Minęło… trochę czasu. Może miesiąc, dwa lub trzy. Wiem tyle,
że był listopad. Grace tego dnia, co przybyłam do krypty odwiedziła mnie na
chwilę, lecz o wampirach nic mi nie mówiła. Kazała odkrywać wszystko, co się ze
mną dzieje.
Tak, łatwo jej to
powiedzieć, gdy chwilami mam ochotę ją zabić.
Lecz przez te miesiące trenowałam swoją wytrzymałość i
trochę kontrolowałam swoje pragnienie. Owszem, miewałam dzikie napady napicia
się krwi i to nawet dość często, lecz ciągle była przy mnie Ava z Louisem oraz
chłopakami. Przez to i do nich się zbliżyłam, szczególnie do Harrego i Zayna,
bo traktowali mnie jak swoją młodszą siostrę. A Louis…
No właśnie : Louis.
On… był inny wobec mnie : opiekuńczy, troskliwy, lecz ciągle
była w nim ta stanowczość i męstwo, które w nim tak w skrycie kochałam… Byliśmy
na etapie przyjaźni, a nawet czegoś więcej. Lou codziennie mi dzielnie pomagał
oswoić mojego wampira i od tamtej pory zamiast zabijać ludzi, piłam krew z
torebek ze stacji krwiodactwa. Louis chodził tam co dzień i wracał za każdym
razem z dużym kartonem krwi dla mnie. Louis miał tam znajomych i wiedzieli, jak
zachowuje się narodzony i dawali mi tą krew w tajemnicy. Owszem, zdarzały się
momenty, że ktoś z krypty się skaleczył i wtedy naprawdę miałam ochotę rzucić
się na niego i się nim karmić. Lecz wiedziałam, że tym samym zaszkodzę
wszystkim, a sobie najbardziej. Więc, mocno zaciskałam zęby, ale w ogóle
wychodziłam wtedy z pomieszczenia, w którym się znajdowałam.
Oprócz tego regularnie chodziłam na zajęcia, by nikomu nie
robić podejrzeń. Próbowałam prowadzić normalne życie przed tym, nim
dowiedziałam się, że jestem wampirem i nocnym łowcą. Póki co nie przechodziłam
żadnego specjalnego szkolenia na łowcę, bo niby nie było potrzeby, bym na razie
przechodziła trening, lecz mam być gotowa na niego w każdej chwili, tak jak i
na moją przemianę, która się cholernie dłużyła. To było jak czekanie na śmierć.
- Jak się czujemy? – zapytał mnie Lou wesoło, gdy wpadłam do
kawiarni po lekcjach. Dzisiaj panował w niej wyjątkowy ruch, lecz w tamtej
chwili Louis miał chwilę przerwy.
- W porządku – uśmiechnęłam się lekko, wyciągając odliczone
pieniądze na kawę. Louis szybko je zabrał i wziął się za parzenie mojej kawy. –
Przez cały dzień nie miałam ochoty nikogo ugryźć, to cud.
- Gratulacje. Mam dziewczynce bić brawo, czy pójść w nią
nagrodę na lody? – Louis posłał mi rozbawione spojrzenie znad ekspresu.
- Pieprz się, Tomlinson.
- Zawsze i wszędzie – uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Zbok.
- Twój zbok, masz mnie na zawołanie. Może w końcu uda mi się
rozgryźć ten owoc zakazany.
- Marzenie ściętej głowy, próbuj dalej – pokazałam mu język i wzięłam od
niego kawę, którą wyciągnął w moją stronę, po czym nachylił się w moją stronę.
- Rosalie Cię już nie męczy? Czy mam jej pokazać, gdzie raki
zimują? – zapytał cicho, spoglądając na czarnowłosą, która siedziała sama w
kącie lokalu i coś pisała w swoim telefonie i uśmiechała się do niego
złośliwie.
- Radzę sobie. Jesteśmy równe sobie, bo w końcu bezbronnym
człowiekiem to ja nie jestem.
- No tak, mój kochany mieszaniec – Louis uśmiechnął się
szelmowsko, a ja się lekko zarumieniłam. Jego flirtowanie co raz częściej
wychodziło mu na korzyść i brał mnie na to.
- Pojedziemy jutro w nasze miejsce? Chciałabym tam dotrzeć
pierwszy raz bez kłótni – odparłam, pijąc kawę.
- Chętnie. Jeśli tylko panienka nie będzie się obrażała.
- Te czasy minęły, odpuść sobie. Teraz jestem… w miarę
normalna.
- Normalna? – Louis parsknął śmiechem. – To nie ja wczoraj z
Avą bawiłem się w chowanego, a potem chowałem w szafie przed nami.
- Czasami nam się zdarza. Nie nasza wina, że nie
dostarczacie nam jakiejkolwiek rozrywki. Jest nas tylko dwie i należy nam się
odrobinę uwagi.
- Ależ oczywiście, postaram się was wypuszczać dalej, niż do
ogrodu – powiedział złośliwie.
- Denerwujesz mnie – zaśmialiśmy się. – Za to zachowanie
robisz w domu obiad.
- A mi pociąg po czole jeździ. Co jak co, ale to ty
najlepiej gotujesz i to jest Twoja działka!
- Raz lub dwa zrobiłam spaghetti! Ramsey’em to ja nie
jestem! – ponownie się zaśmiałam.
- No weź, zrób coś dzisiaj. Przez ten ciągły ruch tutaj nogi
mi odpadają, a o rękach to już lepiej nie mówić. W dodatku mam dzisiaj z Zaynem
w nocy łazić po mieście i tropić wampiry.
- To daj tą fuchę Liamowi albo Niallowi. Tylko ty z Zaynem i
Harrym zapieprzacie, a oni tylko pracują kilka godzin tutaj.
- I chyba tak zrobię, wiesz? Wolę spędzić czas z Tobą –
tutaj puścił mi oczko.
- Ze mną? – przygryzłam dolną wargę. – A co byś chciał ze
mną robić?
- Teraz ty to robisz?
- Co niby?
- Flirtujesz – odparł.
- Samo wychodzi – wzruszyłam ramiona, chichocząc.
- Więc, moja droga flirciaro, chciałbym żebyś za… - Louis
spojrzał na godzinę na swoim telefonie. – Pół godziny poszła ze mną na obiad.
- Masz na myśli randkę?
- Randkę, spotkanie VIP z Tommo, cokolwiek.
- Okay… to ja pójdę na zaplecze się…
- Lily, karmiłaś się rano – jego ton diametralnie się
zmienił. Stał się bardziej surowy i twardy.
- Miałam na myśli naukę, Lou, spokojnie. Nie jestem głodna –
powiedziałam, odchodząc od lady i poszłam na zaplecze, zamykając się w nim. Nie
użyłam klucza bo wiedziałam, że Louis będzie chciał mnie sprawdzić.
***
Na szczęście, ten upierdliwy palant tego nie zrobił i po
niecałej pół godzinie przyszedł do mnie i poszliśmy na obiad do małej knajpki,
która nosiła miano „ restauracji „ w tym mieście. I zapewne była ona jedyna, co
też zmieniało postać rzeczy.
Louis w trakcie całego naszego wyjścia był miły i pierwszy
raz nie kłócił się ze mną o jakąś błahostkę i nie rzucał we mnie jedzeniem, jak
kilka dni temu podczas kolacji w krypcie. Nie dość, że dupek wplątał mi ser we
włosy to po dwóch myciach to nie zeszło! To, akurat był powód do tego, abym się
na niego obraziła. Na szczęście Ava była tak dobroduszna, że mi pomogła się
pozbyć jedzenia z moich włosów. Ava… stała się dla mnie siostrą, której nigdy
nie miałam. Była Bellą, moją przyjaciółką. Zastępowała mi ją. Strasznie się od
siebie różniły, lecz w obu było coś, za co je kochałam. Lecz Bella nie
kontaktowała się ze mną od czasu, gdy wyjechałam z LA, co mnie trochę
zdołowało. Znałyśmy się długie lata, pamiętam nawet jak tańczyłyśmy razem w
przedszkolu, a ona tak łatwo odstawiła na bok naszą przyjaźń? To właśnie przez
nią byłam w tym miejscu, a mogłam być na studiach w Londynie albo w Paryżu.
Nie, bo kurwa tak życie mnie kochało i wysłało mnie do miasta śmierci! Bells,
ty suczo!
- Naprawdę musisz odrabiać tą pierdoloną fizykę? – zapytał
mnie Lou, spoglądając na moje zeszyty, gdy odrabiałam „pierdoloną” fizykę w
salonie, przy kominku.
- Jutro mam dwugodzinny wykład i muszę napisać trochę
więcej, niż zazwyczaj – odparłam, odrabiając ostatnie zadanie.
- To nie możesz tego zrobić jutro przed lekcją? – Louis
westchnął.
- Nie.
- Idiotka.
- Słucham? – Spojrzałam na niego zaskoczona i rozbawiona
jednocześnie. – Jak mnie nazwałeś?
- Idiotką – Louis się wyszczerzył. Odrzuciłam zeszyt z
długopisem za siebie i rzuciłam się na niego z pięściami. Oczywiście, nie chciałam
mu zrobić krzywdy, to były nasze codziennie potyczki. Jednym ruchem powaliłam
go na ziemię i znalazłam się nad nim, siedząc na jego tułowiu i próbowałam się
z nim „bić”. Oczywiście Louis był cholernie zręczny i za każdym razem bronił
się. W pewnym momencie ze śmiechem złapał moje nadgarstki i położył mnie na
plecach, przez co był na górze. Nasze ciała były przyciśnięte do ciała, przez
co temperatura mojego ciała podskoczyła przynajmniej o jeden stopień. Spojrzałam
na jego twarz, gdy chwycił mój podbródek swoimi dwoma palcami.
Musiałam to przerwać… To było nieodpowiednie i niestosowne.
Mój mózg krzyczał „nie!”, ale ciało odpowiadało na gesty Louisa bardzo
pozytywnie. Louis uśmiechnął się lekko, jakby czytał mi w myślach i
zaczął pochylać ku mojej twarzy. Zaskoczyła mnie własna reakcja, bo pozwoliłam
mu na to.
- Louis! Lily! – uratował mnie głos Avy, dochodzący z
piętra. Louis przeklną pod nosem i zszedł ze mnie z niechęcią i wstał. Przez
kilka sekund leżałam tak, dopóki chłopak mnie nie podniósł i przyciągnął do
siebie.
- Dokończymy to później – szepnął, uśmiechając się
zadziornie. Moje serce podskoczyło mi do gardła i w końcu udało mi się od niego oderwać i iść
do Avy.
- No nareszcie! – krzyknęła Ava, gdy w końcu doszłam na
drugie piętro, a Louis za mną. Obok niej stali wszyscy chłopcy i Grace. Wow, to
było strasznie dziwne, bo ona rzadko się tu zjawiała. – Już chciałam po was
iść.
- Jak widać jesteśmy – odparł zirytowany Lou. – Czego
chcecie?
- Może tak grzeczniej, Tomlinson – upomniała go Grace,
głębokim, dorosłym tonem. Louis wywrócił oczami i oparł się o ścianę plecami. –
Tutaj bardziej chodzi o Lily, niż o Ciebie.
- O mnie? – szepnęłam, patrząc na nią.
- Lecz pierw chcę z Tobą porozmawiać, sam na sam – spojrzała
znacząco na wszystkich i wszyscy odeszli na kilka kroków. – Mam nadzieję, że
pamiętasz o tym, co Ci kiedyś mówiłam.
- To znaczy?
- Że w każdej chwili musisz być gotowa.
- Grace… - zatkało mnie.
- Wiem, że się boisz, ale… będzie dobrze – odparła poważnie,
lecz wyczułam, że kłamała.
- Nie wątpię w to! – pisnęłam.
-
Chodźmy – chwyciła moje ramię i weszliśmy do środka. Przekraczając próg jej gabinetu, poczułam ostry różany zapach,
pomieszany z siarką. Kaszlnęłam cicho i spróbowałam skupić się na oglądaniu
pomieszczenia. Było one zdecydowanie największe, jakie widziały moje oczy. Był niczym pokój prestiżowego dziekana z
Harvardu. Wszystko stało na swoim miejscu, w idealnym porządku.
- Miał to zrobić sam Adalbert, bo chciał
Cię poznać, lecz… ja nie należę do osób cierpliwych. I tak już za długo
zwlekałam – mówiła dalej Grace, stając przy swoim biurku, a ja naprzeciwko
niej.
- Nie! - wykrzyknęłam. - Nie pozwolę,
żebyś traciła na mnie siły!
- Dla takich jak Ty, warto. Będziesz
bardzo przydatna. Taka zdobycz...- mruknęła z uwielbieniem.
- Ja... nie jestem gotowa - wyjąkałam.
- Jesteś, tylko o tym nie wiesz. Inni z
krypty mieli co do Ciebie małe wątpliwości, ale ja wiedziałam, że będą z Ciebie
same korzyści.
- Ja... - zawahałam się.
- W porządku. Opowiedzieć Ci, jak to
najczęściej wygląda?
- Louis mi trochę o tym mówił.
- Ach, ten Louis. Pewnie ukrył przed Tobą
kilka faktów, by Cię nie przestraszyć. Zawsze miał miękkie serce.
- Grace, ja tutaj stoję i też do
cierpliwych nie należę! – odezwał się za mną Lou, a jego ton głosu wskazywał na
to, że nie żartuje.
- Nie wygląda na takiego – odparłam, nie
zwracając na jego wypowiedź uwagi.
- Bo to ukrywa, słońce. Nie lubi wychodzić
na mięczaka. - sprostowała. - Albo wiesz co? Nie będę Ci nic mówiła, bo Cię
jeszcze zniechęcę.
- Grace, ty chcesz ją zmienić?! Sama?! –
powiedziała zszokowana Ava, a jej dłoń powędrowała do ust ze zdziwienia.
Grace w końcu ruszyła się z miejsca,
ignorując Avę i wzięła do swoich rąk księgę czarów, która leżała na stoliku w
drugim krańcu pokoju. Przestraszona stałam w miejscu, kompletnie sparaliżowana.
- Postaram się być delikatna – Grace otworzyła
księgę na za pewno dobrze znanej jej stronie i zaczęła szeptać coś pod nosem w
nieznanym mi języku. Przypominało mi to łacinę, ale to też nie było to... Nie
potrafiłam tego określić.
- Ona chce ją przemienić, tak jak
planowała od samego początku - odparł zduszonym tonem Nate.
- Ona oszalała? – odezwał się Harry. -
Jest po ciężkiej chorobie!
- Znowu ryzykuje – Ava westchnęła. - To
odbije się na niej! Odczuje to dwa razy ciężej!
- Przestańcie wreszcie mówić – warknęła do
nich Grace, nadal mając wlepiony wzrok
w księgę. - Odwracacie moją i jej uwagę -
Po tych słowach kazała mi patrzeć na jej twarz i zapomnieć o obecności
pozostałych.
Skupiłam wzrok na jej niebieskich, hipnotyzujących oczach i
wtedy się zaczęło. Mój oddech stał się niewyobrażalnie szybszy, a serce mu
wtórowało. Kończymy zrobiły się niewyobrażalnie sztywne i napięte jak struna, a
oczy zbłądziły. Grace mocno chwyciła mnie w ramiona i mówiła coraz szybciej,
niektóre jej słowa zlewały się w jedną całość. Na moje ciało raptownie spadła
masa bólu, którego nie dało się opisać. Nie życzyłabym tego najgorszemu wrogu.
- Przerwij to! - krzyknęła Ava. - Ona
cierpi!
- Bądź silna, Lily! - rozkazała mi Grace,
i kontynuowała. Shalley miała mocno zaciśnięte oczy i szczękę przez co miałam
wrażenie, że płacze, ale nie zauważyłam łez na jej twarzy.
Bolało. Bolało, i to koszmarnie mocno.
Znów tonęłam, tylko tym razem miałam świadomość co się ze mną działo. Stawałam
się nieśmiertelna. Byłam na krańcu wytrzymałości. W końcu nie wytrzymując,
odrzuciłam głowę do tyłu i wrzeszczę na całe gardło. Ten dźwięk przeraził nawet
mnie, a stojąca za mną Ava głośno krzyknęła. Nie minęła nawet chwila, a
poczułam jak jej i prawdopodobnie ramiona Louisa, zaplatają się wokół mnie i
trzymają, bym nie upadła. To nic nie pomagało. Jakaś siła ciągnęła mnie w swoją
stronę z dużą mocą i nie odpuszczała. Grace również ledwo trzymał się na
nogach, musiała podtrzymywać się biurka. Jej słowa stawały się coraz bardziej
natarczywe, wymuszone i jeszcze głośniejsze.
W końcu Grace przestała mówić, a ból
opuścił moje ciało. Padłam na zimną posadzkę, całkowicie wyczerpana, jak po
przebiegniętym maratonie. Przez dobre kilka minut nie mogłam odpowiedzieć na
pytania Louisa i Ava. Byłam wstrząśnięta.
- Lily... – usłyszałam zaniepokojony głos Lou.
Spojrzałam na niego spod zasłony łez. - Wszystko w porządku? - pokiwałam lekko
głową, oczywiście kłamiąc jak z nut. Louis podniósł mnie i oparł o swoje ciało,
opiekuńczo obejmując ramieniem. - Grace? Trzymasz się?
- Tak, tak... - zaśmiała się słabo i
poczułam jak patrzy na moją osobę. - Od teraz jesteś jedną z nas, Lily Anderson.
Witaj w klanie łowców.
*******************************
No, halo halo! :D Witam was w słoneczny, środowy poranek! Czy tylko ja, jak wyobrażam sobie scenę przemiany Lily, robi mi się słabo? XD Ten fragment rozdziału należy do mojego autorskiego opowiadania i mam nadzieję, że się podoba. :)
INFO :D
Kochani, dziękuję za to, że przeczytaliście notkę i skomentowaliście ostatni rozdział aż 27 razy! To dla mnie baardzo wiele znaczy i mam nadzieję, że nie przestaniecie komentować, a moja wena na to opowiadanie nie zniknie z dnia na dzień :D
17 komentarzy
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nowy rozdział!! :* <3
Komentujcie <3
K.
Świetny rozdział <333 Czekam na nn :D Pierwsza!!!!!!!
OdpowiedzUsuńSwietne ! Normalnie czułam się jakbym to byla ja. To bylo niesamowite ♡♡♡
OdpowiedzUsuńI Lou jaki opiekuńczy.. Awwww
Czekam na next'a ♡
Przeszły mnie dreszcze. Masakra.
OdpowiedzUsuńAle rozdział genialny!!! <33
Genialnie :* Dodaj szybko next <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://empire-fanfiction1.blogspot.com/
Pozdrawiam Paula :***
Boże, boże dalej! <3
OdpowiedzUsuńO LOL ...
OdpowiedzUsuńJakie emocje *.*
Czekam na nn <3
Genialny rozdział jak zwykle ♥ Cieszę się że nie zawieszasz bloga i że Louis i
OdpowiedzUsuńLili się do siebie zbliżyli :) z niecierpliwością czekam na następny rozdział ♥
Jejku jak sobie wyobrażałam tą scene to jak z filmu "Egzorcyzmy Emily Rose" xd świetne i z dnia na dzień jest jakaś mała chemia między Louisem a Lily !! *0* czekam na next ;)))
OdpowiedzUsuńNext szybko nie mogę się doczekać <3
OdpowiedzUsuńBoski <3
OdpowiedzUsuńKocham twojego bloga.<3 Kiedy następny???
OdpowiedzUsuńNext next next!!! :*
OdpowiedzUsuńProszę o następny xD
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz nie przestawaj ;)
OdpowiedzUsuńSzybko następny bo umrę :))))))
OdpowiedzUsuńsuper :)
OdpowiedzUsuńWow masz dziewczyno talent ;)
OdpowiedzUsuńGenialny rozdiał!!
OdpowiedzUsuńZajeeebisty rozdział next :*
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, kocham twoje opowiadanie
OdpowiedzUsuńjest super :***
PER-FECT Czekam na nastepny ^^
OdpowiedzUsuń~Lenchi♥
Świetne !
OdpowiedzUsuńczekam na next <3 !
*.* CUDOOOWNEe <3 Świetne, wymiata xD
OdpowiedzUsuńSuper czekam na next
OdpowiedzUsuńRozdział genialny. Uwielbiam to ff ��
OdpowiedzUsuńZajebisty tak jak ty. Czekam na nexta. Pozdrawiam Olaaa ;*
OdpowiedzUsuńSuper <3
OdpowiedzUsuńŚwietne!
OdpowiedzUsuńAwww
Louis taki słodki <33