środa, 27 sierpnia 2014

Twenty One.

Rano obudziły mnie muśnięcia czegoś ciepłego w okolicach szyi i śliskiego. Gdy chciałam się przekręcić, coś, a raczej ręce Louisa mnie unieruchomiły.

- Louis? Co ty robisz? – zapytałam cicho. Louis nie odpowiedział mi i kontynuował. Jego usta sunęły po mojej szyi, a gdy znalazły jej czuły punkt, czyli tuż pod uchem, przyssał się do niej, gryząc jej skrawek i liżąc. Jęknęłam cicho i odchyliłam głowę do tyłu, dając mu większy dostęp do szyi. – Gdy tak jęczysz, mam ochotę zerwać z Ciebie te wszystkie ubrania i pieprzyć Cię na parapecie, Panno Anderson – zadrżałam z przyjemności i uśmiechnęłam, przypominając sobie naszą wczorajszą rozmowę przed snem. – Gotowe – mruknął Louis z satysfakcją, a ja wykorzystałam ten moment na odwrócenie się i zaatakowałam jego wargi z żarliwością. Louis z łatwością posadził mnie na sobie i mocno przyciągnął do siebie, nie dając mi nawet chwili wytchnienia.
- Lubię takie poranki – stwierdził Lou, w końcu odrywając się ode mnie. Wzięłam głęboki wdech, nim mu odpowiedziałam.
- Ja też – uśmiechnęłam się, przygryzając dolną wargę.
- Nie przygryzaj wargi – ostrzegł, a w jego oczach zauważyłam podniecenie.
- O nie, nie, jestem głodna! Później seks! – gdy chciałam zejść z niego powstrzymał mnie z łatwością. Ja nie dawałam za wygraną i głośno się śmiejąc, próbowałam uwolnić się spod jego szponów. – Louis! – ciągle chichotałam, a on razem ze mną, gdy zaczął mnie łaskotać. – Nie! Louis, ty idioto!
- To jak? Seks, później śniadanie? Jesteś mi to winna za wczoraj, kłamczucho – powiedział, męcząc mnie i szczypiąc w boki.
- Louis! – zaskomlałam, szamocząc się.
- To jaka jest odpowiedź?
- Tak! Ale już mnie nie łaskocz, palancie! – Louis wykonał moje polecenie i w następnych minutach w tempie natychmiastowym, wprowadził mnie do nieba.

***
- Co się działo u was tam w nocy? Lily krzyczała tak głośno, że aż spadłam z łóżka – mówi Ava podczas wspólnego śniadania, które o dziwo robiła. Chyba Zayn znowu porządnie się do niej dobrał, bo jest cała rozpromieniona i wesoła. Cała zesztywniałam, przypominając sobie sytuację z tej nocy. Louis, siedzący obok mnie i pijący kawę, zgromił Avę chłodnym spojrzeniem i pokręcił głową. Ava spuściła zawstydzona głowę i weszła na temat tego, co mieliśmy ugotować na święta bo został do nich już tylko dzień.
- Wy, Panowie macie teraz, zaraz pojechać kupić ogromną choinkę i postawić ją w salonie, okay? Później… - Ava podbiegła do szafki, wyjmując z niej kartkę A4 i dała ją Zaynowi. – Zrobicie zakupy.
- A wy co będzie robić? – spytał mulat, klepiąc Avę po tyłku. Ava tylko głupio się uśmiechnęła i usiadła na jego kolanach.
- Rozstawiać stoły i sprzątać – oświadczyła.
- Jeśli ty będziesz sprzątać, to chcę, by to było nagrane – Zayn się zaśmiał, a Ava pokręciła rozdrażniona głową.
- Och, przestań, wiesz, że zawsze szaleję podczas świąt i chcę, by to wyglądało jak najlepiej! – pisnęła, na co uśmiechnęłam się szeroko, na widok jej entuzjazmu.
- Macie dla nas już prezenty? – zapytał mnie Lou z czystej ciekawości.
- Mamy – spojrzałam na Avę, która głośno się zaśmiała.
- Co jest w tym takiego zabawnego? – Zayn popatrzył na nas z ciekawością.
- Nic, nic. Nie interesuj się, dowiesz się jutro – Ava cmoknęła go w czubek nosa i zeskoczyła z jego kolan, podchodząc do mnie i wystawiła rękę. – Chodź, zostawmy naszych chłopców samych. Wyniesiemy te całe badziewie z piwnicy i rozstawimy.
- Okay – uśmiechnęłam się lekko, chwytając jej dłoń i pobiegłyśmy jak głupie nastolatki do piwnicy.

Potem już nie było nam do śmiechu. Przenoszenie tego wszystkiego do salonu, było… okropne. Już wiedziałam, dlaczego mama zabierała nas do rodziny na święta. Tu w tej kwestii ją rozumiałam.
- Ja pierdolę… - sapnęła Ava, padając na ziemię tuż obok mnie, z dwoma kieliszkami i winem. – Musimy to opić.
- Nie wiem czy powinnam… Dzisiaj idę na tą kolację i tam pewnie się upiję – odparłam ze śmiechem.
- No z własną przyjaciółką nie wypijesz kieliszka? Naprawdę? – spojrzała na mnie błagalnie.
- No dobra, jeden kieliszek – zgodziłam się w końcu. Ava bez trudu otworzyła wino i wlała nam jej zawartość do kieliszków.
- Jak myślisz, Twoja matka się zjawi się na Wigilii?
- Nie – odpowiedziałam od razu, kręcąc głową i wypiłam połowę kieliszka za jednym zamachem. – Nie chce jej widzieć na oczy.
- Lily, to jest Twoja matka. Nie możesz jej tak olewać.
- Mam ją szczerze gdzieś. Niech lepiej nie pokazuje mi się na oczy, bo wtedy zmierzy się z szalonym mieszańcem, który od dawna się nie karmił.
- Może lepiej to zrób przed wyjściem, bo wieczorem zaczną się zjeżdżać nasze rodziny.
- Będą tu nocować? – Ava skinęła. – Już im współczuję, co będą musieli słyszeć.
- Tak – Ava zaśmiała się głośno. – Niech tylko pozostali znajdą sobie dziewczyny, to z krypty zrobimy świątynię seksu.
- Mało już do tego brakuje – by powstrzymać się od śmiechu i utrzymać powagę, dopiłam wino do końca i nadstawiłam kieliszek w stronę Avy.
- Wiedziałam, że na jednym się nie skończy – parsknęła śmiechem i napełniła naczynie nową porcją wina.
- W co jutro się ubierasz?
- W tą sukienkę, co ostatnio kupiłam – Ava rozpromieniła się na to pytanie.
- Tą całą w ćwiekach?
- Otóż to – potwierdziła.
- Poznałaś już wcześniej rodziców Zayna?
- Tak i powiem Ci, że polubili mój styl ubierania. To szok - wytrzeszczyła zabawnie oczy.
- Ogromny – zaśmiałam się.
- A szczególnie jego siostry! Są takie urocze! Przyjedzie z nimi tylko Waliyha, ale nie ukrywam, że ją najbardziej lubię.
- Nie jestem pewna… czy powinnam tam być, Ava – odparłam, patrząc na nią z ukosa.
- Dlaczego? To w końcu Wigilia!
- Wiem, ale wy wszyscy się znacie od lat, jesteście niemal rodziną, a ja…
- A ty do niej należysz – poprawiła mnie Ava. – Rodzice chłopaków wiedzą o Tobie i o tym, kim jesteś. 
- Wiedzą? Jak, gdzie, kiedy?
- Chyba nadal pozostają nocnymi łowcami, co misiaczku? Grace im wszystko na bieżąco mówi i opowiada, co tu się dzieje.
- Dobrze jest dowiedzieć się o tym dopiero teraz – wzniosłam oczy ku niebu.
- Przepraszam, ale nie miałam okazji by Ci o tym powiedzieć.
- Luz – westchnęłam, biorąc kolejny łyk wina. – Jaki jest ojciec Louisa?
- Bardzo… osobliwy i popaprany. Gdy z nim rozmawiałam, wydawało mi się, że obojętne mu jest to, czy będzie czy nie.
- Pewnie nie jest zbyt towarzyski.
- Zgadza się, ale… chce Cię poznać.
- Mnie? Po cholerę?
- Jesteś w końcu dziewczyną jego syna. Może w końcu polubi kogoś innego, niż swoją zjebaną kolekcję noży Serafickich.
- A co sądził o Eleanor?
- Nie cierpiał szmaty. Była dla niego dziwką i nikim więcej, a w dodatku gdy stała się wampirem, myślałam, że urwie jej łeb. Jeszcze bym mu pomogła i wrzuciła ją do kominka na opał.
- Mogłam Ci kupić obrożę i smycz, każdemu wyszłoby to na korzyść.
- Och skończ z tą obrożę, mam ich od chuja.

***
- Więc, którą sukienkę zamierzasz włożyć, przyszła Pani Tomlinson? – Ava rzuciła się na moje łóżko w pokoju i obserwowała mnie, gdy w samej bieliźnie stałam przed szafą, główkując w co się ubrać.  
- Pani Tomlinson? Serio? – spojrzałam na nią rozbawiona.
- Kto wie, kto wie… - Ava wzruszyła ramionami, bawiąc się swoimi długimi, czerwonymi tipsami. – Załóż sukienkę, którą szybko można zdjąć, bo coś czuję, że czeka was bezsenna noc.
- Kto wie, kto wie – zaśmiałam się i chwyciłam z dna szafy czarne, skórzane kozaki do kolan.
- Mmm, odważnie, Laro Croft – powiedziała z aprobatą. – Tutaj pasuje albo seksowna czerń albo pociągająca czerwień, lub ponętna mięta.
- Czy za każdym razem musisz używać przed kolorami przymiotników?
- Uwielbiam to – uśmiechnęła się jeszcze szerzej Ava. Westchnęłam głośno i wyciągnęłam czarną, dopasowaną sukienkę z wycięciami w talii, sięgającą do ponad połowy ud, którą narzuciłam od razu na siebie i założyłam kozaki. – No, no, mamasita, niezła dupa z Ciebie.
- Serio? Teraz hiszpański? Zostańmy przy misiaczkach.
- Jak sobie życzysz, misiaczku – Ava puściła mi oko i wstała, stając za mną. – Zepnę Ci włosy. Wolisz jakiegoś koka czy…
- Zdaję się na Ciebie – nie wierzyłam, że to mówię, ale Ava nie raz mnie stylizowała i nie było jeszcze tak źle.
- Świetnie – Ava uśmiechnęła się lekko, biorąc z mojej drewnianej kozetki spinkę do włosów. – Wiesz, że Louis nigdy nie zabierał dziewczyn na kolację?
- Serio? – zapytałam ze zdziwieniem.
- Serio, serio – wyczułam, ze Ava się uśmiecha jeszcze szerzej. Nie mogłam tego zobaczyć, bo stałam do niej tyłem. – Musisz być dla Louisa naprawdę kimś wyjątkowym i szczególnym, jeśli zabiera Cię do najdroższej restauracji w mieście.
- I jedynej, zbytniego wyboru nie mamy – wzruszyłam ramionami.
- Gdybyśmy mieszkali i w centrum Nowego Jorku to pewnie zrobiłby to samo – odparła, śmiejąc się cicho.
- I popadł w gigantyczne długi – dodałam, parskając.
- Louis, on Cię kocha, zrozum. Zrobiłby dla Ciebie wszystko, tak jak każdy z nas. Jesteś dla nas czymś w rodzaju takiego skarbu, bo nie każdy ma mieszańca w grupie łowców. Więc, niech dojdzie w końcu do tej Twojej małej, rudej główki, że jesteś wyjątkowa.
- Nie cenie siebie tak wysoko – mówię bez przekonania.
- To zacznij – warknęła, na co parsknęłam śmiechem. – Gotowe. Możesz iść na bajeczną randkę z Louim, a ja w tym czasie przygotuje Ci jakąś sukienkę na jutro.
- Jak zazwyczaj obchodzicie Wigilię?
- Dość nietypowo. U nas to jest coś w rodzaju bankietu, są zaproszeni wszyscy łowcy, którzy stawiali tu pierwsze kroki, a kolacja Wigilijna jest w między czasie. Mamy nawet alkohol, który zazwyczaj przekabacamy do mniejszej sali, gdzie zazwyczaj my przebywaliśmy, ale wtedy byliśmy gnojkami.
- Czyli Arren też może się zjawić…? – moje serce podskoczyło do gardła.
- Nie wiem, Lily. On zawsze zjawia się nieproszony, ale miejmy nadzieję, że nie przyjedzie na swoim pierdolonym demonie – fuknęła, podając mi mój płaszcz i szalik. Założyłam je i obróciłam się, by pokazać Avie efekt końcowy.
- I co o tym sądzisz?
- Wulgarnie, seksownie, w stylu Miasta Śmierci… Schrupałabym Cię, jak to mówią wampiry.
- Dobrze, że ja tak nie mówię – udaję, że oddycham z ulgą i machając jej na pożegnanie, wychodzę z pokoju, kierując się na dół. Na szczęście po drodze nie mijam nikogo, ale wszyscy chłopacy siedzą na dole, na kanapie. Louis stał i najwyraźniej czekał na mnie. Ubrany był… inaczej, niż zazwyczaj. Na co dzień widzę go w stroju łowcy : obcisłym T-Shirtcie, skórzanej kurtce i spodniach oraz glanach. Teraz jego strój składał się z czarnych rurek, białego luźnego podkoszulka, marynarki i air forców oraz puchowej, ciemnoszarej kurtki. Jego włosy pozostały w artystycznym nieładzie i był świeżo ogolony. Uśmiechnęłam się na jego widok, śmiejąc cicho, przez co zdradziłam swoją obecność. Harry, który jako jedyny odwrócił głowę w moją stronę, wytrzeszczył na mój widok swoje zielone oczy i postukał Louisa w nogę, nie odrywając ode mnie wzroku. Louis spojrzał pytająco na swojego przyjaciela, a ten wskazał skinieniem głowy na mnie. Louis przeniósł wzrok w miejsce, w którym stałam. Jego oczy rozbłysły i uśmiechnął się uroczo. Zeszłam zgrabnie i uważnie po schodach, by nie zaliczyć przewrotki, a la Ava kilka tygodni temu. Louis podszedł do schodów, a gdy ja stanęłam na płaszczyźnie, wziął mnie za rękę i jak gentleman, ucałował ją. Wywróciłam oczami i stanąwszy na palcach pocałowałam go czule. Usłyszałam gwizdy chłopaków, a ja w odpowiedzi pokazałam im środkowy palec i zakończyłam pocałunek z Louisem. – Idziemy?
- Tak – Louis pokiwał głową, biorąc mnie za rękę. – Kluczyki, Zayn – mulat wziął ze stołu kluczyki i rzucił Louisowi, które on zwinnie złapał. – Będziemy… późno i nie zdążymy na przyjazd rodzin.
- To akurat wiemy od samego początku – Harry poruszał zabawnie brwiami. – Tylko nie grzeszcie za bardzo.
- To będzie akurat trudne – mruknęłam, a Louis się zaśmiał i opuściliśmy kryptę.

***
- Witam Państwa w Lusso, w czym mogę służyć? – na wejściu powitała nas wysoka blondynka ubrana w białą koszulkę z rozpiętymi dwoma guzikami przy biuście, czarne obcisłe spodnie i wysokie szpilki. Ładna była, szczególnie z twarzy. Jej skóra była nieskazitelna, bez żadnej rysy, a uśmiech był zjawiskowy.
- Mam rezerwację na nazwisko Tomlinson – odparł płynnie Louis, uśmiechając się do niej lekko. W sercu poczułam dziwne ukłucie zazdrości. Gdzie mi do niej było?
- Już sprawdzam… - Blondynka sprawdziła coś w laptopie. – Tak, wszystko jest, zaprowadzę was do stolika – dziewczyna wzięła dwie karty zamówień i poszła przodem. Automatycznie poszliśmy za nią. Nasz stolik stał bardziej w ustronnym miejscu restauracji, z dala od gapiów i podsłuchiwaczy. Louis za pewne wszystko dokładnie przemyślał i wiedział, że lubię prywatność. – Za chwilkę przyjdzie do was kelner i was obsłuży. Życzę miłego wieczoru – i bez naszej odpowiedzi odeszła z powrotem na swoje miejsce. Przez chwilę tępo wpatrywałam się w miejsce, w którym stała, dopóki Louis nie stanął za mną i nie ściągnął płaszcza i szalika.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się czule do niego, co odwzajemnił i zarzucił płaszcz na moje krzesło, które dla mnie odsunął. – Kto Cię nauczył tych sztuczek gentlemana, co?
- Harry dał mi kilka lekcji – powiedział, parskając śmiechem. Siadłam na siedzeniu i podsunęłam się do stolika. Louis od razu zajął miejsce naprzeciwko mnie, zręcznie pozbywając się swojej kurtki. W między czasie rozejrzałam się po lokalu. No tak… jak był drogi, to i musiał wyglądać. Całą restauracja była w kolorach jasnych, powiększających budynek. Nad nami roznosił się przyjemny różany zapach, zmieszany z miętą.
- Louis, wiem, że to pytanie jest nie na miejscu, ale skąd wziąłeś tyle pieniędzy? – zapytałam go, lekko zawstydzona.
- To lokal Grace, a że jej para łowców jest tu pierwszy raz, zapłaciła za nas.
- Miły gest z jej strony – stwierdziłam, a Lou pokiwał głową.
- Poza tym, pomyślałem, że będziesz gdzieś chciała wyjść, by nie siedzieć ciągle w krypcie.
- Mam jej już po uszy – wzniosłam oczy ku niebu, a Louis się zaśmiał. – Louis, ale wiesz, że nie musiałeś ze mną wychodzić na kolację? Mogłam zrobić jakiś obiad w domu…
- Jesteś moją dziewczyną, Lily – Louis chwycił moją rękę i wplątał w nią swoje palce. – A ja jako odpowiedzialny chłopak powinienem gdzieś Cię od czasu zabrać.
- Oboje wiemy, że wolimy seks – odparłam, a on się wyszczerzył.
- Jak mógłbym zapomnieć. Odegram się za Twój wczorajszy numer, Anderson i ostrzegam, nie będzie delikatnie – powiedział z tajemniczym błyskiem w oczach.
- Nie mogę się doczekać – zaśmiałam się. Kilka minut później przyszedł do nas kelner, złożyliśmy zamówienia i po jakimś kwadransie byliśmy po przystawkach.
- Boże, aby tak Ava kiedyś nauczyła się gotować… - mruknął Louis, popijając wodę z kieliszka. Tylko ja piłam alkohol, gdyż on prowadził.
- Tak, też bym była w niebie – parsknęłam śmiechem, lecz widok Avy gotującej wykwintne dania? Nie, o nie…
- A ty kiedy się karmiłaś? – spytał mnie ciszej, chociaż i tak nikt nas nie słuchał.
- Dzisiaj. Nie chciałam się żywić rano przy waszych rodzinach, czułabym się niezręcznie – stwierdziłam, zakładając zagubiony kosmyk włosów za ucho.
- Ava mówiła mi, że nie chcesz być na kolacji. Dlaczego? Przecież należysz do rodziny.
- Nie, należę do nocnych łowców i to też nie w całości. Wy się znacie od lat, a ja poniekąd jestem w tej grupie intruzem.
- Nawet tak nie myśl – Louis pokręcił głową. – Wszyscy są bardzo podekscytowani, by zobaczyć mieszańca na własne oczy.
- A co ja jestem? Jebanym eksponatem? – zapytałam, warcząc.
- Nie, po prostu mieszańce w Mieście Śmierci to cholerna rzadkość. Będziesz w centrum uwagi przez najbliższe lata, radziłbym Ci się do tego przyzwyczaić.
- Ach, ta pieprzona sława mnie wykończy – prychnęłam, dopijając kieliszek do końca. Wcześniej już wypiłam z Avą całą butelkę wina i czułam te procenty, które w siebie wlałam. Gdy byłam pijana stawałam się strasznie głupia i bardzo napalona na Louisa, ale wiedziałam, że jego to kręciło. Oboje lubiliśmy nasze zboczenie w związku. To dodawało tylko pożądania i ognia podczas naszej gry wstępnej.

W pewnym momencie, przerywając swoją wypowiedź na temat zabawiania się Avy i Zayna, spojrzał na coś, ponad moją głową, lekko przechylając głową na bok. Zrobiłam to samo.

I szczerze tego żałowałam.

Do lokalu weszła Grace. Nic dziwnego, że chciała przyjść do własnego lokalu. Ubrana była… zwyczajnie : w czarne, dopasowane dżinsy, szary ocieplany płaszcz, biały sweter i w ogóle nie pasujące do tego, czerwone kozaki, ale stylu Grace nigdy nie rozumiałam. Obok niej stała kobieta. Jej włosy były lekko miedziane, wymieszane z ciemnym brązem. Twarz była jasna jak śnieg, usta różowe jak maliny, a oczy niebieskie i przenikliwe. Cała była ubrana na czarno, wliczając w to dodatki. Rozglądała się po lokalu, uważnie przeczesując go wzrokiem.

W końcu jej wzrok padł i na mnie i wiedziałam, że znalazła to, co chciała.


- Mama – szepnęłam.



*****************************
No to wstawiam dla was obiecany rozdział! :D Następny będzie w piątek, gdyż muszę nadrobić i napisać rozdziały na przód :D Może dzisiaj się do tego zabiorę ;)

Oprócz tego, jest pierwszy rozdział na Deadly Angel! :D



24 komentarze
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3

Komentujcie <3

K.


26 komentarzy:

  1. To jest takie hfheegdcgebdrtfdxva *.*\PostronieNialla

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeej mama przyjechala... o moj boziu bedzie sie dzialo ; 333

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega dziewczyno masz talent ! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam pomysłu na komentarz. Rozdział po prostu świetny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super ! Zajebisty !
    Masz ogromny TALENT ! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. AAA ♥ next !!! powinni ci dać Oscara za tego bloga!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju kocham to i caaaaaaaały czas czekam na nowe rozdziały !!!

    OdpowiedzUsuń
  9. bomba!!!!!!!!!
    ehh może to jakiś znak, że Lily powinna spędzić święta z mamą.
    miłego pisania! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. *.* MEGA <3 Szybko next <3 Wbijaj czasem :P : http://w-wyscigu-po-milosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Ahh, nie mogę się doczekać następnego ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. Gratulacje!
    Zostałaś nominowana do Libster Avard!
    Więcej informacji tutaj:
    http://fanfiction-fire.blogspot.com/2014/08/libster-avard.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Genialne
    Alicja :-*

    OdpowiedzUsuń
  14. Cudowny <3 Czekam na następny ^^
    Zapraszam do mnie :))
    http://jednokierunkowaxx.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. OMFG jakie boskie *_* dawaj szybko nn ;)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to zachęta do dalszego pisania! :D <3