wtorek, 12 sierpnia 2014

Twelve.

Minęło… trochę czasu. Może miesiąc, dwa lub trzy. Wiem tyle, że był listopad. Grace tego dnia, co przybyłam do krypty odwiedziła mnie na chwilę, lecz o wampirach nic mi nie mówiła. Kazała odkrywać wszystko, co się ze mną dzieje.

Tak, łatwo jej to powiedzieć, gdy chwilami mam ochotę ją zabić.

Lecz przez te miesiące trenowałam swoją wytrzymałość i trochę kontrolowałam swoje pragnienie. Owszem, miewałam dzikie napady napicia się krwi i to nawet dość często, lecz ciągle była przy mnie Ava z Louisem oraz chłopakami. Przez to i do nich się zbliżyłam, szczególnie do Harrego i Zayna, bo traktowali mnie jak swoją młodszą siostrę. A Louis…

No właśnie : Louis.

On… był inny wobec mnie : opiekuńczy, troskliwy, lecz ciągle była w nim ta stanowczość i męstwo, które w nim tak w skrycie kochałam… Byliśmy na etapie przyjaźni, a nawet czegoś więcej. Lou codziennie mi dzielnie pomagał oswoić mojego wampira i od tamtej pory zamiast zabijać ludzi, piłam krew z torebek ze stacji krwiodactwa. Louis chodził tam co dzień i wracał za każdym razem z dużym kartonem krwi dla mnie. Louis miał tam znajomych i wiedzieli, jak zachowuje się narodzony i dawali mi tą krew w tajemnicy. Owszem, zdarzały się momenty, że ktoś z krypty się skaleczył i wtedy naprawdę miałam ochotę rzucić się na niego i się nim karmić. Lecz wiedziałam, że tym samym zaszkodzę wszystkim, a sobie najbardziej. Więc, mocno zaciskałam zęby, ale w ogóle wychodziłam wtedy z pomieszczenia, w którym się znajdowałam.

Oprócz tego regularnie chodziłam na zajęcia, by nikomu nie robić podejrzeń. Próbowałam prowadzić normalne życie przed tym, nim dowiedziałam się, że jestem wampirem i nocnym łowcą. Póki co nie przechodziłam żadnego specjalnego szkolenia na łowcę, bo niby nie było potrzeby, bym na razie przechodziła trening, lecz mam być gotowa na niego w każdej chwili, tak jak i na moją przemianę, która się cholernie dłużyła. To było jak czekanie na śmierć.

- Jak się czujemy? – zapytał mnie Lou wesoło, gdy wpadłam do kawiarni po lekcjach. Dzisiaj panował w niej wyjątkowy ruch, lecz w tamtej chwili Louis miał chwilę przerwy.
- W porządku – uśmiechnęłam się lekko, wyciągając odliczone pieniądze na kawę. Louis szybko je zabrał i wziął się za parzenie mojej kawy. – Przez cały dzień nie miałam ochoty nikogo ugryźć, to cud.
- Gratulacje. Mam dziewczynce bić brawo, czy pójść w nią nagrodę na lody? – Louis posłał mi rozbawione spojrzenie znad ekspresu.
- Pieprz się, Tomlinson.
- Zawsze i wszędzie – uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Zbok.
- Twój zbok, masz mnie na zawołanie. Może w końcu uda mi się rozgryźć ten owoc zakazany.
- Marzenie ściętej głowy, próbuj dalej – pokazałam mu język i wzięłam od niego kawę, którą wyciągnął w moją stronę, po czym nachylił się w moją stronę.
- Rosalie Cię już nie męczy? Czy mam jej pokazać, gdzie raki zimują? – zapytał cicho, spoglądając na czarnowłosą, która siedziała sama w kącie lokalu i coś pisała w swoim telefonie i uśmiechała się do niego złośliwie.
- Radzę sobie. Jesteśmy równe sobie, bo w końcu bezbronnym człowiekiem to ja nie jestem.
- No tak, mój kochany mieszaniec – Louis uśmiechnął się szelmowsko, a ja się lekko zarumieniłam. Jego flirtowanie co raz częściej wychodziło mu na korzyść i brał mnie na to.
- Pojedziemy jutro w nasze miejsce? Chciałabym tam dotrzeć pierwszy raz bez kłótni – odparłam, pijąc kawę.
- Chętnie. Jeśli tylko panienka nie będzie się obrażała.
- Te czasy minęły, odpuść sobie. Teraz jestem… w miarę normalna.
- Normalna? – Louis parsknął śmiechem. – To nie ja wczoraj z Avą bawiłem się w chowanego, a potem chowałem w szafie przed nami.
- Czasami nam się zdarza. Nie nasza wina, że nie dostarczacie nam jakiejkolwiek rozrywki. Jest nas tylko dwie i należy nam się odrobinę uwagi.
- Ależ oczywiście, postaram się was wypuszczać dalej, niż do ogrodu – powiedział złośliwie.
- Denerwujesz mnie – zaśmialiśmy się. – Za to zachowanie robisz w domu obiad.
- A mi pociąg po czole jeździ. Co jak co, ale to ty najlepiej gotujesz i to jest Twoja działka!
- Raz lub dwa zrobiłam spaghetti! Ramsey’em to ja nie jestem! – ponownie się zaśmiałam.
- No weź, zrób coś dzisiaj. Przez ten ciągły ruch tutaj nogi mi odpadają, a o rękach to już lepiej nie mówić. W dodatku mam dzisiaj z Zaynem w nocy łazić po mieście i tropić wampiry.
- To daj tą fuchę Liamowi albo Niallowi. Tylko ty z Zaynem i Harrym zapieprzacie, a oni tylko pracują kilka godzin tutaj.
- I chyba tak zrobię, wiesz? Wolę spędzić czas z Tobą – tutaj puścił mi oczko.
- Ze mną? – przygryzłam dolną wargę. – A co byś chciał ze mną robić?
- Teraz ty to robisz?
- Co niby?
- Flirtujesz – odparł.
- Samo wychodzi – wzruszyłam ramiona, chichocząc.
- Więc, moja droga flirciaro, chciałbym żebyś za… - Louis spojrzał na godzinę na swoim telefonie. – Pół godziny poszła ze mną na obiad.
- Masz na myśli randkę?
- Randkę, spotkanie VIP z Tommo, cokolwiek.
- Okay… to ja pójdę na zaplecze się…
- Lily, karmiłaś się rano – jego ton diametralnie się zmienił. Stał się bardziej surowy i twardy.
- Miałam na myśli naukę, Lou, spokojnie. Nie jestem głodna – powiedziałam, odchodząc od lady i poszłam na zaplecze, zamykając się w nim. Nie użyłam klucza bo wiedziałam, że Louis będzie chciał mnie sprawdzić.

***
Na szczęście, ten upierdliwy palant tego nie zrobił i po niecałej pół godzinie przyszedł do mnie i poszliśmy na obiad do małej knajpki, która nosiła miano „ restauracji „ w tym mieście. I zapewne była ona jedyna, co też zmieniało postać rzeczy.

Louis w trakcie całego naszego wyjścia był miły i pierwszy raz nie kłócił się ze mną o jakąś błahostkę i nie rzucał we mnie jedzeniem, jak kilka dni temu podczas kolacji w krypcie. Nie dość, że dupek wplątał mi ser we włosy to po dwóch myciach to nie zeszło! To, akurat był powód do tego, abym się na niego obraziła. Na szczęście Ava była tak dobroduszna, że mi pomogła się pozbyć jedzenia z moich włosów. Ava… stała się dla mnie siostrą, której nigdy nie miałam. Była Bellą, moją przyjaciółką. Zastępowała mi ją. Strasznie się od siebie różniły, lecz w obu było coś, za co je kochałam. Lecz Bella nie kontaktowała się ze mną od czasu, gdy wyjechałam z LA, co mnie trochę zdołowało. Znałyśmy się długie lata, pamiętam nawet jak tańczyłyśmy razem w przedszkolu, a ona tak łatwo odstawiła na bok naszą przyjaźń? To właśnie przez nią byłam w tym miejscu, a mogłam być na studiach w Londynie albo w Paryżu. Nie, bo kurwa tak życie mnie kochało i wysłało mnie do miasta śmierci! Bells, ty suczo!

- Naprawdę musisz odrabiać tą pierdoloną fizykę? – zapytał mnie Lou, spoglądając na moje zeszyty, gdy odrabiałam „pierdoloną” fizykę w salonie, przy kominku.
- Jutro mam dwugodzinny wykład i muszę napisać trochę więcej, niż zazwyczaj – odparłam, odrabiając ostatnie zadanie.
- To nie możesz tego zrobić jutro przed lekcją? – Louis westchnął.
- Nie.
- Idiotka.
- Słucham? – Spojrzałam na niego zaskoczona i rozbawiona jednocześnie. – Jak mnie nazwałeś?
- Idiotką – Louis się wyszczerzył. Odrzuciłam zeszyt z długopisem za siebie i rzuciłam się na niego z pięściami. Oczywiście, nie chciałam mu zrobić krzywdy, to były nasze codziennie potyczki. Jednym ruchem powaliłam go na ziemię i znalazłam się nad nim, siedząc na jego tułowiu i próbowałam się z nim „bić”. Oczywiście Louis był cholernie zręczny i za każdym razem bronił się. W pewnym momencie ze śmiechem złapał moje nadgarstki i położył mnie na plecach, przez co był na górze. Nasze ciała były przyciśnięte do ciała, przez co temperatura mojego ciała podskoczyła przynajmniej o jeden stopień. Spojrzałam na jego twarz, gdy chwycił mój podbródek swoimi dwoma palcami.

Musiałam to przerwać… To było nieodpowiednie i niestosowne. Mój mózg krzyczał „nie!”, ale ciało odpowiadało na gesty Louisa bardzo pozytywnie. Louis uśmiechnął się lekko, jakby czytał mi w myślach i zaczął pochylać ku mojej twarzy. Zaskoczyła mnie własna reakcja, bo pozwoliłam mu na to.

- Louis! Lily! – uratował mnie głos Avy, dochodzący z piętra. Louis przeklną pod nosem i zszedł ze mnie z niechęcią i wstał. Przez kilka sekund leżałam tak, dopóki chłopak mnie nie podniósł i przyciągnął do siebie.
- Dokończymy to później – szepnął, uśmiechając się zadziornie. Moje serce podskoczyło mi do gardła i  w końcu udało mi się od niego oderwać i iść do Avy.
- No nareszcie! – krzyknęła Ava, gdy w końcu doszłam na drugie piętro, a Louis za mną. Obok niej stali wszyscy chłopcy i Grace. Wow, to było strasznie dziwne, bo ona rzadko się tu zjawiała. – Już chciałam po was iść.
- Jak widać jesteśmy – odparł zirytowany Lou. – Czego chcecie?
- Może tak grzeczniej, Tomlinson – upomniała go Grace, głębokim, dorosłym tonem. Louis wywrócił oczami i oparł się o ścianę plecami. – Tutaj bardziej chodzi o Lily, niż o Ciebie.
- O mnie? – szepnęłam, patrząc na nią.
- Lecz pierw chcę z Tobą porozmawiać, sam na sam – spojrzała znacząco na wszystkich i wszyscy odeszli na kilka kroków. – Mam nadzieję, że pamiętasz o tym, co Ci kiedyś mówiłam.
- To znaczy?
- Że w każdej chwili musisz być gotowa.
- Grace… - zatkało mnie.
- Wiem, że się boisz, ale… będzie dobrze – odparła poważnie, lecz wyczułam, że kłamała.
- Nie wątpię w to! – pisnęłam.
- Chodźmy – chwyciła moje ramię i weszliśmy do środka. Przekraczając próg jej gabinetu, poczułam ostry różany zapach, pomieszany z siarką. Kaszlnęłam cicho i spróbowałam skupić się na oglądaniu pomieszczenia. Było one zdecydowanie największe, jakie widziały moje oczy. Był niczym pokój prestiżowego dziekana z Harvardu. Wszystko stało na swoim miejscu, w idealnym porządku.
- Miał to zrobić sam Adalbert, bo chciał Cię poznać, lecz… ja nie należę do osób cierpliwych. I tak już za długo zwlekałam – mówiła dalej Grace, stając przy swoim biurku, a ja naprzeciwko niej.
- Nie! - wykrzyknęłam. - Nie pozwolę, żebyś traciła na mnie siły!
- Dla takich jak Ty, warto. Będziesz bardzo przydatna. Taka zdobycz...- mruknęła z uwielbieniem.
- Ja... nie jestem gotowa - wyjąkałam.
- Jesteś, tylko o tym nie wiesz. Inni z krypty mieli co do Ciebie małe wątpliwości, ale ja wiedziałam, że będą z Ciebie same korzyści.
- Ja... - zawahałam się.
- W porządku. Opowiedzieć Ci, jak to najczęściej wygląda?
- Louis mi trochę o tym mówił.
- Ach, ten Louis. Pewnie ukrył przed Tobą kilka faktów, by Cię nie przestraszyć. Zawsze miał miękkie serce.
- Grace, ja tutaj stoję i też do cierpliwych nie należę! – odezwał się za mną Lou, a jego ton głosu wskazywał na to, że nie żartuje.
- Nie wygląda na takiego – odparłam, nie zwracając na jego wypowiedź uwagi.
- Bo to ukrywa, słońce. Nie lubi wychodzić na mięczaka. - sprostowała. - Albo wiesz co? Nie będę Ci nic mówiła, bo Cię jeszcze zniechęcę.
- Grace, ty chcesz ją zmienić?! Sama?! – powiedziała zszokowana Ava, a jej dłoń powędrowała do ust ze zdziwienia.
Grace w końcu ruszyła się z miejsca, ignorując Avę i wzięła do swoich rąk księgę czarów, która leżała na stoliku w drugim krańcu pokoju. Przestraszona stałam w miejscu, kompletnie sparaliżowana.
- Postaram się być delikatna – Grace otworzyła księgę na za pewno dobrze znanej jej stronie i zaczęła szeptać coś pod nosem w nieznanym mi języku. Przypominało mi to łacinę, ale to też nie było to... Nie potrafiłam tego określić.
- Ona chce ją przemienić, tak jak planowała od samego początku - odparł zduszonym tonem Nate.
- Ona oszalała? – odezwał się Harry. - Jest po ciężkiej chorobie!
- Znowu ryzykuje – Ava westchnęła. - To odbije się na niej! Odczuje to dwa razy ciężej!
- Przestańcie wreszcie mówić – warknęła do nich Grace, nadal mając wlepiony wzrok
w księgę. - Odwracacie moją i jej uwagę - Po tych słowach kazała mi patrzeć na jej twarz i zapomnieć o obecności pozostałych.
Skupiłam wzrok na jej niebieskich, hipnotyzujących oczach i wtedy się zaczęło. Mój oddech stał się niewyobrażalnie szybszy, a serce mu wtórowało. Kończymy zrobiły się niewyobrażalnie sztywne i napięte jak struna, a oczy zbłądziły. Grace mocno chwyciła mnie w ramiona i mówiła coraz szybciej, niektóre jej słowa zlewały się w jedną całość. Na moje ciało raptownie spadła masa bólu, którego nie dało się opisać. Nie życzyłabym tego najgorszemu wrogu.
- Przerwij to! - krzyknęła Ava. - Ona cierpi!
- Bądź silna, Lily! - rozkazała mi Grace, i kontynuowała. Shalley miała mocno zaciśnięte oczy i szczękę przez co miałam wrażenie, że płacze, ale nie zauważyłam łez na jej twarzy.
Bolało. Bolało, i to koszmarnie mocno. Znów tonęłam, tylko tym razem miałam świadomość co się ze mną działo. Stawałam się nieśmiertelna. Byłam na krańcu wytrzymałości. W końcu nie wytrzymując, odrzuciłam głowę do tyłu i wrzeszczę na całe gardło. Ten dźwięk przeraził nawet mnie, a stojąca za mną Ava głośno krzyknęła. Nie minęła nawet chwila, a poczułam jak jej i prawdopodobnie ramiona Louisa, zaplatają się wokół mnie i trzymają, bym nie upadła. To nic nie pomagało. Jakaś siła ciągnęła mnie w swoją stronę z dużą mocą i nie odpuszczała. Grace również ledwo trzymał się na nogach, musiała podtrzymywać się biurka. Jej słowa stawały się coraz bardziej natarczywe, wymuszone i jeszcze głośniejsze.
W końcu Grace przestała mówić, a ból opuścił moje ciało. Padłam na zimną posadzkę, całkowicie wyczerpana, jak po przebiegniętym maratonie. Przez dobre kilka minut nie mogłam odpowiedzieć na pytania Louisa i Ava. Byłam wstrząśnięta.
- Lily... – usłyszałam zaniepokojony głos Lou. Spojrzałam na niego spod zasłony łez. - Wszystko w porządku? - pokiwałam lekko głową, oczywiście kłamiąc jak z nut. Louis podniósł mnie i oparł o swoje ciało, opiekuńczo obejmując ramieniem. - Grace? Trzymasz się?
- Tak, tak... - zaśmiała się słabo i poczułam jak patrzy na moją osobę. - Od teraz jesteś jedną z nas, Lily Anderson. Witaj w klanie łowców.




*******************************

No, halo halo! :D Witam was w słoneczny, środowy poranek! Czy tylko ja, jak wyobrażam sobie scenę przemiany Lily, robi mi się słabo? XD Ten fragment rozdziału należy do mojego autorskiego opowiadania i mam nadzieję, że się podoba. :)

INFO :D

Kochani, dziękuję za to, że przeczytaliście notkę i skomentowaliście ostatni rozdział aż 27 razy! To dla mnie baardzo wiele znaczy i mam nadzieję, że nie przestaniecie komentować, a moja wena na to opowiadanie nie zniknie z dnia na dzień :D 




17 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3

Komentujcie <3

K.


28 komentarzy:

  1. Świetny rozdział <333 Czekam na nn :D Pierwsza!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietne ! Normalnie czułam się jakbym to byla ja. To bylo niesamowite ♡♡♡
    I Lou jaki opiekuńczy.. Awwww
    Czekam na next'a ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeszły mnie dreszcze. Masakra.
    Ale rozdział genialny!!! <33

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialnie :* Dodaj szybko next <3
    Zapraszam do mnie: http://empire-fanfiction1.blogspot.com/
    Pozdrawiam Paula :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże, boże dalej! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. O LOL ...
    Jakie emocje *.*
    Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny rozdział jak zwykle ♥ Cieszę się że nie zawieszasz bloga i że Louis i
    Lili się do siebie zbliżyli :) z niecierpliwością czekam na następny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku jak sobie wyobrażałam tą scene to jak z filmu "Egzorcyzmy Emily Rose" xd świetne i z dnia na dzień jest jakaś mała chemia między Louisem a Lily !! *0* czekam na next ;)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Next szybko nie mogę się doczekać <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Kocham twojego bloga.<3 Kiedy następny???

    OdpowiedzUsuń
  11. Next next next!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Proszę o następny xD

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetnie piszesz nie przestawaj ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Szybko następny bo umrę :))))))

    OdpowiedzUsuń
  15. Wow masz dziewczyno talent ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Genialny rozdiał!!

    OdpowiedzUsuń
  17. Zajeeebisty rozdział next :*

    OdpowiedzUsuń
  18. świetny rozdział, kocham twoje opowiadanie
    jest super :***

    OdpowiedzUsuń
  19. PER-FECT Czekam na nastepny ^^

    ~Lenchi♥

    OdpowiedzUsuń
  20. Świetne !
    czekam na next <3 !

    OdpowiedzUsuń
  21. *.* CUDOOOWNEe <3 Świetne, wymiata xD

    OdpowiedzUsuń
  22. Rozdział genialny. Uwielbiam to ff ��

    OdpowiedzUsuń
  23. Zajebisty tak jak ty. Czekam na nexta. Pozdrawiam Olaaa ;*

    OdpowiedzUsuń
  24. Świetne!
    Awww
    Louis taki słodki <33

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to zachęta do dalszego pisania! :D <3