sobota, 23 sierpnia 2014

Nineteen.

DEADLY ANGEL - Mój nowy nabytek, świeżutki blog, stworzony zaledwie wczoraj :D póki co nie ma rozdziałów, ale zapraszam do zaobserwowania go i czekania na info :D Lov ya :*

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


- Ty szmato… - syknęłam, opadając na ziemię.
- Lily! – usłyszałam krzyk Louisa, który wyszedł z pokoju gospodarczego. – Cholera, Niall, dzwoń po chłopaków i Grace! – zmęczona podniosłam wzrok i zauważyłam, że Rosalie zniknęła, a wraz z nią, inne wampiry. To był jakiś spisek? Czy oni wiedzieli, co się szykuje? Razem zaplanowali tą napaść na mnie?
- Lily, nigdy nie wierzyłam, że zobaczę Cię z kołkiem, ale jednak doczekałam się – powiedziała Ava zmartwiona, siadając i biorąc moją połowę ciała na swoje kolana, przez co kołek tkwiący we mnie przesunął. Głośno krzyknęłam, robiąc wszystko aby nie oddychać za mocno i nie czuć tego bólu. – Przepraszam!
- Lily, mała, musisz wytrzymać – przede mną pojawił się Louis i ujął moją twarz w obie dłonie. -  Kurwa, muszę zamknąć lokal, nim ktoś tu wejdzie. Zaraz wrócę – Louis pocałował moje usta przelotowo i szybko pobiegł, zamykając drzwi na klucz, który drżącymi dłońmi wyjął z kieszeni spodni i opuścił nerwowo rolety w dół. Nigdy nie widziałam go tak podenerwowanego.
- Ava, wyjmij to… - jęknęłam i pod wpływem tego że ruszyłam biodrami, kołek przesunął się bliżej, w stronę serca. Z mojego gardła uciekł cichy wrzask bólu. Ava pogłaskała mnie po włosach i prawdopodobnie patrząc w miejsce, w którym był kołek.
- Nie mogę… mogłabym Ci zrobić krzywdę. Musimy poczekać na Grace.
- To tak boli, Ava… - załkałam, z trudem powstrzymując łzy. – Proszę…
- Już jestem – ponownie ujrzałam Louisa. – Ava, musimy ją przenieść na blat, nie może leżeć tak zgięta, bo kołek się jeszcze przesunie i przebije serce.
- Louis, jakkolwiek ją dotknę to normalnie widzę, jak ten kołek zmienia miejsce!
- Ty weź ją za nogi, ja chwycę jej tułów – Louis i Ava zamienili się miejscami i czułe ręce Louisa wylądowały pod moimi plecami. – Zaciśnij zęby, mała – wyszeptał w moje ucho Lou i na znak Ava i Louis wstali. Niemal nic nie poczułam, tylko nieprzyjemne i bolesne ukłucie ostrego końca kołka. Gdy już leżałam na blacie, Ava dołączyła do Niall’a, który czekał na resztę w tylnym wejściu, a Louis podłożył mi pod barki swoją bluzę, którą miał na sobie i usiadł tuż za mną, kładąc sobie moją głowę na udzie. – Zaraz będzie po wszystkim, jeszcze kilka minut.
- Nie wytrzymam… czuję, jak kołek dotyka mojego serca, Lou… - szlocham, a skurcze serca zaczęły mnie atakować. – Louis… Proszę, zrób to szybko, nie chcę umrzeć…
- Lily… Nie chcę Ci zrobić krzywdy… - mówił niepewny.
- Nie zrobisz, zrób to, albo ja wezmę sprawy w swoje ręce – warknęłam, zaciskając ręce na kołku, wykorzystując przy tym swoje ostatnie siły. Louis od razu mnie powstrzymał, zabierając dłonie z drewna i chwycił kołek. 
- Przepraszam – i pociągnął za kołek, wyjmując go za pierwszym razem. Wrzasnęłam, ale jednocześnie poczułam ulgę.
- Cholera! – jęknęłam głośno, zwijając się w kłębek i dotykając swojego brzucha. Czułam pod swoją dłonią coś ciepłego, lepkiego i o zapachu rdzy… To była pierdolona krew, a ja zrobiłam się w jednej chwili głodna, ale odgoniłam od siebie tą myśl, bo podejrzewałam, że Louis nie miał, szczególnie dziś, worka krwi dla mnie. - Boże, Lily… - Louis rzucił kołek na ziemię i przyciągnął mnie do siebie, tuląc do swej piersi. Złapałam się jego ramion i wtuliłam się w niego, czując jak ucieka ze mnie krew. – Przepraszam, że Cię na to naraziłem… Przepraszam…
- To nie Twoja wina… - uśmiechnęłam się słabo. – Taki ze mnie wampir. Nie dość, że ślepy, to jeszcze w chuj szybki – zaśmialiśmy się ponuro.
- Myślałem, że ten wieczór potoczy się inaczej i że zedrę z Ciebie tę sukienkę i będziemy się namiętnie kochać przez całą noc. Cóż… wampiry i kołki nie chodzą razem w parze.
- Kochać? – spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Tak, bo ty zasługujesz na to, by Cię kochać, Lilliano Anderson – mruknął, głosem pełnym słodyczy. Moje serce na dźwięk tych słów prawie się zatrzymało i to na poważnie. Mimo bólu, wyprostowałam się i patrzyłam w jego oczy, niemal zaczarowana ich intensywnością i kolorem.
- Louis… - brakowało mi słów.
- Nie wiedziałaś tego? Na każdym kroku usiłuję Ci pokazać, że Cię kocham i że mi na Tobie cholernie zależy… Kocham Cię, moja mała księżniczko.

On to powiedział. Louis powiedział, że mnie kocha. Te słowa brzmiały tak cudownie, tak niewyobrażalnie prawdziwie, seksownie…

- Żeś sobie wybrał moment na wyznania miłosne, Tomlinson – ponownie się zaśmialiśmy, a ja z trudem usiadłam na jego kolanach. – Też Cię kocham, Louis… Kocham od momentu, w którym pierwszy raz poszliśmy na randkę, tylko tą bez kłótni i rzucania w siebie jedzeniem.
- Ja kocham Cię od momentu, w którym zobaczyłem Cię wtedy na ulicy. Takiego uczucia nawet nie żywiłem do Eleanor… Boże, naprawdę Cię kocham – i wtedy zamknął moje usta w nagłym i gwałtownym pocałunku. Wzięłam głęboki wdech i odwzajemniłam jego pieszczotę. Z ogromnym zapamiętaniem chłonęliśmy się, gryźliśmy swoje wargi, a języki toczyły nieustanną wojnę o dominację.
- Wiesz jacy my jesteśmy popieprzeni? – zapytałam między pocałunkami.
- Kontynuuj – zażądał, przenosząc się na moją szyję, którą pożerał swoimi wargami. Jęknęłam cicho, ale udało mi się ponownie zabrać głos.
- Przed chwilą jebana Rosalie Hunington o mało mnie nie zabiła, wbijając kołek we mnie, zahaczając o serce, a ty wyznałeś mi miłość i prawie uprawiamy seks na blacie w kawiarni. To nie jest popieprzone? – powiedziałam, a Louis szeroko uśmiechnął.
- Jesteśmy w Mieście Śmierci, kochanie, tu wszystko jest popieprzone i pogmatwane, a ja jestem szaleńczo w Tobie zakochany. Czy to jest popieprzone?
- Nie, bo ja równie szaleńczo Cię kocham – mówię, a w jego oczach widzę błysk szczęścia.
- No jak kto mnie można nie kochać? Przecież jestem taki seksowny, umięśniony…
- Kocham tą Twoją skromność – zachichotałam i ostatni raz czule musnęłam jego usta swoimi. – Tak samo, jak kocham Ciebie.
- Ja Ciebie również, moja miłości – uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego, napawając jego zapachem. – Jak się czujesz?
- Koszmarnie, ale za nic nie przerwałabym tej chwili, nawet gdybym Cię o to poprosiła – odparłam, pewna swoich słów.
- Tak, już nigdy więcej nie skręcę Ci karku, wariatko – parsknęłam śmiechem, ostatni raz go obdarowując całusem. – Kocham Cię... chyba nigdy nie znudzi mi się mówienie tych słów.
- Mi również – uśmiechnęłam się, lecz wtedy… coś się zmieniło. Poczułam dziwny smak żółci i krwi na swoich ustach. Z niesmakiem odsunęłam się od Lou, który skonsternowany mi się przyglądał.
- Co się dzieje, Lily? – zapytał zaniepokojony.
- Nnie wiem… - wydukałam i nie byłam w stanie dokończyć zdania, bo zadławiłam się czymś, co było w moim przełyku. Zeskoczyłam z blatu, nie zważając na ranę z wampirzą prędkością znalazłam się w toalecie, wymiotując do zlewu. Lecz… to była krew. Dużo czerwieni, zbyt dużo jak na mój umysł… Dotknęłam swoją twarz z przerażeniem, czując pod nią lepką maź. Mój oddech jednoznacznie przyśpieszył, serce omal nie wyskakiwało z mojej biednej piersi, a oczy prawie, że wychodziły mi z orbit. Powoli podniosłam głowę i na widok swojego odbicia w lustrze przestraszyłam się jeszcze bardziej. Mój makijaż był cały rozmazany, przez tworzył on ciemne plamy pod moimi oczami, a moja krew pokrywała całą twarz i dekolt. Ze łzami, które lały się strumieniami po policzkach, wzięłam dość dużą ilość papieru toaletowego i drżącymi rękoma zamoczyłam go w wodzie i nieudolnie próbowałam się wszystkiego pozbyć. Nerwy i łkanie nie pomagały.
- Hej, hej… - za moimi plecami stanął Louis i zesztywniał na widok krwi, która była niemalże wszędzie.
- Nie wiem co mi jest Louis… Nie wiem… - sapałam z trudem, co chwilę wybuchając płaczem.
- Cśś… Daj mi to, pomogę Ci – podałam mu papier, a on szybko jeszcze raz namoczył w wodzie i spokojnie i z dokładnością oczyszczał moją twarz. Widziałam po jego oczach, że czuje się winien… ale nie wiedziałam dlaczego. Wzięłam go za rękę i wplątałam w nią palce. Jego dotyk zawsze mnie uspokajał i tym razem też tak było. Moje serce powróciło do prawidłowego rytmu, a oddech się unormował.
- Przepraszam Cię, że musisz to oglądać – mruknęłam, patrząc uważnie w jego oczy.
- To ja powinienem Cię przepraszać, że ściągam na Ciebie same kłopoty, a nie ty mnie, na co nie masz wpływu. Musimy się z tym uporać.
- Chyba tylko ja. Los Cię oszczędził i nie jesteś wampirem.
- Ale ja Ci w tym pomogę. Nie pozwolę, aby stała Ci się krzywda. Teraz ode mnie się tak łatwo nie uwolnisz.
- Myślisz, że byłabym Cię w stanie opuścić?
- Zrobiłaś to już dwa razy – rzekł, biorąc kolejny kawałek papieru i namaczając go w wodzie.
- To było wtedy, gdy nic nie wiedziałam, nie rozumiałam… Byłam wkurzona, że nic mi nie mówiliście, chociaż was o to bardzo prosiłam.
- Ale chyba teraz rozumiesz, dlaczego ukrywaliśmy przed Tobą prawdę?
- Tak – uśmiechnęłam się lekko. – Dziękuję Ci, że tu ze mną jesteś. Wiem, jaki masz wstręt do rzeczy związanych z wampirami… To musi być dla Ciebie trudne.
- W końcu Cię kocham, dla Ciebie zrobię wszystko – mówi, a ja uśmiecham jeszcze szerzej. – Poza tym, gdybym zrobiłby Ci krzywdę, choćby nawet nie świadomie, dostałbym porządny łomot od Avy.
- Tak, Ava odwieczny obrońca – śmieję się pod nosem, potem na powrót poważnieję. – Ale pewnie byłoby Ci łatwiej, gdybym była taka jak ty.
- Ale dzięki temu jesteś wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Nie ważne w jakiej postaci jesteś, musisz ze mną być.
- Będę, w końcu jesteśmy nieśmiertelni, czyż nie?
- Prawda – Louis też się w końcu uśmiechnął.
- Lily, Louis!? – pisk Avy rozniósł się po kawiarni. Louis rzucił papier do śmietniczka, stojącego obok zlewu i wziąwszy mnie na ręce, wyszedł z łazienki, idąc do części głównej lokalu. Tam już wszyscy czekali, włączając w to Grace. Była jak zawsze idealnie uczesana, umalowana i ubrana w krwisty smoking i wysokie czarne obcasy na platformie. Wyglądała dostojnie, elegancko i bardzo dorośle.
- Połóż ją na blacie – poleciła mu Grace niskim tonem, patrząc to na mnie, to na niego. Louis wykonał jej polecenie, delikatnie kładąc mnie na płaszczyźnie. Grace stanęła nade mną, a jej ręce znalazły się na mojej ranie, z której obficie sączyła się krew. – Wymiotowałaś krwią? – pokiwałam głową. Skąd o tym wiedziała? – Avo, Louisie, trzymajcie ją za ramiona, będzie się rzucać – otworzyłam szerzej oczy i po chwili poczułam jak ręce mojej przyjaciółki i Lou mocno zaciskając się na moim ciele. – Muszę połączyć się z Adalbertem, jej rana jest za głęboka, abym wyleczyła ją zwykłym czarem uzdrawiającym.
- Grace, jesteś pewna? Nie lepiej będzie wezwać samego Adalberta? – zapytał ją Zayn, stając obok Avy, z założonymi rękoma.
- Nie możemy czekać. Lily wymiotowała już krwią, to oznacza, że jej wampir umiera – rzekła Grace, biorąc głęboki wdech i zamknęła oczy. - Adalberti, huius quas dem sanguine victus vim enervat, cicatricem sanare ... – jej usta szepczą, a ciało napina. Póki co, nie czułam żadnego bólu, lecz lekkie mrowienie w okolicach rany. Grace powtarzała to zdanie, z co raz to większą desperacją i naciskiem. Nie rozumiałam tego, co mówiła. Prędzej przypominało mi to hitlerowski szyfr, a nie czary. - Adalberti, huius quas dem sanguine victus vim enervat, cicatricem sanare ... – tutaj ogromna dawka bólu spadła na mnie niczym ciężki głaz. Krzycząc na całe gardło, moje plecy wygięły się w łuk, a skóra płonęła żywym ogniem. Czułam jak kły wydostają się z pomiędzy moich stałych zębów, a żyły o mało co mi nie pękają przez intensywność czaru. Grace otworzyła oczy, które były czarne jak węgiel i wykrzyczała to zdanie jeszcze trzy razy, a ja cierpiałam niemiłosierne katusze. Wyrywałam się co chwile spod silnych rąk moich towarzyszy i w pewnym momencie musieli zareagować nawet pozostali. Kończąc, Grace odsunęła się ode mnie i… wyszła. Po prostu wyszła, zostawiając mnie otępioną bólem, który powoli opuszczał moje ciało.

Cała spocona dyszałam jak po przebiegniętym maratonie. Moje kończyny były odrętwiałe i nie byłam w stanie ich podnieść. Przed oczami miałam czarno niebieskie plamy, lecz odgoniłam je kilkoma mrugnięciami.

- Panowie, jedziemy do domu – usłyszałam głos Louisa, który był częściowo stłumiony przez mój uśpiony umysł. – Ale ktoś musi zostać w lokalu i zostać do drugiej.
- Ja to z Harrym zrobię – zabrał głos Liam, ciągnąc Harrego na zaplecze.
- Ona jest taka blada – odparła z przejęciem Ava, a chwilę później poczułam, jak ktoś, z pewnością był to Louis, unosi mnie i wychodzi z kawiarni. Wtuliłam sennie głowę w tors Louisa, jęcząc z odrętwienia.
- Louis, boli… - zdołałam z siebie wydusić, nim kompletnie zapadłam w nicość.

***
Obudziłam się w swoim łóżku, zupełnie sama. Strona, po której zazwyczaj spał Louis była nienaruszona. Zdezorientowana usiadłam i rozejrzałam się po ciemnym pokoju. Przeczesałam swoje włosy i wtedy zdałam sobie sprawę, że byłam w samej bieliźnie, a moje rzeczy leżały złożone w kostkę na szafce obok łóżka.
- Nawet roztrzepana jesteś piękna – usłyszałam czyiś głos z drugiego krańca pokoju. Moje serce podskoczyło do gardła, ale po wybadaniu czyjejś sylwetki w ciemności, zdałam sobie sprawę, że był to Louis, który stał nad moim łóżkiem i uważnie mnie obserwował.
- Która godzina? – spytałam zaspanym głosem.
- Trzecia – mówi cicho.
- Dlaczego nie śpisz?
- Czuwam nad Tobą.
- Dlaczego? – pytam, lecz jego przez jego słowa zrobiło mi się cieplej na sercu.
- Jak się czujesz? – zignorował moje pytanie i sam mi je zadał.
- Dobrze… Nawet bardzo – odparłam niepewnie i moja dłoń powędrowała do brzucha, gdzie kilka godzin temu tkwił tam kołek. Nic tam nie było… nic nie czułam pod swoją dłonią, żadnej rany, nic. Spojrzałam zdezorientowana na Louisa. – Jak…?
- Wampirom rany goją się szybciej, niż ludziom – wyjaśnił krótko.
- A kto mnie rozebrał? – zapytałam z uśmiechem. Mimo panującej ciemności, zauważyłam jak Louis się szczerzy.
- To była czysta formalność. Choć większa byłaby z tego przyjemność gdybyś była przytomna – odparł szatyn. Uśmiechnęłam się lekko, przygryzając dolną wargę.
- Chyba wezmę kąpiel – szepnęłam, chcąc wyjść z łóżka, lecz przypomniałam sobie, że jestem w samej bieliźnie i cała się zaczerwieniłam.
- To Twój pokój, rób co chcesz – Louis wzruszył ramionami.
- Podałbyś mi jakąś koszulkę?
- Krępujesz się mnie? Serio? Własnego chłopaka? – To my byliśmy razem?
- No tak… - szepnęłam, wyłażąc z łóżka i powoli natrafiłam na drzwi, które otworzyłam. Miałam to szczęście i łazienkę miałam w pokoju. Przed przekroczeniem jej progu zatrzymałam się i popatrzyłam na Lou, który stał samotnie w samym środku pokoju. – Może… dołączysz się do mnie? – usłyszałam jak Louis wciągnął gwałtownie powietrze do swoich płuc, ale pewnym krokiem z zadziornym uśmiechem ruszył ku mnie i niemalże wepchnął do łazienki, zamykając nas w niej na zasuwkę. Po zapaleniu światła ujrzałam go w pełnej krasie. Był bez koszulki, tylko w obcisłych, czarnych spodniach i na boso. Wyglądał seksownie i dominująco.
- Jak mógłbym Ci odmówić? Szczególnie wtedy gdy mogę Cię oglądać bez ubrań? – Louis przyciągnął mnie do siebie i delikatnie pocałował, rękoma jeżdżąc po moim prawie nagim ciele. Przylgnęłam do niego jeszcze bardziej z cichym jękiem, wplątując palce w jego miękkie włosy i bawiłam się czupryną chłopaka na różne sposoby. Z przyjemnością chłonęłam jego dotyk, rozkoszując się nim i zatapiając we własnym niebie. – Prysznic, czy kąpiel?
- Kąpiel – mruknęłam w jego usta i z niechęcią oderwałam się od niego, gdy on w tym czasie nalewał wodę do skandalicznie wielkiej wanny, a ja wciąż zaspana opierałam się o jego plecy swoim ciałem i prawie znowu zasypiałam.
- Czy Panna Anderson jest aż tak senna, by spać na moich plecach? – Louis również to wyczuł i odwrócił się, by mnie przytulić. – Zaraz Cię rozbudzę – obiecał z nutą tajemniczość w głosie.
- W to nie wątpię – parsknęłam śmiechem.
- Ale najpierw… - dłonie szatyna znalazły się na zapięciu mojego stanika, którego w mgnieniu oka się pozbył. – Musimy zdjąć ubrania – uśmiechnąwszy się szelmowsko, palcami szybko zsunął moje majtki i tak stałam kompletnie nago przed Louim. Oczy mojego chłopaka zapłonęły pragnieniem. Nie pozostając w tyle, odpięłam guzik od spodni Lou, rozpięłam rozporek i pociągnęłam jego spodnie wraz z bokserkami do dołu. Oglądanie go nigdy mi się chyba nie znudzi. Wyglądał jak Adonis… jak Bóg. Jedyną skazą na jego skórze były czerwone szramy, pewno pozostałe po bitwach, jakie przeżył. Dotknęłam je czubkiem palca, na co się napiął. Od razu cofnęłam rękę do tyłu.
- Przepraszam – szepnęłam, rumieniąc.
- Nie… To po prostu zbyt wiele wspomnień – Louis pogłaskał mnie po policzku i dokładnie obejrzał moje ciało. – Jesteś taka piękna… i moja.
- Twoja – potwierdziłam, znowu całując go krótko w usta.
- Wczoraj przez chwilę myślałem, że Rosalie Cię zabiła i… zamarłem – rzekł, a jego głos o mało co pod koniec się nie załamał.
- Nie mówmy o tym – pokręciłam głową. – Żyję i wszystko jest ze mną w jak najlepszym porządku.
- Gdyby kołek był centymetr wyżej, Lily…
- Cśś… Proszę, nie drążmy tego… - na samą myśl o tym bólu, o tym wszystkim co się wydarzyło wczoraj przechodziły mnie dreszcze. – Naprawdę nie chcę o tym mówić…
- Rozumiem - Louis uśmiechnął się lekko. Temu chłopakowi nastroje zmieniały się szybciej, niż kobiecie w ciąży. – Chodźmy do wody.
Też tak zrobiłam. Gorąca woda i Louis to było to, czego chciałam po trzeciej nad ranem. Leżenie na jego torsie było bardziej przyjemne, niż picie krwi. Chociaż tutaj w tym przypadku nie było porównania.
- O czym myślisz? – Louis przerwał błogą ciszę swoim pytaniem, jednocześnie oblewając moje ciało wodą i masując moje prawe udo.
- O tym, jak mi tutaj wygodnie – odparłam, wtulając głowę w jego pierś.
- Mi też, szczególnie, że tutaj z góry mam boskie widoki – parsknęłam śmiechem i zamknęłam oczy, zapominając o Bożym świecie i myślałam wyłącznie o mnie i Louisie.
Nie znaliśmy długo, zaledwie trzy miesiące. Był on pierwszą osobą, jaką spotkałam w Mieście Śmierci i to on od razu stał się dla mnie bliski, choć nie chciałam przyjmować tego do swojej świadomości. Robiłam wszystko by się w nim tylko nie zakochać : unikałam, traktowałam okropnie, ignorowałam… ale urok Louisa był na tyle mocny, że udało mu się mnie skusić. Mama ostrzegała mnie przed wyjazdem, żebym sobie odpuściła z chłopakami. Lecz… jak teraz miałam słuchać rad kobiety, której tak naprawdę nie znałam i nie wiedziałam, czy jeszcze kiedykolwiek spojrzę jej w twarz po tym, jak przez całe życie mnie bez szczelnie okłamywała? Czy miała mi w ogóle kiedyś powiedzieć, że jestem pół wampirem, pół nocnym łowcą?

Tak wszystkiego dowiedziałam się tu, w Mieście, którego za pewne już nie miałam nigdy nie opuścić. Kto by wypuścił szaleńczą wampirzycę poza granicę tego miasta?
Ale gdyby nie przyjazd do tego miejsca, nie poznałabym Louisa, osoby, którą bez granicznie kochałam i nie zamierzałam opuszczać. Naszym pozytywem było to, że oboje byliśmy nieśmiertelni. Wieczność… brzmi to tak… nierealnie. Miałam żyć wiecznie, nawet gdy moi bliscy już będą leżeć w grobie, a ja wciąż pozostanę piękna i młoda, razem z Louisem… Uśmiechnęłam się sama do siebie, wyobrażając sobie wizję nas za kilka lat, szczęśliwych i nikt nie mógł tego zepsuć. Czy Louis miał pozostać ze mną na długo, czy los skombinował coś przeciwko nam?

Nie wiedziałam tego, lecz póki byliśmy razem, chciałam go mieć ciągle przy sobie, w każdej chwili. Louis był mój i niczyi więcej. Potrzebowałam go, i to bardzo. Delikatnie i szybko przekręciłam się twarzą do niego, siadając na jego tułowiu. Louis wyprostował się w jednej sekundzie i przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej. Tak… chciałam tej jego bliskości, jego dotyku… Właśnie tak.

- Pragnę Cię… - wyszeptałam, pochylając się nad nim i musnęłam jego szyję swoimi wargami. Czułam pod nią mocny puls szatyna, a trochę dalej jego wyraziste bicie serca. Oczywiście, przez krótki moment poczułam jak mój wewnętrzny wampir się we mnie odzywa, ale nie mogłam tego zrobić, szczególnie jemu.
- Mała, nie wiem czy to jest odpowiedni moment… O mało nie zginęłaś kilka godzin temu… - mówił cicho, lecz poczułam jak coś pode mną twardnieje. Uśmiechnęłam się pod nosem i specjalnie zrobiłam małe kółko swoimi biodrami, by go podjudzić.
- Potrzebuję Cię… Właśnie teraz… Chcę poczuć, jak mnie kochasz – szepczę, czując jak podniecenie narasta we mnie, a podbrzusze wariuje.
- Och, mała… - Louis oplótł mnie ramionami i wstał bez żadnych zawahań przez śliską powierzchnię, wyszedł z wanny ze mną na rękach i otwierając drzwi wolną ręką, powolnym krokiem, całując mnie jednocześnie zapamiętale w usta, położył mnie na łóżku, znajdując się nade mną. Przez dobrą minutę patrzył na moje mokre ciało, gwałcąc je wzrokiem. Jak to było możliwe, że ktoś tak cudowny jak Louis wybrał akurat mnie, a nie inną dziewczynę i nie wampirzycę?

Złączyłam nasze wargi w pocałunku, łapiąc go za barki i przyciągając do siebie. Louis jęknął cicho w moje usta i na ślepo ręką z łatwością natrafił na moją szafkę i wyjął z niej srebrne opakowanie. Tak… Wiedząc, że prawie dzień w dzień uprawiamy seks, Louis ubezpieczył moją szafkę z zapas prezerwatyw. Ja nawet nie miałabym odwagi pójść po nie do sklepu, bo byłam zbyt wstydliwa w tych sprawach. Louis całując mnie łapczywie, rozerwał paczuszkę i nałożył jej zawartość na swojego członka.

- Kocham Cię, Lily… I to zamierzam z Tobą robić… - Louis owinął moje nosi wokół swojego brzucha i pewnym ruchem we mnie wszedł. Sapnęłam drobiazgowo, oczekując szybkiego i gwałtownego seksu, lecz nie. On poruszał się powoli i dokładnie. Czułam każde jego pchnięcie, dotyk ust na swoim ciele, a przyjemność była o wiele bardziej większa. Nie lubiłam „waniliowego” seksu, ale w jego wykonaniu, było to lepsze niż coś ostrego. – Jesteś kobietą, której pieprzenie jest zabronione… Ja będę Cię kochał… nieśpiesznie i głęboko… tak byś czuła się nadzwyczajnie… - same te jego słowa zrobiły to, że mój szczyt był jeszcze bliżej, niż chwilę temu. Odchyliłam się do tyłu, a moje biodra same z nim współpracowały, złączając się jedność.
- Och… - jęknęłam, będąc już na przepaści, której bardzo pragnęłam.
- Czujesz to? Bo ja tak… Robisz się ciasna i o Boże taka dobra… - Louis odetchnął głęboko i przyśpieszył odrobinę i to było dla mnie wystarczająco szybko, by dojść z krzykiem, wzywając Boga. Nasze jęki zmieszały się ze sobą, gdy i Louis doszedł prawie w tym samym czasie co ja. Co rusz przechodziły mnie głębokie dreszcze i nie mogłam opanować swojego głośnego oddechu. – Tak… Uprawianie z Tobą tego rodzaju miłości, to jest to – zaśmialiśmy się cicho i pocałowaliśmy. – Kocham Cię, mała…

- A ja Ciebie, Loui… - uśmiechnęłam się, a te słowa były jak najbardziej prawdziwe i szczere. 




**************************

No to dzień dobry! O to kolejny rozdział :D Powoli zbliżamy się do końca pierwszej części, a przed nami będzie druga, jeszcze bardziej szokująca, niż poprzednia :D

Następny rozdział w poniedziałek! :D 



23 komentarze
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział! :* <3

Komentujcie <3

K.

26 komentarzy:

  1. Nie moge się doczekać następnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny czekam na nn weny życzę kochana i nie mogę się doczekać bloga o Horanku. Na pewno będę czytać :****

    OdpowiedzUsuń
  3. Awwwww! No nie mogę! Jakie cudowne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Sex z Louisem o 3 nad ranem zawsze spoko ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zwykle świetny ^v^
    Brak słów by opisać ten rozdział ♥
    Kilku następnych rozdziałów nie będę czytać (oczywiście później doczytam)
    ponieważ jadę nad morze i nie będę miała możliwości dostępu do internetu:)
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Fantastyczny!
    Czekam na poniedziałek :3
    Pozdrawiam i życzę udanej soboty *.*

    OdpowiedzUsuń
  7. Zajebiste ! Świetne !
    jezu jak ja wytrzymam do poniedziałku :/

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG! Świeeetny rozdział *.*
    Pisz daaalej czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  9. SUPER ... .. ... Wstawiaj szybko next@
    ~Elka~

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział jest niesamowity!
    Zauważyłam, że robisz dokładnie tyle kropek, ile ma być komentarzy do następnego rozdziału.
    Fajnie :)
    Believe. xxx

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :3

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie mogę się doczekać następnego *_*

    OdpowiedzUsuń
  13. wow, super blog!
    Ninka.

    OdpowiedzUsuń
  14. Noi gdzie nowy rozdział miał być dziś chyba ?! :(

    OdpowiedzUsuń
  15. Boże kocham tooo ''!!!!!!!!'' Jejkuuu wielbie czekam na next

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to zachęta do dalszego pisania! :D <3