niedziela, 28 września 2014

2 Generation - Five.

- Hm… Więc mówisz mi, że chcesz iść do ginekologa, tak? – Ava podnosi zabawnie brew. – Czyżbyś miała dosyć gumek?

Tak, w końcu musiałam poruszyć z kimś ten temat… No bo raczej z Harrym nie mogłam szczerze o tym pogadać, bo od razu cała krypta by o tym wiedziała! Walić takie coś!

- A powiesz mi, że ty je uwielbiasz – wywróciłam oczami, jedząc ciastka, które upiekł Liam. Gdyby takie coś serwował mi na co dzień, byłabym trzy razy większa, niż jestem.
- No nie… ale wydaje mi się, że u mieszańców inaczej to działa – odparła, pijąc kawę ze swojego ukochanego kubka : był on czarny i czaski, a zamiast tradycyjnego ucha była kość.
- Jak inaczej? Przecież normalnie miesiączkuję – rzekłam z pełnymi ustami.
- Lily, misiaczku, Twój organizm jest inny, niż nasz. My jesteśmy ludźmi, ty jesteś wampirem, nocnym łowcą i…
- Sza! – przerwałam jej, dając jasno do zrozumienia, żeby nie przypominać mi o tym, że byłam demonem. Jakoś nie marzyłam, by ktoś na każdym kroku mi to mówił.
- No i wydaje mi się, że możesz przyjmować wszystkie rodzaje tabletek antykoncepcyjnych – mówi niepewnie, wzruszając ramionami. – Powinnaś zapytać o to Grace, bo ona zawsze wszystko wie o tym popieprzonym świecie – dodała, parskając śmiechem. – Czy chcesz żebym zadzwoniła za Ciebie i zapytała? Bo po Twojej minie widzę, że jakoś nie rwiesz się do tego pomysłu.
- Jakbyś mogła, misiaczku – uśmiechnęłam się do niej słodko, a ona śmiejąc się cicho wyjęła swojego czarnego iphona i zadzwoniła do Grace. Ich rozmowa nie trwała zbyt długo, gdyż odpowiedź była jasna jak słońce.
- Tak jak mówiłam, możesz brać wszystkie tabletki antykoncepcyjne, szczęściara – mówi radośnie i wyciąga coś z szafki i mi rzuca. Zręcznie to łapię i spoglądam na przedmiot. – Bierz, i tak ich nie używałam, bo te nie pasują do mojego organizmu – Ava sięga po wodę z drugiego krańca stolika i mi ją podała. – Musisz tylko pamiętać, żeby brać je codziennie, inaczej…. Dokończ za mnie, proszę?
- Zaciążę, wiem – westchnęłam głośno i wyjęłam jedną kapsułkę. Połknęłam ją szybko i następnie popiłam wodą, bo w buzi miałam nieprzyjemny, słony smak tabletki.
- Od teraz możesz się bawić z Louisem we wszystko, nie ma za co – Ava uśmiecha się jeszcze szerzej.

***
- Lily! Pamiętasz mnie jeszcze? – za swoimi plecami słyszę głos, którego faktycznie : nie słyszałam od dawna.
- Mike! – z uśmiechem odwracam się i przytulam się z nim na powitanie na środku sklepu odzieżowego w centrum. Ava zostawia nas samych, posyłając mi groźnie i za razem zabawne spojrzenia, mówiące : „A tylko spróbuj zrobić coś więcej nic przyjacielski przytulasek!” – Nie nosisz okularów? – spytałam go, gdy po patrzeniu na jego twarz uświadamiam sobie, że czegoś mu brakuje.
- Tak – uśmiecha się szeroko.
- Zainwestowałeś w szkła?
- Wiesz, trzeba być trendy – zaśmialiśmy się głośno.
- Tak, teraz noszenie okularów jest takie passe – rzekłam z kiepskim francuskim akcentem, na co zaśmiał się jeszcze głośniej.
- To Twój francuski jest passe – odparł, na co oberwał ode mnie sójkę w bok. – Auć, dziewczyno! Chcesz że mi rękę złamać?! – udał, że to boli i tym razem śmieję się ja. – Jak się masz? Jak święta?
- W tym wyjątkowo samotnie – kłamię, ale Mike uwierzył mi bez wahania.
- Dlaczego? – zapytał ze zmartwieniem.
- Ehm… nie miałam pieniędzy na podróż do LA. Nasz fundusz szkolny nie jest tak wysoki, żeby starczyło mi na bilet w dwie strony – szybko znalazłam kolejne kłamstwo. Wiedziałam, że źle robię, ale co ja miałam mu powiedzieć? „Hej, wiesz, że jestem super hiper mieszańcem, którego ojcem jest jakiś pierdolony pseudo demon i mag w jednym oraz jest połączony magiczną więzią z ex swojego chłopaka?” Tak, na pewno by mi uwierzył.
- Kijowo – stwierdził, przeczesując swoje włosy dłońmi. – Świetnie wyglądasz.
- Dzięki – uśmiecham się lekko. – Ty też nie najgorzej. Chociaż…
- Chociaż co? – ponownie się śmieje.
- Nic, po prostu szukałam czegoś, aby przedłużyć rozmowę – uśmiechnęłam się szelmowsko, co odwzajemnił. On nie musiał nic mówić, a ja już po prostu szczerzyłam się od ucha do ucha.
- Co słychać u tego natrętnego? Jak on tam ma… Louis? – zamarłam. Cholera! On nie wiedział, że byliśmy razem od dobrych kilku miesięcy.
- Ehm… Nic nowego. Nadal go ignoruję, chyba, że chodzi o kawę w Groov – wymiguję się z trudem i niemal oddycham z ulgą, gdy on ponownie mi wierzy.
- I dobrze, nigdy nie wiadomo co mógł Ci zrobić… Widuję go tylko w dzień… Lily, może on jest wampem?
- Wampirem? Nadal w nie wierzysz? – prychnęłam. Mike się speszył. – Mieszkam tu już dobre cztery miesiące i jakoś jeszcze ani jeden wamp mnie nie ugryzł.
- Nie wiesz co mówisz – pokręcił głową.

Ho ho, oj wiem, Mike. Może nawet lepiej niż ty sam.

- Dobra, nie było tematu – machnęłam ręką.
- Twoja got przyjaciółka jest chyba niecierpliwa – Mike wskazuje na Avę, która co chwilę zerkała na nas spod wieszaka udając, że go oglądała.
- Ona zawsze jest niecierpliwa – kręcę oczami, wzdychając teatralnie.
- Może jutro jesteś wolna? Poszlibyśmy na kawę do Groov, pogadali o wszystkim i o niczym? – zaproponował. Zawahałam się.
- Chyba tak – odparłam.
- Będziesz sprawdzać w swoim terminarzu, czy masz dla mnie czas?
- No coś ty – parsknęłam śmiechem. – Tak, przyjdę. Przyda mi się trochę rozluźnienia po ostatnich dniach.
- Świetnie, to w samo południe?

Zajebiście, w samą zmianę Louisa. O tym właśnie marzyłam.

- W porządku – uśmiechnęłam się sztucznie i po pożegnaniu się z nim, wróciłam do Avy.
- Co ty wyprawiasz?! Wiesz, że nie możesz iść! – pisnęła głośno.
- Och, Ava… - jęknęłam zdesperowana, idąc do działu z butami.
- Wiesz, że mam rację! – Ava z łatwością mnie dogoniła. – Nie możesz z nim wyjść! Wiesz, że Eleanor…
- Mam ją gdzieś, misiaczku – odparłam, biorąc do rąk parę czarnych botków.
- Ale ona Ciebie nie! W każdej chwili może siebie specjalnie skrzywdzić, abyś tylko cierpiała – szepnęła do mnie nerwowo, wyrywając buty z moich rąk, gdyż nie zwracałam na nią uwagi. – Nawet ja Cię nie puszczę!
- A ty jak zwykle musiałam podsłuchiwać, tak? – parskam.
- Oj no wiesz, że zawsze to robię, ale nie zmieniaj tematu!
- Ava, prawda jest taka, że mam dosyć przebywania w krypcie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Owszem, Lou wynagradza mi to seksem, ale wiadomo, chcę gdzieś w końcu wyjść ze znajomym…
- Który ewidentnie Cię podrywa! – przerwała mi, a ja wybuchłam śmiechem.
- A więc o to chodzi! – z trudem powstrzymuję swój śmiech. – Myślisz, że zostawię Louisa dla Mike’a?
- Tego nie powiedziałam, ale po prostu on wydaje mi się zbyt normalny jak na studenciaka z Miasta Śmierci, Lily. Martwię się o Ciebie.
- Poradzę sobie sama, mamo – wywróciłam oczami. – Skończyłam osiemnaście lat.
- I nadal jesteś głupia! – bąknęła.
- Ava, przestań – stęknęłam.
- Nie, Lily, to ty przestań! – Ava chwyciła mnie za ramiona. – Słuchaj, nie po to Cię chronimy, okay? Teraz po tym, jak Arren połączył Cię z więzią z Eleanor, musisz być z nami, bo nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć, jasne? W każdej chwili może sobie specjalnie wbić kołek w nogę, w brzuch, okaleczać się… Nie radziłabym Ci tego lekceważyć.
- Nie lekceważę, ale też chcę żyć jak normalny człowiek, którym i tak nie jestem… Ale chcę raz na jakiś czas wyjść na zewnątrz i przypomnieć sobie, co to znaczy picie i zabawa.
- Czyli pragniesz imprezy?
- Jak tlenu, Ava, chcę się zabawić i mieć po prostu…
- Wyjebane, wiem… - Ava ponownie wzdycha. – Ale musisz poczekać. To wszystko… ta sprawa… jest zbyt świeża. Nie możemy ryzykować.
- Nocni łowcy ryzykują ciągle.
- To co innego. Nawet teraz narażam Cię na śmierć Lily, a tylko zabrałam Cię na zakupy. Póki co bawimy się w krypcie w chowanego i zero alkoholu.
- Świetnie, po prostu świetnie!

***
- Boże… To było… coś innego – powiedziałam zduszonym głosem, czując resztki orgazmu, które we mnie jeszcze pozostały po przebytym niezbyt delikatnym stosunku. Położyłam się na Louisie, muskając ustami jego pełne wargi.
- Tak, zdecydowanie odkładamy gumki, lubię Cię czuć całą – Louis wyszczerzył się i położył dłonie na moim dole pleców. Śmieję się z trudem i kładę głowę na jego klatce piersiowej. Przez chwilę tkwiliśmy w ciszy.
- Lou? – patrzę na niego kątem oka.
- Tak, maleńka? – uwielbiałam to określenie. Od razu uśmiechałam się od ucha do ucha.
- Czy tylko ja mam wrażenie, że dzisiaj coś się wydarzy?
- Nie kracz, wszystko będzie w porządku – Louis musnął wargami moje czoło lekko i subtelnie.

~ Narracja Trzecio osobowa ~

Lily i Louis mieli własne, prywatne niebo. Nikt nie mógł im przeszkodzić.

Prócz samej Eleanor.

Siedziała ona opuszczonym domu za miastem, samotna i pełna nienawiści. Arren ponownie zostawił ją ze wszystkimi sprawami na głowie i z cholerną więzią między nią, a jej siostrą, Lily. Obie nie mogły uwierzyć, że faktycznie nimi są. Były do siebie w ogóle nie podobne! Charaktery, wygląd, upodobania… No chyba, że łączył ich ten sam chłopak : Louis.

Eleanor go nienawidziła. Wiedziała kim jest, lecz udawała, że nie domyśla się prawdy. Po tym, gdy stała się wampirem, straciła u Louisa jakiekolwiek szanse. Ona go kochała, przez krótką chwilę, ale jednak kochała. Potem ją zabili i przez długie lata zapomniała, jak to jest żyć.

Teraz mogła zemścić się na każdym, kogo darzyła nienawiścią.

Na początek wzięła sobie Lily, bo wiedziała, że tym skrzywdzi Louis’a. Eleanor głośno wdychając wzięła do swoich dłoni świeżo naostrzony nóż. Spojrzała w sufit, lecz nie chcąc widzieć tego, co się stanie za kilka sekund, zamknęła oczy i przycisnęła ostrze do swojej bladej skóry i wbiła w nią samą końcówkę.

Obie to poczuły. Lily ubierająca właśnie koszulkę, głośno syknęła. Zdezorientowany Louis spojrzał na nią.

- Co się dzieje? – zapytał chłopak. Lily pokręciła głową i w tym samym czasie Eleanor zatopiła w sobie ostrze jeszcze głębiej. Lily krzyknęła cicho widząc, jak tworzy się w jej ręce rana i leci z niej krew. Ten widok ją obrzydził. Kiedyś, gdy jeszcze nie kontrolowała swojego pragnienia, miała ochotę wypić własną krew, lecz teraz chciała zwymiotować.

Eleanor z uśmiechem pełnym drwiny zaczęła rozcinać swoją skórę w różnych miejscach : na rękach, dłoniach, nogach i stopach. Lily nie mogła znieść tego bólu i z płaczem opadła bez sił na kolana tylko patrząc, jak ucieka z niej krew.

- Cholera! – wrzasnął Lou, podbiegając do niej i szeptając słowa otuchy, bo tylko tyle mógł zrobić. Wiedział, że to Eleanor wyrządzała jej taką krzywdę i miał ochotę wyrwać jej te skostniałe serce prosto z piersi. Według prawa nocnego łowcy mógł, gdyby tylko wiedział, gdzie ona się ukrywa…

Eleanor nie odczuwała specjalnego bólu. U wampirów wszystko goiło się natychmiastowo, a u Lily wręcz przeciwnie : na jej ciele pozostawały czerwone szramy, które znikały powoli i boleśnie.

- Louis, zrób coś… - prosiła go Lily, ale ten tylko przytulał ją mocno do siebie i wspierał.
Ex Louisa zrobiła krok dalej. Wziąwszy głęboki wdech podniosła nóż do góry i robiąc spory zamach, wbiła przedmiot w swoją nogę.

Głośny wrzask Lily uciekł z ust i niósł za sobą echo po całej krypcie. Reszta domowników siedząca w swoich pokojach chwyciła za swoją broń i ruszyli w kierunku wydobywanego dźwięku. Ava wpadła do pokoju Lily jako pierwsza, gdyż mieszkały obok siebie. Na ten widok o mało co nie zemdlała. Widok krwi obrzydzał ją tak samo, jak i Lily. Tak jak szybko weszła do pokoju, tak samo wyszła, z wirującym obrazem przed sobą. Chciała pomóc swojej przyjaciółce, lecz sama nie potrafiła powstrzymać odruchu wymiotnego.

Eleanor śmiała się, wyobrażając sobie, jak jej rywalka wije się z bólu i nie może powstrzymać łez. Eleanor wyjęła kołek ze swojej nogi, lekko się przy tym krzywiąc, ale biła od niej duma i zwycięstwo, której nikt nie mógł zrozumieć.

- Wykończę Cię, głupia szmato – warknęła Eleanor i tym samym zatopiła nóż prosto w swoim podbrzuszu.

Lily wydała z siebie najgłośniejszy i najbardziej przerażający krzyk, jaki kiedykolwiek Louis od niej słyszał. Krew płynęła strumieniami z brzucha dziewczyny Louisa, tworząc wokół niej czerwoną kałużę.

- Dzwońcie po Grace, kurwa! – krzyknął, przeklinając na swoich przyjaciół, którzy stali i patrzyli na Lily szeroko otwartymi oczami. Ava otępiała zadzwoniła do „szefowej”, a pozostali zeszli na dół, wyczekując Grace. Louis z szokiem wypisanym na twarzy, spróbował zatamować krwawienie, lecz u wampira było to bardzo trudne, gdyż miał nadzwyczajnie sporo krwi w sobie. Lily wiła się, kurczowo trzymając się za brzuch, nie mogąc znieść bólu, który jej towarzyszył przez te kilka, bardzo długich minut.

Grace zjawiła się w krypcie wyjątkowo szybko. Rozmawiała z Adalbertem właśnie na temat dziewczyny, gdy dostała telefon od roztrzęsionej Avy. Postanowiła zabrać Adalberta ze sobą. Musieli coś razem poradzić na więź Lily z Eleanor, bo to mogło trwale zaszkodzić Lily. W końcu po części nadal była kruchym, delikatnym człowiekiem z bijącym sercem i krwią, która płynęła w jej żyłach. Adalbert rzadko bywał w Mieście Śmierci, więc to była dobra okazja, by go „wykorzystać”. Adalbert był najbardziej znanym i silnym magiem, nawet silniejszym od Arrena z demoniczną krwią.

- Eleanor wróciła do gry – powiedziała grobowym tonem Grace, oglądając zakrwawioną Lily i ledwo sapiącą.
- Lily tak dalej nie pociągnie, jeśli nie zablokujecie jakoś tej więzi – rzekł oburzony Tomlinson, trzymając mocno rękę swojej dziewczyny.
- To nie jest takie łatwe, Louis. Musimy do tego podejść precyzyjnie…
- Pierdolić precyzyjność, Grace! Umieram i to kurwa czuję! – wybuchła Lily, płacząc i szamocząc się. – Proszę, rób to co możesz, aby przestało boleć… - jej głos robił się słaby i powoli cichnął. Louis to wyczuł i jego serce niemal od razu przyśpieszyło. Wiedział, że jego dziewczyna jest na skraju śmierci.
- Rób coś Grace, inaczej kurwa wytropię tą Calder i zabiję ją własnymi rękoma – warknął Louis głosem, który zdradzał, że jest mega wściekły.

A Eleanor nadal będąc w opuszczonym domu, śmiała się złowieszczo i szeroko szczerząc do samej siebie w typowo diaboliczny sposób.

Powoli jej plan się udawał :


Pozbywała się Liliany Apolli Honses, tak jak to sobie wymarzyła, odkąd pierwszy raz się o niej dowiedziała. 



*******************************

Szmata Calder powróciła do Miasta Śmierci i na pewno zrobi w nim mały rozpierdol :D Do czego jest jeszcze zdolna Eleanor, aby skrzywdzić Lily? Dowiemy się już wkrótce :D


29 komentarzy = Nowy Rozdział!! :* <3


Komentujcie <3

K.

niedziela, 21 września 2014

2 Generation - Four.

Niemal cały wieczór spędziłam sama przed kominkiem, wgapiając się pusto w ogień i nie mogąc uwierzyć w to, co miało miejsce… Byłam demonem, który był połączony więzią z Eleanor… Nie mogłam już tego przełknąć. To było zbyt trudne i nie do pomyślenia.

W tym momencie właśnie wszystko się spierdoliło. Nie dość, że Arren wrócił do Miasta Śmierci, to i szaleńcza ex Louisa, która chciała mnie torturować. Gorzej być chyba nie mogło, do cholery!

- Lily? – odwróciłam się na dźwięk swojego imienia. Louis stał w wejściu do salonu z dwoma, parującymi kubkami. Poklepałam zachęcająco miejsce obok siebie, uśmiechając się w wymuszony sposób. Louis to zrobił i wręczył jeden kubek, jak się później okazało z gorącą czekoladą.
- Dzięki – cmoknęłam go w policzek i oparłam głowę o jego ramię. – Jestem tak zmęczona, że nie mam nawet siły na myślenie.
- Ty nigdy nie masz na to siły, maleńka – parsknęłam śmiechem, biorąc mały łyk czekolady. – Zresztą, też jestem zmęczony. Mam ochotę walnąć się na łóżko i od razu zasnąć.
- To był długi dzień – westchnęłam, w końcu kładąc się na jego kolanach a kubek postawiłam na stole.
- Tak – Louis też odłożył kubek i jego palce zaczęły się bawić moimi włosami. – Jest pierwszy dzień świąt, a my jesteśmy podłamani.
- Nie na co dzień widzi się ex swojego chłopaka, która chce mi Cię zabrać – burknęłam, a Louis o dziwo się zaśmiał. Spojrzałam na niego zdezorientowana. – Czy to jest według Ciebie śmieszne?
- Lily Anderson, ty jesteś nadzwyczajne świecie zazdrosna! – śmieje się ponownie.
Czy ja byłam zazdrosna? Naprawdę tak uważał? I przede wszystkim : miałam prawo być o niego zazdrosna! Wiele dziewczyn się śliniło na jego widok, każdy w Mieście Śmierci go znał… Ja byłam tylko mieszańcem i jego dziewczyną.
- Nie w tym rzecz, Lou… - kręcę głową, podnosząc się. – Mam wrażenie, że… teraz będzie inaczej.
- Jak inaczej? – spytał, marszcząc czoło.
- Jestem połączona więzią z Eleanor! Ona poniekąd teraz jest w połowie mną, a ja w drugiej połowie nią. Zrobi wszystko, aby mnie zniszczyć i mieć Cię dla Ciebie. A ja… nie mogę nic z tym zrobić. Jak mam Cię pocałować z myślą, że ona to też poczuje? Jak mam się z Tobą kochać, gdy ona odczuje każdy z tego bodziec? – do moich oczu napłynęły łzy. – Teraz poniekąd nie mogę Cię mieć tylko dla siebie…
- Cśśś… - Louis uciszył mnie pocałunkiem, kładąc dłoń na moim policzku. – Ona nigdy nie będzie Tobą, nigdy – szepcze w moje usta ochryple i jeszcze raz mnie całuje. – Jesteście tylko połączone ciałem, nie uczuciami i myślami. To co jest między nami, jest bezpieczne, maleńka – uśmiecha się pod nosem smutno. – Coś wymyślimy, aby pozbyć się Eleanor.
- Musicie mnie zabić, by ją zlikwidować i tego nie zmienisz – mruknęłam, cicho szlochając.
- Lily…
- Nie, Louis. Przyszedł na to czas – przerwałam mu, kładąc palec na jego malinowych wargach. – Wiedziałeś, że przyjdzie dzień, w którym będziecie musieli dokończyć moją przemianę.
- Nie wiesz, co mówisz – muska moje palce wargami. – Chcę byś była jedną z nas, ale patrzenie na to, jak cierpisz… byłoby dla mnie nie do wytrzymania. Nie mogę tego zrobić, Lily. Wolałbym, abyś była mieszańcem.
- Musimy zabić Eleanor, a to jest jedyne rozwiązanie – patrzę na niego spod zasłony łez.
- Nie, jedynym rozwiązaniem jest to, że musimy się trzymać razem, mimo wszystko. Wezmę urlop, będę przy Tobie – chwycił mój podbródek, bo spuściłam wzrok. – I nie płacz, nie lubię gdy to robisz.
- Mam już dosyć, Louis, to mnie przerasta. Boję się, że my tego nie…
- Nawet tak nie mów – wtrącił mi się w zdanie, ponownie mnie całując, tym razem gwałtowniej i namiętniej, jakby chciał mi udowodnić, że nie mam racji. – Kocham Cię i nasze uczucie jest większe, niż jakaś tam Calder albo Twój despotyczny pseudo ojciec. Jesteś dla mnie najważniejsza, moja Lily… Obiecuję Ci, że jak będzie po wszystkim, będzie między nami idealnie…
- Nie, Louis… - zaprzeczyłam. – Póki ona jest w tym mieście, nic nie będzie idealne.
- Zrozum, że ona Cię prowokuje jedną ze swoich gierek, nie możesz się poddać – Louis chwyta mnie za ramiona. – Jesteś pierwszą dziewczyną, na której mi tak zależy po śmierci matki i nie zamierzam z Ciebie tak łatwo zrezygnować. Ją już straciłem, siostry też, ale o tym, że Ciebie ma przy mnie nie być,  to nawet mowy nie ma – i zamknął moje usta w najbardziej gorącym pocałunku, jakim mnie obdarzył.

I na tym się nie skończyło.

Jego dotyk na moim ciele sprawiał, że szalałam w środku z podniecenia. Delikatnie muskał moją skórę ustami i rękoma, traktując ją z chwałą. Język Louisa przejechał po mojej dolnej wardze, prosząc o wejście do środka. Pozwoliłam mu na to bez wahania. W między czasie wkradłam się dłońmi pod jego koszulkę i badałam umięśniony tors, a on zdjął ze mnie góralski sweterek, który miałam na sobie i następnie zabrał się za koszulkę.

- Louis, nie tutaj… - śmieję się cicho, a on znowu ucisza mnie moją ulubioną czynnością.
- Nie ma w krypcie nikogo. Są na całonocnym patrolu – wyszeptał, gdy powalił mnie na plecy i przyssał się do szyi.
- Nawet waszych gości? – mówię z trudem przyciskając jego głowę do siebie.
- Nie ma ich od wczoraj. Wyjechali od razu po otwieraniu prezentów z tego co wiem – szepcze, opuszczając, przenosząc się na mój dekolt, który drażnił liźnięciami języka i cnotliwymi całusami. Poruszyłam się pod nim, ocierając biodrami o jego jak się okazało, spore już wybrzuszenie.
- Tak szybko? Co my wtedy robiliśmy, że tego nie zauważyłam? – pytam, zdzierając z niego koszulkę i automatycznie owinęłam nogami jego tułów.
- Wiesz, byłem zajęty rozpakowywaniem swojego prezentu – zerknął na mnie z zadziornym uśmiechem. Ja też się uśmiechnęłam, przymykając oczy. Jego usta sunęły po mojej skórze, nie zaniedbując nawet jej ani jednego skrawka. Ja natomiast dłońmi dryfowałam po jego gładkich plecach, wbijając w nie mocniej swoje palce, gdy gwałtownie zszedł na mój brzuch.
- Louis… - jęknęłam, oddychając donośniej.
- Jesteś taka idealna… I moja… - Louis zerkając na mnie, chwycił w zęby krawędź moich czarnych leginsów i zwinnie je ze mnie zdjął. Louis rzucił je tam, gdzie była koszulka i wyprostował się, oglądając mnie w całości. Zarumieniłam się, wyprężając specjalnie swoje ciało, na co mruknął z uznaniem. – Prowokujesz? – podnosi zagadkowo brew.
- Zawsze – uśmiecham się zadziornie i siadam, by dosięgnąć do jego zapięcia spodni. Przygryzając dolną wargę i patrząc w jego hipnotyzujące oczy, odpięłam dwa guzik od jego czarnych spodni i zsunęłam je z jego bioder. Czasami myślałam sobie, jak Bóg dać mi tak cudowną i dobrze wyposażoną osobę… Louis był niesamowity pod względem osobowości, charakteru i był Bogiem seksu. Inni mogli mu tylko zazdrościć takiego „sprzętu” i talentu do doprowadzania do szału.

Zdjęłam dolną odzież Lou z niego, po czym uklękłam przed nim, by być z nim na równi. Louis pochylił się i zaatakował moje wargi z tak dużą żarliwością, na jaką było go stać. Objęłam go ściśle ramionami, a on przyciągnął mnie do siebie, przez co przylegałam bezpośrednio do niego i jego rozgrzanego torsu. Louis delikatnie pchnął mnie na podłogę okrytą puchowym dywanem i sięgnął po coś do swoich spodni i położył niedaleko nas.
- Zaplanowałeś to? – zapytałam go, a on w odpowiedzi pocałował mnie lekko, wkradając się dłońmi pod moje plecy i odpiął mój czarny, satynowy stanik.
- Ile jeszcze takiej seksownej bielizny masz przede mną schowane w szafie? – odpowiada pytaniem, zsuwając ramiączka z moich ramion i po staniku nie było nawet śladu. Zadrżałam z zimna, które nad nami panowało, mimo kominka tuż obok.
 - Trochę się tego znajdzie, Panie Tomlinson – mruczę, czepiając się jego włosów jak lejcy.
- Przypominaj mi, abym sprzątał Twój pokój – zaśmialiśmy się głośno i ponownie złączyliśmy wargi, gdy jego duże, męskie dłonie bawiły się moimi piersiami. Sapnęłam głośno, ponownie się wyginając pod nim i pragnąc jeszcze bliższego dotyku. Przy tym moje biedne serce dostawało palpitacji.
- Lou… - jęczę w jego usta, przez co czuję jak jego członek spoczywający na moim biodrze, robi się twardszy, a obcisłe bokserki go męczą. Uwalniam więc go od tej niepotrzebnej nam odzieży.
- Powiedz mi, czego pragniesz, maleńka… - mruczy niskim, podniecającym tonem i jego jedna dłoń opuszcza moją pierś i kładzie ją w dole brzucha, niedaleko mojej świętości. Spojrzałam na niego wzrokiem przesyconym pożądaniem.
- Daj mi siebie, potrzebuję Cię… - z trudem wyduszam z siebie pod wpływem tego, jak palcami przebiegłam po materiale czarnych fig, naciskając specjalnie na czułe miejsca. – Boże, Lou… - odchyliłam się do tyłu, robiąc biodrami małe kółeczka, naśladując ruchy palców mojego chłopaka. Wyczułam, że Louis się uśmiecha z wyższością. Zmieniam więc z wampirzą szybkością pozycję, aby nie czuł się nade mną tak dominująco. Louis rozszerzył na chwile oczy, a potem podnosi się trochę do góry, by bacznie mnie obserwować. Z uśmiechem zaczęłam igrać z nim z pocałunkami w szyję, wiedząc, że to uwielbiał. Wyczułam, jak Louis bierze głębszy oddech, a jego ręce zatrzymują się na moich biodrach, konkretniej na pośladkach, które ugniatał w przyjemny dla mnie sposób. Obniżyłam się na jego klatkę piersiową, ale najwięcej uwagi poświęciłam tam temu na dole, co zawsze dawał mi niesamowity szczyt. Pogłaskałam jego członek pieszczotliwie dłonią przez co zauważyłam, że mięśnie nóg Louisa się napięły. Uśmiechnęłam się i mrugnęłam do niego widząc, jak patrzy na mnie z ogniem w oczach. Uchwyciłam penisa Louisa w dłoni i powoli się nim zajmowałam, drażniąc go, tak jak to robił ze mną.

Louis nigdy z natury nie był cierpliwym człowiekiem, tym razem też tak było. Podczas gdy mój język bawił się jego główką, ten pociągał za moją włosy w stronę swojego przyjaciela.

Tak, byłoby świetnie, gdybym po skończeniu nie była łysa.

Louis nie pozwolił mi, abym doprowadziła go do orgazmu, choć widziałam, że był naprawdę blisko po tym, jak bardzo twarda była jego męskość. Louis wręcz z desperacją przewrócił nas tak, że byłam pod nim i po założeniu prezerwatywy, wszedł we mnie głęboko i mocno. Krzyknęłam zaskoczona jego gwałtownością. Miednica Louisa ruszyła pierw powoli, wręcz mnie wkurwiało takie wolne tempo, choć wchodził we mnie za każdym razem głębiej i głębiej.

- Od kiedy jesteś taki delikatny? – pytam go ironicznie, na co tylko parska wbija się we mnie po samą nasadę. Syknęłam głośno przez zaciśnięte zęby, zamykając na chwilę oczy.
- A ty taka niecierpliwa? – mówi, twardo we mnie pchając, co niemal boli z przyjemności. Szamotam się pod nim, czując ciepło na całym ciele. Temperatura przynajmniej podskoczyła o jeden, lub dwa stopnie i to było wyczuwalne.
- Jesteś taka ciasna… Lily… - wyszeptał, biorąc moje usta w pocałunku i owinął sobie nogi wokół swojego pasa i nieustępliwie we mnie pchał. – Tego właśnie chciałaś? Bym był dla Ciebie ostry? – powiedział, akcentując każde słowo mocnym uderzeniem.
- Boże święty… - czuję, jak moje podbrzusze przygotowuje się do orgazmu, który zbliżał się nieuchronnie szybko.
- Jesteś blisko? – kiwam gorączkowo głową, wychodząc mu swoimi biodrami naprzeciw, by być bliżej swojego, upragnionego celu. – Tak… jesteś blisko… czuję, jak się wokół mnie zaciskasz… Przyjemnie, co? Zrób to dla mnie, maleńka… – niemal szlocham ze szczęścia, gdy zawładną mną paraliżujący orgazm, przez który zapomniałam o dzisiejszym dniu. Tylko Louis potrafił doprowadził mnie do tego stanu, co w tej chwili. Louis patrzył na mnie z uśmiechem i wykonując ostatnie pchnięcie doszedł, zastygając w miejscu i mówiąc moje imię z przejęciem i sensacją. Przyciągnęłam jego twarz do swojej, całując z uznaniem krótko, ale na temat.

***

- Tego mi brakowało – mówię, gdy już leżymy w mojej sypialni, do której przenieśliśmy się w bardzo szybkim tempie. Co jak co, ale nie chciałam spotkać na swojej drodze Zayn’a, a co gorsza Avy.
- Seksu przy kominku? – śmieje się Lou, pieszczotliwie gładząc moje udo dłonią. – Czyżbym odkrył Twoją kolejną erotyczną fantazję?
- A ty ich nie masz? – patrzę na niego rozbawiona.
- Nie, wszystkie już spełniłaś – odparł, cmokając mnie cnotliwie w usta.
- To dla mnie zaszczyt – uśmiecham się lekko.
- Mam nadzieję, że wygoniłem z Twojej głowy poddanie się, prawda?
- Tak, przejdziemy przez to razem, jak normalna para – wplatam palce w jego dłoń, czując, że jest na właściwym miejscu.
- Co jak co, ale my nigdy normalni nie byliśmy, Lily – wybuchamy śmiechem i ponownie całujemy. Po prostu nie mogliśmy przestać tego robić. To było dla nas jak modlitwa, jak coś świętego.
- Kocham Cię, moja najdroższa – mruczy, przytulając od siebie opiekuńczo. – Nigdy nie pozwolę na to, aby ta suka Calder Cię skrzywdziła. Prędzej wyrwę jej te lodowate serce, niż ona Cię dotknie – dodał ze słyszalnym jadem w głosie.
- Nie mówmy o niej – kręcę głową, kładąc głowę na jego piersi. – Jest zbyt wspaniale, aby ona mogła to zepsuć.
- Nic nie zepsuje. Mam Ci jeszcze raz udowodnić, że nie wkroczy między nas? – podnosi zagadkowo brew. Moja wewnętrzna bogini uśmiechnęła się w duchu, a razem z nią ja. – Mój mały uroczy zbochuch.
- Uwielbiasz to – parskam śmiechem i całuję go namiętnie, zakańczając między nami rozmowę.

Martwiło mnie jedno, bo skłamałam przed nim.

Nadal się bałam.


Bałam się, że Eleanor mi go odbierze, pozbywając mnie po drodze.




**********************************

No taki... Seksowny rozdział :D Takich będzie w tej części trochę więcej, niż w poprzedniej :D
Czy tylko mnie niepokoją obawy Lily co do związku z Louisem? Macie jakieś podejrzenia? 

Konto Katie Malik na FB!

Kochani to z właśnie konta przedstawionego powyżej będę dodawała rozdziały na grupie! Zapraszajcie do znajomych, to również będę was informowała! :D

28 komentarzy = Nowy Rozdział!! :* <3


Komentujcie <3


K.

niedziela, 14 września 2014

2 Generation - Three.

- Co, co? Jak to Arren tu był?! – krzyknęła Ava, gdy podczas śniadania Grace zaszczyciła nas swoją obecnością. Nie byłam z tego zadowolona, bo zbyt dużo wydarzyło się w ciągu tych dwóch dni i przede wszystkim : pokazałam przy niej swojego wampira i o mało nie zabiłam własnej matki. Póki co jeszcze o tym nie wspomniałam, ale wiedziałam, że to wkrótce miało się to stać. – I Eleanor?! Przecież ona powinna być zakopana głęboko w ziemi i gnić, do jasnej cholery!
- Arren ją wskrzesił, nic nie mogłam na to poradzić – mówi poważnie Grace, stojąc nad nami, gdy wszyscy siedzieli przy stole i jedli płatki. Jedzenie łowców : płatki z mlekiem i drożdżówką.
- Nie no, znowu muszę znosić tą sukę! Grace, wypierdol ją jakoś z tego miasta, masz do tego pieprzone prawo! – powiedziała oponując, wymachując rękami, by podkreślić swoje wzburzenie.
- Nie wyrażaj się – Grace kręci oczami. – Arren to jeden z trzech najsilniejszych łowców na świecie, nie mogę tego zlekceważyć.
- Ty też nim jesteś!
 - Oprócz mnie i Adalberta, by pokonać Arrena, trzeba jeszcze jednego najsilniejszego maga na świecie, a nie wiadomo, czy on jeszcze istnieje!
- To zepnijcie dupska i się tym zajmijcie!
- Ava! – zganił ją Zayn.
- No co? Mówię to co myślę! – pisnęła.
- Czasami się ugryź w język, kochanie. Bo wkrótce to nam wszystkim zaszkodzi – mówi, a pozostali się śmieją, włączając w to Grace.
- Pozwólcie, że was opuszczę, ale chciałabym porozmawiać z Lily, na osobności – spojrzała na mnie.

Cholera, o tym właśnie mówiłam.

- O czym? – po raz kolejny zapytała Ava, patrząc tym razem i na mnie, gdy wstałam od stołu.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – uprzedza mnie w odpowiedzi Louis, ale ja kręcę głową.
- Powiedz im, Louis. Muszą wiedzieć – uśmiecham się słabo i dreptam Grace po piętach, opuszczając kuchnię.
- Wiesz, jak bardzo możesz mieć przechlapane, Anderson? – zapytała mnie kobieta, gdy znalazłyśmy się w jej gabinecie. Usiadłam w brązowym fotelu, a ona naprzeciwko mnie za dębowym biurkiem. – Za próbę zabójstwa nocnego łowcy powinnam zamknąć Cię na tydzień w izolatce… - zadrżałam. – Ale z tego powodu, że Cię lubię i jesteś nowonarodzoną, zrezygnuję z tego pomysłu bo wiem, że to by Cię skrzywdziło jeszcze bardziej.
- Zgadzam się – przełykam ślinę w zdenerwowaniu.
- Musisz się nauczyć panować. To podstawa do tego, by normalnie przetrwać w postaci mieszańca. Są one bardzo narwane, dzikie i rzadko można nad nimi zapanować. Jesteś moja zagadką, Lily. Ogromną zagadką.
- To też nie jest dla mnie łatwe, ale sobie radzę. Grace, to z moją mamą… zdarzyło mi się takie coś pierwszy raz…
- I te porzucone, martwe zwłoki znalezione w spalonym domu na przedmieściach to też nie Twoja sprawka? – spuściłam wzrok na swoje dłonie, lekko rumieniąc się ze wstydu. – No właśnie…
- Nie – kręcę głową. – To z kobietą owszem, to byłam ja, ale od tamtego czasu nawet nie piłam krwi, gdyż po przemianie na chwilę odeszła mi na nią ochota. Czasami to uczucie wraca z potrojoną mocą, ale ignoruje je.
- Doskonale, jestem z Ciebie dumna – uśmiecha się sztucznie. – I myślę, że powinnaś zrezygnować z wielu rzeczy od teraz, gdy Arren i Eleanor są w mieście.
- Ale jak? Mam nie chodzić na zajęcia? – skinęła głową. – Poniekąd dlatego tu przyjechałam, Grace. Nie mogę z tego zrezygnować.
- Nie każę Ci tego robić, po prostu skróć swoje zajęcia do minimum. Listę przynieść mi po nowym roku do mojego gabinetu i od razu Cię z nich wypiszę. Musisz być bezpieczna, gdyż jesteś dla nas bardzo wartościowa.
- Jestem przecież tylko mieszańcem – wzdycham.
- Jesteś mieszańcem wampira i nocnego łowcy. Są najsilniejszymi stworzeniami na ziemi. I to tym nazywasz „tylko”? – podnosi pytająco brwi. Nie odpowiadam jej. – Zrozum, że tylko z nami jesteś bezpieczna.
- Grace, proszę, nie rób ze mnie idiotki i kogoś, komu ucięli ręce. Umiem sobie radzić w walce wręcz, tylko z magią…
- Magia Ciebie nie dotyczy – przerwała mi oschle.
- A powinna!
- Och, Lily, Lily… jeszcze wiele nie wiesz, co jest dla Ciebie odpowiednie.
- Wiem, tylko ty tego nie rozumiesz – warczę.
- Odbiegamy od temu – ponownie wzdycha. – Ograniczysz zajęcia na jakiś czas, dopóki nie uda nam się pozbyć Arrena i Eleanor z miasta. Byłoby świetnie, gdybyśmy przynajmniej pozbyli się tej wampirzycy, bo mnie również nie kręci spotkanie bliższego stopnia z kimś, kogo zabiłam.
- Siała mord – przypomniałam sobie.
- Ogromny. Nie mogłam patrzeć na to przychylnym okiem. Jak dla mnie kara śmierci dla wampirów jest o wiele za niska, na jaką rzeczywiście zasługują.
- A Arren?
- A z Arrenem… muszę porozmawiać. Jedyne wyjście z tej całej sytuacji na razie.
- Myślisz, że spokojna rozmowa przyniesie efekty? Czy ty z choinki się urwałaś? – parskam śmiechem.
- A czyja ja mówię o zwyczajniej rozmowie, panno Anderson? – spojrzałam na mnie z zabawnym błyskiem w oku. – Wiesz, że matka chciałaby zamienić z Tobą kilka słów…?
- Nie, nie chcę z nią rozmawiać – pokręciłam przecząco głową. – Poradzę sobie sama bez niej, do tej pory szło mi całkiem nieźle. Okłamywała mnie przez całe życie i teraz mam jej ulec? Zabawne – prycham.
- Jak tam chcesz, nie mogę Cię do niczego zmusić – wzrusza ramionami.
- Czy naprawdę Arren jest moim ojcem? – kiwa głową. – Ale… jak? Dlaczego go nie pamiętam?
- Adalbert kiedyś wymyślił czar. Polegał on na wymazywaniu wspomnień i zastąpienie go nieprawdziwymi, fikcyjnymi. Twoja matka to z Toba zrobiła. Adalbert okazał jej łaskę i raz do roku wyczyszczał, jeśli tak to ująć, Twój umysł z wspomnień, o których Twoja matka chciała, byś nie wiedziała. Jednym z nich było poznanie nieprawdziwego ojca.
- Czyli… Jestem tak naprawdę Lily Honses?
- Lily Apolla Honses – poprawiła mnie.
- Super, dobrze wiedzieć, że mam drugie imię! – jęczę z poirytowaniem.
- Jest mi przykro, że dowiedziałaś się o tym dopiero teraz – mówi szczerze.
- Wszystko mi jedno, teraz muszę pilnować swojego chłopaka, aby przypadkiem jakaś chytra, wampirzyca o brąz włosach nie ukradła mi chłopaka.
- Jesteście szczęśliwi? – pyta raptem. Przez chwilę mnie zatyka, lecz później jej odpowiadam.
- Tak, bardzo – potwierdzam.
- Nie wiem dlaczego odradzałam Ci, żebyś trzymała się od Tomlinsona z daleka… Zmienił się, gdy się pojawiłaś w mieście.
- Louis się nie zmienił, lecz zawsze taki był, ale nie okazywano mu troski, której potrzebował od swojego ojca. Widzę, że próbuje naprawić z nim relacje, ale trzymają się mocno na dystans.
- Taak… To prawda – zgadza się ze mną Grace. – Wszyscy, całą siódemką musicie się trzymać razem. Nie wiadomo co się wydarzy w następnych dniach. Jeśli będzie trzeba, zagonię Louisa z Tobą na zajęcia.
- Tak, on na to chętnie przystanie, w to na pewno uwierzę – parskam.
- Gdzie ty, on także – mówi.
- Nie do przesady. My… kochamy się, ale nie jesteśmy od siebie w pełni zależni – odpowiadam jej lekko zawstydzona. Czyżby doszłam do tego momentu, że mówię Grace o moim związku z Louisem?

Nagle poczułam ogromny ból w podbrzuszu i w klatce piersiowej, który był paraliżujący. Zacisnęłam mocno ręce na biurku Grace, próbując nie spaść z fotela. Czułam, jak żyły wyłażą mi na dłoniach i za pewno też i na reszcie ciała, a kły wysuwają się boleśnie z pomiędzy zębów. Jęknęłam głośno, słysząc chrzęst drewna. Pod wpływem siły, jaką w sobie zebrałam, oderwałam skrawek biurka Grace. Kobieta patrzyła się na mnie oszołomiona.

- Co się dzieje? – pyta zaniepokojona.
- Nie wiem, ale to boli! – krzyczę na całe gardło, gdy na moje ciało spada kolejna fala bólu, która staje się nie do zniesienia. Podrywam z krzesła z wampirzą prędkością i przylegam chwilę później do ściany, osuwając się po niej na ziemię z głośnym płaczem. Byłam cała napięta, a kończyny same wyginały się nienaturalnie w inną stronę, niż powinny. Wrzeszczę i nie docierają do mnie słowa Grace. Mój umysł wariuje, serce płonęło żywym ogniem i co chwila stawało mi serce, w sensie dosłownym.
- Co tu kurwa… Lily! – krzyk Louisa sprowadził mnie na ziemię, a ból zwiększył się dwukrotnie. – Grace, cholera rób coś! – zauważyłam w jego oczach strach, gdy trzymał mnie w ramionach, szamoczącą się i wyrywającą z jego silnego uścisku. – Lily, spokojnie… - chłopak przycisnął mnie mocno do siebie. Nim zauważyłam zbiegli się wszyscy, obserwując nas z przejęciem.
- To Arren – mówi poważnie Grace, podchodząc do mnie i chwytając ręke ze znamieniem, który był mocno uwydatniony.
- Co? – Louis spogląda na nią z dużym zaskoczeniem. – Co on robi!?
- Łączy ją z Eleanor w jedną więź – głos się jej łamie pod koniec i wiedziałam, że jest bardzo źle. Oczy Louisa prawie wypadały na wierzch, a reszcie odebrało mowę.
- Powstrzymaj go! – krzyknął Louis przez zaciśnięte gardło. – Ona cierpi!
- Wiesz, że z nim nie wygram…
- Gówno mnie to obchodzi… - ale wtedy było już po wszystkim.
Ból zniknął z mojego ciała. Jakby ktoś zrzucił ze mnie ogromny, ciężki głaz, który tkwił w na moim ciele. Czułam się obolała, zdezorientowana i jeszcze raz obolała. Nie byłam w stanie ruszyć choćby kończynami.
- Mamy przekichane – rzekłam z trudem.
- I to po całości. Twoja siostrzyczka naprawdę Cię kocha – słyszę głos Avy.

Byłam połączona cholerną więzią z Eleanor.

Było po prostu idealnie!

***
- Teraz zabicie Eleanor wydaje się trudniejsze, niż to sobie wyobrażałem… - mówi ponuro Louis, będąc wgapiony w kominek, w którym płonął ogień. Reszta robiła to samo, siedząc w małym kółku. Ja jako jedyna stałam, będąc przygotowana na wszystko : na nagły atak lub... na cokolwiek. – Co proponujecie? – Louis popatrzył na pozostałych.
- A co my możemy zrobić, bro? Mamy uwiązane ręce – wzrusza Liam ramionami, głośno wzdychając.
- I mamy pozwolić Calder na krzywdzenie Lily? Oszalałeś?! – spojrzał na niego jak na idiotę. – Nie pozwolę na to.
- My też tego nie chcemy, Louis… ale nie damy rady z mocą Arrena – odzywa się Niall. – Musimy przy tym zostać do momentu, gdy czegoś nie wymyślimy. Będzie trudno, szczególnie dla Lily, ale poradzimy sobie.
- Nie, Niall – zabieram głos, przez co wszystkie spojrzenia lądują na mnie. – Wręcz przeciwnie : wszystko się pieprzy. Jestem córką Arrena, siostrą Eleanor… Naprawdę nazywam się Liliana Apolla Honses… Nawet do tej pory nie wiedziałam, jak mam na imię… A teraz jestem ciałem i duchem z Eleanor… To koniec. Możemy zrobić tylko jedno… - spojrzałam kątem oka na kołek, który leżał na stoliku w kącie pokoju.
- Co masz na myśli? – pyta Louis, uważnie mi się przyglądając. – Nie ma żadnego końca, rozumiesz? Nie możemy się poddać.
- Tak, wy nie musicie, ale ja właśnie mam zamiar to skończyć… - szybkim ruchem znalazłam się tuż przy stoliku i chwyciłam kołek i tuż przed samym wbiciem go sobie prosto w serce, powstrzymała mnie czyjaś lodowata ręka. Nie była to dłoń ani Avy, ani Louisa, ani nikogo innego.
- Myślałaś, że Ci pozwolę to tak szybko skończyć, co? – dziewczęcy głos dobiegł moich uszu. Podniosłam głowę i warknęłam na brunetkę.
- Co ty tu robisz? – pytam Eleanor, burcząc.
- Wiedziałam, że będziesz chciała spróbować się zabić. Uwierz mi, to Ci nie pomoże – mówi z szyderczym uśmiechem, a ja wyrywam się z jej uścisku.
- Nie dotykaj mnie – fukam, nadal ściskając mocno kolek w swojej dłoni.
- A co, ugryziesz mnie mieszańcu? – parska ironicznym śmiechem i odwraca się w stronę pozostałych. – Miło mi was znowu widzieć, kochani.
- Kto Cię w ogóle wpuścił do krypty, wampirza szmato? – pyta ją Ava, wywiercając wzrokiem jej ciało. Dziewczyna miała na sobie czarne rurki z wyższym stanem, niebieski, obcisły podkoszulek, brązowe kozaki przed kolano i czarny płaszcz.
- Och, Ava… Nic się nie zmieniłaś – Eleanor udaje, że się wzrusza. – Nadal jesteś tak samo wkurwiająca.
- Uważaj na słowa. Nie zapominaj, że mogę Cię w każdej chwili sprzątnąć – syczy, a Eleanor śmieje się.
- Nie możesz, mój gotycki kociaku. Chyba, że chcesz stracić swoją najlepszą przyjaciółeczkę – wywraca oczami i patrzy na mnie. – Moja siostro… Jeśli jeszcze raz spróbujesz nas zabić, dorwę Cię w tym drugim świecie.
- Możesz mi jedynie skoczyć – ze złośliwym uśmiechem, podniosłam kołek do góry i ostrą częścią przejechałam sobie po ręce, raniąc ją. Krzywię się z bólu i zauważyłam, że Eleanor robi to samo, jęcząc cicho.
- Przestań – rozkazuje, ale mój uśmiech się powiększa i zatapiam drewno w swojej dłoni. Z trudem powstrzymuję się od krzyku, ale Calder tego nie robi. Może myślała, że wzbudzi w innych współczucie… ale chyba zapomniała, że to ja tu jestem pokrzywdzona nie ona. – Powiedziałam Ci coś, suko! – Eleanor doskakuje do mnie i przygważdża do ściany, trzymając ściśle za szyję. Reszta automatycznie zareagowała. Cała szóstka poderwała się z fotela i wyciągnęła w jej stronę naładowane pistolety ze srebrem. Eleanor zastyga w miejscu, parskając ironicznym śmiechem. – Więc to tak? Szóstka przeciwko jednej wampirzycy? Niezbyt fair.
- Puść ją – żąda Louis niskim tonem, podchodząc do nas bliżej.
- Nie skrzywdzisz mnie, Louisie – Eleanor mnie puszcza i odwraca się twarzą do mojego chłopaka. Louis uważnie się jej przypatruje.
- Nie znasz mnie.
- Oj znam Cię, Louisie… Poznałam Cię na wylot – Eleanor robi kółko wokół niego, nie spuszczając z niego wzroku. – Czyżbyś zapomniał, jak dobrze było nam razem? – palcem bez szczelnie przejechała po jego torsie, na co cała się napięłam.

Dziwko, rączki z dala od Louisa.

- Nigdy nie było i nie będzie – mówi bezpłciowo chłopak, patrząc z obrzydzeniem na nią.
- A może jeszcze być… wszystko zależy od Ciebie… - jej ręka zbyt długo tkwiła na jego torsie. Wkurzyłam się. W odwecie z charknięciem w wampirzym tempie chwytam ją, odsuwam od niego i walę głową o ścianę. Jej ból był moim bólem, ale lekceważyłam go i mocno walnęłam z pięści w twarz. Eleanor patrzyła na mnie zaskoczona, ale w większości była rozbawiona. Prowokowała mnie, to było wiadome. – Chyba komuś puściły nerwy.
- Nie chcesz, żeby te nerwy wylądowały na Tobie, ty głupia szmato – warczę przez zaciśnięte zęby. – Albo inaczej zabiję się, rozumiesz? Wtedy po Tobie zostanie tylko proch.
- Jesteś taka sama jak Arren, jak bliźniacy. Widać, że demon długo się w Tobie uchował…
- Co? – pytam, zdziwiona.
- Myślałaś, że jesteś tylko biedną pół wampirzycą i nocnym łowcą? Skąd niby masz te wszystkie ataki nagłego głodu i wściekłości? To demon, nie wampir. Masz w sobie demona, ale ty pewnie mi nie uwierzysz – odparła cicho i beznamiętnie.

Zastygłam w miejscu.

Byłam pieprzonym demonem i połączona więzią z kimś, kogo szczerze nienawidziłam… Jedynym rozwiązaniem na pozbycie się jej było…


Zabicie mnie.








********************************

No to zaczyna się dziać :D Oznajmiam wam, że ta część będzie i może trochę krótsza, ale akcje będą na okrągło :D A i niedługo wkroczy do naszej małej gry Mike i... Harry :D 


27 komentarzy = Nowy rozdział!! :* <3


Komentujcie <3


K.

środa, 10 września 2014

2 Generation - Two.

Całkowicie zdyszana i pełna namiętność, objęta ściśle przez Louisa, wpadliśmy do jego sypialni, niezdarnie pozbywając się swoich ubrań. Szarpnięciami zerwałam z chłopaka marynarkę i koszulę, zostawiając go nagiego od pasa w górę. Uśmiechnęłam się szeroko na widok jego klaty i obmacując ją, przy okazji namiętnie całując usta. Louis, tak jak i ja, jęczał z rokoszy, nie pozwalając moim wargom odpocząć nawet na chwilę.
- Kocham Cię… tak bardzo… - wysapałam z trudem, drapiąc jego skórę swoimi dłońmi. Louis zasyczał podniecony i delikatnie odpiął moją suknię, uważnie obserwując moją twarz.
- Jestem tak bardzo ciekaw co się kryje pod spodem… - szepnął niskim tonem, chwytając materiał kreacji i zsunął ją z ramion, przez co ta osunęła się samoistnie na ziemię. W jednej sekundzie oczy Louisa zapłonęły żywym ogniem, skanując wzrokiem moje ciało. Opuszkami palców dotknął koronki, która zakrywała moją skórę i jeździł nimi po całym ciele. 

Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i uklękłam przed nim na kolanach, przez co Louis spojrzał na mnie zaskoczony, lecz prawą rękę wplątał w moje włosy i palcami masował czaszkę. Odpięłam zębami guzik jego spodni i rozporek, a rękoma zsunęłam jego spodnie, odsłaniając spore wybrzuszenie pod białymi bokserkami, które miał na sobie. Pogłaskałam go żartobliwie po czułym miejscu, a mięśnie nóg Louisa się napięły. – Lily…
- Cśś… - uciszyłam go, wkładając dłoń pod nogawkę bokserek i od razu natrafiłam na jego nabrzmiałego członka. Louis stęknął cicho, lecz stanowczo podniósł mnie z kolan i przyciągnął moje usta do swoich. Zaśmiałam się cicho z jego niecierpliwości i zarzuciłam ręce na szyję.
- Wyglądasz tak smakowicie, że to ja dzisiaj chcę Cię kąsić… - mruknął w moje usta, dłońmi ugniatając pośladki i miętosząc je, sprawiając mi tym samym przyjemność.
- O Boże, Louis, chcę Cię, teraz zaraz… - ugryzłam go w dolną wargą, a on wręcz brutalnie rzucił mnie na sam środek łóżka, doskakując od razu do mnie i przygniatając swoim ciałem.
- Zgaduję, że ta bielizna jest moim genialnym prezentem świątecznym? – spytał, zajęty całowaniem mojego biustu, z którego pozbył się koronkowego stanika. Skinęłam głową, wyginając się w łuk, gdy jego usta objęły mój sutek. Louis spojrzał na mnie z uśmiechem. – Podejrzewałem to, wiesz?
- Ava nie umie trzymać języka za zębami – wysapałam.
- Nie, po prostu nie dałaś mi żadnego prezentu – jego wargi wygięły się w kpiącym uśmieszku i zajęły się drugą piersią, traktując ją brutalniej, niż poprzednią.
- Ale chyba nie narzekasz, co? – mówię z trudem, a on się śmieje.
- Mój najlepszy prezent w życiu – szepcze w moją pierś i następnie ją opuszcza i całuje mnie namiętnie. W między czasie pozbywam się jego obcisłych bokserek, uwalniając gotowego i naprężonego członka. Uśmiecham się na ten widok. Louis nie dając mi wytchnienia, zdejmuje moje koronkowe majtki i strzela z nich jak z procy, przez co zakończyły swój lot na lampie. Zaśmialiśmy się cicho, spleceni w objęciu i ocierając się o siebie, podniecaliśmy. Strasznie mi się to podobało, a dotyk jego obu dłoni na moim ciele był bóstwem, którego nawet pozazdrościłaby mi zakonnica.

Niech sobie kurwa wraca do klasztoru, tu się dzieje magia.

- Wiesz, jak ja bardzo kocham muskać to piękne i idealne ciało? – mówi, składając pocałunek między moimi piersiami, a następnie koniuszkiem języka malował gwiezdną ścieżkę wzdłuż mojego brzusza. Zadrżałam głęboko, odchylając głowę, przygryzając dolną wargę jednocześnie. – Teraz trochę się zabawimy… - Louis puścił mi filuternie oczko i dochodząc do mojego pępka, rozszerzył delikatnie nogi, ukazując mu moją świętość. Na widok tego jak badawczo się jej przyglądał, zarumieniłam się cholernie mocno. – Spróbujemy trochę? – uśmiechnął się dziko i musnął lekko mój wzgórek. Zadrżałam. Jego pocałunki zjechały niżej, wprost na moją łechtaczkę. Jęknęłam cicho czując jak językiem śmiga wokół niej, przez co się nabrzmiewa i robię się mokra od jego pieszczot. Zacisnęłam zęby na dolnej wardze, chwytając dłońmi jego włosy i przyciągając głowę jeszcze bliżej.
- Louis, tak… właśnie tak… - jęknęłam ponownie. Pobudziłam Louisa do dalszej pracy i jego język powoli zaczął się we mnie zagłębiać, co było bezbłędnym uczuciem. Takim o to sposobem prowadził mnie do samego szczytu, a przed nim samym, oderwał się ode mnie, oblizując ochoczo wargi. Czemu zawsze przerywał w takim momencie, gdy byłam najbardziej podniecona?! Byłam tak blisko orgazmu!
- Jesteś pyszna – mówi, jednak ułaskawiając mnie i jego wskazujący palec śmignął wzdłuż mojej kobiecości. Zachłysnęłam się powietrzem, wyginając pod wpływem rosnącego spazmu. Louis w trakcie rozprowadzania wilgoci po mojej świętości, doprowadził mnie na krawędź, z której spadłam nagle i mocno. Z cichym krzykiem przeżyłam swój szczyt, wołając też imię mojego chłopaka.
- Chcę więcej – oświadczyłam, uśmiechając się zmęczona po orgazmie, a Louis tylko się wyszczerzył. Używając wampirzej siły, zdarłam z chłopaka bokserki i przewróciłam go na plecy. Jednak on protestując, przygwoździł mnie z powrotem plecami do łóżka i rozszerzył ręce oraz nogi szeroko.
- Będzie więcej – powiedział i schylił się, wyjmując coś z pod łóżka. Była to lina, którą po chwili związał mi obie ręce do ramy łóżka. Moje podniecenie znowu odezwało się we mnie od niechcenia ruszając rękoma. Były twardo zawiązane i nawet na chwilę liny się nie poluzowały.
- Czyżbym odkryła w Panu inne wcielenie? – spojrzałam na niego zachęcając, obwiązując nogami pas chłopaka i przyciągam go do siebie znacznie bliżej, że jego naprężony członek stoi tuż przed moim mokrym wejściem.
- Jeszcze wiele przed Tobą – mruknął w tempie ekspresowym znajdując w szafce prezerwatywę i założył ją na penisa. Musiałam w końcu pomyśleć o tabletkach, bo ciągle uprawianie seksu z gumą było wkurzające.

Louis opierając się rękoma o ramę, pchnął swoimi biodrami i znalazł się we mnie za pierwszym razem, wypełniając całą po brzegi. Głośno stęknęłam, ruszając biodrami, prosząc w myślach o więcej. Moje prośby zostały wysłuchane. Jego tułów ruszył w szaleńczą pogoń, męcząc moje ciało kolejną dawką niesamowitej przyjemności. Nasze ciężkie oddechy łączyły się z jękami rozkoszy, co było strasznie podniecające. Louis w końcu mnie pocałował i wbijał się we mnie o wiele zdecydowanie, masując palcem obolałą łechtaczkę. Moje biodra same podnosiły się do góry i prosiły o więcej i więcej. Byłam bezduszną latawicą.

W końcu poczułam jak drugi z rzędu orgazm przejmuje moje ciało, przeżywając ogromną sensację. Louis również doszedł, wyginając twarz w grymasie. Oglądanie go szczytującego było rzadkim zdarzeniem, więc napawałam się tym widokiem i zapamiętywałam go. Jego usta wymawiały moje imię, prowadząc nas oboje przez orgazm. Miałam ochotę mocno go objąć i nigdy nie puszczać, ale pieprzony związał mi ręce. Szarpnęłam nimi jednak, ale Louis tylko się uśmiechnął szeroko, całując mnie delikatnie i z uwielbieniem.
- Kocham Cię, maleńka – mruczy w moje usta, rękoma rozwiązując moje dłonie, nie przestając mnie całować.
- Ja Ciebie też, Lou… - mówię, z trudem łapiąc oddech, a gdy uwolnił moje ręce, oplotłam go w pasie i przycisnęłam do siebie. – Mój… jesteś mój…
- Tylko Twój – potwierdził z mocą w głosie, kładąc się tuż obok mnie, przekładając prawą nogę przez swoje biodro. Opatuliłam go ściśle i pocałowałam ostatni raz krótko, lecz bardzo namiętnie. To był bardzo intymny i osobisty całus, który należał wyłącznie do nas. – Nigdy nie kochałem kogoś równie mocno jak Ciebie… jesteś tak wyjątkowa… Proszę, obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz, mimo wszystko – popatrzyłam na niego lekko osłupiona.
- Czyżbyś chciał mnie rzucić? – zapytałam ze śmiechem. On uśmiechnął się lekko.
- Jesteś moja i nikogo innego. Powiedz mi proszę, że będziemy razem długo… bardzo długo – powiedział, głaszcząc czule mój policzek. Jego oczy błyszczały lekko czymś, czego nie mogłam rozpoznać, lecz na pewno było to pozytywne.
- Obiecuję Ci Louisie, że nigdy Cię nie zostawię – rzekłam, a on wyraźnie odetchnął z ulgą. Czy naprawdę sądził, że po tym wszystkim co razem przeżyliśmy, mogłam go od tak z dnia na dzień zostawić? Nie mogłabym. Kochałam go zbyt bardzo, a nawet nasze krótkie rozstania mnie bolały. Ba! Louis myślał tak samo jak ja. Gdyby nie moja szkoła, a jego praca, nie wychodzilibyśmy z łóżka i za pewne skończyli jako seksoholicy.
- I to właśnie pragnąłem usłyszeć, moje słońce – cmoknął mnie w czoło i opierając się czołem o moje czoło, tkwiliśmy w takiej pozycji przez następne minuty nie robiąc nic innego, niż wymieniając się szczęśliwymi spojrzeniami i cnotliwymi całusami.
Jednak wiedziałam, że to szczęście nie potrwa długo. To nie mogło trwać wiecznie.
Jeśli tym bardziej w mieście kręcił się Arren i co gorsza :

Eleanor.

***
Obudziłam się w środku nocy, ponownie. Znowu śniła mi się Eleanor, zabijającą mnie kołkiem. Nie chcąc budzić Louisa, który pogrążony był w głębokim śnie, narzuciłam na siebie jego pierwszą lepszą koszulkę jaką miał na wierzchu i po cichu podreptałam do łazienki, nie zamykając za sobą drzwi. Stanęłam przed ogromnym lustrem, oglądając dokładnie swoją twarz. Była ona lekko spocona i mocno zarumieniona. Odetchnęłam kilka razy, przeczesując palcami swoje włosy, doprowadzając je przy okazji do początku. Następnie obmyłam twarz chłodną wodą i ponownie spojrzałam na siebie. Tym razem stała za mną postać, a tak właściwiej Louis, a na jego widok podskoczyłam ze strachu.
- Louis, cholera… - przeklęłam, odwracając się i mu przyglądając. Był mocno zaspany. – Dlaczego wstałeś?
- Nie było Cię – ziewa, przyciągając mnie do siebie i przytulając. Uśmiechnęłam się lekko.
- Obudziłam się i tyle. Miałam koszmar – wyznaje mu, na co się spina i zapewne przypomina sobie o sytuację, która miała miejsce kilkanaście tygodni temu i darłam się podczas snu i płacząc gorzej niż na koncercie Justina Biebera.
- Znowu ten o Eleanor? – pokiwałam głową. – Nie martw się nią, nie ma takiej potrzeby.
- Wiem, ale nie mam na to wpływu, Louis.
- Wiem – westchnął głośno, głaszcząc mnie włosach. Naprawdę, odkąd go poznałam, nigdy nie widziałam go tak opiekuńczego od momentu, gdy jesteśmy razem. Był tak troskliwy, tak uroczy, gdy to robił, że normalnie go takiego ubóstwiałam.

Ale nie, nie narzekam na to, jak czasami mocniej mnie pocałuje albo dogłębnie spenetruje.

- Wracajmy do łóżka, nie jest mi zbyt ciepło w tym wdzianku – wskazałam na jego koszulkę i Lou lekko się uśmiechnął.
- Ale jakże seksownie wyglądasz, maleńka – musnął wargami moje usta i poprowadził nas do łóżka, wskakując niemal od razu pod kołdrę.
- Przepraszam, że Cię obudziłam – mruczę w jego tors, gdy wtuleni w siebie ponownie próbowaliśmy zasnąć.
- Nie, po prostu poczułem, że Cię nie ma – mówi szeptem.
- Przecież nie zniknęłam – śmieję się cicho, lecz on jemu nie udzielał mu się mój humor. Natomiast wziął moją twarz w swoje dłonie i przez krótką chwilę głęboko patrzył w oczy.
- Kiedyś miałem sen… - zaczął sennym tonem. – To był dzień, w którym odkryłaś prawdę o sobie. Kochaliśmy się, wszystko było idealnie… A potem zniknęłaś, tak raptem. To była kwestia kilku sekund… mrugnięcie okiem. Szczerze? Przeraziłem się, że Cię obok mnie nie było. Wtedy naprawdę zdałem sobie sprawę, że Cię kocham, bo wcześniej to do mnie nie docierało, choć to wiedziałem. Eleanor nigdy nie była taka jak ty… Ty jesteś delikatna, czuła, słodka… Jesteś moim aniołem stróżem, który uratował mnie nad wiecznym użalaniem się nad sobą. Strzeżesz mnie, chronisz… A ja Cię kocham. Nie wiem co przyniesie nam przyszłość, ale wiem, że chcę ją dzielić z Tobą. Jesteś moją przyszłością… sensem życia – nie wiem dlaczego, lecz do moich oczu napłynęły łzy. Łzy szczęścia. – Płaczesz? – zapytał ze śmiechem, a ja tylko się uśmiechnęłam i otarłam słony płyn dłonią.
- Oj, bądź cicho, nim Ci przyłożę – warczę i chłopak śmieje się ponownie.
- Och, ty mój kochany mieszańcu – parska, muskając moja skroń ustami.
- Mój ty kochany łowco – mruknęłam, chichocząc. – Louis?
- Hmm?
- Jak widzisz naszą przyszłość? – podnoszę się na jednej ręce i patrzę na niego z zaciekawieniem.
- Co masz na myśli? – odpowiada pytaniem, też zainteresowany.
- No jak wyobrażasz sobie nas za… dwa lata? Lub pięć?
- Ach, to… - kiwa w zamyśleniu głową. – Nigdy nie snułem planów na przyszłość, ale tu muszę się przyznać i powiem Ci, że chcę by było między nami idealnie – uśmiecha się, ja również. – Chcę w końcu pozbyć się tych parszywych demonów z miasta, zabić Arrena, Eleanor skosić biczem przy okazji… Pieprzyć się z Tobą dzień w dzień, dopóki nie powiesz stop – zarumieniłam się lekko. – No i chciałbym, abyś stała się stu procentowym łowcą, to wtedy przeszedłbym do następnego kroku.
- Jakiego? – uśmiecham się szerzej.
- No nie wiem, na przykład zaręczenie się lub coś – moje serce na chwilę zamarło. O cholera… czy ja naprawdę to usłyszałam, czy mój pojebany mózg jakoś pomieszał te słowa, żeby wyszło takie, a nie inne zdanie? – Pragnę byś czuła się przy mnie szczęśliwa. Bez żadnych ogródek… Zaręczyłbym się z Tobą, ułożył cudowne życie, a potem… - dyskretnie dotknął mojego brzucha, na co otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. – Dzidzia, mały Tomlinson lub mała Lily.
- Chciałbyś mieć dziecko? – pytam ze zdziwieniem. Czy Louis wyglądał na odpowiedzialnego rodzica? Sory, ale nawet ja nie mogłam w to na razie uwierzyć, choć ostatnio dawał mi do tego wiele wątpliwości.
- Tak, uwielbiam je. Moje siostry zawsze za mną łaziły, to może też dlatego mam taki, a nie inny stosunek do kobiet. Nie traktuję ich jak szmaty, tylko tak, jak powinno dbać się o dziewczyny.
- A chłopca czy dziewczynkę? – dopytywałam dalej, z co raz to większym uśmiechem. Aż policzki mnie zabolały od szczerzenia się.
- Dziewczynkę, bo chciałbym mieć drugą maleńką Lily, którą mógłbym kochać – mówi szczerze z uśmiechem.
- A ja? – udałam, że się chmurzę.
- Ty zawsze będziesz Lily, którą poznałem wtedy na ulicy z walizką i mapą.
- Wtedy nienawidziłam tego miasta i to naprawdę… Teraz szczerze przyznając jest całkiem znośne, gdyby nie Twoja szalona ex nie krążyła po mieście z moim popieprzonym, nowym ojcem.
- Wszystko będzie dobrze obiecuję Ci to. Niedługo zniknie, a ona razem z nim – powiedział.
- Wierzę Ci – mruczę, całując go czule. Pierw nasze wargi stykały się delikatnie, były niczym muśnięcia płatków róży, potem narodził się w nas na nowo ogień.

I to byłby koniec naszej rozmowy o przyszłości.


Żyjemy chwilą. 



***********************************

No to jest kolejny rozdział! :D Kochacie namiętnych Louisa i Lily? Bo ja uwielbiaaaam *_* :D Ale w następnych rozdziałach nie będzie tak kolorowo :D

Następny rozdział w weekend!! :D I komentujcie, inaczej łby pourywam! XD Tylko ze względu na wiele próśb nadal tu piszę, bo ten rozdział pisałam i pisałam... aż w końcu napisałam xD



26 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ!!! :D <3



Komentujcie <3


K.