~ Lily’s P.O.V ~
To… bolało… Kurwa mało powiedziane!
Bolało jak skurwysyn!
Słyszycie, jak skurwysyn!
Odkąd zjawiłam się w Mieście Śmierci spotkało mnie wiele,
ale nigdy coś tak bolesnego jak właśnie to! Czułam i wiedziałam kto mi to robi.
Pierdolona Eleanor
ewidentnie wcieliła swój plan pozbycia się mnie w życie.
Najgorszy był moment, gdy dostała najmocniejszy cios :
prosto w brzuch. Czułam jak wszystko we mnie pękało… nawet nie potrafiłam tego
dokładnie określić. Jakby… ktoś próbował mi wyciągnąć wnętrzności bez narkozy…
Byłam bliska końca, to wiedziałam.
- Lily tak dalej nie pociągnie, jeśli nie zablokujecie jakoś
tej więzi – powiedział Louis zdenerwowany, próbując zatamować krwawienie… z
całego mojego ciała. Nie krwawiłam tylko na twarzy, to sobie Eleanor
najwyraźniej oszczędziła.
- To nie jest takie łatwe, Louis. Musimy podejść do tego
precyzyjnie… - mówiła Grace, a ja wtedy po prostu wybuchłam. A może mój demon…
lub wampir… Och, sama nie wiedziałam!
- Pierdolić precyzyjność, Grace! Umieram i to kurwa czuję! –
krzyknęłam, zalewając się łzami i szamocząc na podłodze, na której leżałam.
Stojący obok niej Adalbert spoważniał raptownie. Pierwszy raz go widziałam, ale
okoliczności nie pozwalały mi z nim na wieczorną pogawędkę przy kawie. –
Proszę, rób to co możesz, aby przestało boleć… - szepczę cicho do niej, czując
jak co raz trudniej jest mi wciąć oddech.
- Musimy działać szybko. Jej ludzka część już długo nie
wytrzyma – odparł Adalbert w zamyśleniu i zdjął z siebie czarny płaszcz, a jego
ręce znalazły się nad moim poranionym ciałem, dłonie zaciskając w pięści. –
Grace, musisz mi pomóc, Louisie odwróć jej uwagę… - Grace zrobiła to samo co
Adalbert, a ich widok zasłoniła mi twarz Louisie, całkowicie zatroskana i pełna
strachu.
- Louis… ja… - język mi się plątał i nie mogłam nic
wypowiedzieć.
- Cśśś… Zaraz będzie po wszystkim, maleńka. Teraz musisz być
dzielna – odparł, całując delikatnie moje wargi.
- Ja już nie daję rady… Ona mnie zabije… - szepczę z trudem,
łkając.
- Pierw musi zabić mnie, nim dojdzie do Ciebie, a to się jej
nigdy nie uda – mówi pewnie i niesłychaną mocą w głosie.
- Angelus dolor
auxilium superesse singularem dedisse consolationem
et relaxationem. Sit tanta est
inter eam et immortalis, mitigandum erit ... – doszły do mnie te słowa Grace i Adalberta, przez który poczułam
palący ból w swoim podbrzuszu. Wrzasnęłam, wyginając się w łuk tak mocno,
myśląc przez chwilę, że uszkodziłam sobie kręgosłup. Powtarzali oni te dwa
zdania kilkanaście razy i każdy następny był o wiele gorszy od poprzedniego.
Wolałam w tamtej chwili umrzeć, niż czuć to ponownie.
-
Spokojnie, Lily… już prawie koniec… - odparł Louis z głosem pełnego bólu,
przytulając mnie do siebie, próbując powstrzymać od wierzgania. Zacisnęłam ręce
na jego ramionach, krzycząc w tors niewyobrażalnie głośno. Od łez prawie nic
nie widziałam, bo mój obraz był tak rozmazany.
-
Proszę, skończcie to! – jęczę głośno, a po klatce piersiowej Louisa spływały
moje słone łzy bólu.
- Angelus, qui nisi a eterne puella ...
– mówili dalej, z mocniejszym naciskiem na „Angelus”.
-
Doskonale Ci idzie, skarbie – kojący głos Louisa pieści moje ucho, ale to i tak
nie odwraca uwagi od potężnego bólu na całym ciele.
- Angelus, qui nisi a eterne puella ...
– te zdanie niemal wykrzyczeli…
I wszystko znikło.
Tym
razem czułam lekki ból, ale i trochę odrętwienia, a w ramionach Louisa byłam
niemal jak szmaciana lalka. Moje wcześniej napięte jak struna kończyny
rozjechały się na boki, a serce w powolnym tempie się uspokajało, wracając do
normy. Byłam cała we krwi, spocona, we łzach i całkowicie otumaniona.
Wieczór wprost wspaniały.
Nim spostrzegłam,
Adalberta już nie było koło Grace, ani… wcale go nie było. Po prostu znikł,
pozostawiając mnie w stanie, którego nie mogłam opisać.
- Zajmij się nią,
Louisie… - powiedział słaby głos Grace i poczułam jak jej dłoń przeczesała po
matczynemu moje włosy. – Adalbert pierwszy raz użył pełnej mocy, jestem
zaskoczona. Jeśli to już nie pomoże, pozostaje tylko zgładzenie Eleanor…
- Wiesz, że to
zabije Lily – łka Louis, lecz nie wierzyłam, że płacze, choć tak brzmiał. On
nigdy nie płakał.
- Zabije je to
obie, wiem, Louis… Ale nasze wszystkie opcje zostały wyczerpane. Pozostał tylko
ten jedyny – mówi, po czym dodaje. – Podajcie jej moje zioła lecznice, przyśpieszą
gojenie ran i dzwońcie do mnie jak będzie się działo coś niepokojącego.
- Od kiedy tak
bardzo troszczysz się o swoich łowców, Grace? – pyta ją z drwiną, biorąc mnie w
ramiona, a ja mimochodem wtulam się w niego. Grace zaśmiała się gorzko.
- Zadaj sobie to
samo pytanie, Louis i na nie odpowiedz. Wtedy mnie zrozumiesz – i wyszła z
pokoju. Louis bez słowa powoli przeszedł ze mną do łazienki i wciąż trzymając
mnie ściśle w swoim uścisku, odkręcił wodę, która chwilę później z głośnym
pluskiem zaczęła lecieć do wanny. Odwróciłam wzrok od wody i przeniosłam go na
Louisa, który się na mnie uważnie patrzył.
- Przepraszam –
mruknęłam wycieńczona.
- Za co? – spytał
zdziwiony.
- Za to, że jestem
Twoją dziewczyną – uśmiecham się słabo, a on tylko kręci głową, wkładając mnie
do wanny. Pod wpływem ciepłej wody zadrżałam. Louis ukląkł na obu kolanach,
wyciągając rękę w stronę wody, nabierając jej w dłonie i rozlał po mojej skórze
i włosach, przy okazji pozbywając się z niej krwi. Nie spuszczałam z niego swojego
spojrzenia. Jego widok skupionego uspokajał mnie. Oparłam się policzkiem o
ścianę wanny, a jej chłodna temperatura pomagała mi w rozluźnieniu się i od
razu zachciało mi się spać. Senność szybko mną owładnęła, ale nadal byłam w
stanie rozmawiać z Louisem, lecz tylko przez krótką chwilę.
- Będę z Tobą do
końca, Lily… Nawet jeśli miałbym zginąć razem z Tobą, maleńka… - po usłyszeniu
tych słów odpłynęłam.
***
Obudziłam się w
nocy cała zgrzana i bez Louisa u boku. Zaczęłam się nerwowo rozglądać po pokoju,
lecz nigdzie go nie było.
- Louis? –
zapytałam drżącym głosem, a on właśnie w tym momencie wszedł do pokoju z
parującym kubkiem.
- Czemu nie śpisz?
– zapytał z troską, kładąc kubek na szafce nocnej, a po chwili już leżał u
mojego boku, tuląc do siebie.
- Nie było Cię –
szepnęłam i niemal od razu moja panika znikła.
- Przyniosłem Ci
zioła, które musisz wypić aby się trochę zregenerować, a potem dam Ci spać –
odparł, przykrywając mnie na powrót kołdrą. – Jak się czujesz?
- Dziwnie… nawet
nie wiem pod co mam to zaliczyć – mówię zdezorientowana, biorąc go za rękę.
Louis od razu wplątał w nią palce.
- Rozumiem Cię –
mruknął, cmokając mnie w skroń.
- Mam już tego
dosyć, Lou… Nie wytrzymam następnego takiego ataku. To ponad moje siły, choć
jestem demonem i wampirem… Przez chwilę myślałam, że umrę i… to nie było miłe…
- Cśśś… - Louis
uciszył mnie lekkim i miękkim pocałunkiem. – Adalbert nałożył na Ciebie tarczę,
powinna Ci pomóc i uchronić na jakiś czas od ataków Eleanor dopóki czegoś nie
zaplanujemy.
- Ile konkretnie
mamy? – spoglądnęłam na niego kątem oka.
- Tydzień –
westchnął głośno, a ja przełknęłam głośno ślinę.
- To brzmi jak
wyrok śmierci – przyznałam szczerze.
- Poniekąd ono nim
będzie dla Ciebie, jeśli nie uda nam się wymyślić pozbycia się Calder.
- Wiesz co musicie
zrobić – rzekłam i nawet nie patrząc na niego wyczułam, jak na jego twarzy
pojawił się grymas.
- Nie. Nie zabiję
Ciebie tylko dlatego, że ty tego…
- Posłuchaj –
przerwałam mu, odwracając się do niego twarzą. – Dostałam wszystkiego co chciałam
: moje całkiem normalne życie, odrobinę adrenaliny, miłości… no i zyskałam
mojego najlepszego misiaczka – zaśmialiśmy się cicho. – Oprócz tego, mam i
Ciebie, Tomlinson. Dałeś mi coś, czego nikt inny w życiu mi nie podarował,
prócz własnej matki : jeszcze więcej miłości – Louis lekko się uśmiechnął. –
Jesteś kimś, dla kogo warto oddać życie. Więc, proszę Cię o coś ostatni raz… -
mój głos delikatnie zadrżał i mimo mroku, zauważyłam jak oczy Louisa zabłysły.
- Nie chcę Cię
stracić – stęknął, pociągając nosem.
- Nie stracisz –
pokręciłam głową.
- Będziesz moja na
zawsze, zapamiętaj to.
- Zawsze? – mówię.
- Zawsze –
potwierdza, przytulając mnie do siebie mocniej. Tym razem i ja się popłakałam,
nie z bólu, albo z powodu z tych smutnych słów… Lecz dlatego, że on płakał. –
Nigdzie się nie wybierasz, maleńka. Będziesz na zawsze moja. Choćbym nie wiem
co miał zrobić… Ale jesteś moja, dopóki ty będziesz tego chciała.
- Zawsze będę
chciała.
- I dobrze, bo nie
ma nawet opcji, abyś ode mnie uciekła – zaśmiałam się ponuro i przymknęłam
oczy, wsłuchując się w bicie jego serca. Biło ono dla mnie. I to było moją
pociechą tego feralnego dnia.
***
Nie to, że czułam
się źle… Czułam się tak jak po porządnej dwu dniowej imprezie. Tylko, że tutaj
nie było alkoholu. Byłam wiele razy w stanie jego upojenia, ale nigdy nie
czułam się tak koszmarnie!
- Chcesz pyszne
ciasteczka Avy? – znikąd w kuchni obok mnie pojawiła się Ava z tacą ciasteczek.
Gdyby nie jej ultra gotycki strój… Nie, nawet wtedy nie. Tylko spojrzałam na
nią zmęczonym wzrokiem. – Nadziane miłością prosto w mojego czarnego serduszka
– dodała ze słodkim uśmiechem. Parsknęłam śmiechem dławiąc się przy okazji
ziołami, które piłam. Ava wybuchła śmiechem i starła przeze mnie wylaną
miksturę, którą sama mi zrobiła. Kto by pomyślał, że Ava znała się na robieniu
czegoś, co można było przełknąć? – Nie no, poważnie, zjedz je, bo chłopacy się
boją.
- To ja tym
bardziej nie powinnam – powiedziałam lekko rozbawiona.
- No tak… Pewnie
masz chęć na coś innego… - odparła zmieszana. – Mam Ci dać trochę krwi?
- Sama sobie z tym
poradzę – wstałam z krzesła i powoli podreptałam w stronę ogromniastej lodówki.
- Na czym polega ta
Twoja tarcza? – zapytała mnie Ava, a jej wzrok czułam na swoich plecach.
- Z tego co Louis
mi tłumaczył, zrozumiałam tyle, że jestem odporna na czyny Eleanor –
westchnęłam
- Tylko?
- A co? Ma być tego
więcej?
- Poniekąd –
skinęła głową. – Pozostają też czary, Lily. Równie mocne, co czyny cielesne.
- Nie wydaje mi
się, żeby Calder coś takiego potrafiła, Ava – stwierdziłam, wyjmując z głębi
lodówki swój różowy bidon z krwią. Bidon był pomysłem Liam’a, aby nikt nie
musiał oglądać tego, co jest w środku.
- Może ona i nie
ma, ale Arren ma – przypomniała mi, a ja w afekcie tego, spojrzałam na nią
nagle.
- Ale to nie ma
żadnego sensu, Ava. Jestem z nią połączona więzią… Wtedy skrzywdzi nas obie –
odparłam zaabsorbowana. – Poza tym, poniekąd został mi tylko tydzień, więc…
- Co? – jej twarz
wykrzywiła się w szoku. – O czym ty do cholery mówisz? – z cichym westchnięciem
usiadłam na stołku, stojącego obok niej i popatrzyłam na nią ze smutnym
uśmiechem.
- Czar tarczy
działa tylko tydzień, Ava. Następnego ataku Eleanor nie przeżyję, Louis Ci nie
powiedział? – pokręciła głową, a w jej oczach zamajaczyły się łzy. – Więc,
teraz wiesz.
- Lily, my dzień w
dzień szukamy rozwiązania, aby przerwać między wami tą pieprzoną więź, nie
możesz od razu tego skreślać – szepnęła drżącym głosem.
- Eleanor domyśli
się szybko, że została zablokowana… za pewne będzie codziennie próbować się
zabić, a mnie przy okazji.
- Nie, Lily… Nie
pozwolę Ci poświęcić życia dla nas…
- Nie, robię to dla
siebie, a przy okazji i dla was… - głos pod koniec mi się załamał. –
Wiedziałaś, ze ten moment przyjdzie, gdy będę musiała umrzeć.
- Nie możesz… - załkała.
Przyciągnęłam ją do siebie i mocno przytuliłam. – Nie żegnaj się ze mną.
Nienawidzę pożegnań. Zbyt bardzo Cię kocham, mój misiaczku, żebym musiała Cię
stracić…
- Nie stracisz mnie
– mówię to samo, co dziś w nocy Louisowi. – Będę w waszych głowach i sercach,
misiaczku.
- Nie, ty się
nigdzie nie wybierasz. Nocni łowcy chronią, a nie posyłają na śmierć –
wychlipała w moje ramię. – Nie… Będziemy o Ciebie walczyć do końca…
- Ava, mam do
Ciebie prośbę, prawdopodobnie już ostatnią – popatrzyłam na nią. Dziewczyna
była cała zapłakana. Ava nic nie odpowiedziała, co wzięłam za „tak”. – Nie
ubolewajcie nade mną i bądź przy Louisie. Nie chcę by mnie opłakiwał, bo nie
znoszę litości nad sobą.
- Zrozum Lily, że
dla każdego z nas coś znaczysz, szczególnie dla Lou. Nie możesz tak od nas
odejść.
- Masz rację… Nie
mogę, ale muszę, inaczej Eleanor was wszystkich zabije.
- Jeśli ona nas
zabije Lily, to ja jestem John Travolta! Nie ma z nami szans! – mówi z drwiną.
- Ava… Ja się boję –
wymamrotałam, też się rozklejając. – Ja się po ludzku boję o Ciebie, o Louisa,
i o chłopaków. To przeze mnie ciągle macie kłopoty i chcę to sama rozwiązać. W
wielu rzeczach mnie wyręczaliście, ale to zadanie akurat należy do mnie i nie
możecie mi w tym pomóc.
- Jesteś szalona,
wiesz, misiaczku? Nigdy nie widziałam tak bardzo pojebanej osoby jak ty!
- Uznam to za
komplement.
***
~ Louis P.O.V ~
Rzadko paliłem.
Jeśli już to
robiłem, musiałem być bardzo zdesperowany. A
taki niestety byłem.
Lubiłem w takich
chwilach pobyć sam na sam ze swoimi myślami. Ostatnie dni były dla mnie
wyjątkowo trudne. Choć słowo „trudne” było przesadzone w porównaniu z tym, co
przeżywała Lily. W głowie ciągle miałem jej słowa, które tego dnia w nocy mi
powiedziała… To brzmiało jak pożegnanie, którego nie chciałem.
„Jesteś kimś, dla kogo warto oddać życie.
Więc, proszę Cię o coś ostatni raz…”
Otarłem samotne
łzy, które spłynęły mi po policzku. Nie mogłem jej tak łatwo stracić. Dzięki
niej przestałem widzieć świat w ciemnych kolorach. I przede wszystkim
uwierzyłem w miłość…
Wciągając do swoich
płuc papierosowy dym, spojrzałem jednocześnie na rzecz, którą obracałem w
palcach.
Diamentowy
pierścionek.
********************************
Podoba się? :D Lily został tydzień życia... i na pewno nie spędzi go nijako :D Gwarantuję wam :D
Następny rozdział w środę, jeśli będą komy, oczywiście! :D
29 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ!! :* <3
Komentujcie <3
K.
Woowowwowwow!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział !! Czekam na next <3
OdpowiedzUsuńO mój Boże kochany!
OdpowiedzUsuńWeź ty coś zrób!
Lily nie może tak po prostu umrzeć, tak!
Tylko tydzień ? Jeden cholerny tydzień ?!
Nie.
Zrób coś z tą szmatą Calder ?!
Albo ja wyrwe je te kły i wsadze w oczy. :).
Weny,
Kira xx
Nie zabijaj jej, no kurwa!
OdpowiedzUsuńBo się obraże. -,-
Jak możesz uśmiercać główną bohaterke ?
Będę płakać razem z Lou..;-;
Weny życzę i więcej świetnych pomysłów. :*
Kocham <3
^^ <3 !!!!
OdpowiedzUsuńŚwietne <33 Kocham Mam nadzieje że oni jednak coś wymyślą i będzie HAPPY END :*
OdpowiedzUsuńSuper *.*
OdpowiedzUsuńPoryczalam się nwm czy z tego ze Louis chce się oświadczyć Lily czy z tego ze ona może umrzeć przez Eleanor
OdpowiedzUsuńJeśli uśmiercisz Lily wiedz, że cię znajdę.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się ! Zajebisty !
OdpowiedzUsuńI jeśli uśmiercisz Lily to Maddie Fray znajdziemy cię i rozjedziemy czołgiem ! :D
Awwww :)
OdpowiedzUsuńLouis się oświadczy :*
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ♥
Ekhem! Nie możesz jej zabić!!! A jeśli to zrobisz to cie znajde, i razem z dziewczynami (u góry) przejade czołgiem!!!
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńto znaczy że ona serio umrze?! omg ;_;
OdpowiedzUsuńon się jej oświdczy?! :D <3
jakbym ja wkroczyła do akcji, to bym załatwiła tę całą Calder ^.- xD
i zrobiłabym to tak,że rozerwałabym tę cholerną więź.
wgl coś czuję, że moc równą a nawet większą od Arrena ma sama Lily nasza :D i ...no może tyle tutaj xd
czekam na NN ;3
Boskie :*
OdpowiedzUsuńLili nie może umrzeć :(
OdpowiedzUsuńCzekam nn :*
nie mogę się doczekać nexta
OdpowiedzUsuńświetne :*
OdpowiedzUsuńZajebisty !!!!!
OdpowiedzUsuńFenomenalny !!!
OdpowiedzUsuńŚwietny !!!!!!
OdpowiedzUsuńZarąbisty !!!!!
OdpowiedzUsuń*.*
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuń:D
OdpowiedzUsuńLili nigdy nie może urzeć !!
OdpowiedzUsuńIiiii
OdpowiedzUsuńnowyyyy
OdpowiedzUsuńrozdział !!!!!!!!! :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :*
OdpowiedzUsuńCzekam nn :)
Zabkj Calder albo ja jej wyrwe te kly i wsadze w dupe. serio. :-)
OdpowiedzUsuńO cholera !
OdpowiedzUsuńKrótko i na temat
OdpowiedzUsuńŁał !
Omg nie możesz usmiercic lilly . Nie.możesz słyszysz. Wydaje mi się że ta trzecia najsilniejsza osoba to właśnie lilly i oni pokonają tą sukę i arrena . Ceny i szybko next
OdpowiedzUsuńpaula