Ten rozdział dedykuję mojej Gawlickiej, bez której moja motywacja spadła by do zera i że dzięki niej mogę często się pośmiać! Ona już wie dlaczego xD Kocham Cie, szmato :* <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Jezu… Louis, ona nie żyje! – powiedziałam zdławionym głosem, patrząc jak chłopak bierze bezwładne ciało Rosalie i wsadza je do schowka na miotły.
- Żyje, tak łatwo się jej nie pozbędziemy – odparł,
wzdychając ciężko, gdy rzucił dziewczynę w stertę szmat i tego, co używają
sprzątaczki i zamknął drzwi. Zapach był
obrzydliwy, więc jej w ogóle nie zazdrościłam.
- Jak to… Żyje? – wydukałam z trudem.
- Najwyraźniej nie zauważyłaś, że Hunington należy do tych
pijących krew, co nie? – Louis spojrzał na mnie lekko rozbawiony.
- Co, ale ona przed chwilą… chciała mnie zabić, bo właśnie
nim jestem!
- Zasada numer jeden : nigdy nie słuchaj Rosalie Hunington,
bo skończysz w piachu, a teraz chodźmy stąd, nim ktoś nas zauważy – po tych
słowach chwycił moją dłoń i wybiegliśmy ze szkoły.
To uczucie… Gdy Jego dłoń była na mojej, było… dziwne. Nie
dość, że była ona delikatna to jeszcze bardzo przyjemna… Stop! Czy to był jakiś
kolejny z aspektów wampira, czy coś?
Po wyjściu ze szkoły od razu puściłam jego rękę, będąc
trochę tym… zawstydzona, nawet.
- Co teraz robimy, maluchu? – zapytał mnie, gdy szliśmy na
parking.
- Mówiłam Ci już o maluchu, Lou.
- Lou? Już dostałem od Ciebie pieszczotliwą ksywkę? Urocze!
- Przestań, to jest przecież skrót od Twojego imienia!
- Dobra, dobra. Wiem to – uśmiechnął się złośliwie,
wyprzedzając mnie dużymi krokami.
- Palant – odparłam.
- Słyszałem!
***
- Gdzie jedziemy? – zapytałam Louisa, gdy już dobrą godzinę
jechaliśmy jego autem i za pewne już dawno wyjechaliśmy z miasta śmierci.
- Zdajesz sobie sprawę, że zadałaś mi to pytanie chyba już z
dziesiąty raz? – Lou spojrzał na mnie kątem oka, trochę rozbawiony i
zirytowany.
- Skąd mam wiedzieć, czy nie chcesz mnie zgwałcić? –
palnęłam i od razu zarumieniłam się jak piwonia. Tak… ja to potrafię jednak
myśleć, brawa dla mnie.
- Kuszące, ale odmówię, wiesz? Jakoś nie chcę zostać
ugryziony po raz kolejny przez wampira.
- Po raz kolejny? – zmarszczyłam brwi i zauważyłam na jego
szyi bardzo widoczny ślad ugryzienia. No tak… pytałam go o nie już raz i
tłumaczył, że zaatakował go pies. – Kto Ci to zrobił, Louis?
- Lily…
- Nie, Tomlinson, mam dosyć oszukiwania mnie, okay? –
przerwałam mu podenerwowana. Louis w tej samej chwili zatrzymał auto.
- Jesteśmy – odparł, zmieniając temat. Wyjrzałam przez okno.
Byliśmy potocznie mówiąc na kolejnym zadupiu, tym razem z
lasem. Cóż za odmiana po tym, jak przeprowadziłam się do miasta pełnego
kochanych wampirków!
- Gdzie nas wywiozłeś?
- Nie widzisz lasu i tej pięknej natury? Wy dziewczyny
powinniście to lubić.
- W Los Angeles nie ma lasów – powiedziałam z cichym
śmiechem.
- To sobie kurwa wyobraź palmy i będzie ten sam efekt –
westchnął głęboko i wysiadł z auta, po chwili otwierając drzwi od mojej strony.
- Co za gentleman.
- Pierw flirciarz, potem palant teraz gentleman? Zdecyduj
się kobieto! – zaśmiał się.
- Kto bogatemu zabroni żyć w luksusie, co?
- Co to ma do rzeczy?
- Nie wiem, nasunęło mi się to na język, okay? – jęknęłam
zdesperowana, opuszczając pojazd. Chciałam to zrobić z gracją, lecz moje nogi
jak zwykle mając to w zwyczaju, zaplątały się w dziwny sposób i potknęłam się.
Przed spotkaniem z betonem uchronił mnie Louis, który w ostatniej chwili mnie
złapał i uchronił przed upadkiem. Jego ręce były ściśle owinięte wokół moich
ramion, a twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko mojej. Wzięłam głęboki
wdech, tym samym wdychając nosem przyjemny zapach jego wody kolońskiej. Przymknęłam
delikatnie oczy i spojrzałam w jego tęczówki, które błyszczały znakiem
zapytania.
- Te Twoje niebieskie oczęta chcą się do mnie dobrać, widzę
to – odparł z lekkim uśmiechem.
- Dobrać? Z dobranocki się urwałeś? – parsknęłam śmiechem,
chcąc stanąć samodzielnie na nogach, lecz Louis mnie powstrzymał.
- Czyżby ten owoc zakazany, nie był już taki zakazany jak na
początku? – zapytał mnie głębokim tonem.
- Sam sobie odpowiedz na to pytanie – szepnęłam, czując się
na serio nie zręcznie. Bliskość Louisa mnie krępowała, przez co się
zawstydzałam.
W końcu otrząsając się, oderwałam ręce z jego ciała i
stanęłam twardo na ziemi.
- Może chodźmy? – zaproponował Louis, głupio się
uśmiechając. – Czeka nas przynajmniej godzinna droga przez las – i ruszył przed
siebie, zostawiając mnie w tyle.
- Godzinna?! Ty żarty sobie robisz?! – wykrzyknęłam, a on
tylko się zaśmiał. – Palant, dupek!
- I flirciarz, tego zapomniałaś dodać!
***
- Dłużej iść chyba nie można! – powiedziałam, sapiąc głośno.
Takie chodzenie nie było fajne, wręcz przeciwnie : było do bani.
- Wampir i taka słaba? – Louis spojrzał na mnie, puszczając
przy okazji oczko. Czemu on musiał być
taki irytujący?! Działał mi na nerwy, przez co chwilami miałam rozwalić
wszystko, co mnie otaczało!
- Gdybym chciała, to bez trudu wyrwałabym to pieprzone
drzewo i Cię nim zdzieliła!
- Cholera, tak, jednak wampir – westchnął i przyśpieszył.
- No weź! Nie mam już siły, Lou!
- Wziąć Cię na ręce, księżniczko? – zapytał, uśmiechając się
zadziornie. Boże, czemu on musiał się tak uroczo uśmiechać?
- Wampira? – popatrzyłam na niego na wpół smutno, na wpół
wyzywająco. Louis zatrzymał się i zawrócił w moją stronę. – Hej, hej! Ja tylko
żartowałam! – zaśmiałam się, ale on to wziął na poważnie. Louis jak siłacz
chwycił mnie i podniósł, przerzucając przez swoje ramię tak, że wysiałam twarzą
do jego pleców i…
Witaj seksowny
tyłeczku.
- Gapisz się na moją dupę, prawda? – odezwał się po jakiś
pięciu minutach ciszy.
- Nie, no coś ty… - zająknęłam się i spróbowałam nie
zwymiotować od tego kołysania głową do dołu. – Louis, postaw mnie na ziemię…
nie dobrze mi…
- Pierw każesz mi brać Cię na ręce…
- Nic takiego nie mówiłam – przerwałam mu.
- Ale nie protestowałaś, prawda? – z niechęcią pokiwałam
głową. – No właśnie, więc teraz nie marudź i jak się zamkniesz, będziemy na
miejscu za pięć minut – jego srogi ton powodował u mnie dreszcze.
- Jesteś chamem, wiesz?
- Chyba lepiej chamem, niż chamem pacyfistą, co?
- Przestań się wymądrzać, okay?
- A ty najlepiej odzywać – warknął i przyśpieszył.
Wiedziałam, że marzył o tym, by w końcu mnie postawić i resztę drogi pokonać
samemu, ale w końcu go do tego prowokowałam. Nie raz moja przyjaciółka, Bells
była na mnie za to wkurwiona, ale nic nie mogłam na to poradzić. Moja matka
była taka sama, ojciec też… Wszystko poszło w cholernych genach.
Jeśli już mówimy o genach… czy moja matka wie o naszych
pseudo wampirzych korzeniach? Czy ona wiedziała, kim naprawdę jestem? I czym
ona może być?
To wszystko wydawało mi się takie pogmatwane… wampiry w
dwudziestym pierwszym wieku… to było śmieszne i niedorzeczne. To przecież nie
był pieprzony Zmierzch, tylko prawdziwe życie! Według opowieści wampiry były
krwiożerczymi stworzeniami, pragnące jedynie bólu innych i picia krwi… Czy też
miałam taka być.
Ale było jedno, ale, którego w ogóle nie rozumiałam i nie
potrafiłam sobie sama na nie odpowiedzieć.
- Louis, postaw mnie na ziemię – powiedziałam poważnie, może
nawet zbyt jak na mnie. Chłopak tym razem się mnie posłuchał i po sekundzie
moje stopy dotknęły trawy. Poprawiłam swoją kurtkę, która obciągnęła mi się
odrobinę do góry i spojrzałam na chłopaka, który mi się przypatrywał.
- Widzę, że masz pytanie.
- Jeśli jestem wampirem…
- Bo jesteś – potwierdził Lou.
- Omińmy tą kwestię – machnęłam ręką. – Wampiry… nie żyją.
- To chyba rzecz oczywista – Lou wywrócił oczami.
- No tak… to jakim cudem moje serce bije i się męczę, gdy
jestem nieśmiertelną? Dlaczego w moich żyłach płynie normalnie krew i oddycham,
jak każdy normalny człowiek?
Mina Louisa mówiła wszystko : nie chciał mi nic na ten temat
mówić, ale musiał. Chciałam w końcu wyjaśnień, po to tu z nim przyjechałam : Po
prawdę na swój temat.
- Wiedziałem, że o to się w końcu zapytasz… - Louis
westchnął głęboko i spuścił swój wzrok na ziemię. – Jest wiele rzeczy, o
których powinienem Ci powiedzieć, Lily, ale… to nie jest takie łatwe, jak to Ci
się wydaje…
- Proszę, powiedz mi – podeszłam do niego i tym razem to ja
spróbowałam wykorzystać swój urok. Chwyciłam go za rękę i spojrzałam na niego
spod swoich długich, czarnych rzęs. Lou zerknął na nasze splątane dłonie, które
po chwili rozdzielił.
- To jest coś w stylu tego, jak żywot wampira. Nic nikomu
nie możesz powiedzieć, chyba, że ta sama osoba pozna prawdę.
- Dlaczego wy wszyscy jesteście tak tajemniczy? Wkurza mnie
to! – powiedziałam podniesionym głosem, wznosząc ręce do góry by pokazać mu
moje zdenerwowanie. – To jest cholernie stresujące. Jestem tym wampirem, a nic
o tym nie wiem! Skąd to coś wzięło się w mojej rodzinie, czy moja matka jest
tym samym… potworem jak ja?
- Nie jesteś potworem, Lily – odparł spokojnie Louis, o
dziwo. Louis i spokój w takim momencie? Nie, tu coś nie grało. – Nie każdy
wampir jest chamskim dupkiem czy wampirzą suką… Po prostu musisz nauczyć się
kontrolować swoje pragnienie jako nowonarodzona i emocje, którymi możesz w
każdej chwili wybuchnąć. Uwierz mi, wiem co mówię, bo znałem kilku wampirów.
- I co teraz się z nimi stało? – zapytałam obojętnie.
- Nie żyją – szepnął Louis pod nosem. Zesztywniałam i jak
robot przeczesałam swoją dłonią włosy, które spadły mi na twarz.
- No właśnie… To znaczy, że ja też mogę w każdej chwili
zginąć – rzekłam, płaczliwym tonem. Tak, miałam ochotę się rozpłakać. Dawno
tego nie robiłam i te wampirze emocje, o których tak Louis trąbił, rosły we
mnie i rosły. Chciałam w końcu, aby to we mnie wszystko pękło i rozleciało się
na milion kawałków.
- Nie zginiesz – odparł Louis pewnie, patrząc na mnie z
zawziętością w oczach. – Nic Ci się nie stanie, jak będziesz się mnie słuchać.
- Tak i co mam zrobić dalej?! Jeśli Huninghton znowu mnie
napadnie, a Ciebie nie będzie? Albo najdzie mnie w akademiku?
- Proste, zamieszkaj z Avą w naszym domu…
- Proszę Cię! Ty myślisz, że by to zadziało? Poza tym,
uczniowie uniwerku nie mogą mieszkać poza akademikiem.
- Zapomniałaś, że Shalley to dyrektorka tej szkoły? – Louis
podniósł pytająco brew.
- Shalley nie zbyt mnie lubi. Najchętniej to by pewnie
wyrzuciła mnie z miasta na zbity pysk.
- Mi mówiła co innego, Lily.
- Ona kazała mi Cię unikać tego samego dnia, kiedy tu
przyjechałam! Najwyraźniej Cię okłamała!
- Wtedy nie wiedziała, że jesteś wampirem! – fuknął,
podchodząc do mnie bliżej i nasze ciała znajdowały się naprawdę blisko siebie.
– Wiesz co jej powiedziałem? Że się Tobą zaopiekuję i pomogę w tym całym
bagnie. Więc teraz Ci to powiem prosto w twarz…
- Nie, Louis. Ty nie mówisz mi wielu rzeczy, nic o Tobie nie
wiem przez co nabieram w tym wszystkim wątpliwości.
- Jakich wątpliwości?
- Czy ten mój przyjazd do miasta da mi jakieś korzyści, a
tym bardziej ta nasza znajomość. Powinniśmy zapomnieć o tym, że w ogóle się
poznaliśmy wtedy na ulicy i odprowadziłeś mnie do akademiku. To się w ogóle nie
powinno wydarzyć i dobrze o tym wiesz.
- Lily, nie wiesz co mówisz…
- Louis, odwieź mnie do akademika – zażądałam dobitnie. – A
po przyjedźcie obiecaj mi, że się nie spotkamy i nie będziemy sobie wchodzić w
drogę.
- W porządku – Louis wzruszył ramionami.
- Co? – zapytałam zdziwiona.
- Zrobimy tak, jak ty tego chcesz, ale wiedz, że zawsze
możesz do mnie przyjść i poprosić o wszystko – rzekł… smutno?
- Możemy iść?
- Jasne.
***
- Co ty taka przybita? – zapytał mnie Mike, gdy dorwał mnie
w parku, gdy siedziałam na ławce następnego dnia. Może i byłam trochę „
przybita „ jak to określił, ale nie tak bardzo, jak to za pewno miał na myśli.
- Ja? Zdaje Ci się – uśmiechnęłam się na jego widok i
zrobiłam mu trochę miejsca.
- Mam nadzieję, że te wyjście do klubu w sobotę jest nadal
aktualne – odparł wesoło.
- Jest, jest. Mam dosyć tego przeklętego tygodnia i
szczególnie Panny Figinns – powiedziałam ze śmiechem.
- No właśnie, co to była za akcja na historii? Przez Ciebie
teraz Figinns męczy nas wejściówkami z dat z całej historii.
- Moja wina? – zapytałam go zaskoczona.
- Żartuję przecież – Mike ponownie się do mnie uśmiechnął i
odpowiedziałam mu tym samym. – A przed klubem idziemy na kawę lub…
- Tylko nie kawa! – przerwałam mu nagle i ostro.
- Spokojnie, miałem na myśli inny lokal niż DeathGroov.
Wiem, że próbujesz unikać Louisa widzę to.
- Aż tak bardzo to rzuca się w oczy?
- Cholernie – zgodził się ze mną.
- Oh… Dobrze wiedzieć – wzruszyłam ramionami i na mój język
nasunęło mi się pytanie. – Pomożesz mi w czymś?
- Mam nadzieję, że nie w matematyce, bo leżę i kwiczę w tej
kwestii – stwierdził, śmiejąc się.
- Nie, nie – parsknęłam śmiechem. – To raczej pytanie.
- Wal śmiało – zachęcił mnie.
- Wiesz coś o wampirach w tym mieście? – walnęłam z grubej
rury, a Mike spoważniał w jednej chwili. Bingo! – Bo nie wierzę, że nic o tym
nie wiesz.
- Coś tam wiem, ale na serio nie wiele, resztę to może z
filmów.
- Mów co wiesz.
- Więc… Wampiry piją krew.
- Amerykę odkryłeś! – ponownie się zaśmiałam.
- Wiem – Mike się uśmiechnął. – No to oprócz tego, że piją
krew, to na pewno są nieśmiertelne… do czasu, jeśli ktoś nie wbije mu kołka w
serce, albo nie oderwie głowy. Ze Zmierzchu wyniosłem też, że istnieją wampiry
wegetarianie.
- Widziałeś już wampira w tym mieście?
- Żeby to raz… Mieszkam tu od roku i zdążyłem poznać je na
tyle, żeby je omijać szerokim łukiem.
- Dlaczego?
- To chyba oczywiste i jasne jak słońce, one zabijają, to
wystarczy! Mam nadzieję, że oni w końcu się ich pozbędą.
- Oni? Kto to? – zapytałam go zdezorientowana.
- No Nocni Łowcy, nie słyszałaś? – pokręciłam przecząco
głową z głupim uśmiechem. – Nocni Łowcy, Ci co mają w żyłach krew Zeusa? –
ponownie zaprzeczyłam. – Oni są jedynymi ludźmi, którzy mogą pokonać wampiry i
inne stworzenia pozaziemskie.
- Są tu takie?
- Niby tak, ale ich nigdy nie widziałem – wzruszył ramionami
i powrócił do tematu. – W Nocnych Łowcach najdziwniejsze jest to, że
Przyziemni, czyli my, ich nie widzą.
- To tak jakby niewidzialność?
- Dokładnie. Legenda głosi, że gdzieś w tym mieście mają
swoją siedzibę, ale nikt jej nigdy nie widział. Łowcy polują na wampiry
szczególnie w nocy, nie chcą, aby zostali przyłapani przez ludzi na tym, co
robią.
- Ale mówiłeś, że ludzie nie widzą nocnych łowców –
odparłam, patrząc na niego pytająco.
- No tak, ale za pewno w nocy tak jakby wracają do świata
widzialnych i załatwiają wampiry.
- Dlaczego oni są zawsze niewidzialni?
- Prawdopodobnie nie chcą, aby ich życie wyszło na jaw, bo
to mogłoby zabić Przyziemnych, gdyż ich wielki pseudo władca, Adalbert z radą
nie pochwalają, gdy ludzie chodzą im w paradę no i pewnie nie przeżyli by
widoku demona, który chciał by ich zabić.
- Demona?
- Przeklęci, prościej mówiąc. Zabiją wszystko, co się rusza.
- Skąd one się wzięły.
- To jest zupełnie już inna historia, na którą niestety już
nie mam czasu, bo śpieszę się na angielski – powiedział, patrząc na swój
zegarek w telefonie. – Wpadnę po Ciebie o ósmej.
- Co?
- Dzisiaj sobota, czyż nie?
***************************
No to już kolejny rozdział za nami! :D W następnym będzie się DUŻO działo i gwarantuje huśtawkę emocji :D
Next rozdział za dwa dni, tak jak zawsze, jeśli będą komentarze oczywiście :**
15 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3
Komentujcie <3
K.
Rozdzial wyszedl suprr. Jestem ciekawa czy na randce Lily pojawi sie Louis :D
OdpowiedzUsuńZajebisty! Czekam na next :3
OdpowiedzUsuńSwietny!!
OdpowiedzUsuńO moj. Boxes now moget sie doczekac. Nexta. ♡♡
super :))
OdpowiedzUsuńWoW mega czekam niecierpliwie na next :D
OdpowiedzUsuńŚwietny ♥
OdpowiedzUsuńSuper czekam na next ! <3
OdpowiedzUsuńCzadowy
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :* Już nie mogę się doczekać next :*
OdpowiedzUsuńNiesamowity *-*
OdpowiedzUsuńZarąbiste !
OdpowiedzUsuńczekam na next !! <3
Jest G E N I A L N Y *.*
OdpowiedzUsuńTwój blog został nominowany do Libster Awards więcej informacji tutaj -----> iwanttobewithyou1d.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSuper,genialny,doskonały...opisany w trzech słowach
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział :) Cały blog...nie znam takiego słowa którym mogę go opisać :* Z niecierpliwością czekam na next :* Mam nadzieje że będzie jak najszybciej :*
OdpowiedzUsuńhofhwhfiwfhie Świetnyyy ! Next :)
OdpowiedzUsuń! WOW ! Nigdy jeszcze nie czytałam tak świetnego bloga ♥ Tyle emocji i ...
OdpowiedzUsuńnie umiem wymyślić żadnego słowa który mógł by opisać co w tym momencie czuję :D Rozdział przecudny tak jak cały blog :* Z niecierpliwością czekam na następny rozdział
*.* CUDO <3
OdpowiedzUsuń