niedziela, 5 października 2014

2 Generation - Six.

~ Lily’s P.O.V ~

To… bolało… Kurwa mało powiedziane!

Bolało jak skurwysyn! Słyszycie, jak skurwysyn!

Odkąd zjawiłam się w Mieście Śmierci spotkało mnie wiele, ale nigdy coś tak bolesnego jak właśnie to! Czułam i wiedziałam kto mi to robi.

Pierdolona Eleanor ewidentnie wcieliła swój plan pozbycia się mnie w życie.

Najgorszy był moment, gdy dostała najmocniejszy cios : prosto w brzuch. Czułam jak wszystko we mnie pękało… nawet nie potrafiłam tego dokładnie określić. Jakby… ktoś próbował mi wyciągnąć wnętrzności bez narkozy… Byłam bliska końca, to wiedziałam.

- Lily tak dalej nie pociągnie, jeśli nie zablokujecie jakoś tej więzi – powiedział Louis zdenerwowany, próbując zatamować krwawienie… z całego mojego ciała. Nie krwawiłam tylko na twarzy, to sobie Eleanor najwyraźniej oszczędziła.
- To nie jest takie łatwe, Louis. Musimy podejść do tego precyzyjnie… - mówiła Grace, a ja wtedy po prostu wybuchłam. A może mój demon… lub wampir… Och, sama nie wiedziałam!
- Pierdolić precyzyjność, Grace! Umieram i to kurwa czuję! – krzyknęłam, zalewając się łzami i szamocząc na podłodze, na której leżałam. Stojący obok niej Adalbert spoważniał raptownie. Pierwszy raz go widziałam, ale okoliczności nie pozwalały mi z nim na wieczorną pogawędkę przy kawie. – Proszę, rób to co możesz, aby przestało boleć… - szepczę cicho do niej, czując jak co raz trudniej jest mi wciąć oddech.
- Musimy działać szybko. Jej ludzka część już długo nie wytrzyma – odparł Adalbert w zamyśleniu i zdjął z siebie czarny płaszcz, a jego ręce znalazły się nad moim poranionym ciałem, dłonie zaciskając w pięści. – Grace, musisz mi pomóc, Louisie odwróć jej uwagę… - Grace zrobiła to samo co Adalbert, a ich widok zasłoniła mi twarz Louisie, całkowicie zatroskana i pełna strachu.
- Louis… ja… - język mi się plątał i nie mogłam nic wypowiedzieć.
- Cśśś… Zaraz będzie po wszystkim, maleńka. Teraz musisz być dzielna – odparł, całując delikatnie moje wargi.
- Ja już nie daję rady… Ona mnie zabije… - szepczę z trudem, łkając.
- Pierw musi zabić mnie, nim dojdzie do Ciebie, a to się jej nigdy nie uda – mówi pewnie i niesłychaną mocą w głosie.
- Angelus dolor auxilium superesse singularem dedisse consolationem et relaxationem. Sit tanta est inter eam et immortalis, mitigandum erit ... – doszły do mnie te słowa Grace i Adalberta, przez który poczułam palący ból w swoim podbrzuszu. Wrzasnęłam, wyginając się w łuk tak mocno, myśląc przez chwilę, że uszkodziłam sobie kręgosłup. Powtarzali oni te dwa zdania kilkanaście razy i każdy następny był o wiele gorszy od poprzedniego. Wolałam w tamtej chwili umrzeć, niż czuć to ponownie.
- Spokojnie, Lily… już prawie koniec… - odparł Louis z głosem pełnego bólu, przytulając mnie do siebie, próbując powstrzymać od wierzgania. Zacisnęłam ręce na jego ramionach, krzycząc w tors niewyobrażalnie głośno. Od łez prawie nic nie widziałam, bo mój obraz był tak rozmazany.
- Proszę, skończcie to! – jęczę głośno, a po klatce piersiowej Louisa spływały moje słone łzy bólu.
- Angelus, qui nisi a eterne puella ... – mówili dalej, z mocniejszym naciskiem na „Angelus”.
- Doskonale Ci idzie, skarbie – kojący głos Louisa pieści moje ucho, ale to i tak nie odwraca uwagi od potężnego bólu na całym ciele.
- Angelus, qui nisi a eterne puella ... – te zdanie niemal wykrzyczeli…

I wszystko znikło.

Tym razem czułam lekki ból, ale i trochę odrętwienia, a w ramionach Louisa byłam niemal jak szmaciana lalka. Moje wcześniej napięte jak struna kończyny rozjechały się na boki, a serce w powolnym tempie się uspokajało, wracając do normy. Byłam cała we krwi, spocona, we łzach i całkowicie otumaniona.

Wieczór wprost wspaniały.

Nim spostrzegłam, Adalberta już nie było koło Grace, ani… wcale go nie było. Po prostu znikł, pozostawiając mnie w stanie, którego nie mogłam opisać.

- Zajmij się nią, Louisie… - powiedział słaby głos Grace i poczułam jak jej dłoń przeczesała po matczynemu moje włosy. – Adalbert pierwszy raz użył pełnej mocy, jestem zaskoczona. Jeśli to już nie pomoże, pozostaje tylko zgładzenie Eleanor…
- Wiesz, że to zabije Lily – łka Louis, lecz nie wierzyłam, że płacze, choć tak brzmiał. On nigdy nie płakał.
- Zabije je to obie, wiem, Louis… Ale nasze wszystkie opcje zostały wyczerpane. Pozostał tylko ten jedyny – mówi, po czym dodaje. – Podajcie jej moje zioła lecznice, przyśpieszą gojenie ran i dzwońcie do mnie jak będzie się działo coś niepokojącego.
- Od kiedy tak bardzo troszczysz się o swoich łowców, Grace? – pyta ją z drwiną, biorąc mnie w ramiona, a ja mimochodem wtulam się w niego. Grace zaśmiała się gorzko.
- Zadaj sobie to samo pytanie, Louis i na nie odpowiedz. Wtedy mnie zrozumiesz – i wyszła z pokoju. Louis bez słowa powoli przeszedł ze mną do łazienki i wciąż trzymając mnie ściśle w swoim uścisku, odkręcił wodę, która chwilę później z głośnym pluskiem zaczęła lecieć do wanny. Odwróciłam wzrok od wody i przeniosłam go na Louisa, który się na mnie uważnie patrzył.
- Przepraszam – mruknęłam wycieńczona.
- Za co? – spytał zdziwiony.
- Za to, że jestem Twoją dziewczyną – uśmiecham się słabo, a on tylko kręci głową, wkładając mnie do wanny. Pod wpływem ciepłej wody zadrżałam. Louis ukląkł na obu kolanach, wyciągając rękę w stronę wody, nabierając jej w dłonie i rozlał po mojej skórze i włosach, przy okazji pozbywając się z niej krwi. Nie spuszczałam z niego swojego spojrzenia. Jego widok skupionego uspokajał mnie. Oparłam się policzkiem o ścianę wanny, a jej chłodna temperatura pomagała mi w rozluźnieniu się i od razu zachciało mi się spać. Senność szybko mną owładnęła, ale nadal byłam w stanie rozmawiać z Louisem, lecz tylko przez krótką chwilę.
- Będę z Tobą do końca, Lily… Nawet jeśli miałbym zginąć razem z Tobą, maleńka… - po usłyszeniu tych słów odpłynęłam.

***
Obudziłam się w nocy cała zgrzana i bez Louisa u boku. Zaczęłam się nerwowo rozglądać po pokoju, lecz nigdzie go nie było.
- Louis? – zapytałam drżącym głosem, a on właśnie w tym momencie wszedł do pokoju z parującym kubkiem.
- Czemu nie śpisz? – zapytał z troską, kładąc kubek na szafce nocnej, a po chwili już leżał u mojego boku, tuląc do siebie.
- Nie było Cię – szepnęłam i niemal od razu moja panika znikła.
- Przyniosłem Ci zioła, które musisz wypić aby się trochę zregenerować, a potem dam Ci spać – odparł, przykrywając mnie na powrót kołdrą. – Jak się czujesz?
- Dziwnie… nawet nie wiem pod co mam to zaliczyć – mówię zdezorientowana, biorąc go za rękę. Louis od razu wplątał w nią palce.
- Rozumiem Cię – mruknął, cmokając mnie w skroń.
- Mam już tego dosyć, Lou… Nie wytrzymam następnego takiego ataku. To ponad moje siły, choć jestem demonem i wampirem… Przez chwilę myślałam, że umrę i… to nie było miłe…
- Cśśś… - Louis uciszył mnie lekkim i miękkim pocałunkiem. – Adalbert nałożył na Ciebie tarczę, powinna Ci pomóc i uchronić na jakiś czas od ataków Eleanor dopóki czegoś nie zaplanujemy.
- Ile konkretnie mamy? – spoglądnęłam na niego kątem oka.
- Tydzień – westchnął głośno, a ja przełknęłam głośno ślinę.
- To brzmi jak wyrok śmierci – przyznałam szczerze.
- Poniekąd ono nim będzie dla Ciebie, jeśli nie uda nam się wymyślić pozbycia się Calder.
- Wiesz co musicie zrobić – rzekłam i nawet nie patrząc na niego wyczułam, jak na jego twarzy pojawił się grymas.
- Nie. Nie zabiję Ciebie tylko dlatego, że ty tego…
- Posłuchaj – przerwałam mu, odwracając się do niego twarzą. – Dostałam wszystkiego co chciałam : moje całkiem normalne życie, odrobinę adrenaliny, miłości… no i zyskałam mojego najlepszego misiaczka – zaśmialiśmy się cicho. – Oprócz tego, mam i Ciebie, Tomlinson. Dałeś mi coś, czego nikt inny w życiu mi nie podarował, prócz własnej matki : jeszcze więcej miłości – Louis lekko się uśmiechnął. – Jesteś kimś, dla kogo warto oddać życie. Więc, proszę Cię o coś ostatni raz… - mój głos delikatnie zadrżał i mimo mroku, zauważyłam jak oczy Louisa zabłysły.
- Nie chcę Cię stracić – stęknął, pociągając nosem.
- Nie stracisz – pokręciłam głową.
- Będziesz moja na zawsze, zapamiętaj to.
- Zawsze? – mówię.
- Zawsze – potwierdza, przytulając mnie do siebie mocniej. Tym razem i ja się popłakałam, nie z bólu, albo z powodu z tych smutnych słów… Lecz dlatego, że on płakał. – Nigdzie się nie wybierasz, maleńka. Będziesz na zawsze moja. Choćbym nie wiem co miał zrobić… Ale jesteś moja, dopóki ty będziesz tego chciała.
- Zawsze będę chciała.
- I dobrze, bo nie ma nawet opcji, abyś ode mnie uciekła – zaśmiałam się ponuro i przymknęłam oczy, wsłuchując się w bicie jego serca. Biło ono dla mnie. I to było moją pociechą tego feralnego dnia.

***
Nie to, że czułam się źle… Czułam się tak jak po porządnej dwu dniowej imprezie. Tylko, że tutaj nie było alkoholu. Byłam wiele razy w stanie jego upojenia, ale nigdy nie czułam się tak koszmarnie!
- Chcesz pyszne ciasteczka Avy? – znikąd w kuchni obok mnie pojawiła się Ava z tacą ciasteczek. Gdyby nie jej ultra gotycki strój… Nie, nawet wtedy nie. Tylko spojrzałam na nią zmęczonym wzrokiem. – Nadziane miłością prosto w mojego czarnego serduszka – dodała ze słodkim uśmiechem. Parsknęłam śmiechem dławiąc się przy okazji ziołami, które piłam. Ava wybuchła śmiechem i starła przeze mnie wylaną miksturę, którą sama mi zrobiła. Kto by pomyślał, że Ava znała się na robieniu czegoś, co można było przełknąć? – Nie no, poważnie, zjedz je, bo chłopacy się boją.
- To ja tym bardziej nie powinnam – powiedziałam lekko rozbawiona.
- No tak… Pewnie masz chęć na coś innego… - odparła zmieszana. – Mam Ci dać trochę krwi?
- Sama sobie z tym poradzę – wstałam z krzesła i powoli podreptałam w stronę ogromniastej lodówki.
- Na czym polega ta Twoja tarcza? – zapytała mnie Ava, a jej wzrok czułam na swoich plecach.
- Z tego co Louis mi tłumaczył, zrozumiałam tyle, że jestem odporna na czyny Eleanor – westchnęłam
- Tylko?
- A co? Ma być tego więcej?
- Poniekąd – skinęła głową. – Pozostają też czary, Lily. Równie mocne, co czyny cielesne.
- Nie wydaje mi się, żeby Calder coś takiego potrafiła, Ava – stwierdziłam, wyjmując z głębi lodówki swój różowy bidon z krwią. Bidon był pomysłem Liam’a, aby nikt nie musiał oglądać tego, co jest w środku.
- Może ona i nie ma, ale Arren ma – przypomniała mi, a ja w afekcie tego, spojrzałam na nią nagle.
- Ale to nie ma żadnego sensu, Ava. Jestem z nią połączona więzią… Wtedy skrzywdzi nas obie – odparłam zaabsorbowana. – Poza tym, poniekąd został mi tylko tydzień, więc…
- Co? – jej twarz wykrzywiła się w szoku. – O czym ty do cholery mówisz? – z cichym westchnięciem usiadłam na stołku, stojącego obok niej i popatrzyłam na nią ze smutnym uśmiechem.
- Czar tarczy działa tylko tydzień, Ava. Następnego ataku Eleanor nie przeżyję, Louis Ci nie powiedział? – pokręciła głową, a w jej oczach zamajaczyły się łzy. – Więc, teraz wiesz.
- Lily, my dzień w dzień szukamy rozwiązania, aby przerwać między wami tą pieprzoną więź, nie możesz od razu tego skreślać – szepnęła drżącym głosem.
- Eleanor domyśli się szybko, że została zablokowana… za pewne będzie codziennie próbować się zabić, a mnie przy okazji.
- Nie, Lily… Nie pozwolę Ci poświęcić życia dla nas…
- Nie, robię to dla siebie, a przy okazji i dla was… - głos pod koniec mi się załamał. – Wiedziałaś, ze ten moment przyjdzie, gdy będę musiała umrzeć.
- Nie możesz… - załkała. Przyciągnęłam ją do siebie i mocno przytuliłam. – Nie żegnaj się ze mną. Nienawidzę pożegnań. Zbyt bardzo Cię kocham, mój misiaczku, żebym musiała Cię stracić…
- Nie stracisz mnie – mówię to samo, co dziś w nocy Louisowi. – Będę w waszych głowach i sercach, misiaczku.
- Nie, ty się nigdzie nie wybierasz. Nocni łowcy chronią, a nie posyłają na śmierć – wychlipała w moje ramię. – Nie… Będziemy o Ciebie walczyć do końca…
- Ava, mam do Ciebie prośbę, prawdopodobnie już ostatnią – popatrzyłam na nią. Dziewczyna była cała zapłakana. Ava nic nie odpowiedziała, co wzięłam za „tak”. – Nie ubolewajcie nade mną i bądź przy Louisie. Nie chcę by mnie opłakiwał, bo nie znoszę litości nad sobą.
- Zrozum Lily, że dla każdego z nas coś znaczysz, szczególnie dla Lou. Nie możesz tak od nas odejść.
- Masz rację… Nie mogę, ale muszę, inaczej Eleanor was wszystkich zabije.
- Jeśli ona nas zabije Lily, to ja jestem John Travolta! Nie ma z nami szans! – mówi z drwiną.
- Ava… Ja się boję – wymamrotałam, też się rozklejając. – Ja się po ludzku boję o Ciebie, o Louisa, i o chłopaków. To przeze mnie ciągle macie kłopoty i chcę to sama rozwiązać. W wielu rzeczach mnie wyręczaliście, ale to zadanie akurat należy do mnie i nie możecie mi w tym pomóc.
- Jesteś szalona, wiesz, misiaczku? Nigdy nie widziałam tak bardzo pojebanej osoby jak ty!
- Uznam to za komplement.

***
~ Louis P.O.V ~

Rzadko paliłem.

Jeśli już to robiłem, musiałem być bardzo zdesperowany. A taki niestety byłem.
Lubiłem w takich chwilach pobyć sam na sam ze swoimi myślami. Ostatnie dni były dla mnie wyjątkowo trudne. Choć słowo „trudne” było przesadzone w porównaniu z tym, co przeżywała Lily. W głowie ciągle miałem jej słowa, które tego dnia w nocy mi powiedziała… To brzmiało jak pożegnanie, którego nie chciałem.

„Jesteś kimś, dla kogo warto oddać życie. Więc, proszę Cię o coś ostatni raz…”

Otarłem samotne łzy, które spłynęły mi po policzku. Nie mogłem jej tak łatwo stracić. Dzięki niej przestałem widzieć świat w ciemnych kolorach. I przede wszystkim uwierzyłem w miłość…

Wciągając do swoich płuc papierosowy dym, spojrzałem jednocześnie na rzecz, którą obracałem w palcach.


Diamentowy pierścionek.



********************************

Podoba się? :D Lily został tydzień życia... i na pewno nie spędzi go nijako :D Gwarantuję wam :D 

Następny rozdział w środę, jeśli będą komy, oczywiście! :D


29 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ!! :* <3


Komentujcie <3

K.

34 komentarze:

  1. Super rozdział !! Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój Boże kochany!
    Weź ty coś zrób!
    Lily nie może tak po prostu umrzeć, tak!
    Tylko tydzień ? Jeden cholerny tydzień ?!
    Nie.
    Zrób coś z tą szmatą Calder ?!
    Albo ja wyrwe je te kły i wsadze w oczy. :).
    Weny,
    Kira xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zabijaj jej, no kurwa!
    Bo się obraże. -,-
    Jak możesz uśmiercać główną bohaterke ?
    Będę płakać razem z Lou..;-;
    Weny życzę i więcej świetnych pomysłów. :*
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne <33 Kocham Mam nadzieje że oni jednak coś wymyślą i będzie HAPPY END :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Poryczalam się nwm czy z tego ze Louis chce się oświadczyć Lily czy z tego ze ona może umrzeć przez Eleanor

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli uśmiercisz Lily wiedz, że cię znajdę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Popłakałam się ! Zajebisty !
    I jeśli uśmiercisz Lily to Maddie Fray znajdziemy cię i rozjedziemy czołgiem ! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Awwww :)
    Louis się oświadczy :*
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Ekhem! Nie możesz jej zabić!!! A jeśli to zrobisz to cie znajde, i razem z dziewczynami (u góry) przejade czołgiem!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. to znaczy że ona serio umrze?! omg ;_;
    on się jej oświdczy?! :D <3
    jakbym ja wkroczyła do akcji, to bym załatwiła tę całą Calder ^.- xD
    i zrobiłabym to tak,że rozerwałabym tę cholerną więź.
    wgl coś czuję, że moc równą a nawet większą od Arrena ma sama Lily nasza :D i ...no może tyle tutaj xd
    czekam na NN ;3

    OdpowiedzUsuń
  11. Lili nie może umrzeć :(
    Czekam nn :*

    OdpowiedzUsuń
  12. nie mogę się doczekać nexta

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny rozdział :*
    Czekam nn :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Zabkj Calder albo ja jej wyrwe te kly i wsadze w dupe. serio. :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Omg nie możesz usmiercic lilly . Nie.możesz słyszysz. Wydaje mi się że ta trzecia najsilniejsza osoba to właśnie lilly i oni pokonają tą sukę i arrena . Ceny i szybko next

    paula

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to zachęta do dalszego pisania! :D <3