do nas nie pasowała, nigdy
bym się z Tobą nie zadawał.
- Auć, to zabolało – zaśmialiśmy
się cicho. – Louis?
- Hmm? – spojrzał na mnie
pytająco.
- Powiedz mi trochę o Eleanor –
twarz Lou stężała, a szczęka mocno zacisnęła. – Jak nie chcesz, to nie mów – od
razu dodałam, widząc jego reakcję. – Nie musisz mi odpowiadać…
- Nie, Lily… - pokręcił głową,
wzdychając. – Eleanor była wspaniałą osobą z dobrym sercem. Poznałem ją w 1984
roku w dzień, w którym po raz pierwszy znalazłem się w Mieście Śmierci. Oboje
zderzyliśmy się swoimi walizkami na dworcu i wtedy zaiskrzyło. Do czasu –
momentalnie jego ton głosu się zmienił i spoważniał. – Na szczęście, nim
kompletnie się w niej zadurzyłem, zamieniono ją w wampira, gdy wracała z
przyjaciółkami z klubu. Jako nocny łowca… nie mogłem z nią być, bo do wampirów
czuję ogromny wstręt. Nie mogę na nich patrzeć, a co dopiero kochać. Prawda
jest taka, że ja nie potrafię czuć, Lily. Nie potrafię już kochać, tak jak
kiedyś. Ten świat mnie zmienił… - o dziwo te słowa ukłuły mnie w serce. Jak to
nie potrafi kochać? Każdy człowiek to potrafi, lecz na swój pokręcony sposób. –
Sama w końcu to zrozumiesz.
- Nie zrozumiem – podniosłam się do
pozycji siedzącej, raptem nabierając odwagi. Louis obserwował mnie z uwagą. –
Nie wierzę Ci, że nie masz uczuć, Louis. Okłamujesz samego siebie.
- Tak twierdzisz? – spytał
zaskoczony.
- Tak, tak właśnie twierdzę –
warknęłam. – Każdy kocha, nawet najgorszy bezduszny palant.
- Najwyraźniej jestem bezdusznym
palantem – prychnął, zaciskając usta w wąską linię. – Zrozum, że jedna
dziewczyna już mnie zraniła w najgorszy sposób jaki mogła.
- Gdybyś żywił do niej ogromne
uczucie, nigdy byś nie zrezygnował z niej – parsknęłam oburzona. Jakbym
rozmawiała z dzieckiem!
- Myślisz, że nie żywiłem? –
zapytał wkurzony. Cholera, gdy jest wkurzony robi się nie obliczalny.
- Nie! – krzyknęłam, wstając z
łóżka. On również to zrobił i stanął naprzeciwko mnie, zagradzając drogę do
wyjścia z jego pokoju.
- Jesteś w dużym błędzie.
Kochałem Eleanor, ale moja, a raczej nasza natura nie pozwala mi być z
wampirem! Zrozum, że gdy czuję wampira mam ochotę go udusić, zabić gołymi rękoma.
Nienawidzę ich, tak samo jak Eleanor w tej chwili i od tamtego momentu, gdy
stała się wampem. I nic tego nie zmieni, nawet Twoje dziwne uprzedzenia do
niej.
- Moje? – zdziwiłam się. – Jesteś
śmieszny, Louis!
- Ja?! – czułam, że za chwile
wybuchnie, ale nic nie mogłam na to poradzić.
- Tak! Robisz z siebie twardziela
i despotę bez serca i uczuć! Nie wiem czy to do Ciebie nie dociera, ale jesteś
inny! Zupełnie odwrotnym wcieleniem tego pieprzonego Louisa!
- Nie prawda! – wrzasnął, a mną
wstrząsnęło. – Już nigdy nie pokocham nikogo przez Eleanor! To wszystko jej
wina! – dodał już trochę ciszej, ale wciąż głośno. Usłyszałam, jak wszyscy w
salonie umilkli.
- Ja jestem w połowie wampirem
Louisie! A ze mną rozmawiasz, spotykasz, flirtujesz, robisz wszystko!
- Nie jesteś wampirem takim,
które zabijam niemal codziennie, ale patrzenie na to, jak żywisz się krwią,
robi mi się nie dobrze. Nie mogę na to patrzeć, lecz chcę Ci pomóc, byś
zachowała choć w sobie trochę człowieczeństwa, które w sobie masz i pragnę je w
Tobie szerzyć. Nie chcę byś była taka jak oni, nie zniósłbym tego.
- Zabiłbyś mnie gdyby była taka
potrzeba? – spytałam cicho, patrząc na niego spod rzęs. Już nie czułam tej
gorączki, która trzymała się mnie kilka minut temu. Teraz czuję sam gniew do Louisa
i odwagę.
- Lily…
- Odpowiedz mi! – wykrzykuję
pełna wściekłości.
- Tak, zabiłbym, żebyś mogła być
normalnym człowiekiem, tak jak ja! – odkrzykuje, chwytając moje ramiona. – Nie
chce byś była tym wampirem nawet w połowie, w jednej czwartej! Chcę Ciebie jako
człowieka, a nie pierdolonego mieszańca!
- Co? – Louis… mnie chciał? Tyle,
że… w jaki sposób?
- To co słyszałaś! Chcę Ciebie,
nie mogę Ci się oprzeć, Lily Anderson! Tak bardzo przypominasz mi Eleanor, a
jednocześnie bardzo się od siebie różnicie i właśnie tego nie mogę pojąć.
- Louis, nie… nie możesz mnie
chcieć… - kręcę głową, otumaniona jego słowami.
Nie mogę Ci się oprzeć.
Chcę Ciebie.
Nie…
- I kto tu nie przyjmuje do
siebie prawdy? Pragnę Cię, mam ochotę robić z Tobą wszystko, co zakazane.
- Louis… - brak mi słów.
- Nie, musisz znać prawdę –
powiedział stanowczo.
- A skąd możesz wiedzieć, czy ja
ją chciałam znać! – krzyknęłam, odpychając go od siebie.
- Bo widzę jak na mnie patrzysz,
Lily. Widzę, jak chodzisz spięta przy mnie, jak chłoniesz mój dotyk, gdy Cię
nim obdarowuję, jak uśmiechasz się do mnie, gdy z Tobą flirtuję, gdy prawię Ci
komplementy. Tego nie ukryjesz.
- Przecież ty nie kochasz –
wycedziłam przez zaciśnięte zęby, kierując się w stronę wyjścia.
Do były sekundy. Nim zdążyłam
sięgnąć do klamki, ręce Louisa wystrzeliły w moją stronę, chwytając mnie mocno
i przypierając do ściany. Jego ciało przylegało do mojego, biło gorącem i
seksem. Nasze szybkie oddechy były nierówne i szybkie. Wpatrywaliśmy się w
siebie niczym wygłodniałe wilki w swoją ofiarę, a usta były naprawdę blisko
siebie.
- Zależy kogo się kocha, Panno
Anderson – mruknął, jeszcze mocniej przypierając mnie do ściany. – Proszę Cię o
jedno.
- O co? – spytałam, zduszonym
głosem.
- O pocałunek – zamarłam. – Jeden
pocałunek. Potem sama zdecydujesz co będzie dalej.
- To nieodpowiednie… - szepnęłam,
choć mój głosik w głowie krzyczał „Tak, tak!”
- Decyzja należy do Ciebie – jego
usta cmoknęły mnie w zaróżowiony polik, następnie czubek nosa, potem w kącik
ust. Jego dłonie wędrowały po mojej talii, plecach i pośladkach, badając
nieznany mu teren. – Taka idealna…
- Jeden pocałunek? – wyszeptałam,
niczego bardziej nie pragnąc w tamtej chwili, jak posmakować jego ust.
- Jeden – Lou kiwnął głową, a jego
oczy płonęły czernią i pożądaniem. Wyglądaliśmy niczym Christian Grey i
Anastasia Steele z 50 twarzy Greya… Tylko Louis za pewno nie przepadał za BDSM
i chłostaniem, tylko za zabijaniem wampirów i… mną.
Louis nie pozwolił mi dalej
rozmyślać o tej erotycznej powieści i zamknął moje usta gwałtownym, mocnym i
namiętnym pocałunkiem. Byłam zaskoczona siłą tej pieszczoty. Jęknęłam głośno w
jego usta, co wykorzystał i wkradł się do moich warg swoim językiem, badając
podniebienie. Próbowałam mu dorównać, co było bardzo trudne i męczące. Lou
chwycił moje ręce, odrywając je od swojego ciała i mocno przygwoździł ponad
moją głową, po czym ujął moją twarz i ponownie zaatakował i przeniósł się na
szyję, odnajdując mój czuły punkt. Gryzł go zawzięcie, ssał i lizał. To całe
uczucie poczułam w podbrzuszu i ono mocno dawało mi się we znaki. Wiłam się pod
nim, chcąc więcej i więcej, choć wiedziałam, że musiałam to natychmiast
przerwać, nim posuniemy się za daleko.
Ale się pragnęliśmy, a oderwanie się od jego ust było cholernie
ciężkie.
Przed oderwaniem się od Louisa,
ostatni raz pochwyciłam jego usta w głębokim, pełnym życia pocałunku i
oderwałam się od niego, z jedną prośbą, którą musiał spełnić, bo mi obiecał i
nie mógł jej zlekceważyć.
- Teraz ja Cię o coś poproszę,
Louis – odparłam z trudem, patrząc w jego oczy. – Może Ci się to nie spodobać,
ale ja tego chcę i musisz mi w tym pomóc.
- W porządku – powiedział cicho
po chwili krępującej ciszy.
- Chcę o tym zapomnieć – rzekłam
poważnie, a on zbladł.
- Co masz na myśli, Lily? – zapytał
chłodno.
- Skręć mi kark i zapomnę,
Louisie.
***************************
No to jest obiecany rozdział! :D Następny będzie za dwa dni, abyście się główkowali, co się morze wydarzyć w następnym rozdziale :D Jak wam się podobał? :D Końcówka, szczególnie się wam podoba, prawda? :D ( sarkazm ) XD
18 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3
Komentujcie <3
K.
Pierwszy kom! :D
OdpowiedzUsuńZajebiste! *-*
Świetne!
OdpowiedzUsuńPER-FECT!!!
OdpowiedzUsuńJak ona moze chciec zapomniec ?! To jest karalne! Brak słów .....
Mam nadzieje ze Lou jej tego nie zrobi :/
Czekam na next'a ♡ xx
super :)
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się ona nie może zapomnieć ;'( Rozdział świetny :)
OdpowiedzUsuńTylko końcówka :( Chcę mi się płakać ;"(
A TYLKO MI SIE WARZ SKRECIC JEJ KARK LOUIS! -_- Rozdział świetny ^^
OdpowiedzUsuńO boże czytam to bez oddychania więc jak umrę to będzie twoja wina *^*
OdpowiedzUsuńNieee.... Lou ma tego nie zrobić !!!! Błagam ... ale i tak rozdział cudny *-*
OdpowiedzUsuńRozdział zajebis*y Louis nawet nie próbuj jej skręcić karku
OdpowiedzUsuńCzekam na next
Brakuje mi słów by opisać ten rozdział!!! Najlepszym określeniem będzie jedno wielkie "WOW" ♥ Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :D
OdpowiedzUsuńZajefajny rozdział :D
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwyk super ,tylko nie rozumiem dlaczego Lily niechce zbliżyć się do Lou?
OdpowiedzUsuńDwa dni nie wytrzymam :'( :'(
OdpowiedzUsuńJednym słowem zajebisty ! <3<3<3 kocham tego bloga <3<3<3<3<3<3
OdpowiedzUsuńC.U.D.O.W.N.Y! CZEKAM NA NASTEPNY ")
OdpowiedzUsuńCzemu ona che o tym zapomnieć? Rozdział świetny, cały blog świetny <3
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga :) Nie ona nie może o tym zapomnieć :'( Nie :'(
OdpowiedzUsuńŚwietne
OdpowiedzUsuńKocham to
OdpowiedzUsuń