- Harry, naprawdę? Musiałeś się schlać właśnie teraz?! –
mówię do siebie załamana, podbiegając do niego i pomagając mu stanąć na nogach,
na których ledwo się trzymał. Nazwałabym go biedakiem, gdyby nie fakt, że robił
to niemal co tydzień.
Pierdolona pijaczyna z
Miasta Śmierci.
- Lily! Moja przyjaciółko! – wybełkotał ze sztucznym
śmiechem. Wywróciłam oczami i chwyciłam go w pasie, ciągnąc przez kryptę. Do
jego pokoju był kawałek drogi, a z jego ruchami za pewno mieliśmy tam dojść w
dziesięć minut ( jak nie dłużej ). – Uśmiechnij się! Od niego jest się
piękniejszym!
- Ile ty wypiłeś, Styles? Gadasz jak powalony – odparłam, z
wielkim trudem pokonując z nim pierwszą przeszkodę : schody. Nie dość, że były
strome, to Harry do najlżejszych nie należał!
- Jedno piwko – uśmiecha się szeroko, chichotając.
- Jak zawsze – westchnęłam marząc o tym, by któryś z
chłopaków raptem pojawił się i mi pomógł. Nienawidziłam użerania się z
nawalonym Harrym, bo z nim rozmowa to normalna nie była.
- Wyluzuj maleńka, złość piękności szkodzi – mówi, a jego
ręka niespodziewanie wylądowała na moim tyłku.
- Harry! – warknęłam, natychmiast zabierając dłoń z miejsca
zakazanego, dostępnego tylko dla Lou, no i czasem Avy. Klepała po dupie
każdego.
- Oj nie powiesz mi, że nie lubisz klapsów, Lily – mruknął,
raptownie wyrywając mi się z uścisku i przyparł mnie do ściany schodów.
Znieruchomiałam, nabierając małych obaw. Co jeśli on chciał zrobić coś, czego
nie chce? A potem Louis będzie na niego szaleńczo zły? – Nie wyglądasz mi na
dziewczynkę, która lubi delikatne i czułe rzeczy.
- Harry, zostaw mnie – charknęłam cicho, kładąc dłonie na
jego torsie i próbując od siebie odepchnąć. Na marne. – Harry, do cholery!
- Pocałuj mnie, Anderson, Louis nie widzi – jego duże dłonie
znalazły się na moich biodrach, które po chwili przycisnął do swoich.
- Harry! – pisnęłam, kręcąc się w miejscu i szamocząc. –
Puść mnie! Jesteś pijany!
- Może i tak, ale to co się dzieje między nami, nie jest
wymysłem mojego pijanego umysłu – mówi z trudem, przybliżając moją twarz do
swojej. Automatycznie się odwróciłam. – Oj, nie znasz się na żartach? Chcę się
tylko pobawić… - mruczy, a zapach alkoholu, który wypił, dotarł do mojego nosa.
Skrzywiłam się.
- Puść mnie! – walnęłam go w twarz, na co zesztywniał, a
jego oczy pociemniały w jednej, krótkiej sekundzie.
O cholera.
- Harry, idź do swojego pokoju… Nie chcesz tego… - mówię
ostrożnie, na co wybucha śmiechem.
- Żartujesz sobie? Tylko czekałem na moment, aż Twój Louisek
będzie gdzieś indziej i będę miał Cię tylko dla siebie…
- Harry, jeśli chcesz się bawić w pierdolonego pedofila, idź
do klubu! – krzyknęłam. Oczywiście nie brałam tego sobie na poważnie. Harry
ledwo co się wysławiał, chwiał się w miejscu…
Ale zazwyczaj ludzie pijani mówili to, czego nie mogą
powiedzieć, jak są trzeźwi…
Jeszcze większa
cholera!
- Lily, Harry?! – usłyszałam jego głos, a mi stanęło serce.
Czułam się jak przyłapana, a tak wcale nie było! Pieprzony Styles i jego
pijackie wariacje!
- Zabierz go, jest pijany – patrzę jak Louis staje u szczytu
schodów i obserwuje nas z posępną miną. W ręku trzymał Seraficki nóż, co mnie z
lekka przeraziło, bo jeśli doszedł do fałszywych wniosków, mógł go bez problemu
użyć. – Louis? – ponagliłam go, niemal cedząc przez zaciśnięte zęby. Louis
jakby z niechęci zabrał chłopaka ode mnie, karząc iść razem z nim.
Czyżby zazdrosny i zaborczy Louis się w nim odezwał?
~ Louis P.O.V ~
- Co to miało być? – pytam swoją dziewczynę, gdy odstawiłem
swojego pijanego przyjaciela do pokoju. Byłem zbyt zajęty, aby teraz roztrząsać
tą sprawę, ale… gdy zobaczyłem Styles’a przylepionego do mojej ukochanej,
ciśnienie mi podskoczyło. I uprzedzając pytania : Tak, byłem kurewsko zazdrosny
o Lily! Może na takiego nie wyglądałem, ale gdy chodziło o Lily…
- Nic – powiedziała ze zdziwieniem, zamykając za sobą drzwi
od mojego pokoju.
- To co robiliście z Harrym? Czemu Cię kurwa dotykał?! –
podniosłem głos, na co dziewczyna lekko wytrzeszczyła oczy.
- Był pijany, ty tego nie widziałeś, czy nie chcesz widzieć,
Louis? Do niczego nie doszło – odparła dobitnie, wywracając oczami. – Ledwo się
trzymał na nogach, bełkotał i wierzysz jemu?! Naprawdę?
- Nie wyglądało na to, aby Ci się nie podobało – rzekłem, a
jej mina świadczyła o tym, że to ją cholernie zabolało. – Czyżbym trafił w
czuły punkt Liliano?
- Czy ty jesteś poważny? – pyta zdławionym głosem.
- Śmiertelnie poważny – potwierdziłem, kładąc swoją broń na
szafce nocnej. – Wyglądało to tak, jakbyście byli na siebie chętni!
- Louis, ty jesteś choro zazdrosny! – krzyknęła, wymachując
rękoma w powietrzu, by podkreślić swoje oburzenie. Obserwowałem ją z
zaskoczeniem i ciekawością, bo pierwszy raz tak wkurzyła się podczas naszych
kłótni. – Wszedłeś w takim momencie, w którym to mogło wyglądać nieodpowiedni,
ale tak nie było! Zrozum!
- Nie potrafię – mówię zdesperowany. Lily otworzyła usta,
ale po chwili je zamknęła, rezygnując z wypowiedzenia się. – Widziałem, jak on
na Ciebie patrzył, Lily… Chciał Cię i tego nie mogę zrozumieć.
- Tu nie ma czego rozumieć, bo on do cholery jest nawalony i
nie wie co robi! Ale to jest Twój przyjaciel i to jemu wierzysz!
- Nic takiego nie powiedziałem! Po prostu mam swoje
podejrzenia…
- Które są do cholery błędne! Myślisz, że wolę jego? Że chcę
się z nim przespać?! Taka odpowiedź się usatysfakcjonuje?! To chcesz właśnie
usły…yszeć?! – jej głos załamał się pod koniec. Widziałem, że była na skraju
załamania, a tego do cholery nie lubiłem.
- To pewnie byłoby lepsze niż kłamstwo – stwierdziłem.
- A czy ja kłamię?!
- Nie wiem – wzruszyłem ramionami.
- Dupek – warknęła, po czym z prędkością wampira wyszła z
mojej sypialni. Westchnąłem rozgoryczony i już o niczym nie myśląc, padłem na
swoje łóżko.
Miałem dosyć.
Myśl, że już za kilka dni moja dziewczyna mogła umrzeć,
załamywała mnie, a moje serce rozpadało się na kawałki : powoli i boleśnie.
Jaki będzie sens mojego dalszego życia bez niej, bez jej cudownego i
promiennego uśmiechu, który witał mnie co ranek, jej bystrych i pięknych
oczu… Bez jej całej? Ona była mi pisana,
a ja nie potrafiłbym bez niej żyć. Próbowałem znaleźć sposób na to, aby uniknąć
zabicia jej, a załatwić jednocześnie Calder… Lecz on nie istniał, tak jak nam
wszystkim od początku mówiła Lily. O Łowczym przysposobieniu wie nie wiele, ale
tutaj miała stu procentową rację.
Lily musiała umrzeć, a
ja nie mogłem na to nic poradzić.
- Chyba jednak nie będzie tak idealnie jak to sobie
wymarzyłem, co? – pytam samego siebie, gapiąc się pusto w ciemny sufit
pomieszczenia. Powinienem sam odpowiedzieć sobie na to pytanie, lecz… nie
potrafiłem. To było zbyt trudne, nawet zabijanie demonów wydawało się prostsze
i banalne.
A jednak
nie było.
~ Lily’s P.O.V ~
Wściekła uderzyłam z kopniaka w szafę by rozładować na czymś
swoją furię. Nawet nie poczułam bólu, tak byłam wściekła!
Wiedziałam, że Louis dojdzie do takich wniosków! Po prostu
czułam, że pijany Harry nie przyniesie mi tego dnia korzyści! Oczywiście, to nie
jego wina, że wlał w siebie litry wódki i Bóg wie, czego jeszcze, ale cholera
znał Louisa, który był przewrażliwiony na tym punkcie!
Siadłam na podłodze, chowając głowę między kolana, mając
nadzieję, że to mnie uspokoi. Brałam głębokie wdechy i wypuszczałam powietrze
ustami.
- Cholera, dlaczego właśnie teraz?! – szepcze podenerwowana,
zaciskając dłonie w pięści. Robiłam to tak mocno, że aż zbielały mi kłykcie.
Zamknęłam oczy…
I znalazłam się w
ogóle innym, odległym miejscu. Znałam je, gdyż jeszcze jako głodny wampir
zostawiam tutaj nieżywą staruszkę bez krwi. Później dowiedziałam się, że był to
niby nawiedzony dom Betty Osbourne, która zginęła przez opętanie ( Taa, jasne
). Szłam dalej. Ja jako „widz” obserwowałam wszystko z boku, lecz podążyłam za
sobą. Weszłam do opuszczonego cała w nerwach, wyważając z kopniaka drzwi. Wstrzymałam
oddech i nim ona przeszła do samego centrum domu, ja już tam byłam.
To co widziałam,
łamało mi serce na kawałki. Bolało mnie to nawet bardziej od tego, że Louis mi
nie wierzył. Ava… Zamknięta w klatce jak zwierzę, wycieńczona, a jej krew ledwo
szumiała w żyłach.
- Ava… - szepnęłam załamana
jej widokiem. Dziewczyna leżała oparta plecami o kraty, łapiąc z trudem oddech.
Jej twarz była oblepiona we krwi, miała rany na rękach… były to ślady kłów.
Calder się nią nawet
żywiła.
Ava widząc drugą mnie,
natychmiast się ożywiła i doskoczyła do krat, krzycząc moje imię. Nie zdążyłam
zareagować, bo znikąd pojawiła się Calder, a ja chwilę później leciałam już w
stronę przeciwległej ściany, na którą
wpadłam z głośnym hukiem. Nie wiedziałam, gdzie mam podziać oczy. Wszystko
działo się niewyobrażalnie szybko, nawet swoim wampirzym wzrokiem nie mogłam
nadążyć za ich walką.
W pewnym momencie
wszystko się skończyło.
A w mojej piersi tkwił
kołek.
- Nie! – wrzasnęłam, otwierając oczy i podrywając do góry z
mocno kołaczącym sercem. Usiadłam otępiała na łóżku, ciągle mając siebie przed
oczami. Wtedy zdałam sobie z czegoś sprawę.
Widziałam wizję
własnej śmierci… i wiedziałam gdzie jest Ava.
Musiałam ją uratować.
***
- Że co ty mi mówisz, Lily?! Jesteś wampiro - mieszańcem?! –
powiedział Mike, gdy dnia następnego spotkałam go w kawiarni. Jego mina
wyrażała wszystko : był wstrząśnięty. No tak, nie na co dzień dowiaduje się, że
Twoja przyjaciółka to wampir. Bardzo zabawne, co nie?
- Nie musisz mi wierzyć, Mike, ale wiedz, że tak jest –
odparłam, uśmiechając się krzywo. On nie był skłonny do żartów.
- Jak, Lily?! Od kiedy?! – zapytał, głośno szepcząc,
powstrzymując mnie od wyjścia z kawiarni. Tak naprawdę tylko jemu miałam
powiedzieć prawdę, tylko to mnie na tym świecie jeszcze trzymało.
- Odkryłam to kilka dni po swoim przyjeździe tutaj – rzekłam
cicho i wyrwałam dłoń z jego ręki, która mnie trzymała. – Muszę iść,
prawdopodobnie już nigdy więcej się nie zobaczymy…
- Co?!
- Mike, to akurat już nie jest Twoja sprawa. Powinieneś
wiedzieć, kim jestem i że bałam Ci się powiedzieć prawdę.
- A co, myślałaś, że załatwię Cię kołkiem?! Mogłaś ze mną
porozmawiać na samym początku! – zaoponował.
- Nie mogłam, bo musiałam chronić tą tajemnicę ponad
wszystko. Teraz jest mi wszystko jedno – wzruszyłam ramionami, wychodząc na
dwór, gdzie padał obficie śnieg.
- Lily… - głos Mike’a ponownie mnie zatrzymał. Stał z
zatroskaną miną w wyjściu kawiarni i patrzył na mnie z tajemniczym błyskiem w
oczach, który mi się nie podobał.
- Naprawdę muszę iść – mówię zniecierpliwiona.
- Jeśli to jest nasze ostatnie spotkanie…
- No bo ono nim jest, Mike – z moich ust wyrwało się
ironicznie westchnienie. – Powinieneś się pośpieszyć ze swoją…
- Kocham Cię, Lily – uśmiechnął się lekko, a ja zdębiałam,
zamykając usta, które stworzyły cienką linię.
- Lily? – usłyszałam za swoimi plecami kolejny głos.
Obróciłam głowę w tamtą stronę.
Był to Louis.
**********************************
No i jest nowy rozdział!! :D Jak się spodobał? Kto by powiedział, że nasz Majki coś czuje do Lily? :D Jak zareaguje Louis? :D
Ludzie, jak wam podpadł do gustu szablon?! JEST WEDŁUG MNIE BOSKI! :D Dziękuję bardzo dziewczynie, która go zrobiła :D Na stronie głównej w zakładce "Szablon" jest link do jej strony, SERDECZNIE POLECAM! :D
30 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ!! :* <3
Komentujcie <3
Katie.