Sobota? To był już weekend?
Te wszystkie wydarzenia odebrały mi rachubę czasu i
kompletnie zapomniałam o tej imprezie, tylko nie chciałam tego pokazać przy
Mike’u. Tak czy inaczej, w końcu mogłam zapomnieć o Louisie, wampirach,
demonach i jakiś tam Nocnych Łowcach.
Ale póki co dopiero była trzynasta i strasznie się nudziłam.
Mogłam poprosić Mike’a, aby nie szedł na ten parszywy angielski, ale wpadłam na
to dopiero wtedy, gdy chłopak już wchodził do szkoły i uśmiechnął się do mnie
uroczo na pożegnanie. Lubiłam Mike’a. Mimo tego, co mówił Louis, nadal
uważałam, że chłopak z lokami był zabawny i miły, ale bałam się, że po odkryciu
prawdy nasze relacje zniszczą się i rozpadnie się na milion kawałków. Mieć
takiego przyjaciela jak Mike to cud. Czułam, że to nie będzie zwykła znajomość,
kończąca się na dwóch naszych spotkaniach. Mike był dużym przeciwieństwem
Louisa. Louis był prostakiem, chamem i chwilami kompletnym dupkiem.
Cholera, po jakiego ja porównywałam Mike’a i Louisa, jeśli
ich obu nie znałam zbyt dobrze?
Chujowa sprawa.
- Lily! – w oddali zauważyłam Avę, która wychodziła z
akademika i kierowała się w moją stronę szybkim krokiem. Po jej minie
widziałam, że coś ja trapiło.
- Co jest, Ava? – zapytałam ją udając, że nic nie
zauważyłam.
- Czy Ciebie Louis też się pytał o przeprowadzkę do niego i
reszty chłopaków? – odpowiedziała pytaniem, uważnie na mnie patrząc.
- Pytał – pokiwałam głową, wstając z ławki.
- I co o tym myślisz?
- Odmówiłam mu – odparłam nijako, wzruszając obojętnie
ramionami.
- Nie chcesz z nimi mieszkać? – zdziwiła się.
- Nie, z obcymi chłopakami?
- Wolałabym to, niż spać w akademiku, w którym w każdej
chwili mogą mnie zabić podczas snu – rzekła, zakładając ręce na piersiach. Strój
dziewczyny był dziś wyjątkowo skromny, jak na nią. Miała na sobie wyrwane na
całych nogach czerwone spodnie, wysokie czarne wojskowe buty i gorset wiązany z
przodu w tym samym kolorze co obuwie. Jej włosy były rozpuszczone i
wyprostowane, ale wplątane w nie były kolorowe pasma doczepek. Makijaż…
pozostał jednak mocno gotycki. - Wiem o co chcesz zapytać Ava i mówię nie. Jak
chcesz, możesz się do nich przeprowadzić, a ja zostanę tu.
- Serio, mieszkanie z piątką ciasteczek nie zachęca Cię?
- Raczej z czwórką – poprawiłam ją, a na jej twarzy
zauważyłam lekki rumieniec. – Widziałam Cię wczoraj rano z Zaynem…
Wyglądaliście naprawdę słodko.
- Wiem, bo to jest właśnie Zayn. On cały jest słodki i
uroczy i w ogóle jest wspaniały – Ava się uśmiechnęła.
- Dlaczego nie chcecie być razem?
- Kto tak powiedział? – Ava poruszała zabawnie brwiami, na
co parsknęłam śmiechem.
- Zayn pasuje do Ciebie, bo oboje nie wyglądacie mi na
grzecznych i grzesznych.
- Masz rację – tym razem Ava się zaśmiała. – Ej, ty
odwracasz moją uwagę! – pisnęła, w końcu sobie to uświadamiając.
- Szybka jesteś, brawo – prychnęłam.
- Nie namówię Cię na przeprowadzkę, prawda? – pokręciłam
głową. – No proszę Cię, Lily! Zrób to dla mnie!
- Nie, Ava. Może gdybym nie była tym, kim jestem, to inaczej
by to wszystko wyglądało…
- Tym bardziej cała paczka powinna się trzymać razem.
Pomożemy Ci to przetrwać i…
- Nie, Ava – uśmiechnęłam się smutno. – Wolę żyć w
samotności i być skupiona na nauce, z tego powodu na przykład tu przyjechałam,
prawda?
- Shalley zrozumie, dlaczego nie chodzisz na zajęcia…
Zresztą, uwielbia Cię kobieta i nawija na okrągło o Tobie.
- Wiesz, jestem wampirem, nie trudno o mnie nie gadać, gdy
jestem tą pieprzoną nowonarodzoną, czy jak to tam się zwie. Poza tym : sama
sobie poradzę, Ava i nie potrzebuję niczyjej pomocy, szczególnie…
- Louisa, tak? – podniosła zagadkowo brew z szelmowskim
uśmiechem. – Myślisz, że nie widzę, jak na siebie oboje działacie?
- Mam go gdzieś, zresztą on mnie też. Wczoraj go o tym
uświadomiłam i kazałam nie wchodzić mu mi w drogę.
- Dziewczyno, ty masz w ogóle serce, że odrzucasz zaloty
samego Louisa Tomlinsona?! – pisnęła, udając wzburzoną.
- A kim on jest do cholery, że mam go od razu lubić?
Zachowuje się jak zwykły prostak, który mógłby mieć każdą dziewczynę.
- Nigdy taki nie był, dziewczyny same do niego legną, ale on
ma je szczerze w dupie – powiedziała Ava, próbując nadal mnie przekonać.
- Wniosek jest taki, że Louis nawet nie wiedząc o tym, jest
maszyną do wyrywania lasek, czy tego by chciał, czy nie. I powiem Ci jeszcze
raz : nigdzie się stąd nie ruszam – po wyrażeniu swojej opinii, odwróciłam się
na pięcie i udałam do akademika, gdzie spędziłam resztę godzin, które dzieliły
mnie od mojej feralnej imprezy.
***
- Co. To. Jest? – zapytałam Mike’a, gdy przekroczyliśmy próg
nieznanego dla mnie lokalu. Panowała w nim kompletna cisza, a naprzeciwko nas
stała niewielka scena, gdzie znajdował się jakiś ciapowaty chłopak, recytujący
wiersze. – Wieczór poetycki, serio? Klub ze striptizem byłby lepszy, niż to.
- Dają tu dobrą kawę, a on – wskazał na recytatora. – Jest
dodatkiem, którego sam nie znoszę.
- Dobrze wiedzieć – odparłam, patrząc na to wszystko
kompletnie zbita z tropu.
- Idź zajmij dla nas miejsca, ja idę zamówić coś dla nas.
- Okay – pokiwałam głową i ruszyłam w głąb salki, w
poszukiwaniu jakiś przyzwoitych miejsc. Ludzi nie było tu wielu, ale ze względu
na wielkość lokalu, która nie powalała na kolana, prawie wszystkie fotele były
zajęte przez dorosłych szczególnie. Takich jak ja i Mike było tu nie wielu. –
Po prostu super – jęknęłam pod nosem i poprawiając rękawy swojej kremowej
kurtki wzrokiem odszukałam wolny stolik. Prawie, że na palcach pokonałam połowę
lokalu i usiadłam na jednym z foteli, które o dziwo, okazały się dość wygodne.
Rozsiadłam się na nim wygodnie i czekałam, aż ten koszmar się skończy.
- Proszę, księżniczko – znikąd pojawił się Mike, stawiając
na stoliku moją kawę, a swoją trzymał w drugiej dłoni.
- Dzięki – uśmiechnęłam się lekko i również wzięłam swoją
kawę do rąk i zaczęłam powoli ją sączyć. – Mm, przynajmniej jeden pożytek z
tego miejsca… Dobra kawa.
- Mówiłem – Mike zajął miejsce w drugim fotelu, tuż obok
mojego i spróbował się skupić na chłopaku, który pierdolił bez ładu i składu.
Raz pieprzył o miłości, potem o uchu.
- Nie przeżyję tego – westchnęłam zrezygnowana. – Co ma
miłość do ucha?
- Sam nie wiem, ale przynajmniej teraz wiem, jak łatwo
zasnąć – Mike ziewnął cicho i skulił się w fotelu.
- Jak długo mamy tu siedzieć do przyjazdu taksówki?
- Czterdzieści minut – odparł Mike, spoglądając na mnie.
- Och, Boże… - stęknęłam, na co parsknął śmiechem.
- Dasz radę. Wolałbym wieczór poetycki, niż chodzenie teraz
po mieście z obawą, że ktoś mnie dziabnie w żyłę – stwierdził szeptem. No tak…
wampiry wciąż pozostawały tajemnicą, jak mogłam o tym zapomnieć?
- Racja – zgodziłam się z nim. Przez następne dwadzieścia
minut zamieniliśmy ze sobą kilka słów, czekając aż ta cholerna taksówka w końcu
się zjawi. To wszystko ciągnęło się w nieskończoność, co mnie bardziej męczyło,
niż pytanie Figinns mnie na historii.
- Cholera, ja też już nie mogę tego słuchać, chcesz jeszcze
jedną kawę? – zapytał mnie Mike, nie wytrzymując tej nudy. Co za cienias.
- Z chęcią – pokiwałam głową. Mike wstał i pomaszerował z
naszymi kubkami do barku, który stał niedaleko naszego stolika. Spoglądnęłam w
jego stronę i od razu w moje oczy rzuciła się dziewczyna, która patrzyła na
chłopaka z maślanymi oczami i tępym uśmiechem. Mike powiedział jej ciche cześć,
patrząc na nią na kilka sekund, potem odwrócił wzrok na scenę, a ona wciąż nie
spuszczała z niego wzroku. Zaśmiałam się, siadając prosto i czekając, aż Mike
wróci. Z nudów, które mnie ogarniały, wyjęłam sobie notatnik ze swojej torby i
zaczęłam bazgrać jakieś rysunki na jego pierwszej stronie. Nigdy nie byłam za
specjalnie uzdolniona plastycznie, ale lubiłam to robić. Za pewne kilka kursów
z rysunku i byłabym mistrzem w tej dziedzinie. Bo póki co umiałam narysować
patyczaka ze zbyt dużo za dużą głową.
- Jesteś tak zdesperowana, żeby rysować? – usłyszałam nad
sobą pytanie Mike’a.
- Zapomniałam wziąć ze sobą telefonu – odparłam, nawet nie
zerkając na niego, tylko skupiłam się na malowaniu jakiś kresek. Może
potraktowałam go chamsko, ale jakimś cudem nie mogłam oderwać się od
wykonywanej czynności.
- Czyli jednak jesteś zdesperowana – stwierdził, zajmując
miejsce w fotelu i przyglądał się mi. – Co malujesz?
- Nie wiem nawet – przyznałam, wzruszając ramionami. – Tak
jakoś mnie natchnęło.
- Ten Twój długopis jest jakiś niewidzialny, dla agentów FBI
czy coś?
- Dlaczego niby? – spojrzałam na niego zbita z pantałyku.
- Bo nic na tej kartce nie widzę – powiedział, zerkając na
mój zeszyt. Zrobiłam to samo. Ja jednak coś tam widziałam. Był to jakiś znak,
który bardzo kojarzyłam, lecz nie wiedziałam skąd. Przyjrzałam się mu bardziej
i zdałam sobie sprawę, że to była moja blizna z dzieciństwa na nadgarstku.
Popatrzyłam i na nią, potem z powrotem na rysunek. Wyglądały identycznie. –
Ziemia do Lily!
- Hm? – potrząsnęłam głową i przeniosłam swój wzrok na
chłopaka.
- Coś się stało? Jakoś zbladłaś…
- Nie, nic mi nie jest – uśmiechnęłam się lekko na dowód, że
nic mi nie dolega. – Jednak długopis mi się skończył i tego nie zauważyłam, mój
błąd – zachichotałam głupio, okłamując go. Nie lubiłam tego robić, ale w tej
chwili byłam do tego zmuszona, bo do cholery nie wiedziałam, co się ze mną
działo. – Może wypijmy szybko kawę i idźmy na taksówkę? Chyba nie zostało wiele
czasu do jej przyjazdu – zmieniłam temat widząc, że chciał go dalej drążyć.
Mike tylko pokiwał głową i skupił swoje spojrzenie na scenie.
Na szczęście.
***
- Ten klub… wow – zdołałam z siebie tylko tyle wykrztusić,
bo nic innego w stanie nie byłam. Klub „Frenzy” był chyba najbardziej zadbanym i
odjechanym budynkiem w całym mieście, jak na klub dla gotów i zapewne jako
jedyny w tej dziurze. Ze środka dobiegała do mnie mocne techno, które chwilami
krzywdziło moje delikatne bębenki. – Nie mówiłeś mi, że to jest takie…
- Zajebiste? Przepraszam, zapomniałem o tym wspomnieć –
odparł Mike, śmiejąc się cicho. Swój wzrok przeniosłam na imprezowiczy. Przy
nich wyglądałam cholernie nijako i nudno. Oni ubrani w ultra gotyckie ubrania z
mnóstwem żelastwa i kolców, a ja w zwykłe rurki, biały luźny T-Shirt i kurtkę.
Mike zresztą też niezbyt się wyróżniał, choć on wszystkie ubrania tego dnia
miał w kolorze czarnym.
Nad naszymi głowami, a raczej nad głową ochroniarza widniał
podłużny szyld o wyrazistych, jasnych kolorach, na którym pisało Frenzy, a „ y
„ było zakończone ozdobnym zawijasem.
Jednak coś z tym szyldem było nie tak.
Nie minęła nawet chwila, a napis Frenzy znikł, a pojawił się
na nim znak z mojego nadgarstka. Już po raz setny spojrzałam na swoją rękę i
dokładnie zanalizowałam swoje znamię. Nie różniło się ono niczym nadzwyczajnym.
Trochę przypominało mi ono gwiazdę żydowską, ale było to odrobinę za krzywe jak
na gwiazdę, lecz jednak jakieś podobieństwo w tym było.
Raptownie poczułam jak ktoś mnie odpycha od Mike’a i toruje
sobie drogę. Tą osobą okazał się być jak jakiś napakowany, wysoki byczek z
czarnymi włosami na żelu. Niestety, nie widziałam jego twarzy, bo był odwrócony
do mnie plecami.
- Ej, uważaj! – powiedziałam z pogardą. Chłopak odwrócił się
w moją stronę i spojrzał na mnie z niedowierzaniem… białymi oczami. Soczewki?
Cholera, przerażał.
- Do kogo ty mówisz, Lily? – zapytał mnie Mike zakłopotany.
- Ehm… - chłopak, który stał przede mną, pokręcił przecząco
głową. – Do nikogo, myślałam, że ktoś mnie popchnął, ale straciłam tylko
równowagę.
- Już myślałem, że masz jakieś zwidy lub coś – zaśmiał się
cicho, a ja tylko głupio uśmiechnęłam. Nie, wcale nie widzę jakiś dziwnych
stworzeń, a on nie. – Możemy podejść do tego ochroniarza?
- Po co?
- Chcę zapytać co oznacza ten symbol na szyldzie – wskazałam
na napis klubu i ruszyłam ku klubowi. Drogę pokonałam w niecałą minutę i nim
spostrzegłam, stałam przy ochroniarzu. – Ehm, chciałam zapytać Pana co to za
symbol jest na tym szyldzie. Wiem Pan może? – odezwałam się do niego, lekko
zawstydzona. Ochroniarz był podobny do reszty klubowiczów : był niskim, niezbyt
dobrze zbudowanym gotem i miał ogromnego, czerwonego irokeza na szczycie głowy.
Ochroniarz obejrzał się za siebie i spojrzał się na szyld.
- Jaki symbol? – spytał mnie niskim głosem.
- Właśnie, jaki symbol, Lily? – zadał mi to samo pytanie
Mike, patrząc na szyld. W tym samym momencie tajemniczy chłopak, który mnie
popchnął, zatrzymał się przy strażniku i stał przez kilka sekund nieruchomo,
dopóki nie szepnął mu coś na ucho, a ochroniarz spojrzał się na mnie
zaciekawiony i zszedł mi z drogi. Posłałam Mike’owi delikatny uśmiech i biorąc
go za rękę, oczywiście nieświadomie, weszliśmy do klubu.
***
Mocne techno. Pełno tańczących gotów. Wiele alkoholu i
narkotyków. Gazy halucynogenne. Masa dziwnych… ludzi, jeśli zasługują na takie
miano.
To było Frenzy, a w Los Angeles takie kluby były rzadko
spotykane.
Co ja pierdolę, nigdy
takiego na oczy nie widziałam.
Z trudem przedzierałam się z Mikiem przez tańczący tłum, by
dotrzeć do baru. W między czasie próbowałam jakoś naśladować ruchy gotów, ale
niezbyt mi to wychodziło, więc zostałam przy seksownym ruchu biodrem i
szelmowskim uśmiechu.
Idiotko, to nie jest
Funky Buddah, tylko dyskoteka dla gotów.
- Lily, chcesz drinka?! – krzyk Mike’a z trudem przedarł się
przez głośną muzykę.
- Tak! – odkrzyknęłam, tańcząc tak, jak robiło się to w LA.
Czułam się nawet dobrze. Przynajmniej nikt nie patrzył na mnie krzywo i z
drwiną, wręcz przeciwnie : niektórzy goci zawieszali na mnie wzrok na kilka
sekund, potem patrzyli już w inne miejsce. Ja natomiast próbowałam wypatrzeć
wśród tym tłumie tajemniczego chłopaka, który tak bardzo mnie zaintrygował. Te
jego oczy… przerażały, a jednocześnie hipnotyzowały mnie. Było coś w nich
magnetycznego i przyciągającego. Z drugiej strony wiedziałam, że od takiego
gościa powinnam się trzymać z daleka i nie potrzebnie się narażać, szczególnie
gdy w każdej chwili mogłam kogoś zaatakować i pozbawić życia w ciągu dwóch
sekund, a to już mogło się mniej spodobać Louisowi…
Dlaczego myślałam o
nim w trakcie tak zajebistej imprezy? Czy on musiał mną tak bardzo manipulować?
Palant.
W końcu go znalazłam. Tajemniczy chłopak siedział przy barze
i… patrzył się na mnie, nawet nie mrugając. Wydawało mi się to bardzo dziwne,
lecz ja udałam, że tego nie zauważyłam, odgarnęłam swoje włosy do tyłu na plecy
i lekko się do niego uśmiechnęłam. On jednak chwilę później spoglądał na coś,
co było za mną, a konkretnie nad moją głową. Również tam spojrzałam i nie
mogłam dowierzyć własnym oczom.
Na piętrze stała Ava ubrana w czerwoną, obcisłą suknię do
ziemi, włosy miała elegancko zaczesane na bok, bez żadnych sztucznych pasem
kolorowych włosów, na rękach miała wiele złotych bransolet, a na jej twarzy prawie
nie widziałam makijażu. Ona… wyglądała naturalnie, jak na dziewczynę przystało.
Prawie nie poznałam mojej współlokatorki, ale gdyby nie ten jej typowy sztuczny
i wymuszony uśmiech, nie zwróciłabym na ową dziewczynę uwagi.
Ava uśmiechnęła się do tajemniczego chłopaka zadziornie i
delikatnie skinęła głową w prawą stronę, w głąb lokalu, gdzie i tam po
sekundzie zniknęła. Tajemniczy odszedł od baru i zgrabnie wymijał każdą
tańczącą osobę, włączając w to mnie. Moja ciekawość wzięła górę i ruszyłam za
nim.
Moje pierwsze pytanie jakie nasunęło mi się na język było
takie, dlaczego w ogóle Ava jest w klubie dla gotów? Owszem, na co dzień
wyglądała jak got, ale zdecydowanie nie przypominała mi ona takiego, jacy byli
w tym klubie!
W końcu chłopak podszedł do Avy i coś szepnął jej na ucho.
Nie mogłam nic usłyszeć, to było najdziwniejsze. Myślałam, że wampiry miały
wyostrzony słuch i zdołam wyłapać kilka słów z ich rozmowy. Drugą przeszkodzą
była metalowa siatka, która oddzielała mnie od Sali dla VIP. Za pewne bez
problemu mogłam ją rozerwać na strzępy, ale nie chciałam zwracać na siebie
zbytniej uwagi.
Mimo wszystko oglądałam, co wyprawia Ava. Po tym co
zobaczyłam myślałam, że jej uczucia wobec Zayna nie są szczere i prawdziwe. Ava
kurczowo przytulała się do tajemniczego chłopaka, a on obsypywał jej białą
szyję cnotliwymi pocałunkami i lekko obejmował ją w talii. Nie spodziewałabym
się po nim takiej delikatności. Nie wyglądał na takiego, co traktuje kobietę z
szacunkiem. Lecz mina Avy mówiła wszystko : nie chciała tego. Jej twarz
wykrzywiała się w grymas, gdy tylko usta chłopaka dotykały jej ciała. Nie
wiedziałam, czy mam jej pomóc, czy zawołać kogoś, aby wezwał policję, bo
nadzwyczajnie w świecie bałam się o moją współlokatorkę. Wyglądała na twardą
laskę, ale zdecydowanie nią nie była.
W pewnym momencie coś się zmieniło… Nie, nie ona, tylko jej
bransoleta… Ona zaczęła się ruszać, albo to przez ten gaz halucynogenny miałam
zwidy. Przetarłam oczy ze zdziwienia i obraz przede mną się nie zmienił.
Bransoleta przemieniała się w srebrnego węża, który był co raz dłuższy i dłuższy,
a zamiast pyska, miał ostrego kolca. W następnej minucie Ava mocno chwyciła
chłopaka, odwracając go, a wąż sam owinął się wokół jego szyi, dusząc go.
Zakryłam dłonią usta, nie wierząc w to co widzę. Na dodatek znikąd pojawił się
u boku Avy Zayn i trzymał tajemniczego chłopaka mocno za ramiona, by mu się nie
wyrywał, co za pewne było trudne dla mulata, bo tajemniczy był od niego z dwa
razy większy. Rozejrzałam się po klubie, czy ktoś widzi to samo, co ja, ale
każdy był zajęty sobą i shotami.
Lecz to nie było moje jedyne zaskoczenie tego wieczory,
który na sto procent miał przejść do historii.
Trzecią i zarazem ostatnią osobą, którą najmniej się tu
spodziewałam, był...
- Louis – wyszeptałam pod nosem.
Szatyn wyglądał inaczej, niż widziałam go zaledwie wczoraj.
Po jego słodkiej i flirciarskiej minie nie było nawet śladu. Jego oczy biły
nienawiścią, a usta były wykrzywione w groźnym grymasie. Lou ubrany był w
obcisłe, czarne skórzane spodnie, ciężkie buty, obcisły ciemnoszary T-Shirt, a
na ramiona miał zarzuconą skórzaną kurtkę z kapturem na jego włosach, a na
dłoniach miał rękawiczki bez palców, w których trzymał…
Nóż. Ogromniasty nóż, podobny do tych z rodziny Serafickich.
Louis zacisnął zęby i z warknięciem odwrócił się w stronę
tajemniczego, obejrzał go z pogardą i zamachnąwszy się nożem, wbił mu go pierw
w brzuch, na co chłopak wrzasnął i padł na kolana, a następnie Lou poderżnął mu
gardło.
Mój paniczny krzyk wykradł się z moich ust.
**************************
Ba dum, tsy... Kto się tego spodziewał? :D Pewnie wszyscy Ci, co oglądali Dary Anioła :D XD
Kochani, odbiegnę od tematu? Mamy tu jakiś fanów książki 50 twarzy Greya? :D Bo ja ostatnio przeczytałam całą trylogię w dwa dni i.... o cholera, to było mocne :D
I kogo moi kochani widzicie w roli Mike'a? Bo ja szczerze po raz pierwszy mam pustkę przy nim :D Dawajcie swoje pomysły w komentarzach :D
Następny rozdział w sobotę! :D Jeśli będą komentarze, a tak na pewno będzie :D
15 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3
Komentujcie <3
K.
łooooo to bylo super kurde chce wiecej takich akcji ! :D az sama poczulam sie jakbym tam była haha , czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńSwietny!!
OdpowiedzUsuńOMG. Ten rozdzial jest swietny <3
Ale Ava bez... no tego w czym zazwyczaj chodzi jakos dziwnie se to wyobrazic ツ
Czekam na nexta ♡♥
50 twarzy Greya mówisz.. na świętach to przeczytałam, teraz mam dość wszystkiego co jest związane z seksem do końca roku xxd
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału... jejku Boski
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie: http://empire-fanfiction1.blogspot.com/
Pozdrawiam Paula :**
Zarąbiste czekam na na next :D
OdpowiedzUsuńKocham to jejku... czeeekam !!!
OdpowiedzUsuńBoskie *.*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdzia :D
OdpowiedzUsuńMhh, myślę że Mike jest teraz miły i niewinny, i nie pokazał prawdziwego siebie
Mam nadzieję, że pomogłam pozdrawiam
Cody Christian mi się z nim kojarzy, bo on grał Mike'a w PLL xd Rozdział świetny ;)
OdpowiedzUsuńSuper czekam nn :)
OdpowiedzUsuńMike to może Simon z Darów Anioła,a rozdział boski
OdpowiedzUsuńMEGa <3 jak zawsze xD Wbijaj tu :http://w-wyscigu-po-milosc.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBoski !!!!!!! Napisz next plis ;-)
OdpowiedzUsuńLouis jaka zmiana myślałam, że ją zabije next
OdpowiedzUsuńWowing!!! Ale akcja! I ta końcówka! Taka sama jak w DA! Czyli jednym słowem... BoSkIe!
OdpowiedzUsuń