Boże, tego ranka
naprawdę nie chciałam wstawać z łóżka.
Minęło kilka dnia od feralnego ataku Mike’a na mnie i
pojawienia się moich „tajemniczych” magicznych zdolności. W między czasie
powróciłam do swojego starego życia. Naprawdę trudno było się odzwyczaić od
trybu życia wampira. Wszystko się zmieniło : jedzenie, poruszanie się… Teraz
patrzyłam na świat swoimi dawnymi oczyma. Ponownie nabrało ono kolorów. I za
tym najbardziej tęskniłam.
Z wielką niechęcią otworzyłam oczy i mój wzrok od razu
powędrował na wpół śpiącą twarz Louis’a. Z lekkim uśmiechem wpatrywał się we
mnie.
- Jakie plany na dziś?
- Chcę wrócić na uniwersytet – oznajmił, a on w jednej
chwili się rozbudził i spojrzał na mnie zdziwiony.
- Dlaczego? – zmarszczył brwi w konsternacji.
- Ponieważ jakby nie patrzeć, przyjechałam tutaj aby się
uczyć i zamierzam skończyć ten semestr – wywróciłam oczami i z trudem
podniosłam się z łóżka.
- Jesteś nocnym łowcą, pieprzyć to – Louis prychnął i opadł
na poduszki obserwując, jak szukam w swojej szafie ubrań na dziś. Gdy chciałam
sięgnąć po spodnie stanowczy głos Louis’a powstrzymał mnie od wykonania tej
czynności. – Załóż sukienkę – spojrzałam w jego stronę z uniesionymi brwiami w
udawanym zdziwieniu, a on głupio się uśmiechnął. – Ale nie za krótką, inaczej
zabiję tych napalonych studentów, jeśli choć raz zerkną na Twój tyłek.
- Faceci – ponownie wzniosłam oczy ku niebu i wyciągnęłam z
szafy jasnobrązową tunikę do kolan wraz z czarnymi trampkami.
- Nie mogę się doczekać, aż zdejmę to z Ciebie – mruknął
Louis, sunąc wzrokiem po moim ciele, gdy już miałam wszystkie owe ubrania na
sobie. Tym razem to ja się uśmiechnęłam.
- Kto powiedział, że dzisiaj mam ochotę na seks? – na widok
jego miny zaśmiałam się głośno i wpakowałam potrzebne książki do swojej torby,
jednocześnie studiując swój plan lekcji na nowo.
- Ty zawsze tego chcesz – nawet nie spostrzegłam gdy znalazł
się tuż obok mnie i mocno przyciągnął do siebie. Wstrzymałam oddech i
spojrzałam na jego twarz, na której było wymalowane rosnące podniecenie.
Musiałam wyglądać podobnie, bo i tak zaczynałam się czuć. Moje podbrzusze
wariowało od jego bliskości. To chyba nigdy nie miało się zmienić. – I Twoje
serce przyśpieszyło, czuję to – to była prawda. Moje serce niemal wyskakiwało z
klatki piersiowej przez częstotliwość narastającego napięcia seksualnego między
nami. – Ale jeśli ty chcesz iść na wykłady… nie zatrzymuję Cię… - odparł ze
wzruszeniem ramion i oderwał się ode mnie, by założyć na siebie dresy i czarną
koszulkę. Westchnęłam cicho, naprawdę przez chwilę żałując swojej decyzji.
- Odwdzięczę się później – zarzuciłam ręce na jego szyję i
pocałowałam czule. Z figlarnym uśmiechem odwzajemnił pocałunek, przyciągając
mnie z powrotem do siebie na kilka minut.
- Później nie będzie taryfy ulgowej – powiedział cicho, gdy
się ode mnie oderwał.
- Liczę na to.
***
Po prawie miesięcznej przerwie od szkoły ponownie stanęłam
przed nią i po raz kolejny stawałam się normalną studentką uniwersytetu.
Przycisnęłam do siebie torbę i z takim stresem jak podczas pierwszego dnia w
tym miejscu weszłam na teren placówki, mijając się ze znajomymi twarzami.
Niektórzy uśmiechali się do mnie w miły sposób, ale osoby, które były bliżej
związane z Rosalie Hunington – miejscową zdzirą i pseudo królową uniwerku – już
nie były dla mnie tak uprzejme.
Cholera, przypomnijcie
mi czemu nie zostałam z Louisem w łóżku?
Wzięłam głęboki wdech zimnego powietrza do swoich płuc i w
krótkim czasie pokonałam drogę prowadzącą do budynku. Nawet nie zauważyłam, że
szkoła była prawie pusta, gdyż wszyscy siedzieli na dworze. Mimo tego, że był
styczeń, temperatura była naprawdę wysoka.
- Panna Anderson, jak miło Panią ponownie widzieć w szkole –
za swoimi plecami usłyszałam męski głos. Cała się spięłam i odwróciłam w stronę
Pana Downson’a, mojego wykładowcę od matematyki.
- Dzień dobry, Panie Downson – uśmiechnęłam się do niego
lekko.
- Czemu tak długo Cię nie było? – zapytał, nie ukrywając
swojej ciekawości. Zauważyłam też, że kilku uczniów zatrzymało się, by
podsłuchać naszą rozmowę. No tak, życie Lily Anderson było tak interesujące!
- Miałam konkretne powody – odparłam z obojętnością. –
Ważne, że jestem z powrotem.
- Świetnie. Będziesz musiała zaliczyć wszystkie zaległe
prace, wiesz o tym?
- Ależ oczywiście, zrobię to nawet dzisiaj na pańskiej
lekcji – ta odpowiedź wywołała na jego twarzy uśmiech. Od początku uważał mnie
za wyjątkowo uzdolnioną uczennicę. Wiele lat pracowałam, by skończyć z liceum z
wyróżnieniem i odbiegałam na przód z materiałem od reszty, by dostać się na
wymarzone studia.
A skończyłam na
uniwersytecie w Mieście Śmierci, cóż za ironia, co nie?
- No to do zobaczenia za kilka godzin – rzekł i ruszył
korytarzem do swojej Sali.
- Lily! – ponownie ktoś mnie zawołał, lecz ten głos
doskonale znałam.
- Czy ja Cię znam, pokręcona gotko? – posłałam Avie krzywy
uśmiech, gdy tylko ta stanęła przede mną.
- Dlaczego nie poczekałaś na mnie? Mogłyśmy pojechać razem –
odparła zdesperowana.
- Chciałam się przejść – wzruszyłam ramionami.
- Dziwak – prychnęła. – Patrz co ja tutaj mam! – pisnęła
podekscytowana, wciskając w moją dłoń różową. Spojrzałam na nią i po
przeczytaniu jej treści, głośno się zaśmiałam.
- Bal Potępionych? Powiedz mi, że to nie jest Twój pomysł, a
znowu Cię wyśmieję – parsknęłam, dając Avie kartkę z powrotem i powoli zaczęłam
kierować się do swojej Sali, w której lekcje miała i Ava.
- Och, Lily proszę Cię! Bal Potępionych to wieloletnia
tradycja Miasta Śmierci! To coś podobnego do studniówki, ale tutaj jest więcej
picia i… picia – uśmiechnęła się szeroko.
- Dopiero co wróciłam do żywych i mam iść na jakiś bal?
- Tak! – krzyknęła.
- Ava, muszę nadrobić szkołę i rozwiązać sprawę swoich
magicznych zdolności. Nigdy nie wiadomo, kiedy ponownie to się może wydarzyć –
powiedziałam szeptem, by przypadkiem żaden z uczniów tego nie usłyszał. Choć
plotki na mój temat pewnie już krążyły po szkole. Nie byłabym tym zaskoczona.
- Spokojnie Pani były mieszańcu, magia nie ujawnia się tak
szybko. To może nawet trwać latami, a za kilka lat ty już będziesz mężatką, ja
też i nie będzie czasu na imprezy!
- Nie impreza, a bal – poprawiłam ją, wchodząc do Sali od
angielskiego i razem z Avą zajęłyśmy tylne miejsca na auli.
- Jedno i to samo – warknęła zdesperowana. – No proszę Cię,
Lily! Zobaczysz, spodoba Ci się.
- Zastanowię się – westchnęłam, wyjmując swój zeszyt do
angielskiego.
- No dziękuję! Musiałam Cię tyle męczyć?!
- Lubię Cię oglądać, gdy się wściekasz – uśmiechnęłam się do
niej zawadiacko.
- Suka!
***
- Jestem pod wrażeniem, Panno Anderson. Nie było Pani na
zajęciach, a zdałaś cały materiał na pięć. Jak to jest możliwe? – zaśmiał się,
spoglądając to na mnie, to na moje sprawdziany, które napisałam w ciągu
dziesięciu minut.
- To się nazywa talent – odparłam cicho, zabierając swoją
torbę z krzesła. Inni pocili nad jakimiś równaniami, gdy on pozwolił mi po
napisaniu wszystkiego wyjść wcześniej. Bycie mądrym czasami się opłaca. – Do
widzenia, Panie Downson.
- Miłego dnia, Lily – odparł i szybkim krokiem opuściłam
salę, kierując się do wyjścia ze szkoły.
Kilka minut później byłam już na zewnątrz i ciepłe promienie
słońca ogrzewały moją skórę. Z lekkim uśmiechem pokierowałam się do Groov,
gdzie miała czekać już na mnie Ava. Miasto jak zwykle podczas godzin szczytu
było dosyć oblegane przez mieszkańców i nastolatków w moim wieku. Większość
znałam z uniwersytetu, lecz jakoś nie byłam nimi specjalnie zainteresowana.
Wtedy miałam ważniejsze sprawy na głowie, niż zdobywanie przyjaciół.
- Gdzie Lou? – spytałam Avę, gdy ta popijała swoją czarną
kawę siedząc przy naszym stałym stoliku. Dosiadłam się do niej od razu i
wzięłam do rąk kubek swojej Latee, która już na mnie czekała.
- Na zapleczu rozładowuje towar z Zayn’em – szepnęła,
patrząc na mnie. – To kiedy idziemy szukać sukienek na bal?
- Kto powiedział, że idę? – parsknęłam śmiechem.
- Myślałam, że tę kwestię mamy już za sobą! – jęknęła
sfrustrowana.
- Kiedy to ma niby być?
- Za kilka tygodni… Lily, musimy tam pójść! Bal Potępionych
można nazwać coś w swego rodzaju chrztem nowych w Mieście Śmierci... Chcę abyś
tam poszła i ja jako dobra przyjaciółka wierzę, że się zgodzisz – odparła,
uśmiechając się do mnie delikatnie.
- Zobaczymy – puściłam jej oczko i wypiłam trochę kawy.
- A jak nie, to poproszę Louis’a by wykorzystał te swoje
magiczne sztuczki, by mógł Cię przekonać, a podejrzewam, że jego zdolności
przemówią Ci do rozumu.
- Ava… - zaśmiałam się cicho i chwilę później poczułam, jak
czyjeś usta muskają moją szyję. Mój uśmiech się powiększył, odstawiłam kawę na
stolik i odwróciłam się by pocałować Louis’a na powitanie.
- Hej maleńka – szepnął w moje usta, delikatnie je całując.
– Jak minął dzień?
- Chcę do domu – przygryzłam dolną wargę, a on wiedząc co
mam na myśli, zaśmiał się gardłowo.
- Uwierz mi, ja też – ponownie mnie pocałował, znacznie
namiętniej.
- Halo, jesteście w miejscu publicznym! – na ziemie
sprowadziła nas Ava, która ze śmiechem również wtulała się w tors Zayn’a,
przytulającego ją od tyłu.
- Wali mnie to – mruknęłam, przez co ja i Louis się
zaśmialiśmy, po czym oderwaliśmy od siebie. Louis usiadł z Zayn’em na krzesłach
tuż obok nas.
- A wy nie powinniście pracować? – prychnęła Ava, gromiąc
ich matczynym spojrzeniem.
- Mamy przerwę i… mamy dla was niespodziankę – odparł Zayn,
wyjmując ze swojej kieszeni karteczkę. W dodatku różową…
- No nie! – jęknęłam, a Ava głośno się zaśmiała.
- Teraz jesteś zmuszona by z nami pójść! – odparła między
wybuchami śmiechu.
- Bal Potępionych to nasza tradycja, musimy iść – rzekł
Zayn. – Nigdy żadnego nie opuściliśmy.
- Nie wiem czy…
- Nie ma nie wiem, Lily! Idziesz i koniec kropka! – pisnęła
Ava. Wywróciłam oczami, opierając głowę o ramię Louis’a.
- Okay, poddaję się – szepnęłam naburmuszona.
- Nie dąsaj się, skarbie, będzie dobrze – Louis chwycił moją
dłoń i dyskretnie przejechał kciukiem po moim pierścionku zaręczynowym.
Uśmiechnęłam się lekko. – Co powiesz, że dzisiaj zabieram Cię na randkę?
- Randka? Ty bawisz się w randki? – spytałam, patrząc na
niego zdziwiona.
- Na jednej byliśmy, ale…
- Kompletnie się schlaliśmy – zaśmiałam się.
- To jak? Idziemy? – uniósł pytająco brwi do góry, oblizując
dolną wargę językiem. Pokiwałam głową mając ochotę przygryźć tę wargę. –
Świetnie.
- Gdzie konkretnie?
- Tutaj.
- Tutaj? – powtórzyłam parskając śmiechem.
- Wieczorami nikogo tutaj nie ma, więc cały lokal mamy tylko
dla siebie – odparł. – I możemy go wykorzystać w niecny sposób… - jego głos
stał się niższy i poczułam, jak jego druga dłoń sunie po moim udzie. Napięłam
się, zerkając ukradkiem na Zayn’a i Avę.
Na szczęście byli pogrążeni w rozmowie i nic nie zauważyli.
- Lou – spojrzałam na niego, lekko się rumieniąc.
- W porządku – oderwał ode mnie swoje ręce. – Ale poczekaj
aż zostaniemy sami.
***************************
Halo halo :3 Witam po... prawie miesięcznej przerwie :/ wiem, że obiecywałam, że wstawię rozdział wcześniej, ale nadzwyczajnie w świecie nie miałam na to czasu :/ Szkoła i nadchodzący wybór liceum mnie już powoli dobija :/
Ale cóż... Jestem z powrotem :3 Bal Potępionych? To się nie może skończyć dobrze :3
45 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ!!! :* <3
Komentujcie <3
K.