sobota, 9 sierpnia 2014

Ten.

Louis zacisnął zęby i z warknięciem odwrócił się w stronę tajemniczego, obejrzał go z pogardą i zamachnąwszy się nożem, wbił mu go pierw w brzuch, na co chłopak wrzasnął i padł na kolana, a następnie Lou poderżnął mu gardło.
Mój paniczny krzyk wydarł się z moich ust.

Muzyka ucichła. Wokół mnie nastała głucha cisza i czułam na sobie każdy wzrok imprezowicza w tym klubie. Nie zwracałam na to uwagi. Widziałam jedynie Louisa, który z niedowierzaniem i ze złością patrzył w moją stronę. Stojący za nim Ava i Zayn wytrzeszczyli na mnie oczy, a ich usta były wykrzywione w literze „ o „ .
- Lily, co się stało?! – znikąd pojawił się u mojego boku Mike, potrząsając lekko za ramiona. – Lily!?
- Nie widziałeś?! – zapytałam go nerwowo, patrząc to na niego, to na Louisa. Na podłodze wśród białego dymu wił się tajemniczy chłopak i umierał w męczarniach.
- Co, Lily? O czym ty mówisz!?

On naprawdę nic nie widział. Nikt nic nie widział, tylko ja. Czemu to wydawało mi się cholernie dziwne? 

Czy ja byłam wariatką?!

***
- Lily, co się tam z Tobą stało? Co ty widziałaś? – dopytywał się mnie Mike, gdy opuściliśmy klub, a raczej ja z niego wybiegłam.
- Serio nic nie widziałeś?! – odparłam nerwowo, szukając wzrokiem taksówki, która powoli nadjeżdżała.
- Może to przez ten gaz halucynogenny? On powoduje różne przewidzenia i… – powiedział, a ja pokręciłam głową.
- Nie mówmy o tym, wracajmy do akademiku!
- Ale Lily…
- Nie, Mike, powiedziałam coś – przerwałam mu ostro i wsiadłam do taksówki, która podjechała pod klub.
Marzyłam tylko o tym by znaleźć się w swoim pokoju i pójść od razu spać, by uniknąć konfrontacji z Avą, lub co gorsza : z Louisem.

***
Tak jak planowałam, od razu po przybyciu do pokoju akademickiego, wzięłam szybki prysznic i przebrawszy się w piżamę położyłam się do łóżka i zasnęłam. Jednak… czułam, że coś było nie tak. Jakbym była tylko ciałem, a dusza we mnie daleko stąd.

Rano wstałam wcześniej. Była niedziela i myślałam, że przynajmniej tego dnia odeśpię sobie stracone godziny. Po ocuceniu się, zdałam sobie sprawę, że łóżko Avy nie było nawet ruszone. Jedyne co się w pokoju zmieniło to to, że nie było jej bagażu.

- Jednak się wyprowadziła – wyszeptałam z trudem, czując suchość w gardle. Znowu byłam głodna, a to nie dobrze. Miałam ochotę na krew, a nie wiedziałam skąd ją wziąć. Wygramoliłam się spod kołdry i wstałam, podchodząc do okna, otwierając je na oścież. Od razu zaatakowało mnie świeże powietrze i zapach… czegoś kuszącego i smacznego. 

Odetchnęłam głęboko i poszłam do łazienki, opierając się rękoma o umywalkę. Pod moimi oczami widniały znajome mi sinofioletowe cienie z żyłami, a spod moich ust wystawały białe kły. Mój oddech przyśpieszył i naprawdę pragnęłam posmakować krwi człowieka. Charknęłam głośno i wpadłam na pomysł. Może był i głupi, ale mógł mi pomóc jakoś przetrwać.

***
- Przepraszam Panią, wie Pani gdzie jest bank krwi? – zapytałam starszą kobietę, gdy zaledwie piętnaście minut później opuściłam swój pokój i wyszłam z akademika w poszukiwaniu stacji krwiodactwa. Jeśli w tym mieście były wampiry, bank krwi również musiał w nim być. Innej opcji nie było.
- Wiesz gdzie jest DeathGroov, słoneczko? – zapytała mnie starsza Pani cicho. Wkurzało mnie to i co raz bardziej odczuwałam głód. Do głowy przyszedł mi kolejny pomysł, który mógł być kijowy i pewnie miał taki być.
- Tak – uśmiechnęłam się grzecznie, by mi zaufała.
Zaufanie to podstawa, prawda? Szczególnie u starszych ludzi, bo są cholernie podejrzliwi.
- To słońce, wystarczy skręcić w pustą alejkę i jesteś na miejscu.
- A może zaprowadziła by mnie tam Pani? Jestem nowa w mieście i jeszcze nie jestem obeznana w terenie - powiedziałam, zgrywając głupią.
- Mam chwilkę wolnego czasu... w porządku, pójdę tam z tobą - staruszka uśmiechnęła się lekko.

Gdyby wiedziała, jakie miałam prawdziwe zamiary, nie byłaby taka uradowana,  że sama się wpędza do grobu.

Nie chciałam jej krzywdzić,  ale moja dzika natura mnie do tego zmuszała u potrzebowałam krwi, i to natychmiast. Na pomoc Louisa nie miałam co liczyć, zwłaszcza po tym, co wczoraj zobaczyłam w klubie. Louis był mordercą, a mnie pouczał, że nie mam zabijać? Palant.

- Po co kochanie wybierasz się do krwiodactwa? - spytała kobieta, patrząc na mnie z zainteresowaniem.
Cholera, o tym nie pomyślałam.
- Idę, by... oddać krew - odparłam po chwili zastanowienia. Piątka, Lily!
- Oddać krew? To takie szlachetne! - stwierdziła z uznaniem.
- Od zawsze kochałam pomagać innym, mama mnie tego nauczyła i tak mi to zostało - kłamałam dalej, choć tego nie lubiłam. Ta kobieta była naprawdę sympatyczna. Aż żal było mi jej zabijać.
Rozejrzałam się wokół siebie i na moje szczęście nikogo nie było. Mogłam działać szybko i bez świadków. 
- Jak się Pani nazywa? - zapytałam, zatrzymując się na środku chodnika i wbiłam w nią swój wygłodniały wzrok.
- Deborah - odparła, a chwilę później jej oczy się rozszerzyły ze strachu. - Dziecko, Twoje oczy...
- Mam nadzieję, że wybaczy Pani mi mój czyn, ale... jestem koszmarnie głodna - odparłam, charcząc na końcu zdania i rzuciłam się na kobietę, wbijając w nią swoje kły i wysysałam łapczywie z niej krew, zaspokajając swoje potrzeby. Kobieta wiła się pode mną przez dobrą chwilę, lecz potem jej ciało osłabło i w końcu przestała się ruszać. Jęczałam z radości, czując jak jej ciepła krew spływała wzdłuż mojego podrażnionego gardła.

Gdy napoiłam się do samego końca, oderwałam się od żyły kobiety i biorąc ją na ręce ( tu muszę przyznać, że zaskoczyła mnie ta siła, którą posiadałam w sobie w tamtej chwili ) i zaniosłam ją w miejsce, które znalazłam podczas drogi : opuszczony dom, który był mocno spalony, a obok niego stała ledwo trzymająca się na ziemi niewielka szopa. Szybko do niej weszłam i rzuciłam kobietę na ziemię. Widok jej takiej leżącej i... martwej, rozrywało mi serce
.
- Przepraszam - wyszeptałam drżącym głosem i w wampirzym tempie znikłam stamtąd, biegnąc do akademiku.

***
- Lily, żyjesz? - po południu wpadł do mnie Mike z hamburgerem, frytkami i kawą dla mnie. To było miłe, że po tym, jak wczoraj go w drodze powrotnej kompletnie olałam, przyszedł do mnie, by coś zjeść. Uroczy gest z jego strony.
- Ledwo, ale żyję - odparłam cicho, wierzgając się pod kołdrą, aby zrobić mu trochę miejsca na moim łóżku. Mike usiadł na nim i podał mi papierową torbę z jedzeniem. Owszem, miałam ogromne wyrzuty sumienia przez to, co zrobiłam tego dnia rano i nie mogłam uwierzyć, że straciłam nad sobą kontrolę i nie opanowałam swojego cholernego pragnienia. Lecz z drugiej strony, jak miałam sobie z tym poradzić, gdy byłam cholernym wampirem i nikt nie pomagał mi w nie zabijaniu ludzi?
- Nie wyglądasz zbyt dobrze - stwierdził Mike, jedząc swojego burgera, dokładnie go przeżuwając.
- Bo i tak się czuję - jęknęłam zdesperowana, a na język cisnęło mi się wytłumaczenie mojego podenerwowanego stanu - Nie wypiłam grama alkoholu, a czuję się tak, jakby ktoś mnie porządnie spił - mówiąc to, niezgrabnie wygrzebałam się z łóżka i podeszłam do otwartego na oścież okna.
- Wczoraj bardzo dziwnie się zachowywałaś, wiesz? Chwilami mnie przerażałaś - powiedział szatyn, obserwując mnie. Dlaczego to ciągle robił? Przecież nie zamierzałam kurwa wyskoczyć okna jak jakaś psychopatka! - Widziałaś rzeczy, których nikt inny nie widział... to było... dziwne - odparł z ociąganiem.
- Też nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi - wzruszyłam ramionami i wyjrzałam od niechcenia przez okno.

Na widok tego, co zobaczyłam, zmiękły mi kolana i to w dosłownym w tym sensie słowa znaczeniu.

Na trawniku przez akademikiem stał Louis we własnej osobie w tym samym stroju, co miał na sobie dzień wcześniej, nawet spod jego kurtki zauważyłam coś błyszczącego i ostrego. Louis przyszedł do mnie, a raczej po mnie, widząc jego poważną minę i napiętą szczękę. Bo na pewno nie zjawił się tu, aby porozmawiać ze mną o nowym menu w DeathGroov.
- Nie wierzę... - wyszeptałam do siebie, lecz powiedziałam to na tyle głośno, aby usłyszał to Mike.
- Co się stało? - zapytał mnie wstając i stanął u mojego boku. Nic mu nie odpowiedziałam, tylko ciągle patrzyłam się na jego stężałą twarz. Mike zdezorientowany wyjrzał przez okno. - Na kogo się tak patrzysz?
- Zaraz wrócę - mruknęłam do niego, zabrałam swoją bluzę z szafki i wybiegłam z pokoju, kierując się do wyjścia z akademiku. Louis zaskoczył mnie tym, że czekał już na schodach na piętrze. Gdy mnie zobaczył, jego ręka wystrzeliła w moją stronę i mocno chwyciła za nadgarstek, niemal mi go miażdżąc, i nas oboje zamknął w schowku na miotły. Od razu przypomniałam sobie dzień, w którym zaatakowała mnie Rosalie i Louis zamknął ją w identycznym schowku, tyle, że w uniwersytecie.
- Kto by pomyślał, że taka grzeczna dziewczynka jak ty zjawi się klubie dla gotów - stwierdził Louis niskim tonem, patrząc na mnie wrogo. Nigdy tak mnie nie traktował i to było dla mnie nowością.
- Dlaczego widziałam was tylko ja i nikt więcej? - zadałam mu pytanie, próbując nie drżeć ze strachu przez jego obecność.
- Od początku wiedziałem, że nie jesteś Przyziemną, Lily Anderson - odparł poważnie, chwytając moją lewą rękę, odzianą w bluzkę na dług rękaw i podwinął materiał do łokcia. - Od kiedy zobaczyłem to znamię wiedziałem, że jesteś inna, niż wszyscy inni.
- O czym ty pieprzysz, Tomlinson? - zbił mnie z pantałyku. Czułam się zagubiona tą ciągłą niewiedzą.
- Czy ten Twój Mike nic nie mówił Ci na temat wampirów i tych, co ich załatwiają? O tych zajebistych nocnych łowcach? - Lou spojrzał na mnie lekko rozbawiony i poirytowany. Czy ten chłopak kiedykolwiek zachowywał się normalnie?
- No i co moja sytuacja ma do tego?
- Tylko nocni łowcy widzą nocnych łowców, gdy są pod zasłoną i ludzie nie mogą nas zobaczyć - wyjaśnił mi po krótce. Ja nadal nie rozumiałam i Louis to zauważył. - Boże, dziewczyno, nie kminisz tych wszystkich faktów?
Wtedy zdałam sobie sprawę. To o tym mówił mi Mike wczoraj w parku.

- No Nocni Łowcy, nie słyszałaś? – pokręciłam przecząco głową z głupim uśmiechem. – Nocni Łowcy, Ci co mają w żyłach krew Zeusa? – ponownie zaprzeczyłam. – Oni są jedynymi ludźmi, którzy mogą pokonać wampiry i inne stworzenia pozaziemskie.
- Są tu takie?
- Niby tak, ale ich nigdy nie widziałem – wzruszył ramionami i powrócił do tematu. – W Nocnych Łowcach najdziwniejsze jest to, że Przyziemni, czyli my, ich nie widzą.
- To tak jakby niewidzialność?
- Dokładnie. Legenda głosi, że gdzieś w tym mieście mają swoją siedzibę, ale nikt jej nigdy nie widział. Łowcy polują na wampiry szczególnie w nocy, nie chcą, aby zostali przyłapani przez ludzi na tym, co robią.
- Ale mówiłeś, że ludzie nie widzą nocnych łowców – odparłam, patrząc na niego pytająco.
- No tak, ale za pewno w nocy tak jakby wracają do świata widzialnych i załatwiają wampiry.

- O mój Boże... - wydukałam, patrząc otępiała na Louisa. - Ty... ty... nim jesteś... Jesteś nocnym łowcą... i ja... nim jestem... Boże, to nie może być prawdą...
- Ale jednak. Jesteś mieszańcem pieprzonego wampa i nocnego łowcy, choć nazywają nas aniołami.
- Aniołami?! - prychnęłam lekceważąco. - Zabiłeś wczoraj człowieka!
- To nie był człowiek, Lily... To był potępiony i zagrażał nam. Klub dla gotów wydawał się nam idealnym miejscem do załatwienia jego parszywej gęby... ale kto się spodziewał, że spotkamy tam akurat Ciebie? Jakim cudem w ogóle się tam znalazłaś, Lily? Mówiłem Ci, żebyś nie wychodziła po zmroku, bo może Ci grozić ogromne niebezpieczeństwo!
- Od kiedy o tym wiesz? - warknęłam, przypierając go do ściany. Byłam ostro na niego wkurzona, a bliskość naszych ciał nie pomagała mi w tym. Byłam na niego mocno wkurwiona i miałam ochotę oderwać mu głowę.
- O czym?
- Że jestem jakimś pojebanym mieszańcem. Wampir i anioł w jednym... to absurd - parsknęłam.
- Lily uspokój się, tracisz kontrolę… - Louis mówił spokojnie i z opanowaniem.
- Gówno mnie to obchodzi! Przez to cholerne pragnienie zabiłam niczemu winną kobietę, Louis! – palnęłam, a on zbladł.
- Co. Zrobiłaś? – zapytał, wymawiając każde słowo dobitnie i ostro.
- Spokojnie, to była stara kobieta, a ja byłam naprawdę spragniona Louis… Cholernie mocno potrzebowałam krwi – powiedziałam i znienacka po moich policzkach pociekły łzy. – Nigdy nie wierzyłam, że to powiem, ale pomóż mi… Nie chcę zabijać ludzi, bo tak mój wewnętrzny wampir tego chcę… Ja już nie mogę tak żyć…
- Cśśś… Spokojnie – Louis przyciągnął mnie do siebie i delikatnie przytulił, głaszcząc dłonią dolną część moich pleców. Zły Louis znikł, pojawił się ten spokojny i normalny. – Wszystko będzie dobrze, pomogę Ci. Pamiętasz, obiecałem Ci to kilka dni temu.
- Nie będę zabijać ludzi? – spytałam go z nadzieją, patrząc w jego piękne oczy. Intensywność ich koloru powalała mnie.
- Nie, nauczę Cię tego. Jestem nocnym łowcą Lily i jako on będę Cię chronił, narażając własne życie – rzekł, a jego twarz znalazła się bardzo blisko mojej. Mój oddech w jednej chwili przyśpieszył. – I przy okazji rozgryzę ten owoc zakazany – uśmiechnęłam się lekko.
- Dziękuję Ci, Louis. Tak chamsko Cię potraktowałam, a ty nadal chcesz mi pomagać. Tego nie rozumiem – odparłam z mętlikiem w głowie.
- Ponieważ Cię lubię, Anderson i chętnie wprowadzę Cię w świat nocnych łowców.
- Opowiesz mi o tym wszystkim, tym razem bez tajemnic?
- Tak – pokiwał głową.
- Obiecujesz? – upewniłam się.
- Obiecuję, a teraz musisz gdzieś ze mną iść – powiedział.
- Pewnie masz na myśli tą sławną przeprowadzkę do was, prawda?
- Wiesz, że to jest konieczne, Lily. Musisz być z nami w jednym budynku, abyśmy się mogli Tobą zajmować…
- W porządku – przerwałam mu.
- Co?
- Ufam Ci Lou. Wierzę, że chcesz dla mnie dobrze – odparłam, rumieniąc się delikatnie. Ale… dlaczego?
- Miło mi jest to w końcu usłyszeć od Ciebie – mruknął, parskając śmiechem. – A teraz chodźmy wygonić Mike’a.
- O nie nie, ja idę, ty zostajesz. Podejrzewam coś, że nie będzie zachwycony na Twój widok – szepnęłam, odsuwając się od niego.
- I tak mnie nie zobaczy, zapomniałaś? – podniósł swoje brwi pytająco do góry.
- No tak, udajmy, że zapomniałam – prychnęłam i wyszłam ze schowka, rozglądając się czy nikogo nie było. Na szczęście jakaś grupka ludzi wychodziła z akademika, zatrzaskując za sobą drzwi. Odetchnąwszy z ulgą z Louisem u boku, poszliśmy do mojego pokoju, gdzie o dziwo Mike’a nie było. – Gdzie on polazł?
- Czyżby obraził się, że go zostawiłaś? – Louis posłał mi krzywy uśmiech. Walnęłam go w ramię i zauważyłam na swojej kołdrze małą karteczkę, zapełnioną niechlujnym pismem. Wzięłam ją do swoich dłoni i odczytałam treść szeptem.
- Musiałem wyjść, dostałem pilny telefon, zobaczymy się na zajęciach…
- Przynajmniej mamy jeden problem z głowy – Louis westchnął i położył się na łóżku, które kiedyś zajmowała Ava. – Jezu, czuć, że spała tu Ava. Za dużo waniliowych perfum i lakieru do włosów – Louis odkaszlnął i wstał. Ja natomiast wszystkie swoje rzeczy spakowałam do walizki, a książki i zeszyty do swojej torby. – Gotowa? – pokiwałam głową. Louis zabrał ode mnie walizkę i opuściliśmy pomieszczenie i moje złe wspomnienia.


Od teraz miałam zacząć wszystko z czystą kartą.





********************

No kto się tego wszystkiego spodziewał? :D Nasza Lily może wpaść w ogromne kłopoty, czyż nie? :P A Louis... zostaje Louisem :D xD

Kochani, według ankiety najbardziej lubianą przez was parą zostali Lily i Louis, mogłam się tego spodziewać :D O dziwo drugie miejsce zajęli Ava z Zaynem, a ostatnie Lily z Mikiem :D Dziękuję za oddane głosy :)

Następny rozdział w poniedziałek :D 



16 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3

Komentujcie <3

K.

14 komentarzy:

  1. Swietny *.*
    Ja osobiscie niewiedzialam o ankiecie bo jestem na tel aletez bym zaglosowala na Lou i Lily.
    Rozdzial jest zajebisty... szkoda tej pani. :( Czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejka ♡♡♡
    Megaaa.. Nie moge doczekac sie kolejnego *.*
    I ja tez dala bym glos na Lou i Lily.
    Jak bede na lapku to zaglosuje ♡
    Czekam na nn ★☆

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski ;3
    Ciekawe czy wreszcie Louis i Lily się pocałują.......

    OdpowiedzUsuń
  4. KOOOOOCHAM TO !!! pisz dalej i nie przerywaj bo się potnę !!! XD <3 czekam.. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham to opowiadanie
    Czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Super,a mam pytanie.
    Czy Lily i Louis będą razem?

    OdpowiedzUsuń
  7. Super czekam na wiecej i więcej czekam na szybki next

    OdpowiedzUsuń
  8. qrfhwifhwthw świetny :) Nn szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże ! Jakie to jest genialne ! :3

    OdpowiedzUsuń
  10. Ooooo! Szizyz krejzys! XD ale.... BoSkIe!

    OdpowiedzUsuń
  11. Oooooooooooooooooooooooooooooodlotowy! Boziu! Aaaaaaaaaaaaa! Biedna pani :( szkoda mi jej :( szybciutko next <3 ~M.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to zachęta do dalszego pisania! :D <3