Rano obudziły mnie muśnięcia czegoś ciepłego w okolicach szyi i śliskiego. Gdy chciałam się przekręcić, coś, a raczej ręce Louisa
mnie unieruchomiły.
- Louis? Co ty robisz? – zapytałam cicho. Louis nie
odpowiedział mi i kontynuował. Jego usta sunęły po mojej szyi, a gdy znalazły
jej czuły punkt, czyli tuż pod uchem, przyssał się do niej, gryząc jej skrawek
i liżąc. Jęknęłam cicho i odchyliłam głowę do tyłu, dając mu większy dostęp do
szyi. – Gdy tak jęczysz, mam ochotę zerwać z Ciebie te wszystkie ubrania i
pieprzyć Cię na parapecie, Panno Anderson – zadrżałam z przyjemności i
uśmiechnęłam, przypominając sobie naszą wczorajszą rozmowę przed snem. – Gotowe
– mruknął Louis z satysfakcją, a ja wykorzystałam ten moment na odwrócenie się
i zaatakowałam jego wargi z żarliwością. Louis z łatwością posadził mnie na
sobie i mocno przyciągnął do siebie, nie dając mi nawet chwili wytchnienia.
- Lubię takie poranki – stwierdził Lou, w końcu odrywając
się ode mnie. Wzięłam głęboki wdech, nim mu odpowiedziałam.
- Ja też – uśmiechnęłam się, przygryzając dolną wargę.
- Nie przygryzaj wargi – ostrzegł, a w jego oczach
zauważyłam podniecenie.
- O nie, nie, jestem głodna! Później seks! – gdy chciałam
zejść z niego powstrzymał mnie z łatwością. Ja nie dawałam za wygraną i głośno
się śmiejąc, próbowałam uwolnić się spod jego szponów. – Louis! – ciągle
chichotałam, a on razem ze mną, gdy zaczął mnie łaskotać. – Nie! Louis, ty
idioto!
- To jak? Seks, później śniadanie? Jesteś mi to winna za
wczoraj, kłamczucho – powiedział, męcząc mnie i szczypiąc w boki.
- Louis! – zaskomlałam, szamocząc się.
- To jaka jest odpowiedź?
- Tak! Ale już mnie nie łaskocz, palancie! – Louis wykonał
moje polecenie i w następnych minutach w tempie natychmiastowym, wprowadził mnie do nieba.
***
- Co się działo u was tam w nocy? Lily krzyczała tak głośno,
że aż spadłam z łóżka – mówi Ava podczas wspólnego śniadania, które o dziwo
robiła. Chyba Zayn znowu porządnie się do niej dobrał, bo jest cała
rozpromieniona i wesoła. Cała zesztywniałam, przypominając sobie sytuację z tej
nocy. Louis, siedzący obok mnie i pijący kawę, zgromił Avę chłodnym spojrzeniem
i pokręcił głową. Ava spuściła zawstydzona głowę i weszła na temat tego, co
mieliśmy ugotować na święta bo został do nich już tylko dzień.
- Wy, Panowie macie teraz, zaraz pojechać kupić ogromną
choinkę i postawić ją w salonie, okay? Później… - Ava podbiegła do szafki,
wyjmując z niej kartkę A4 i dała ją Zaynowi. – Zrobicie zakupy.
- A wy co będzie robić? – spytał mulat, klepiąc Avę po
tyłku. Ava tylko głupio się uśmiechnęła i usiadła na jego kolanach.
- Rozstawiać stoły i sprzątać – oświadczyła.
- Jeśli ty będziesz sprzątać, to chcę, by to było nagrane –
Zayn się zaśmiał, a Ava pokręciła rozdrażniona głową.
- Och, przestań, wiesz, że zawsze szaleję podczas świąt i
chcę, by to wyglądało jak najlepiej! – pisnęła, na co uśmiechnęłam się szeroko,
na widok jej entuzjazmu.
- Macie dla nas już prezenty? – zapytał mnie Lou z czystej
ciekawości.
- Mamy – spojrzałam na Avę, która głośno się zaśmiała.
- Co jest w tym takiego zabawnego? – Zayn popatrzył na nas z
ciekawością.
- Nic, nic. Nie interesuj się, dowiesz się jutro – Ava
cmoknęła go w czubek nosa i zeskoczyła z jego kolan, podchodząc do mnie i
wystawiła rękę. – Chodź, zostawmy naszych chłopców samych. Wyniesiemy te całe badziewie
z piwnicy i rozstawimy.
- Okay – uśmiechnęłam się lekko, chwytając jej dłoń i
pobiegłyśmy jak głupie nastolatki do piwnicy.
Potem już nie było nam do śmiechu. Przenoszenie tego
wszystkiego do salonu, było… okropne. Już wiedziałam, dlaczego mama zabierała
nas do rodziny na święta. Tu w tej kwestii ją rozumiałam.
- Ja pierdolę… - sapnęła Ava, padając na ziemię tuż obok
mnie, z dwoma kieliszkami i winem. – Musimy to opić.
- Nie wiem czy powinnam… Dzisiaj idę na tą kolację i tam
pewnie się upiję – odparłam ze śmiechem.
- No z własną przyjaciółką nie wypijesz kieliszka? Naprawdę?
– spojrzała na mnie błagalnie.
- No dobra, jeden kieliszek – zgodziłam się w końcu. Ava bez
trudu otworzyła wino i wlała nam jej zawartość do kieliszków.
- Jak myślisz, Twoja matka się zjawi się na Wigilii?
- Nie – odpowiedziałam od razu, kręcąc głową i wypiłam
połowę kieliszka za jednym zamachem. – Nie chce jej widzieć na oczy.
- Lily, to jest Twoja matka. Nie możesz jej tak olewać.
- Mam ją szczerze gdzieś. Niech lepiej nie pokazuje mi się
na oczy, bo wtedy zmierzy się z szalonym mieszańcem, który od dawna się nie
karmił.
- Może lepiej to zrób przed wyjściem, bo wieczorem zaczną
się zjeżdżać nasze rodziny.
- Będą tu nocować? – Ava skinęła. – Już im współczuję, co
będą musieli słyszeć.
- Tak – Ava zaśmiała się głośno. – Niech tylko pozostali
znajdą sobie dziewczyny, to z krypty zrobimy świątynię seksu.
- Mało już do tego brakuje – by powstrzymać się od śmiechu i
utrzymać powagę, dopiłam wino do końca i nadstawiłam kieliszek w stronę Avy.
- Wiedziałam, że na jednym się nie skończy – parsknęła
śmiechem i napełniła naczynie nową porcją wina.
- W co jutro się ubierasz?
- W tą sukienkę, co ostatnio kupiłam – Ava rozpromieniła się
na to pytanie.
- Tą całą w ćwiekach?
- Otóż to – potwierdziła.
- Poznałaś już wcześniej rodziców Zayna?
- Tak i powiem Ci, że polubili mój styl ubierania. To szok - wytrzeszczyła zabawnie oczy.
- Ogromny – zaśmiałam się.
- A szczególnie jego siostry! Są takie urocze! Przyjedzie z
nimi tylko Waliyha, ale nie ukrywam, że ją najbardziej lubię.
- Nie jestem pewna… czy powinnam tam być, Ava – odparłam,
patrząc na nią z ukosa.
- Dlaczego? To w końcu Wigilia!
- Wiem, ale wy wszyscy się znacie od lat, jesteście niemal
rodziną, a ja…
- A ty do niej należysz – poprawiła mnie Ava. – Rodzice
chłopaków wiedzą o Tobie i o tym, kim jesteś.
- Wiedzą? Jak, gdzie, kiedy?
- Chyba nadal pozostają nocnymi łowcami, co misiaczku? Grace
im wszystko na bieżąco mówi i opowiada, co tu się dzieje.
- Dobrze jest dowiedzieć się o tym dopiero teraz – wzniosłam
oczy ku niebu.
- Przepraszam, ale nie miałam okazji by Ci o tym powiedzieć.
- Luz – westchnęłam, biorąc kolejny łyk wina. – Jaki jest
ojciec Louisa?
- Bardzo… osobliwy i popaprany. Gdy z nim rozmawiałam,
wydawało mi się, że obojętne mu jest to, czy będzie czy nie.
- Pewnie nie jest zbyt towarzyski.
- Zgadza się, ale… chce Cię poznać.
- Mnie? Po cholerę?
- Jesteś w końcu dziewczyną jego syna. Może w końcu polubi
kogoś innego, niż swoją zjebaną kolekcję noży Serafickich.
- A co sądził o Eleanor?
- Nie cierpiał szmaty. Była dla niego dziwką i nikim więcej,
a w dodatku gdy stała się wampirem, myślałam, że urwie jej łeb. Jeszcze bym mu
pomogła i wrzuciła ją do kominka na opał.
- Mogłam Ci kupić obrożę i smycz, każdemu wyszłoby to na
korzyść.
- Och skończ z tą obrożę, mam ich od chuja.
***
- Więc, którą sukienkę zamierzasz włożyć, przyszła Pani
Tomlinson? – Ava rzuciła się na moje łóżko w pokoju i obserwowała mnie, gdy w
samej bieliźnie stałam przed szafą, główkując w co się ubrać.
- Pani Tomlinson? Serio? – spojrzałam na nią rozbawiona.
- Kto wie, kto wie… - Ava wzruszyła ramionami, bawiąc się
swoimi długimi, czerwonymi tipsami. – Załóż sukienkę, którą szybko można zdjąć,
bo coś czuję, że czeka was bezsenna noc.
- Kto wie, kto wie – zaśmiałam się i chwyciłam z dna szafy
czarne, skórzane kozaki do kolan.
- Mmm, odważnie, Laro Croft – powiedziała z aprobatą. –
Tutaj pasuje albo seksowna czerń albo pociągająca czerwień, lub ponętna mięta.
- Czy za każdym razem musisz używać przed kolorami
przymiotników?
- Uwielbiam to – uśmiechnęła się jeszcze szerzej Ava.
Westchnęłam głośno i wyciągnęłam czarną, dopasowaną sukienkę z wycięciami w
talii, sięgającą do ponad połowy ud, którą narzuciłam od razu na siebie i
założyłam kozaki. – No, no, mamasita,
niezła dupa z Ciebie.
- Serio? Teraz hiszpański? Zostańmy przy misiaczkach.
- Jak sobie życzysz, misiaczku – Ava puściła mi oko i
wstała, stając za mną. – Zepnę Ci włosy. Wolisz jakiegoś koka czy…
- Zdaję się na Ciebie – nie wierzyłam, że to mówię, ale Ava
nie raz mnie stylizowała i nie było jeszcze tak źle.
- Świetnie – Ava uśmiechnęła się lekko, biorąc z mojej
drewnianej kozetki spinkę do włosów. – Wiesz, że Louis nigdy nie zabierał
dziewczyn na kolację?
- Serio? – zapytałam ze zdziwieniem.
- Serio, serio – wyczułam, ze Ava się uśmiecha jeszcze
szerzej. Nie mogłam tego zobaczyć, bo stałam do niej tyłem. – Musisz być dla
Louisa naprawdę kimś wyjątkowym i szczególnym, jeśli zabiera Cię do najdroższej
restauracji w mieście.
- I jedynej, zbytniego wyboru nie mamy – wzruszyłam
ramionami.
- Gdybyśmy mieszkali i w centrum Nowego Jorku to pewnie
zrobiłby to samo – odparła, śmiejąc się cicho.
- I popadł w gigantyczne długi – dodałam, parskając.
- Louis, on Cię kocha, zrozum. Zrobiłby dla Ciebie wszystko,
tak jak każdy z nas. Jesteś dla nas czymś w rodzaju takiego skarbu, bo nie
każdy ma mieszańca w grupie łowców. Więc, niech dojdzie w końcu do tej Twojej
małej, rudej główki, że jesteś wyjątkowa.
- Nie cenie siebie tak wysoko – mówię bez przekonania.
- To zacznij – warknęła, na co parsknęłam śmiechem. –
Gotowe. Możesz iść na bajeczną randkę z Louim, a ja w tym czasie przygotuje Ci
jakąś sukienkę na jutro.
- Jak zazwyczaj obchodzicie Wigilię?
- Dość nietypowo. U nas to jest coś w rodzaju bankietu, są
zaproszeni wszyscy łowcy, którzy stawiali tu pierwsze kroki, a kolacja
Wigilijna jest w między czasie. Mamy nawet alkohol, który zazwyczaj
przekabacamy do mniejszej sali, gdzie zazwyczaj my przebywaliśmy, ale wtedy byliśmy
gnojkami.
- Czyli Arren też może się zjawić…? – moje serce podskoczyło
do gardła.
- Nie wiem, Lily. On zawsze zjawia się nieproszony, ale
miejmy nadzieję, że nie przyjedzie na swoim pierdolonym demonie – fuknęła,
podając mi mój płaszcz i szalik. Założyłam je i obróciłam się, by pokazać Avie
efekt końcowy.
- I co o tym sądzisz?
- Wulgarnie, seksownie, w stylu Miasta Śmierci… Schrupałabym
Cię, jak to mówią wampiry.
- Dobrze, że ja tak nie mówię – udaję, że oddycham z ulgą i
machając jej na pożegnanie, wychodzę z pokoju, kierując się na dół. Na
szczęście po drodze nie mijam nikogo, ale wszyscy chłopacy siedzą na dole, na
kanapie. Louis stał i najwyraźniej czekał na mnie. Ubrany był… inaczej, niż
zazwyczaj. Na co dzień widzę go w stroju łowcy : obcisłym T-Shirtcie, skórzanej
kurtce i spodniach oraz glanach. Teraz jego strój składał się z czarnych rurek,
białego luźnego podkoszulka, marynarki i air forców oraz puchowej, ciemnoszarej
kurtki. Jego włosy pozostały w artystycznym nieładzie i był świeżo ogolony.
Uśmiechnęłam się na jego widok, śmiejąc cicho, przez co zdradziłam swoją
obecność. Harry, który jako jedyny odwrócił głowę w moją stronę, wytrzeszczył
na mój widok swoje zielone oczy i postukał Louisa w nogę, nie odrywając ode
mnie wzroku. Louis spojrzał pytająco na swojego przyjaciela, a ten wskazał
skinieniem głowy na mnie. Louis przeniósł wzrok w miejsce, w którym stałam.
Jego oczy rozbłysły i uśmiechnął się uroczo. Zeszłam zgrabnie i uważnie po
schodach, by nie zaliczyć przewrotki, a la Ava kilka tygodni temu. Louis
podszedł do schodów, a gdy ja stanęłam na płaszczyźnie, wziął mnie za rękę i
jak gentleman, ucałował ją. Wywróciłam oczami i stanąwszy na palcach
pocałowałam go czule. Usłyszałam gwizdy chłopaków, a ja w odpowiedzi pokazałam im środkowy palec i zakończyłam
pocałunek z Louisem. – Idziemy?
- Tak – Louis pokiwał głową, biorąc mnie za rękę. –
Kluczyki, Zayn – mulat wziął ze stołu kluczyki i rzucił Louisowi, które on
zwinnie złapał. – Będziemy… późno i nie zdążymy na przyjazd rodzin.
- To akurat wiemy od samego początku – Harry poruszał
zabawnie brwiami. – Tylko nie grzeszcie za bardzo.
- To będzie akurat trudne – mruknęłam, a Louis się zaśmiał i
opuściliśmy kryptę.
***
- Witam Państwa w Lusso, w czym mogę służyć? – na wejściu
powitała nas wysoka blondynka ubrana w białą koszulkę z rozpiętymi dwoma
guzikami przy biuście, czarne obcisłe spodnie i wysokie szpilki. Ładna była,
szczególnie z twarzy. Jej skóra była nieskazitelna, bez żadnej rysy, a uśmiech był zjawiskowy.
- Mam rezerwację na nazwisko Tomlinson – odparł płynnie
Louis, uśmiechając się do niej lekko. W sercu poczułam dziwne ukłucie
zazdrości. Gdzie mi do niej było?
- Już sprawdzam… - Blondynka sprawdziła coś w laptopie. –
Tak, wszystko jest, zaprowadzę was do stolika – dziewczyna wzięła dwie karty
zamówień i poszła przodem. Automatycznie poszliśmy za nią. Nasz stolik stał
bardziej w ustronnym miejscu restauracji, z dala od gapiów i podsłuchiwaczy.
Louis za pewne wszystko dokładnie przemyślał i wiedział, że lubię prywatność. –
Za chwilkę przyjdzie do was kelner i was obsłuży. Życzę miłego wieczoru – i bez
naszej odpowiedzi odeszła z powrotem na swoje miejsce. Przez chwilę tępo
wpatrywałam się w miejsce, w którym stała, dopóki Louis nie stanął za mną i nie
ściągnął płaszcza i szalika.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się czule do niego, co odwzajemnił
i zarzucił płaszcz na moje krzesło, które dla mnie odsunął. – Kto Cię nauczył
tych sztuczek gentlemana, co?
- Harry dał mi kilka lekcji – powiedział, parskając
śmiechem. Siadłam na siedzeniu i podsunęłam się do stolika. Louis od razu zajął
miejsce naprzeciwko mnie, zręcznie pozbywając się swojej kurtki. W między
czasie rozejrzałam się po lokalu. No tak… jak był drogi, to i musiał wyglądać.
Całą restauracja była w kolorach jasnych, powiększających budynek. Nad nami
roznosił się przyjemny różany zapach, zmieszany z miętą.
- Louis, wiem, że to pytanie jest nie na miejscu, ale skąd
wziąłeś tyle pieniędzy? – zapytałam go, lekko zawstydzona.
- To lokal Grace, a że jej para łowców jest tu pierwszy raz,
zapłaciła za nas.
- Miły gest z jej strony – stwierdziłam, a Lou pokiwał
głową.
- Poza tym, pomyślałem, że będziesz gdzieś chciała wyjść, by
nie siedzieć ciągle w krypcie.
- Mam jej już po uszy – wzniosłam oczy ku niebu, a Louis się
zaśmiał. – Louis, ale wiesz, że nie musiałeś ze mną wychodzić na kolację?
Mogłam zrobić jakiś obiad w domu…
- Jesteś moją dziewczyną, Lily – Louis chwycił moją rękę i
wplątał w nią swoje palce. – A ja jako odpowiedzialny chłopak powinienem gdzieś
Cię od czasu zabrać.
- Oboje wiemy, że wolimy seks – odparłam, a on się
wyszczerzył.
- Jak mógłbym zapomnieć. Odegram się za Twój wczorajszy
numer, Anderson i ostrzegam, nie będzie delikatnie – powiedział z tajemniczym błyskiem w oczach.
- Nie mogę się doczekać – zaśmiałam się. Kilka minut później
przyszedł do nas kelner, złożyliśmy zamówienia i po jakimś kwadransie byliśmy
po przystawkach.
- Boże, aby tak Ava kiedyś nauczyła się gotować… - mruknął
Louis, popijając wodę z kieliszka. Tylko ja piłam alkohol, gdyż on prowadził.
- Tak, też bym była w niebie – parsknęłam śmiechem, lecz
widok Avy gotującej wykwintne dania? Nie, o nie…
- A ty kiedy się karmiłaś? – spytał mnie ciszej, chociaż i
tak nikt nas nie słuchał.
- Dzisiaj. Nie chciałam się żywić rano przy waszych
rodzinach, czułabym się niezręcznie – stwierdziłam, zakładając zagubiony kosmyk
włosów za ucho.
- Ava mówiła mi, że nie chcesz być na kolacji. Dlaczego?
Przecież należysz do rodziny.
- Nie, należę do nocnych łowców i to też nie w całości. Wy
się znacie od lat, a ja poniekąd jestem w tej grupie intruzem.
- Nawet tak nie myśl – Louis pokręcił głową. – Wszyscy są
bardzo podekscytowani, by zobaczyć mieszańca na własne oczy.
- A co ja jestem? Jebanym eksponatem? – zapytałam, warcząc.
- Nie, po prostu mieszańce w Mieście Śmierci to cholerna rzadkość.
Będziesz w centrum uwagi przez najbliższe lata, radziłbym Ci się do tego
przyzwyczaić.
- Ach, ta pieprzona sława mnie wykończy – prychnęłam,
dopijając kieliszek do końca. Wcześniej już wypiłam z Avą całą butelkę wina i
czułam te procenty, które w siebie wlałam. Gdy byłam pijana stawałam się
strasznie głupia i bardzo napalona na Louisa, ale wiedziałam, że jego to
kręciło. Oboje lubiliśmy nasze zboczenie w związku. To dodawało tylko pożądania
i ognia podczas naszej gry wstępnej.
W pewnym momencie, przerywając swoją wypowiedź na temat
zabawiania się Avy i Zayna, spojrzał na coś, ponad moją głową, lekko
przechylając głową na bok. Zrobiłam to samo.
I szczerze tego żałowałam.
Do lokalu weszła Grace. Nic dziwnego, że chciała przyjść do
własnego lokalu. Ubrana była… zwyczajnie : w czarne, dopasowane dżinsy, szary
ocieplany płaszcz, biały sweter i w ogóle nie pasujące do tego, czerwone
kozaki, ale stylu Grace nigdy nie rozumiałam. Obok niej stała kobieta. Jej
włosy były lekko miedziane, wymieszane z ciemnym brązem. Twarz była jasna jak
śnieg, usta różowe jak maliny, a oczy niebieskie i przenikliwe. Cała była
ubrana na czarno, wliczając w to dodatki. Rozglądała się po lokalu, uważnie
przeczesując go wzrokiem.
W końcu jej wzrok padł i na mnie i wiedziałam, że znalazła
to, co chciała.
- Mama – szepnęłam.
*****************************
No to wstawiam dla was obiecany rozdział! :D Następny będzie w piątek, gdyż muszę nadrobić i napisać rozdziały na przód :D Może dzisiaj się do tego zabiorę ;)
Oprócz tego, jest pierwszy rozdział na Deadly Angel! :D
24 komentarze
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3
Komentujcie <3
K.
To jest takie hfheegdcgebdrtfdxva *.*\PostronieNialla
OdpowiedzUsuńJeej mama przyjechala... o moj boziu bedzie sie dzialo ; 333
OdpowiedzUsuńMega dziewczyno masz talent ! :*
OdpowiedzUsuńNie mam pomysłu na komentarz. Rozdział po prostu świetny!
OdpowiedzUsuńNext <3
OdpowiedzUsuńSuper ! Zajebisty !
OdpowiedzUsuńMasz ogromny TALENT ! <3
AAA ♥ next !!! powinni ci dać Oscara za tego bloga!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :3
OdpowiedzUsuńJeju kocham to i caaaaaaaały czas czekam na nowe rozdziały !!!
OdpowiedzUsuńKocham to czekam na next :D
OdpowiedzUsuńbomba!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńehh może to jakiś znak, że Lily powinna spędzić święta z mamą.
miłego pisania! <3
*.* MEGA <3 Szybko next <3 Wbijaj czasem :P : http://w-wyscigu-po-milosc.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńNEXT :D *-*
OdpowiedzUsuńŚwietny!
OdpowiedzUsuńZajebisty!
OdpowiedzUsuńSUPER
OdpowiedzUsuńNext ♥
OdpowiedzUsuńAhh, nie mogę się doczekać następnego ♥
OdpowiedzUsuńGenialny *.*
OdpowiedzUsuńsuper :))
OdpowiedzUsuńGratulacje!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Libster Avard!
Więcej informacji tutaj:
http://fanfiction-fire.blogspot.com/2014/08/libster-avard.html
Super,genialnie piszesz :*
OdpowiedzUsuńGenialne
OdpowiedzUsuńAlicja :-*
Cudowny <3 Czekam na następny ^^
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :))
http://jednokierunkowaxx.blogspot.com/
OMFG jakie boskie *_* dawaj szybko nn ;)
OdpowiedzUsuń