- Co się dzieje z Mikiem? – spytałam, gdy tylko moja stopa
przekroczyła próg gabinetu Grace. Zamartwiałam się tym całą noc. Może Mike i
chciał zrobić mi krzywdę, ale… był moim przyjacielem. Teraz już przyjacielem
wampirem.
- Adaptuje się – odparła poważnie Grace, zakładając nogę na
nogę. – Nie może się pogodzić, że teraz jest jednym z nich. Ktoś potraktował
tego chłopaka bardzo brutalnie.
- Gdzie go trzymasz?
- W izolatce – zadrżałam. - Póki co to dla niego odpowiednie
miejsce.
- Będę mogła się z nim zobaczyć?
- Wykluczone! – powiedziała oburzona. – O mało Cię nie
zabił!
- Nie wiedział co się dzieje! Rozumiem go, bo byłam w
identycznej sytuacji, Grace – westchnęłam.
- Zapomnij o spotkaniu z nim – burknęła niezbyt miłym tonem.
– Nasz cel rozmowy był inny, Lily.
- Wiem – pokiwałam głową, siadając powoli w fotelu, który
stał naprzeciwko jej biurka.
- Co się wczoraj wydarzyło? – zapytała, uważnie mnie
obserwując. Przez moc jej spojrzenia speszona przeniosłam swój wzrok na dłonie.
- Nie wiem… tak dokładnie – rzekłam.
- Ava mówiła mi, że udało Ci się unieszkodliwić Mike’a za
pomocą magii, a potem zemdlałaś.
- Tego też nie pamiętam – wzruszyłam ramionami.
- Zapytam inaczej : czy pamiętasz cokolwiek?
- Ogromną wściekłość, potem mam w umyśle czarną dziurę…
dziwne prawda?
- Bardzo dziwne – zgodziła się ze mną. – Masz jakieś
podejrzenia?
- Louis ma… Choć to dla mnie czyste brednie – parsknęłam
śmiechem.
- Powiedz mi, Lily. W każdej bredni jest choć namiastka
prawdy – stwierdziła.
- Louis twierdzi, że jestem trzecim nieodkrytym magiem –
zaśmiałam się cicho, lecz Grace siedziała z miną pełną powagi, intensywnie nad
czymś myśląc. Moje rozbawienie znikło. – Chyba nie bierzesz tego pod uwagę,
prawda? To mogą być komplikacje po przemianie…
- Co jeszcze pamiętasz przed straceniem świadomości, Lily? –
spojrzała na mnie pytająco.
- Mike cisnął mną przez pokój niczym szmacianą lalką i
rozbiłam stolik.
- Jak się wtedy czułaś? – dopytywała się.
- Byłam… wściekła i cholernie zła.
- Wiesz, że taka złość jest głównym powodem do uaktywnienia
magicznych zdolności wśród nocnych łowców? – pokręciłam powoli głową na nie. –
I musi być za to odpowiedzialny również gen. Za pewne nie wiesz nic o tym, by
ktoś z Twoich członków rodziny był magiem?
- Mogę się już spodziewać wszystkiego, Grace. Nawet tego, że
mogę w każdej chwili stać się King Kongiem – prychnęłam.
- Na szczęście kilkunastometrowe małpy nie istnieją –
uśmiechnęła się kwaśno. – Póki co nie mogę nic z tym zrobić. Dopóki nie zobaczę
tego na własne oczy mam związane ręce.
- Chyba nie prosisz mnie o to bym się ostro wkurzyła? –
parsknęłam.
- Wyjdzie samo z czasem… Masz wybuchowy temperament –
powiedziała.
- Hm, podziękuj temu miastu.
***
Louis był bardzo nie w humorze tego dnia. Nadal był wściekły
na Mike’a. Nawet z samego rana słyszałam jak zacięcie trenował w Sali ćwiczeń.
W dodatku musiał iść do pracy na dziewiątą.
Biedaczek.
A ja nie mogłam wyjść z krypty. Życie w ukryciu. Jak ten
pieprzony kret.
- Muszę się napić – westchnęłam rozdrażniona, idąc szybkim
krokiem do barku mieszczącego się w salonie. Wyjęłam z niego butelkę Bourbonu i
nie zdążyłam się napić, bo usłyszałam za swoimi plecami wymowne chrząknięcie.
Odwróciłam się w tamtą stronę ze słodkim uśmiechem.
- Wróciłaś do żywych kilka dni temu, a ty już chcesz się
schlać? – parsknął ironicznie Harry, krzyżując ręce na klatce.
- Jak widać – wzruszyłam ramionami.
- Jesteś w okresie rekonwalescencji. Louis kazał mi Cię
pilnować i nie chcę byś na mojej zmianie ledwo trzymała się na nogach – odparł
ojcowskim tonem.
- A ugryź się! – fuknęłam.
- Nie dąsaj się, dziecino.
- Dziecino! – krzyknęłam.
- Gdyby nie patrząc, jesteś z nas najmłodsza – puścił mi
oko.
- Nie zapominaj o tym, że niektóre wampirze zdolności mi
jeszcze zostały, loczku – pokazałam mu środkowy i w końcu odłożyłam alkohol na
miejsce z westchnięciem. – Nienawidzę Cię Styles.
- I tak mnie kochasz – po czym wyszedł z salonu z uśmiechem.
- Pieprzony dupek – syknęłam.
- Słyszałem!
- O to chodziło! – odkrzyknęłam.
***
Cały dzień wylegiwałam się na kanapie. To nie było w moim
stylu. Byłam sama w krypcie z Harrym, Zaynem i Avą, ale ta dwójka… była zbyt
mocno zajęta sobą. Z Harrym nie wiedziałam na czym stoję. Przez jego imprezowe
ego o mało co nie rozstałam się Louisem.
- Hej maleńka – poczułam, jak usta Louis’a czule całują
moje. Automatycznie się rozbudziłam i pogłębiłam pocałunek, przyciągając go do
siebie. – Mm… też tęskniłem – zaśmiałam się cicho, przygryzając jego dolną
wargę.
- Jak Ci minął dzień? – spytałam pomiędzy całusami.
- Teraz staje się o wiele lepszy – odparł, a ja
mimo woli się uśmiechnęłam. – Jak rozmowa z Grace?
- Musimy czekać do mojego ponownego wybuchu, póki co mam
siedzieć w krypcie i nigdzie się nie ruszać – jęknęłam pod koniec. Usta Loui’sa
wygięły się w szelmowskim uśmiechu. – Co się tak śmiejesz?! To nie fair!
- Gdy tylko dostaniemy znak, że Arren wyjechał od razu
wyjeżdżamy, obiecuję.
- Arren się na mnie czai i dobrze o tym wiesz… póki co
myśli, że nie żyje, ale… co będzie potem?
- Dlatego musimy teraz nadzwyczajnie uważać. Nie wybaczę
sobie, jeśli Tobie znowu stanie się krzywda – powiedział, poważniejąc.
- Tym razem tak szybko się mnie nie pozbędziesz –
pogłaskałam dłonią jego lekko chropowaty policzek. – Też mam dosyć umierania.
- Teraz już nie powstaniesz… tylko odejdziesz – jego ton
głosu stał się niemal grobowy.
- Nie mówmy o tym – pokręciłam głową. – Zamiast tego
powinniśmy oficjalnie oznajmić wszystkim, że się zaręczyliśmy – na moje
szczęście, na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech.
- Tak, powinniśmy – jego wargi musnęły czubek mojego nosa. –
Zaczęłaś coś planować?
- Myślałam, że ożenimy się dopiero po tym wszystkim –
rzekłam zdziwiona.
- To się może ciągnąć latami, Lily. Chcę byś była moją żoną
jak najszybciej, lecz jeśli potrzebujesz czasu…
- Potrzebuję Ciebie – przerwałam mu, patrząc w jego cudowne
oczy. Hipnotyzowały mnie. Louis uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Kocham Cię, Lily – szepnął. – Jestem cholernym
szczęściarzem, że Cię mam.
- Mogę to samo powiedzieć o sobie – mruknęłam, wtulając się
w niego mocniej. – Czasami mam wrażenie, że trafiłam w dziesiątkę poznając
Ciebie… nawet nie chcę myśleć, gdzie bym teraz była jako wampir.
- Byłabyś na liście poszukiwanych zabójców w Mieście
Śmierci, kochanie – parsknął śmiechem. – Gdybym w miarę szybko nie stwierdził,
że jesteś nocnym łowcą… Zginęłabyś z moich rąk.
- Myślisz, że dałabym się tak łatwo? – uniosłam pytająco
brwi.
- Nie śmiem w to wątpić – uśmiechnął się ironicznie.
- Ale z Ciebie cham! – pisnęłam, spychając ze swojego ciała
i usiadłam na jego tułowiu. W tym czasie Louis pozbył się swojej kurtki i
butów, które z łoskotem spadły na podłogę.
- Który Cię kocha – powiedział zawadiacko. – Zrobiłaś test?
– zapytał znienacka. Zmarszczyłam czoło.
- Jaki test?
- Ciążowy – zamarłam.
Faktycznie. Miałam go zrobić. Obiecałam to Louis’owi od razu
po tym, jak wzięło nas na nagły atak namiętności na zapleczu w kawiarni.
- To chyba za szybko na test – odparłam niepewnie.
- Wiesz, że gdyby się to stało, musimy dowiedzieć się o tym
jak najprędzej. Wtedy i nasze maleństwo byłoby narażone – uwielbiałam słuchać o
tym, jak Louis wyraża się na temat naszego przyszłego/bądź już w moim brzuchu
dziecka. To wywoływało na mojej twarzy uśmiech.
- Widzę, że jesteś bardzo podekscytowany na samą myśl o
dziecku – zauważyłam.
- Zawsze byłem opiekuńczy wobec dzieci.
- To duży obowiązek jak na nocnych łowców – stwierdziłam.
- Jestem na to gotowy – Louis podniósł się do pozycji
siedzącej. Jego twarz była zaledwie kilka centymetrów przed moją. – Widzę, że
się wahasz, ale chce byś wiedziała, że nie będziesz sama. Może wyglądam na
chuja, ale gdy widzę maluchy mięknie mi serce – zaśmialiśmy się. – Zawsze będę
przy Tobie, Pani Tomlinson.
- Jeszcze nie Tomlinson. Może zostanę przy swoim nazwisku?
- Nie ma nawet takiej mowy – odparł lekko oburzony. – Będę
miał pewność, że żaden kutas do Ciebie nie podejdzie i nie będzie chciał od
Ciebie Twojego numeru.
- Zazdrośnik – skwitowałam, całując go krótko.
- Widzisz co ze mną robisz? Nawet nie byłem tak zazdrosny o
Eleanor, tak jak o Ciebie.
- Nie wspominajmy o tej suce – warknęłam zirytowana.
- Zazdrośnica – mruknął, przyciągając mnie do siebie
mocniej.
- Ale ta Twoja zazdrośnica Cię zaspokaja tak, jak nikt inny
– przygryzłam dolną wargę, wkładając ręce po jego obcisłą czarną koszulkę.
Zamruczałam z aprobatą czując jego mięśnie pod swoimi dłońmi.
- Nie narzekam na to – powiedział niskim głosem, napierając
na mnie biodrami. Jęknęłam cicho czując jego erekcje między swoimi udami. –
Podoba Ci się?
- Louis… - sapnęłam, wyginając się w delikatny łuk.
- Każdego dnia pragnę Cię co raz mocniej, Lily – rzekł i
poderwał się z kanapy, idąc do swojego pokoju.
Ja również mocno go pragnęłam. Intensywność naszej miłości
była na najwyższym poziomie. Nigdy bym nie powiedziała, że akurat on : ten
przystojny nocny łowca, z magnetycznym spojrzeniem, cudownie wyrzeźbionym
ciałem i ogromnym sercem będzie moim narzeczonym. Miałam spędzić z nim resztę
życia, które… nigdy nie dobiegnie końca.
Czy mogło być coś
bardziej piękniejszego?
***
- Ślub tutaj? – spytałam Louis’a zaskoczona, spoglądając na
niego z zaciekawieniem. Planowanie uroczystości z Louisem było… dziwne. Wielu
mężczyzn zrzuca całą gorączkę ślubną swojej przyszłej żonie.
- Chyba, że masz inny pomysł – powiedział, głaszcząc moje
nagie plecy swoją dłonią.
- Nie, pasuje mi to – uśmiechnęłam się ciepło, całując jego
skrawek skóry brzucha. – A w szklarni byłoby magicznie.
- Pogadam o tym z Grace, powinno na to przystać –
stwierdził.
- A Ava będzie zachwycona – parsknęłam śmiechem wyobrażając
sobie Avę, rozbrykaną wokół naszego ślubu. Wiedziałam, że byłaby tym
zachwycona.
- Żeby tylko, będzie opijać to cały tydzień – Louis
uśmiechnął się głupkowato i dłużej zatrzymał wzrok na mojej twarzy. – Cholernie
Cię kocham, maleńka. Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że to właśnie ja
uczynię Cię swoją żoną.
- Myślałeś kiedyś o przyszłości z Eleanor? – zapytałam.
Poczułam jak się spina. – Przepraszam, ja…
- Nie – pokręcił głową. – Nigdy nie przyszło mi to do głowy.
Może i ją kochałem, ale nie na tyle, by to ona została wybranką mojego życia.
Zbyt wiele kłamstw było w naszym związku i potem jej śmierć…
- Ona też Cię kochała, choć może tego nie pokazywała –
szepnęłam.
- Nie obchodzi mnie to już Lily, jesteś tylko ty i wyłącznie
ty – rzekł, uśmiechając się delikatnie. Uczyniłam to samo.
- Wiem i za to Cię właśnie kocham – mówię, jednocześnie
podnosząc się i obdarowując Louis’a namiętnym pocałunkiem.
- Och, Lily…
Rozdział taki słodziutki i BAARDZO przyszłościowy :D No, ale sielanka nigdy nie będzie trwać wiecznie, niedługo demony powrócą nad Miasto Śmierci :3
36 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ!! :* <3
Komentujcie <3
K.